niedziela, 17 lutego 2013

Kartka z pamiętnika CCXIII - James Potter

UWAGA! PRZEZ CZAS BLIŻEJ NIEOKREŚLONY NIE BĘDZIE NOWYCH WPISÓW. MÓJ KOMP MA KRYZYS I MUSZĘ GO NAPRAWIĆ, WIĘC NIE WIEM ILE MOŻE TO ZAJĄĆ. PROSZĘ, CZEKAJCIE NA MNIE.


.


.


Wpadłem jak śliwka w kompot. Chciałem więcej romantyzmu w życiu to doczekałem się chwili, kiedy Evans zwracała na mnie więcej uwagi. Oczywiście, James Potter nie ucieka od uczuć! On tylko stosuje taktyczny odwrót w celu opracowania taktyki – tak przynajmniej sobie to tłumaczyłem. Z dwojga złego wolałem by ktokolwiek był mną zainteresowany, niż gdybym całe życie miał spędzić w smutnej, szarej samotności. Gdyby tylko Lily nie była tak strasznie dominująca z nastawienia. Czasami mnie przerażała, ale to nie znaczyło, że nie należy do bardzo ładnych dziewcząt. Miała spory biust, ładne oczy o kształcie migdałów i przyjemnym, zielonym kolorze, co wcale nie miało nic wspólnego z moją wcześniejszą słabością do Shevy, miała przyjemny uśmiech, płomienne włosy, które strasznie mi się podobały... Była idealną kandydatką na dziewczynę, dla kogoś takiego, jak ja. Boski J. Potter zasługiwał na wiele, o ile nie na najwięcej!
Był tylko jeden problem... Związek z Evans oznaczałby koniec uganiania się za innymi, a to mi nie odpowiadało! Miałem przecież oko na Severusie, który kręcił mnie niemal tak samo, jak ta boginka. Co takiego miał w sobie Sev? Był tajemniczy o delikatnej aparycji, jego oczy były jak dwie czarne studnie, a włosy lśniły, bez względu na to, co Syriusz sądził o ich blasku.
Wcześniej mogłem się wahać, obijać, zwlekać, ale teraz, kiedy wszystko szło w dobrą stronę związku na stałe z Lily, musiałem przyspieszyć i zerwać to dojrzałe jabłko, jakim był Severus. Nie mogłem pozwolić, by taka okazja przeszła mi koło nosa.
Zostawiłem przyjaciół w Pokoju Wspólnym, gdzie debatowali nad problemami egzystencjalnymi, a sam wyślizgnąłem się niezauważenie i pognałem, jak na skrzydłach wiatru, do biblioteki – jedynego miejsca, w którym mogłem szukać Ślizgona. Napastowanie go w tłumie, przy świadkach nie było mądrym pomysłem, ale innego nie miałem. Mogłem wyłącznie pozwolić na to, by zaszył się w jakimś ciemnym kącie i wtedy zaatakować go niczym tygrys swoją ofiarę. Ah, ależ ja uwielbiałem samego siebie!
Nuciłem pod nosem wymyślone na poczekaniu melodie, kiedy podskokami zbliżałem się do biblioteki. Byłem pełen życia, naprawdę rozradowany i nic nie mogło przeszkodzić mi w realizacji niecnego planu zdobycia ostatniego bastionu wroga. Snape w końcu ulegnie i podda się mojej przewadze. Jeśli do tego nie dojdzie, wtedy będę zmuszony wysilić się i zmusić go do zaakceptowania swojej pozycji podległego Potterowi Zdobywcy.
„Haha, to ja!” miałem ochotę zawołać, gdy przekroczyłem drzwi biblioteki, ale powstrzymałem się wiedząc, że to nie najlepszy pomysł. Gdyby opiekunka tej zatęchłej dziury wyrzuciła mnie za drzwi i zabroniła wracać musiałbym czekać w nieskończoność na Severusa i najprawdopodobniej mógłbym zapomnieć o jakiekolwiek możliwości ataku. Byłem przyczajony i dobrze wiedziałem, że dziś polowanie nie będzie daremne.
Rozpocząłem swoje poszukiwania nie mając pewności, czy obiekt moich cichych westchnień jest w ogóle w tym pomieszczeniu. Nie miałem Remusowego zmysłu węchu, czy słuchu, który pomógłby mi odnaleźć swój ideał. Może Syriusz wcale nie miał tak wesoło skoro jego chłopak na pewno wyczułby na nim obcy zapach? To nie wydawało mi się już takie istotne, kiedy sam musiałem szukać całym sobą miejsca, gdzie mógłby ukryć się Snape. Miał nawyk wciskania się w najmniejsze dziury, toteż nie koniecznie powinienem patrzeć po stolikach, ale z ulgą stwierdziłem, że tym razem to właśnie tam się zamelinował. W małym, niewinnym kąciku, gdzie nikt nie zwracał na niego uwagi, a w większości nawet nie widział, jeśli nie wychylił się za daleko. A więc był w mojej mocy!
- Witaj, Piękny. - rzuciłem siadając na krześle naprzeciwko niego. Wydawało się ciepłe, ale to dobrze. Może jeszcze niedawno Snape siedział na nim i zmienił miejsce z powodu lepszego natężenia światła po tamtej? Nie byłem geniuszem, do tego się przyznawałem.
Chłopak zignorował mnie, chociaż chyba skrzywił się, jakbym śmierdział, co było niemożliwe. Kąpałem się dzisiaj, wypachniłem, jakbym szedł na randkę i musiałem przyciągać swoją wonią, nie zaś odstraszać. Może to sama moja obecność tak na niego wpływała?
- Może ci pomogę? Jestem całkiem niezły z... - pochyliłem się nad jego książkami by rzucić okiem na materiał, który usiłował opanować. - W eliksirach. - mój głos raczej nie brzmiał przekonująco, ale co mogłem na to poradzić? Nie wiedziałem na temat eliksirów więcej niż Black, chociaż byłem ciut lepszy od Remusa, za to Severus był w nich mistrzem i za nic nie mógłbym dzielić się z nim swoją ubogą wiedzą.
- Nie bądź taki oziębły. Przychodzę w pokoju. - wyszczerzyłem się. - Chcę pomóc, a tak naprawdę jestem tutaj żeby cię poderwać. - bez skrępowania wyciągnąłem przed siebie dłoń i filuternie pogładziłem palcem dłoń chłopaka. Chyba nie zadziałało, bo odsunął się szybko i spojrzał na mnie morderczo, jakby mógł zabijać tymi ciemnymi oczętami. Był piękny w tej swojej bladości. - Chyba się mnie nie boisz? - obróciłem wszystko w żart i przysunąłem krzesło bliżej chłopaka. On odsunął się, więc ja znowu się zbliżałem. Mogliśmy tak kręcić się w kółko w nieskończoność, więc nogą zablokowałem mu możliwość przesuwania krzesła. Podniósł się gwałtownie, a to oznaczało, że muszę atakować natychmiast.
Wstałem równie szybko i złapałem go za ręce popychając na stabilną, gdyż ciężką szafę z nudnymi, starymi, zakurzonymi książkami. Na moich ustach znowu pojawił się pewny siebie uśmiech, na który nie miałem wpływu.
- Puszczaj, albo zginiesz boleśnie! - syknął patrząc na mnie bez cienia strachu.
- Oj, po co tak ostre słowa? Nic ci jeszcze nie zrobiłem. Jeszcze. - dodałem specjalnie, ale to nie wywołało żadnej reakcji poza nienawistnym spojrzeniem tych zimnych oczu. Już ja kiedyś rozpalę w nich ogień... - Chodzimy do jednej szkoły, jesteśmy jak rodzina, więc powinniśmy się kochać. - rzuciłem niewinnie.
Chciał coś odpysknąć, ale natarłem na jego wargi swoimi. Nie byłem głupi, nie wpychałem języka w jego otwarte w zaskoczeniu usta. Odgryzłby mi język, wiedziałem to lepiej niż cokolwiek innego. Nie mógł mi jednak zabronić lizania tych lekko spierzchniętych warg. Już przy pierwszym liźnięciu zamknął gwałtownie usta i szarpał się jęcząc coś niezrozumiałego. Jego opór nie miał sensu. Najmniejszego. Wsadziłem nawet nogę między jego uda żeby nie mógł kopać i specjalnie ocierałem kolanem możliwie najwyżej o jego ciało, by go pobudzić, może uspokoić, bądź doprowadzić do bezsilnego płaczu.
Niestety, zamiast tego dostałem dosyć mocno w łeb. Aż mi na chwilę pociemniało przed oczyma i sam ugryzłem się w język, co skwitowałem stęknięciem. To nie mógł być Severus, gdyż jego ręce nadal były unieruchamiane przez moje.
- Co do cholery?! - warknąłem odwracając głowę i wtedy dostałem prosto w szczękę. Biała plama rozmazała się na wizji i puściłem Severusa rozmasowując swoją twarz, skupiając się na tym żeby ustać na nogach.
- Żal na ciebie różdżki, Potter! - usłyszałem wściekły syk i nadal niewyraźnie widziałem, jak czarna plama kryje się za jasnym „czymś”. Poznałem ten głos i kląłem cicho w myślach. Więc dlatego krzesło było ciepłe. Nie Severus na nim siedział, ale parszywa porcelanowa lala, Lucjusz Malfoy.
- Gówno cię to obchodzi, Porcelanowa Protezo. - syknąłem mrugając. W końcu wracała normalna wizja i mogłem skupić wzrok na Ślizgonach. Snape ukrył się za Lucjuszem uśmiechając się wyjątkowo wrednie pod tym swoim noskiem. - Narcyza wie, że w międzyczasie zajmujesz się ratowaniem biednych kolegów po bibliotekach? - zauważyłem, że brew mu drgnęła, chociaż nie byłem w stanie określić, czy z wściekłości, czy może trafiłem w jakiś czuły punkt. - Tak się składa, że ja napastuje Severusa legalnie. - „jeszcze” chciałem dodać, ale powstrzymałem się bez większego trudu. Tak wiele nikt nie musiał wiedzieć.
- Jest z mojego domu, a ja jestem prefektem. A kim jesteś ty, zboczeńcu? - syknął podchodząc do mnie bliżej, wyzywająco. - A może jesteś nikim i dlatego dostawiasz się do moich uczniów, co?
- Twoich? - prychnąłem śmiejąc się i patrząc na niego ironicznie. - Twoich uczniów? Czyżbym o czymś nie wiedział? A może Narcyza wie, że masz kogoś na boku? - uchyliłem się, kiedy jego pięść leciała w moją stronę. Chyba naprawdę nie planował brudzić sobie mną różdżki. Cóż, mógł mnie uderzyć z zaskoczenia, ale nie kiedy byłem w pełni świadom tego, że nadciąga cios. Nie musiałem być mistrzem pojedynków by go uniknąć. Odsunąłem się jednak na bezpieczną odległość, by przypadkiem nie oberwać, gdyby mój refleks zawiódł.
- On nie zawsze może cię bronić. - rzuciłem do Severusa, który nadal słał w moją stronę mordercze błyskawice. - Kiedyś będziesz sam, a wtedy ja cię zauważę, więc bądź na to przygotowany. - ostrzegłem.
Nie odpowiedział. Widziałem jednak, jak zaciska dłoń na swojej różdżce, jakby chciał powiedzieć: „Będę gotowy i zabiję, jeśli się zbliżysz chociażby na krok”. Nie mógł mnie zabić, ale nie wątpiłem, że będzie się bronił. Gra warta świeczki.

4 komentarze:

  1. Gra warta świeczki - w to nie wątpię ;3
    I, kurcze... James naprawdę pasuje mi na zdobywcę męskich serc. Z kobietami może i jest trudniej, ale zrobi się cos bolesnego, niesamowitego i wiele jest gotowych służyć swym oblubieńcom... Faceci są twardsi, hmm ;3
    No i potem wszyscy się dziwili, czemu Lucek nie lubił Harrego! xD
    (PS: Jak net będzie stały, to zapraszam na rozdział xD)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech ten komputer się wreszcie ogarnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Genialne c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie możemy się doczekac :c Daj znac u nas o nowościach i napraw komputer szybciej! :))

    OdpowiedzUsuń