niedziela, 27 stycznia 2013

Kartka z pamiętnika CCXI - Syriusz Black

- Dobrze się czujesz? Wyglądasz bladawo. - Hagrid nalał mi pół szklanki jednego ze swoich najsłodszych win. Miałem wrażenie, że spodobało mu się podpijanie w towarzystwie.
- Nic mi nie jest. - zapewniłem biorąc spory łyk trunku, który rozgrzał mnie przyjemnie. - To z tęsknoty. Jak pies, który wyje za panem. - użyłem bardzo wymownego porównania, które pasowało do mnie idealnie, o czym gajowy nie wiedział.
- Głowa do góry. Wrócą niedługo. Wypijmy za ich szybki powrót! - mężczyzna podniósł swoją szklankę i lekko stuknęliśmy się nimi pijąc do dna. Czułem, że mogę pozwolić sobie jeszcze na jedną pełną szklankę i więcej nie powinienem pić. Już teraz moja głowa była lekka jak balonik, ale potrzebowałem tego. Od kiedy odsunąłem się od rodziny nie miałem okazji na „ćwiczenie” swojej głowy w odporności na alkohol, a przecież każdy wysoko urodzony czarodziej powinien posiadać umiejętność picia i zachowywania czystości myśli. Takie było moje odczucie i taki stan chciałem osiągnąć.
- Jak ty sobie radzisz z samotnością? - spojrzałem na już podpitego Hagrida, który musiał obalić jedną butelkę sam przed moim przyjściem.
- E tam, nie jestem sam. Dyrektor wpada do mnie z wizytą czasami, ty, James i reszta też wpadacie, no i inni uczniowie, nie mówiąc o tym, że mam psa! Nie jestem samotny. A kiedy przychodzą wakacje i was tutaj nie ma, wtedy spędzam dużo czasu w Dziurawym Kotle. Nie łatwo jest być samotnym, Syriuszu.
- Skoro tak mówisz. - wzruszyłem ramionami, ale pocieszyło mnie to, co powiedział. Może naprawdę samotność wynikała tylko z ludzkiego podejścia do tematu? Skoro nasz gajowy nie był nigdy sam, to dlaczego ja miałbym, skoro po zamku kręciły się duchy, garstka uczniów i nauczyciele? - Wiesz, chyba pomogłeś mi trochę więcej zrozumieć. - pochwaliłem go, chociaż nie miałem pewności, czy do jutra będzie o tym pamiętał. Teraz jednak spurpurowiał, choć już wcześniej był rumiany od wypitego wina, i zawstydzony patrzył na swoje dłonie.
- Cieszy mnie to. - przyznał, a gdzieś tam pod gęstą brodą krył się uśmiech.
- Ale i tak nie rozumiem, jak możesz opiekować się Zakazanym Lasem! - zmieniłem temat by wino nie zagotowało się w rozpalonej głowie Hagrida.
- No wiesz? - prychnął niemal urażony. - To wspaniały Las pełen wspaniałych istot! Nigdy nie znajdziesz drugich takich!
- I chyba nie chciałbym ich spotkać. - uśmiechnąłem się pod nosem. - Swoją drogą, jest 29 grudnia, więc powinien wrócić dyrektor...
- Nie wpadnie do mnie dzisiaj. Wróci późno. - mężczyzna machnął ręką i dolał sobie wina. Całkiem sporo, ale nie mi oceniać ile pije. - Jutro mnie odwiedzi, a do jutra będę jak nowo narodzony.
Wątpiłem w to szczerze, ale nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego sączyłem powoli swoje wino. Za jakiś czas będę musiał wrócić do zamku, zjeść obiad ze wszystkimi, a później zaszyć się w Wielkiej Sali z książkami o wilkołakach. Z jakiegoś powodu o wiele przyjemniej było mi pracować po winie niż bez niego. Mój umysł był jaśniejszy, nie denerwowałem się, miałem większą ochotę do działania i analizowania. Zabawne, ale tak właśnie było, chociaż nie planowałem pić czegokolwiek poza piwem kremowym, kiedy mój Remi wróci po świętach. Zresztą, przy nim będę upity swoją radością i jego słodyczą.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli i szybko dopiłem resztę czerwonego trunku, jaki został w mojej szklance.
- Wracam do zamku. - oświadczyłem. - A ty nie pij więcej, bo jutro będziesz do niczego i Dumbledore od razu zauważy, że dziś balowałeś. - wstałem, poklepałem Hagrida po potężnym ramieniu i wyszczerzyłem się do niego. - Nie wstawaj, sam się odprowadzę do drzwi. Dam ci znać, kiedy jeszcze wpadnę. - założyłem kurtkę, otuliłem się dokładnie szalikiem, naciągnąłem na uszy czapkę, zaś na ręce najcieplejsze rękawiczki, jakimi dysponowałem. Dostałem je w tym roku od Remusa. Były puchate i niebieskie i już je uwielbiałem.
Przypominając chodzącą kulkę materiałów wszelakich podszedłem do drzwi i wytoczyłem się na zimny dwór, gdzie śnieg zaczynał na nowo sypać, a wiatr zgarniał śliczne, zimne płatki kierując nimi prosto w moją twarz. Musiałem się zgarbić i pochylić głowę, by ochronić oczy i skórę przed zimnymi, drobnymi pociskami. Trochę się zataczałem idąc powoli w stronę zamku, ale nie było to bynajmniej winą alkoholu, ale wiatru i śliskiego śniegu, po którym szedłem. Musiałem omijać wielkie ślady buciorów Hagrida, jeśli nie chciałem przypadkiem skręcić kostki. Ten wielkolud potrafił przebić się nawet przez grubą warstwę lodu, jaka zalegała gdzieś pod ubitym śniegiem. Miałem nadzieję, że nie wywrócę się drobiąc powoli, małymi kroczkami. Zresztą, miałem wiele małych i większych pragnień, zaś bezpieczne dotarcie do zamku w całości było tylko jednym z nich. Poza tym nie obraziłbym się, gdyby w pokoju czekał na mnie list od Remusa, w których mówiłby jak bardzo tęskni, jak mnie kocha i jak nagrodzi za moją wytrwałość. Nie obraziłbym się także, gdyby okazało się, że Lupin wrócił wcześniej nie mogąc znieść myśli o tym, że siedzę tu sam. To było niemożliwe, ale piękne w marzeniach.
- Straszny z ciebie płaczek, Black. - rzuciłem do siebie i strzepnąłem z kurtki cienką warstwę białego puchu, który obkleił mnie, choć zaledwie przed chwilą wyszedłem z chaty Hagrida. - I chyba przytyłeś od tych łakoci bez Lupina. - zatrzymałem się i przyjrzałem się swoim udom. Czy spodnie mnie opinały, czy było to winą kalesonów, które pod nie założyłem?
- Black, co ty robisz? - uniosłem szybko głowę, kiedy ktoś odezwał się do mnie nieznaną mi barwą głosu. Niemal stanęło mi serce, ponieważ nie spodziewałem się trafić na kogokolwiek. Odwróciłem się do tego, który wypowiedział pytanie i z ulgą stwierdziłem, że to tylko Ryo.
- Przytyłem? - zapytałem od razu, jakby to było najnormalniejsze w świecie pytanie. - Nie patrz tak na mnie. To poważne pytanie! Chyba się utuczyłem... Mówię jak Remus, ale nic to. - Ryo skrzywił się jeszcze bardziej.
- Nie specjalnie ci się na co dzień przyglądam, Black. - stwierdził poważnie. - Sam powinieneś wiedzieć, czy cię ubrania opinają. Zresztą, jeśli się upasłeś to twoja wina, nie? Trzeba był dbać o linię.
- Mój błąd, nie powinienem pytać o to kogoś takiego jak ty. - syknąłem otrzepując spodnie ze śniegu. - Jesteś ostatnią osobą, od której mógłbym spodziewać się szczerej odpowiedzi. Zawsze uprzejmy i czarujący, co?
- Nie nazwałbym cię przyjacielem, więc w czym problem?
Z jakiegoś powodu miło było się z nim posprzeczać. Od dawna nie zamieniłem słowa z nikim poza Hagridem, więc ta odmiana należała do bardzo miłych, nawet jeśli chodziło o wymianę zgryźliwych komentarzy.
- Nie chciałbym takiego kumpla jak ty, a co dopiero przyjaciela. - teraz i ja się krzywiłem, za to on uśmiechał.
- Więc się świetnie dogadujemy. A tak w ogóle to na twoim miejscu nie patrzyłbym na nogi, ale na te obwisłe policzki. Takich nawet chomik nie utrzymałby w pozycji sterczącej, więc zaraz zaczniesz nimi klaskać pod brodą. - szlag, akurat ten komentarz naprawdę mu się udał i poczułem, jak złość szczypie mnie w najwrażliwsze wnętrzności.
- Mam nadzieję, że Merlin kopnie cię kiedyś ostro w dupę i nie wstaniesz póki śnieg nie stopnieje i facjata nie doklei się od podłoża!
- Chcesz żebym leżał tyłkiem do góry, co?
- W sumie, nie mam nic przeciwko temu. Może zwierzęta z Zakazanego Lasu zaczną żerować na padlinie i zaczną od ciebie.
- Daj znać, kiedy twoje policzki zaczną obumierać bo zwis będzie zbyt wielki żeby krew w nich krążyła.
- Wredny buc. - syknąłem.
- Chrzaniony paniczyk.
Chyba zaczynaliśmy się porozumiewać i obdarzać sympatią. A przynajmniej na to się zanosiło, kiedy słodziliśmy sobie cali pokryci śniegiem i coraz bardziej zziębnięci.
- Olewam cię. - stwierdziłem w końcu. - Mam ochotę na gorącą herbatę.
- Ja ciebie ciepłym moczem. - dodał niezrażony. - Przekonajmy się, który z nas wcześniej dotrze do kuchni i herbaty. Przegrany oddaje swoją kromkę z szybką i serem na rzecz wygranego.
- Zapomnij, że ci się uda! - nie ważne, czy podejmowałem to wyzwanie. Po prostu wystartowaliśmy w tym samym czasie nie chcąc okazać słabości. Wojna testosteronu, jak powiedzieliby niektórzy. Na to nie było lekarstwa. Zwyczajnie bycie mężczyzną zobowiązywało do walki o dominację!

2 komentarze:

  1. Nie żebym narzekała ale ja chce z powrotem Remiego. Bo bez niego i reszty huncwotów Syri wariuje:P Zaczynasz wplatać przejście do książki powoli powiem, że ciekawie ci to wyszło. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzialik:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, kto wygrał. xD
    "- Nie specjalnie ci się na co dzień przyglądam, Black." - hahaah xD Ryo zdecydowanie stał się pewniejszy siebie, odkąd nie utrzymuje kontaktów z Potterem (przykre to, hehe xD) Mmm, gdyby Ryo nie był Japończykiem albo Syri synem Blacków, uznałabym, że są zżytymi braćmi ;3

    OdpowiedzUsuń