piątek, 4 stycznia 2013

Hagridek?

18 grudnia
To były już ostatnie chwile bym mógł spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, ostatnia okazja by śmiać się z nimi, zapomnieć o zmartwieniach w ich towarzystwie. Niedługo rozjedziemy się do domów na Święta, a mój Syri zostanie sam. Nie wątpiłem, że będzie miał pełne ręce roboty, kiedy zajmie się przeszukiwaniem biblioteki i czytaniem masy artykułów, które już zdobył i tych, które jeszcze zdobędzie. Podziałem jego oddanie sprawie i wytrwałość, z jaką poszukiwał odpowiedzi na swoje pytania dotyczące mojej przypadłości. Ja sam wolałem nie wiedzieć zbyt wiele na ten temat, a on nie odpuszczał zaangażowany.
- To chyba nie będą spokojne Święta. – Sheva zasępił się podając mi Proroka Codziennego, którego prolongował od pierwszego roku, od dnia, kiedy poznał Fabiena.
Rzuciłem okiem na artykuł, który mi wskazał. „Akty wandalizmu w Ministerstwie Magii” – głosił tytuł. Przebiegłem szybko wzrokiem po tekście by wiedzieć mniej więcej, czego dotyczy.
- Śmierciożercy? – mruknąłem patrząc na dziwne, wytłuszczone słowo, jakie podano. – Słyszałeś wcześniej o czymś takim?
Syriusz zakrztusił się, więc pomogłem mu wypluć na talerz kawałek ziemniaka, który utknął tam gdzie nie powinien. Podałem mu szklankę z sokiem, którym mógł oczyścić gardło.
- Musisz uważniej gryźć. – pogładziłem jego ramię.
- Tak... Tak, wiem. Przepraszam. – sapnął. – Więc, co takiego się stało? – ruchem głowy wskazał gazetę.
- Do Ministerstwa Magii wkradła się grupa zamaskowanych czarodziejów. Zniszczyli fontannę i wyryli na ścianach pogróżki pod adresem mugoli. Podobno nazywają siebie Śmierciożercami.
- To w sumie dziwne, że w szkole jest tak niespokojnie, a do Ministerstwa ktoś się włamuje. – James wyczyścił już swój talerz z obiadu i teraz popijał sok jabłkowy. – To wszystko śmierdzi na kilometr.
- Sądzisz, że wszystko to jest ze sobą powiązane? – Sheva wydawał się zainteresowany, ale niespokojny. Wątpiłem by miał się, czego obawiać, ale może po prostu miał przeczucie, bądź przypomniał sobie przykrą przygodę z wilkołakami? – Nie przepadam za zimowym chłodem, a problemy w zimie to najgorsze, co mogło nam się przytrafić. Wolałbym martwić się życiem, kiedy słońce będzie świecić, ptaki śpiewać, a ja zmienię grube swetry na lekkie podkoszulki. Nie ma nic gorszego od zimy.
- Prawdę mówiąc, coś w tym jest. – Peter skinął głową. Właśnie przełknął wszystko, co miał w ustach. – Gdyby nam przyszło uciekać to jak mielibyśmy tego dokonać w zimie? Śnieg, mróz, a my obładowani ciepłymi ubraniami, kocami, kurtkami i w ogóle wszystkim... Nie udałoby się nam przeżyć.
- To nie wojna. – westchnąłem. – To tylko jakieś zamieszki. Pamiętacie jak to było z Upadłym Rodem? – ściszyłem głos. – Zamieszki, walki, ale ostatecznie nas to ominęło.
- Ale ludzie ginęli. – zauważył Andrew. – I z jednej i z drugiej strony zginęli. Ojciec Nathaniela umarł podczas tamtego starcia.
- Teraz stawka jest zupełnie inna. – miałem już pewność, że Sheva obawia się tego, co może dla nas oznaczać to, co działo się w świecie czarodziejów. – To ja powinienem się martwić, nie ty. Mój ojciec to mugol, a ja jestem wilkołakiem. – powiedziałem to, co przecież wiedzieli od dawna, a co dla mnie nie było ani nowością, ani przykrym faktem. Kochałem swojego ojca i byłem dumny z tego, jak zaakceptował moją matkę. Mój futerkowy problem również wydawał mi się niezmiennym faktem, który nie bolał tak bardzo. – Twoi rodzice są tak magiczni, że bardziej magicznymi być już nie mogą. W dodatku twój facet też jest czarodziejem i utrzymujecie, że należy do rodziny twojego ojca. Nie masz się, czego obawiać. Wrócisz do domu na Święta, spędzisz czas na beztrosce i zabawie z Fabienem. Moim zdaniem to żaden problem, więc... Trzy dni i zapomnisz o problemach w Ministerstwie jakby nie istniały. A co najważniejsze, Upadły Ród to nie Śmierciożercy. Twój chłopak jest bezpieczny.
- Hagrid! – James podskoczył na swoim krześle. – Umówiłem się z Hagridem, że pomogę mu znaleźć odpowiednie choinki! – uderzył dłonią o czoło. – Zapomniałem na śmierć! Dlatego sobie przypomniałem. – wskazał na wejście do Wielkiej Sali zawalone zielenią igieł. A więc gajowy poradził sobie bez najmniejszego problemu sam i teraz przyniósł drzewka do zamku. Słyszałem jak mężczyzna klnie na choinkę zagradzająca mu wejście, kiedy najpewniej przepychał się między nią, a ścianą by sprawdzić na ile bezpieczne będzie wniesienie do środka jego leśnych zdobyczy.
- No, dalej Hagridku, wciągaj brzuch. Wciągaj i na paluszkach... – mówił do siebie na tyle głośno, że mogłem usłyszeć go wytężywszy słuch i miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Ten ton jakby mówił do dziecka i ciężkie sapanie, kiedy nabierał powietrza by naprawdę wciągać swój pokaźny brzuchol... – Zmieścisz się, kochany, zmieścisz się. Jeszcze ociupinkę. – mówił dalej pocieszająco. – O, nie. Tylko nie broda... Puszczaj, ty stara... – nie wytrzymałem i prychnąłem śmiechem. Przyjaciele nie mieli pojęcia, co się dzieje, a ja nie mogłem im powiedzieć, co się dzieje, bo z trudem łapałem powietrze. – Au, au, au! Puść, puść. Głupie gałęzie! – odgłos szarpania, a później „trzaska” i Hagrid wtoczył się do Wielkiej Sali, jak przerośnięta kula sierści, w tym swoim paskudnym płaszczu zimowym. – Haha! Łyso ci, żem sobie poradził! – oświadczył tryumfująco mężczyzna stając na równe nogi i wygrażając drzewku. – Panie psorze, melduję, żem znalazł śliczne choinki! – naprawdę zadowolony i dumny z siebie wielki gajowy zasalutował w stronę stołu nauczycieli. Jego broda nosiła widoczne ślady po szarpaniu się z gałęziami, była naszpikowana igliwiem, a czerwone policzki Hagrida zdradzały podjęty wcześniej wysiłek.
Żałowałem, że przyjaciele nie słyszeli jak ten poczciwy wielkolud zmagał się z drzewem i mówił do siebie. Ale i bez tego cała powaga chwili wywołana niepewnością Shevy zniknęła, kiedy Hagrid odwrócił się do nas tyłem. Jego płaszcz i spodnie były rozdarte na tyłku, jakby walczył z potworem, a nie z wąskim korytarzem. Jakieś dziewczyny pisnęły speszone widząc nagą skórę na pośladku Hagrida i nie mogłem im się dziwić. Widok nie należał do specjalnie atrakcyjnych.
- Co się dzieje? – wystraszony nagłymi odgłosami wydawanymi przez dziewczęta gajowy odwrócił się do nich, a tym samym to nauczyciele mieli o wiele dokładniejszy wgląd w zawartość spodni mężczyzny. Płacząc ze śmiechu patrzyłem, jak McGonagall przewraca oczyma, gdy Sprout zasłania oczy, jak strachliwa nastolatka, która nigdy nie widziała męskiego tyłka.
- Hagridzie, jeśli to możliwe, prosiłbym cię o zeszycie spodni zanim wepchniesz choinki do środka. – dyrektor wstał ze swojego miejsca uśmiechając się pobłażliwie. Hagrid znowu zaświecił tyłkiem, kiedy odwracając się do mężczyzny zaczął macać swój tył by wyczuć, o co w ogóle chodzi.
- Oh! – zapłonął jak świąteczna lampka, kiedy jego palce trafiły na dziurę. Przez chwilę nie wiedział gdzie się podziać i jak się zasłonić, a następnie odwrócił się tyłem do pustej ściany i powoli, krok za krokiem posuwał się w stronę drzwi. – Przepraszam najmocniej. – mamrotał speszony. – Wypadek przy robocie. Przepraszam. Już mnie nie ma. – nie mniej jednak znowu ukazał nam spore rozdarcie, kiedy musiał zmienić pozycję by znowu przeciskać się między choinką, a ścianą.
Takim akcentem jak najbardziej mogłem kończyć ten rok. Nie pamiętałem już o żadnych złych wiadomościach, o tym, co stało się w Ministerstwie. Podejrzewałem, że był to jednorazowy wybryk, który więcej się nie powtórzy, a atrakcji w szkole nie brakowało. Tym bardziej, kiedy dziewczyny szalały zniesmaczone tym, czego były świadkami, a i niektórzy chłopcy dostali niestrawności. Nawet Peter odsunął od siebie pieczone kartofle, których wcześniej chciał sobie dołożyć. Nie mogłem mu się dziwić.
- On zawsze wie, jak zrobić niezapomniane wejście. – stwierdziłem uśmiechnięty, kiedy Syriusz pił zachłannie sok by zabić czkawkę, jakiej dorobił się śmiejąc głośno wraz z całkiem sporą grupą innych uczniów.
- Wrodzony talent. Łip! – rzucił, czknął i musiał pić dalej.

2 komentarze:

  1. Czkawka dosięgnie każdego. xD
    Remi ma rację. Sheva raczej nie powinien się martwić, choć on chyba właśnie przejmuje się Lupinem...
    "Haha! Łyso ci, żem sobie poradził!" - tryumf i mój głośny wybuch śmiechu. xD Hagrid rozedrze na strzępy wszystko -łącznie ze smutkiem, niepewnością i... własnymi spodniami. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Czkwake po ostatnim sylwestrze znam aż za dobrze, wredota z niej -.-" Powiedz mi jakim cudem jedna taka może utrzymywać się od 2 rano do 13?
    Oby Syriuszowi szybciej przyszła, bo najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
    Teksty Hagrida powaliły mnie na kolana (w sumie jakbym słyszał siebie przeciskajacego się momentami pomiędzmy ludźmi bądź ławkami xD)
    No cóż teraz to już pozostało tylko zszywanie spodni no i dobry humor na okres świateczny ;)

    OdpowiedzUsuń