niedziela, 20 stycznia 2013

Kartka z pamiętnika CCVIII - Syriusz Black

Net jakoś działa, ale cudów nie ma. Teraz wali się mój leptopik, więc nie wiem ile z Wami zostanę, ale postaram się dodawać noty w miarę regularnie!

Położyłem się na pościeli swojego łóżka trochę zmęczony, ale przede wszystkim odrobinę pijany. Miałem nadzieję, że alkohol pomoże mi uspokoić nerwy, zatuszować smutek, który wyraźnie odczuwałem, a który mnie pożerał. Nie udało się. Wystarczyło, że powiodłem spojrzeniem po pustych łóżkach przyjaciół, wsłuchałem się w ciszę panującą w pokoju, a już czułem, jak moje zamglone myśli wyostrzają się i nieubłaganie gnają żyłami do samego serca, które mrożą zamieniając w kostkę lodu.
Nie wytrzymałem tego. Podniosłem się i chociaż z trudem powłóczyłem nogami to jednak dociągnąłem się do drzwi, a następnie przez pusty Pokój Wspólny do sofy przy kominku. Usiadłem na niej wyciągając przed siebie nogi, ale szybko zrezygnowałem z tej pozycji. Położyłem się ze stopami w górze i głową w dole podziwiając ogień, co miało mi pomóc w zapomnieniu o przykrej samotności, którą się otaczałem. Miałem świadomość, że nie mogę tego tak zostawić, że muszę coś zrobić, ale nie miałem zielonego pojęcia, czego się podjąć. Było za wcześnie na badanie sprawy Remusa, która prawdę powiedziawszy była niewielka z powodu braku konkretnych, udokumentowanych poszlak.
Co w takim wypadku mi pozostawało? Nuda, samotność i jeszcze większa nuda!
Pociągnąłem nosem by oddać w jakiś sposób mój smutek i usilnie starałem się wpaść na jakiś pomysł, który umiliłby mi, chociaż dzień dzisiejszy. Wizytę u Hagrida miałem przecież zaliczoną, więc musiałem myśleć dalej!
- Myśl, Syriuszu. Tego nie zwalisz na alkohol. Musi być coś, co mógłbyś robić. – mówiłem do siebie niczym się nie przejmując. Aż za dobrze wiedziałem, że w tej chwili byłem w Pokoju Wspólnym sam jeden. – Szczyt beznadziei. – nie mogąc już dłużej wytrzymać, podniosłem się z miejsca i chodziłem w kółko, jakby to mogło coś zmienić. – Głowa do góry i biodra do przodu. – mruknąłem masując nasadę nosa.
Byłem beznadziejny, wiedziałem o tym, ale nic nie mogłem poradzić na swoje liczne problemy, które wywołał brak przyjaciół. Może powinienem zająć się pisaniem książki, o Remusie, którą planowałem kiedyś wydać pod pseudonimem? A może, chociaż plany na jej zawartość pozwoliłyby mi odpłynąć myślami dalej? Postanowiłem spróbować!
Wróciłem do pokoju tylko po to by zabrać kilka rzeczy, po czym rozgościłem się na sofie zaczynając od pierwszych punkcików, jakie na pewno powinny się tam znaleźć, a więc od ogólnej charakterystyki wilkołaka, jakiego ja znałem. Później musiałem uwzględnić jego słabości i mocne strony, zależność od alfy, ale także sny, o których kiedyś opowiadał mi Remi. Może jeszcze to, czego dowiem się o wyczuwaniu stanu fizycznego wilkołaka, który zamienił młodego i tak naprawdę niewiele przychodziło mi więcej do głowy. Byłem zwyczajnie beznadziejny!
Wzdychając ciężko zwinąłem się w kłębek i ziewnąłem zamykając na chwilę oczy. Planowałem przespać się kilka minut, by mój organizm odpoczął, umysł się oczyścił i może coś, cokolwiek, przyszłoby mi do głowy.
- Hmm... – nagle coś przyszło mi do głowy. Był sposób na odgonienie smutków! Katowanie! Czego najbardziej na świecie nie lubił Syriusz Black? Słodyczy! A więc, co pomoże mu zapomnieć o samotności, a sprawi, że będzie mu niedobrze? Słodycze!
Poderwałem się i skinąłem sobie głową. Nie chciałem zakradać się do Miodowego Królestwa sam, więc postanowiłem odwiedzić Domowe Skrzaty. Przed Świętami, wiedząc jak niewiele osób zostało w zamku na pewno nie będą robić mi problemów! Ukryłem więc swoje notatki oraz pióro pod sofą i zadowolony, chociaż może nie do końca „świeży” ruszyłem raźnie przez dziurę za portretem omal się nie wywracając, kiedy zahaczyłem nogą o coś bliżej nieokreślonego. Ale przecież brałem pod uwagę to, że mój stan może nie być do końca idealny po odwiedzinach u Hagrida toteż wcale się tym nie zmartwiłem. Nie zataczałem się, nie byłem przesadnie pijany, a co najważniejsze, na pewno nie było tego po mnie widać!
Bez trudu dotarłem na najniższe piętra, gdzie mieściły się kuchnie i udając niepewność wszedłem do środka. Jakaś mało atrakcyjna Skrzatka, jakby jakakolwiek z nich mogła być atrakcyjna, zauważyła mnie trochę zaskoczona obecnością ucznia. Musiała być nowa.
- Dostanę gorącej czekolady i jakieś ciastko? – zapytałem starając się być uprzejmym, ale ona gapiła się na mnie podejrzanie i przez chwilę obawiałem się, że mówię niewyraźnie i wyda się, że Hagrid rozpija ucznia. – Gorąca czekolada i ciastko... – powiedziałem raz jeszcze, chociaż wolniej. Nie dosłyszałem u siebie żadnego seplenienia, ale ona nadal nie reagowała. Nabrałem powietrza by powiedzieć głośniej, gdyby się okazało, że Skrzatka nie dosłyszy, kiedy jeden ze starszych stażem przepchnął ją na bok.
- Idź myj gary, skoro nie wiesz, jak się obchodzić z ludźmi! – syknął na nią, a następnie uśmiechnął się przymilnie do mnie. – Panicz sobie życzy?
- Czekoladę gorącą i ciastko, jakiekolwiek, z kremem, czekoladą, galaretką, cokolwiek... – miałem już dosyć powtarzania tego kolejny już raz.
- Tak jest, już, już podaję! – Skrzat Domowy podskoczył i pognał zająć się tym, czego wymagała od niego moja zachcianka. Nie myślałem nawet, że może to być tak przyjemne uczucie, kiedy widzisz, jak ktoś skacze w koło ciebie z takim zaangażowaniem.
Ani się obejrzałem, a dostałem wielki kubek gorącej czekolady z prawdziwego zdarzenia i wielki kawałek ciasta z masą. Same wstrętne pyszności!
- Dzięki! – rzuciłem z uśmiechem i paradnym krokiem wyszedłem z kuchni.
Wziąłem mały łyk czekolady i skrzywiłem się. Była słodka, czekoladowa i paskudna, jak każdy łakoć, a więc idealna na smutki! Jeśli dziś zwymiotuję to będę chyba najspokojniejszym chłopakiem w całym zamku. Nic nie będzie sprawiać mu smutku, bo będę zbyt zajęty zaglądaniem do wnętrza muszli klozetowej.
„To też jakiś pomysł na życie” powiedziałem w myślach i znowu napiłem się gorącego napoju. Miałem ciarki na ciele, kiedy do tego doszło, ale dałem radę i byłem z siebie dumny i miałem, czym chwalić się Remusowi, kiedy do mnie wróci. Jeszcze trochę czekolady i zatrzymałem się na korytarzu kładąc kubek na parapecie. Wziąłem kęs słodkiego ciastka, które dostałem i otrzepałem się, kiedy ciarki przeszły przez moje ciało.
Wyjrzałem przez okno na błonia, którymi właśnie szedł dyrektor. Najwyraźniej właśnie wybierał się do Hogsmeade by opijać święty spokój, jaki panował na zamku. Sam przecież robiłem podobnie, choć nie sądziłem by Dumbledore kiedykolwiek zechciał wypić coś ze mną, jako z towarzyszem. Nie żałowałem więc zacieśnienia więzi z Hagridem, który nie tylko pił więcej ode mnie, ale też zasnął śliniąc się przy trzeciej butelce, co znaczyło, że musiał także popijać coś wcześniej.
Popijać... Obiło mi się o głowę, więc kontynuowałem pochłanianie słodkiego ciastka oraz czekolady. Podobało mi się częste wypowiadanie tych słów w myślach, jako że kojarzyło mi się to z Remusem, za którym już tęskniłem. Nie byłem specjalnie przytulaśnym miśkiem, który potrzebuje ciągłej uwagi i bliskości ukochanej osoby, ale nie byłem też twardzielem, który ignorowałby przyjemne bodźce.
- Nie mogę się masturbować i wymiotować jednocześnie. – uświadomiłem sobie nagle. Zabrałem talerz oraz kubek i ruszyłem dalej w stronę dormitorium. Miałem zamiast rozsiąść się w Pokoju Wspólnym, dokończyć świństwa i zasnąć na sofie, jak gdyby nigdy nic. Będzie mi daleko do łazienki, ale chwilowo czułem się nie najgorzej, więc...
Nie wytrzymałem. Dojadłem ciastko na stojąco, szybko popiłem je czekoladą i musiałem przeczekać bunt żołądka, który planował zwrócić wszystko od razu. Uspokoiłem go kilkoma ruchami dłoni, którą masowałem brzuch. Tak, słodka czekolada podchodziła mi do gardła, ale najgorsze miałem za sobą, kiedy zdołałem przełknąć to, co zalegało i nie chciało za nic ruszyć w dół.
Pokój Wspólny nadal był pusty, kiedy do niego wszedłem. Nie miałem więc problemu z wyłożeniem się i zamknięciem oczu. Bolała mnie głowa, brzuch był dziwnie pełny, a mój humor nagle poprawił się do tego stopnia, że byłby w stanie śpiewać, gdyby nie fakt tego, iż żadnej piosenki tak naprawdę nie znałem.
Zdecydowanie nie powinienem pić wina, mieszać go z czekoladą i dopieszczać masą. O ile wcześniej wcale nie czułem się pijany, o tyle teraz dałbym sobie głowę uciąć, że nie tylko bym się zataczał, ale nawet mówił niewyraźnie. Ot, zły wpływ słodyczy na człowieka! Na Syriusza Blacka.

3 komentarze:

  1. Jak się ciesze że pojawiła się kolejna notka^^ Mam nadzieje, że uporasz się też z problemami z laptopem. Nie wymagam cudów ale dodawaj jak możesz nowe nocie, wiem że na złośliwość rzeczy martwych nic nie poradzisz:) Więc wiele weny i powodzenia z laptopem:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, cieszę się że mimo problemów natury technicznej, znalazłaś cierpliwość i czas, żeby dodać dla nas tę notkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czego się nie robi, aby na chwilę zapomnieć o smutkach... xD Ale słodycze tylko przypominają Syriuszowi o tym, za którym najbardziej tęskni... chyba nie do końca przemyślał swój niecny plan. xD

    OdpowiedzUsuń