piątek, 1 lutego 2013

Akcja

4 stycznia
- Czuję się staro.
- Hę? - jak jeden mąż, wszyscy spojrzeliśmy na Jamesa, który właśnie stał przed lustrem podziwiając swój nikły zarost na policzkach. Chociaż z powodzeniem mógłby odpuścić sobie golenie to wątpiłem, by aż tak bardzo chciał się odmładzać. Biedak był święcie przekonany, że jego „meszek” może równać się z ostrymi czasami włoskami na szczęce Blacka.
Wsunąłem do ust kostkę czekolady i przyjrzałem się dokładniej okularnikowi, który nie potrafił oderwać się od lustra na drzwiach szafy.
- Czujesz się staro, czy wyglądasz staro? - Sheva postanowił uściślić co nieco zanim zaczniemy pocieszać Pottera nie chcąc przez cały dzień wysłuchiwać jego jęków.
- W sumie... Dobre pytanie. - J. przysunął się bliżej lustra i oglądał swoje „uroki” z każdej możliwej strony zanim udzielił nam jasnej odpowiedzi.
- I jedno i drugie. Czuję się staro bo wyglądam staro i wyglądam staro bo tak się czuję.
- O, Merlinie, co za filozofia życiowa. Gratuluję, Potter. Nagroda ci się za to należy. Złota myśl wszech czasów. - Syriusz prychnął z pobłażaniem i litością patrząc na Jamesa. Wątpiłem by chodziło o utrzymanie swojego terytorium, kiedy J. mógł się już pochwalić swoim „meszkiem”, ale jednak jakaś niewypowiedziana jasno wojna trwała między nimi. Chociaż, czy miało to sens? Nie od dziś Black był Szarą Eminencją naszej grupy, zaś Potter łudził się myślą o posiadanej nad nami władzy. Może to głupie, ale jednak prawdziwe.
- Nie powiem żebyś był piękny, ale na pewno nie jesteś jeszcze stary. - mruknąłem do okularnika odpychając go od lustra. - Głupi, tak, ale nie stary. Zresztą, jeśli będziesz stary to z własnej winy. - wzruszyłem ramionami. - Nie dbasz o siebie. Popatrz na Shevę, albo na Syriusza, nawet ja o siebie dbam na swój własny wilkołaczy sposób.
- Dbam o siebie! Jestem piękny, boski, przystojny... Tak, wiem, że pieprzę głupoty. - był na tyle miły, że sam się do tego przyznał. - Ale jeśli nie będę w siebie wierzył to nie zdobędę Evans. A muszę się pospieszyć, bo więcej czasu mieć nie będę. Za dwa lata z hakiem kończymy szkołę, a ja muszę podbić jej serce do tego czasu.
- Dlaczego akurat ona? - Peter zapytał o to mimochodem i wątpiłem, czy w ogóle go to interesuje. On już od pewnego czasu żył w swoim własnym świecie stworzonym przez Narcyzę. Nie wątpiłem, że blondynek był bardziej dorosły niż my wszyscy, chociaż miał ogromnego pecha w byciu samym sobą. Nauka nie szła mu zbyt szybko, za to idealnie radził sobie ze swoim wzdychaniem do nieuchwytnej dziewczyny ze snów i Slytherinu.
- Czy to nie oczywiste? - J. założył krawat, ścisnął go za mocno i musiał poluzować, jeśli nie chciał się udusić. - Jest ładna i inteligentna, więc nasze dzieci będą ładne i inteligentne.
- A jeśli podadzą się do ciebie? - Sheva uniósł brew.
- Będą jeszcze ładniejsze i jeszcze inteligentniejsze. - mruknął od niechcenia okularnik.
Nikt tego nie skomentował. Zamiast tego zebraliśmy się na śniadanie, które miało rozpocząć nasz wieli powrót do nauki i typowej szkoły. Było w tym coś, co bardzo mnie cieszyło, jako że nie często ostatnimi czasy przykładałem się do nauki, a teraz miałem więcej sił i chęci, jakby rozstanie z Blackiem dobrze mi zrobiło. A może tylko mi się wydawało? Jakakolwiek nie była by prawda, czułem, że mam więcej sił do działania, że chętniej podchodzę do każdego dnia, a Syri był mi równie niezbędny, co słońce. Nie byłem może rośliną, ale to nie miało najmniejszego znaczenia, gdyż u tak potrzebowałem do życia jednego i drugiego. Jedynie księżyc był mi zbędny, ale na to nie miałem wpływu. Porwałem pasek czekolady z leżącego w szufladzie opakowania i zjadłem ją od razu. To był mój sposób na lepszy dzień i opatentowałem go już w każdym calu. Tylko dni, które nie zaczynały się od czekolady były nieudane. Nic nie mogło pomóc mi w podniesieniu głowy i raźnym witaniu nowych trudów, jak właśnie słodycz płynąca z przepysznego kakao, jakie znajdowało się w każdej kostce moich pyszności. Syriusz mógł czuć się zazdrosny.
- Mam ochotę położyć się i spać. - mruknął Black, kiedy opuściliśmy już naszą sypialnię. - Źle sypiałem bez was, a teraz muszę się zrywać z rana. Zamęczy mnie to, nie sądzicie?
- Sądzę tylko, że przesadzasz. - mruknął Potter i stanął na palcach chcąc dostrzec powód zamieszania, jakie panowało na korytarzu zaledwie kilkadziesiąt kroków od wyjścia z naszego dormitorium. - Nic nie widzę. Hej, co się dzieje? - złapał za ramię jakiegoś pierwszoklasistę, który stał w pobliżu.
- Nie wiem, ale dużo osób się zebrało, więc to chyba coś ciekawego. - mruknął i wyrywając ramię z uścisku Jamesa przepychał się byle dalej do przodu.
J. spojrzał na nas i wzruszył ramionami najwyraźniej rozumiejąc sposób myślenia chłopaka. Na jego miejscu z pewnością zachowywałby się tak samo. Teraz był niestety na tyle dorosły, by nie robić z siebie kompletnego idioty częściej niż to konieczne.
- Proszę się rozejść, to nie przedstawienie! - dało się słyszeć piskliwy głos Flitwicka. - Uciekać, już, już! Bo zacznę rozganiać siłą! - groził, chociaż chyba nikt mu nie wierzył. Sam byłem bardzo ciekaw, co takiego się działo, co zwróciło uwagę tych wszystkich osób z przodu.
Rozbłysło zaklęcie i uczniowie rozstąpili się, jak morze Czerwone, pchani siłą zaklęcia.
- Dobrze, że cię widzę, Syriuszu. Idziesz ze mną, a reszta do Wielkiej Sali, ale już! - mały człowieczek podszedł do zaskoczonego Blacka i złapał go za szatę ciągnąć za sobą. - Proszę w to wkładać więcej serca, to poważna sprawa. - mamrotał znikając nam z oczu.
- Chwila, chwila, piękna. - Sheva złapał za rękę jakąś dziewczynę, która wcześniej stała bliżej miejsca zdarzenia, jak sądziliśmy. - Co się stało? - może i każdy wiedział, że Sheva „gra w innej drużynie”, ale i tak potrafił obchodzić się z dziewczynami, kiedy spojrzał na nie tym swoim filuternym, zielonym wzrokiem urodzonego mistrza łóżkowych przygód. Nie ważne, czy rzeczywiście tak było, bo Andrew potrafiła rozsiewać naokoło tę aurę pewności siebie i wdzięku.
- Jakaś dziewczyna zemdlała na korytarzu. To pewnie coś poważnego skoro od razu wezwano panią Pomfrey i dyrektora.
- Nie wiesz co to za dziewczyna? - dopytał chłopak.
- Nie. - odparła. - Ślizgonka, tyle wiem na pewno.
- Dzięki. - uśmiechnął się do niej słodko i puścił jej rękę. Peter zasłaniał dłońmi usta zastygły w niemym krzyku.
- Nie panikuj. Gdyby to była Narcyza każdy by o tym wiedział. - mruknąłem do niego. - Jej nie da się z nikim pomylić i każdy ją zna.
- Tylko dlaczego wezwali Syriusza. - mruknął James tonem, który niemal wrzeszczał: „mamy zagadkę do rozwiązania!”.
- Musi chodzić o jakąś inną kuzynkę. - stwierdziłem zaniepokojony tym wszystkim. - Ród Blacków jest rozległy i nawet jeśli Syriusz jest synem marnotrawnym to nadal należy do rodziny.
- Może to jakaś epidemia, którą Blakcowie przywieźli po świętach? - okularnik snuł swoje teorie.
- Syriusz nie był w domu, więc po co by go wzywali?
- Może chcieli sprawdzić, czy też jest zakażony? A może my też już jesteśmy chorzy?! Chyba czuję się jakoś tak niewyraźnie. Zaczyna mi się kręcić w głowie.
- Idiota. - skwitowałem. - Chodźmy na śniadanie, bo mnie kręci w żołądku. Syriusz do nas dołączy, jak tylko go puszczą. - oczywiście, że się martwiłem, ale nie miałem zamiaru opuszczać przez to najważniejszego posiłku dnia. Zresztą, zawsze mogłem zachomikować kilka rogalików dla Blacka, kiedy już do nas wróci. Byłem pewny, że chętnie zje trzy z masłem i popije kawą z mlekiem. Sam z nerwów byłem tak głodny, że smarowałem swoje cztery rogale marmoladą wieloowocową i nie szczędziłem miejsca w żołądku by wypchać go świeżą bułeczką.
Siedziałem jak na szpilkach, kiedy Syriusz wrócił do nas na niedługo przed zakończeniem śniadania. Pochłonął to, co dla niego przygotowałem bez zastanowienia.
- Powiesz nam, co się stało? - domagał się Potter, kiedy Syri milczał.
- Moja kuzynka zasłabła. Andromeda. - westchnął. - Ale to nic poważnego. To znaczy... Zasłabnięcie. Może powiem wam później, ok? Na razie muszę to przemyśleć. - spojrzał na nas zmęczonym wzrokiem jakby już od wieków nie spał i miał dobre dwa razy więcej lat niż w rzeczywistości. Co takiego poważnego mogło się stać?
- To nie nasza sprawa, rozumiemy. - Sheva wzruszył ramionami.
- To nawet nie moja sprawa. - westchnął ciężko Black. - Tyle, że sama mnie w to wplątała. - Powiem wam kiedyś. Później, kiedy będę wiedział, jak to się rozwinie. - dolał sobie kawy i wypił duszkiem. - Chociaż pewnie wcześniej niż przypuszczam, bo to męczące trzymać coś takiego dla siebie.

1 komentarz:

  1. Zagadka... ;> Ciekawe, ciekawe. Andromeda jest niemal jak... Syriusz, hehe. ;P Grają w jednej lidze, więc w sumie nie dziwię się, że wzięła Blacka za swojego powiernika. Tylko cóż takiego jest na tyle poważne, że aż Syri się zmartwił...
    Hmm, spokojny dzień może przerodzić się w bardzo intrygujący ;3

    OdpowiedzUsuń