środa, 13 lutego 2013

Koniec nogi

15 stycznia
W dalszym ciągu byłem na wojennej ścieżce z Syriuszem, który nie zmienił zdania, co do moich słodyczy. Niestety nie zapowiadało się na szybkie zażegnanie konfliktu, ani cudowne pogodzenie się i przeprosiny pełne pocałunków, czułości, czy innych rozkosznych gestów. Ja nie chciałem ulegać, a on także nie należał do łatwych przeciwników. Sam nie wiem, który z nas gorzej to wszystko znosił, ale w dalszym ciągu byliśmy przyjaciółmi. Nie zachowywaliśmy się, jak głupie dzieci, które z nadąsanym prychnięciem przestaną z sobą rozmawiać. Nie, nasza przyjaźń trwała, ale nasz związek przeżywał kryzys. Nic dziwnego, skoro specjalnie zjadałem dwa razy więcej łakoci niż zwykle i to tylko po to by manifestować swoją niezależność. Sam się sobie dziwiłem, że w krótkim czasie nie znienawidziłem tej słodyczy, która towarzyszyła mi każdego dnia. Widać byłem bardziej wytrzymały niż Peter. Tyle, że wyłącznie na słodycze!
W tym wszystkim była jednak jedna, bardzo pozytywna rzecz. A mianowicie, siedzieliśmy częściej na tyłkach zamiast biegać po całym zamku, co służyło Jamesowi i jego połamanej nodze. Naturalnie, już dawno powinna być cała i zdrowa, ale u niego wszystko „wolniej” się goiło, co nie miało nic wspólnego z realnym stanem rzeczy, ale z psychiką chłopaka. Na swój sposób był rozkoszny, kiedy przesadzał, cokolwiek by się nie działo.
- Ktoś powinien mnie nosić. - stwierdził niespodziewanie J., kiedy siedzieliśmy wspólnie przed kominkiem, w którym wesoło płonął ogień. Gdybym mógł pewnie powiedziałbym mu coś niemiłego, ale nie widziałem sensu w zadręczaniu tej chodzącej Przesady.
- Powiem Evans o twoim pomyśle, jestem pewien, że znajdzie jakieś magiczne rozwiązanie twojego problemu. - Sheva był bezlitosny.
- Bardzo zabawne, serio. - prychnął J. Miałem wrażenie, że od kiedy dziewczyna zaczęła się nim interesować jego zainteresowanie nią spadło. A może dostrzegł pewne cechy dziewczyny, które wcale mu nie pasowały? Nie zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście tak było.
- Czyżbyś miał dosyć swojej lubej? - chłopak uśmiechnął się pod nosem wyraźnie zadowolony. - Zostawiam cię w dobrych rękach. Pragnę zauważyć, że w następnym roku już mnie tutaj nie będzie i wtedy to ona zajmie się swoim Potterusiem Cycusiem.
- Życie ci niemiłe, Shave? - okularnik syczał przez zęby.
- Wręcz przeciwnie. Dobrze wiesz, że to prawda i skończysz z upierdliwą dziewczyną, która nie pozwoli ci spokojnie oddychać. Będziecie mieli dziecko, które poda się do niej. Może nawet dziewczynkę i umrzesz nieszczęśliwy plując sobie w brodę, że zamiast cieszyć się wolnością uganiałeś się za dupami.
- Nie uganiam się za dupami! Dawniej tak, ale teraz za biustem... Chociaż... - James wzruszył ramionami. - Nie ważne, nie istotne, zapomnij i nie kontynuuj. Nie ważne!
- Skoro tak mówisz. Ale wiedz, że Evans tu idzie. - na twarzy zielonookiego pojawił się wyjątkowo wredny uśmiech. Czerpał satysfakcję z popłochu Pottera, który klął pod nosem poprawiając się szybko w fotelu.
- Jak się czujesz, James? - zaświergotała podchodząc do nas i spojrzała z góry na Syriusza widocznie oczekując, że ustąpi jej miejsca na sofie. On jednak uniósł brew odpowiadając równie wyniosłym spojrzeniem.
- Całkiem nieźle! - widać było, że J. jest spłoszony i nie specjalnie wie, jak powinien się zachować. - Naprawdę świetnie, mógłbym rzec. Wszystko się ładnie zrosło i tylko oszczędzam nogę żeby nie bolała. Jestem strasznie delikatny, kiedy chodzi o moje ciało. - stanął na nogach i poskakał w miejscu. Byłem ciekaw, jak to możliwe, że nie jęczy z bólu, skoro przy nas nie potrafił nawet dobrze stanąć na usztywnionym kulasie. - Dzisiaj Pomfrey zdejmie zaklęcie i będę cały i zdrowy, jak nowo narodzony.
- To wspaniale. - mogłem się założyć, że zaklaskałaby w dłonie, gdyby nie nasza obecność. Nie uśmiechało jej się przebywać w naszym towarzystwie zamiast sam na sam z Potterem. Tylko dlaczego nagle go polubiła? Może wcześniej również miała do niego słabość, ale czy aby na pewno? - Wiesz, skoro jest ci już lepiej może się przejdziemy?
Niemal słyszałem, jak J. klnie w myślach i woła o pomoc. Tyle, że żadne z nas nie było w stanie przyjść mu z pomocą. Nawet Zardi nie wiedziałaby, jak to zrobić, chociaż była chodzącym geniuszem zbrodni.
- Yyy, jasne! - a co innego mógł jej odpowiedzieć?
Evans złapała go pod ramię i troskliwie pogładziła po łokciu.
- Zaprowadzę cię do Skrzydła Szpitalnego. - zaproponowała. - Zdejmą ci zaklęcie usztywniające i będzie nam łatwiej spacerować.
Mina Jamesa mówiła sama za siebie. Nie mógł jej odmówić, ale nie chciał pozbywać się bezpiecznej sztywności na nodze. Bał się, że nie jest jeszcze w pełni zdrowy i jego noga połamie się kolejny raz. Tyle, że nie mógł być mięczakiem przy dziewczynie, która tak mu się podobała.
- Do zobaczenia później, J. - rzucił wymownie Syriusz, który chyba odczuwał pewną satysfakcję z faktu, że przyjaciel cierpi na spełnioną miłość. - Ja zdecydowanie lepiej ulokowałem swoje uczucia. - rzucił ciszej. - W upartym ośle, ale jednak o niebo lepszym niż byle Evans.
- Nie myśl, że słodkimi słówkami cokolwiek zdziałasz. - ostrzegłem rozbawiony.
- Nie ma sprawy. Lecę po Pelerynę Niewidkę i śledzimy tego idiotę i jego modlichę. - podniósł się ze swojego miejsca i pędząc na złamanie karku dopadł drzwi naszej sypialni. Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi.
- Obawiam się, że nie zmieścimy się wszyscy pod tak małą peleryną. - musiałem zgodzić się z Shevą, ale żaden z nas nie zdecydowałby się na dobrowolne siedzenie w Pokoju Wspólnym, gdy dwójka śledziłaby Pottera.
- Zagramy w Papier, Kamień, Nożyczki. - zaproponował Peter. Nie było to wielkie osiągnięcie, ani szczególnie skomplikowana myśl, ale i tak warto było pochwalić tego myśliciela. Każdy z nas powiedział, więc kilka słów na zachętę, by Pet częściej coś proponował i trzymając się razem zaczęliśmy grę jeszcze bez Syriusza. O dziwo miałem szczęście i ostatecznie należało rozegrać „partyjkę” tylko z Syriuszem. Nie zdziwił się tym, kiedy w końcu był z nami. Miał szczęście, podobnie jak ja i ostatecznie to właśnie nasza dwójka zajęła miejsce pod Peleryną, gdy Sheva i Pet powoli mieli podążać za nami. Bezpieczna odległość była w tym wypadku niezastąpiona, więc wyszliśmy niespiesznie z Pokoju Wspólnego i podążaliśmy leniwie drogą do Skrzydła Szpitalnego.
Zdołaliśmy dogonić „zakochaną dwójkę” jeszcze zanim dotarła zbyt daleko. Wiele wysiłku kosztowało Pottera wytrzymanie zwyczajnego tempa i udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nawet zaczynałem mu współczuć, chociaż tylko tak troszeczkę. Nie słyszałem o czym rozmawiali, ponieważ zwyczajnie nie chciałem tego słyszeć, ale na pewno o niczym szczególnym, ważnym, czy interesującym. Nie obgadywali też żadnego z nas, gdyż nawet Evans nie była na tyle głupia by kopać dołek pod sobą samą. Napaść na przyjaciół Jamesa, jacykolwiek by oni nie byli to nie najlepsza myśl.
- Podziwiam jego siłę. - rzucił szeptem Syriusz. - Tylko popatrz, jak daje sobie radę, a przecież przy nas był umierający.
- Nie wiesz, że miłość uzdrawia? - uśmiechnąłem się trochę wrednie. Przecież było jasne, że to uczucie nie miało tu nic do rzeczy. Mój sentyment do Syriusza mógłby być lekiem, ale na pewno nic takiego nie miało miejsca, gdy w grę wchodziła złamana noga i Potter.
- On umrze, kiedy zdejmą mu zaklęcie. - zgodził się ze mną Syri. - Ale i tak będzie dzielnie walczył do samego końca. Patrz, jak spina pośladki. - niemal roześmiał się nie mogąc tego powstrzymać. - Jest przerażony tym, że musi zgrywać bohatera. To chodząca delikatność.
Nawet ja musiałem się z tym zgodzić. Na swój sposób Potter był delikatny. Przejmował się, bowiem sobą, jak nikt inny. Jedna malutka ranka rozrastała się w jego mniemaniu do śmiertelnego krwotoku. Lubiłem tę jego stronę, choć na dłuższą metę wszystkich nas tym denerwował.
- To najgorsza para, jaką w życiu widziałem. - usłyszałem głos Shevy dobiegający z tyłu. Wiedział, że go słyszę toteż mogliśmy dzięki temu utrzymywać kontakt mimo znacznej odległości, jaka nas dzieliła. - Są tak paskudnym połączeniem, że na pewno będą razem. Głupek i tyran, czy może być coś durniejszego i pewniejszego? On pełen samouwielbienia, ona krytycznie patrząca na cały świat. On niedouczony z lenistwa, ona chodząca niepotrzebna wiedza. Najgorsze, co może spotkać ten świat i dlatego tak paskudnie pewne.
Przekazałem jego słowa Syriuszowi, który pokiwał głową z aprobatą. Zgadzał się w pełni z Shevą i nie mogłem mu się dziwić. Sam miałem dziwne wrażenie, że tak właśnie będzie i Potter spotkał miłość swojego życia, jakkolwiek mogło o być okropne.

1 komentarz:

  1. Biedny James... Tak się starać dla dziewczyny, która od początku nie przepadała za nim ani za przyjaciółmi. Hmm, zdobyta zdobycz przestaje interesować? ;> Albo dowiedział się o niej czegoś...
    Niemniej, chłopaków czeka bardzo ciężki okres do przebrnięcia. xD

    OdpowiedzUsuń