niedziela, 24 marca 2013

Czy aby na pewno po?

9 lutego
Byłem naprawdę zmęczony, jako że do zamku wróciliśmy stosunkowo późno i chociaż nic już nami nie potrząsało to jednak strach przed katastrofą pozostawał. Nie wiem ile prawdy było w „żartach” dyrektora o ślepym krecie, który się do nas przypałętał, ale jakoś nie ufałem by jego beztroska była szczera. To po prostu niemożliwe, żeby nauczyciel nie robił sobie nic z drżącego zamku! Nawet jeśli naprawdę przyczyną był ogromny kret.
- Ha! Mówiłem! – J. wypiął dumnie pierś do przodu.
- Nie pamiętam czy ty to mówiłeś, ale na pewno nie wierzyłem. – przyznałem szczerze i uderzyłem głową o oparcie sofy, na której siedziałem.  – Jestem śpiący, mam ochotę leżeć i nic nie robić cały dzień, jakbym był wypchany pluszem. Może źle się odżywiam i dlatego mam ostatnio tak mało energii? A może to depresja?
- Nie przesadzasz? – J. zmarszczył czoło i otarł je dłonią, jakby bardzo się zmęczył. – Może zwyczajnie nie możesz doczekać się wiosny? Ja wiem, że już mnie dręczy myśl o zimie i tęsknię za ciepłem, słońcem i zielenią. Kiedy zacznie się wiosna będę umawiał się z Evans i oswoję ją. Nie będzie gryzła. –mrugnął do nas ucieszony. – Człowiek jest uzależniony od wiosny, a w szczególności młody człowiek.
- Nie wiem czy masz rację, ale może coś w tym jest. – nie wierzę, że naprawdę przyznawałem rację Potterowi.
- Po co czekać na wiosnę, skoro możemy ją sobie zrobić sami? Natura budzi się do życia, a w powietrzu unosi się miłość. – kruczowłosy pokazał rząd białych zębów, kiedy uśmiechał się do mnie i poklepał moje kolano. Rozejrzał się konspiracyjnie w około i pocałował mnie szybko. – Ostatnio, kiedy to robiliśmy zatrzęsła się ziemia, ale teraz nic takiego nam nie grozi, więc może spędzimy trochę czasu razem w pokoju? Chłopcy są zajęci nudzeniem się w Pokoju Wspólnym, więc jeszcze trochę się ponudzą, a w tym czasie my…
- Idziemy szukać przygody! – James wpadł chłopakowi w słowo. – Jestem pewny, że coś interesującego będzie się działo przy gabinecie Wavele. Ostatnio był taki grzeczny. Stanowczo zbyt grzeczny! Idziemy i nie ma ‘ale’!
- W sumie…  - Syriusz ścisnął ciepło moją dłoń. – Myślę, że to nie najgorszy pomysł. Warto poszukać szczęścia, a ja dawno nie odwiedzałem Victora. Nie mam dla niego żadnych książek, nie zabierałem niczego nowego, więc mam wymówkę.
- Świetnie! – J. klasnął w dłonie.
Nie mieliśmy nic przeciwko, więc zebraliśmy się w zaledwie kilka sekund. W prawdzie nie odmówiłbym Syriuszowi małego sam na sam w pokoju, ale nie mogłem myśleć tylko o przyjemnościach. Z resztą i tym razem musiałem przytaknąć Potterowi. U Wavele nic się nie działo, a przecież to właśnie z nim kojarzyły mi się największe atrakcje szkoły. Mogłem znieść nawet widok pocałunków między nim, a Seed, byleby coś się działo.
Przebieraliśmy raźnie nogami zmierzając nieubłaganie w stronę gabinetu ukochanego profesora Syriusza. Może nawet śpiewalibyśmy pod nosem, gdyby nie fakt, że należało być cicho. W końcu skradaliśmy się w pobliże jaskini rozpusty!
Serce mi stanęło, a dłonie zacisnęły się w pięści, kiedy usłyszałem, jak jakaś zbroja klekocze za nami, jakby miała się rozsypać.
- Peter! – syknął głośno J.
- Yyy… Sorry? – chłopak uśmiechnął się nieśmiało.
- Heh. – westchnąłem przewracając oczyma. – Z taką perkusją nigdy się nie podkradniemy.
- Damy radę, może ktoś przed chwilą krzyczał w jego gabinecie i cudem nie słyszał, jak nadchodzimy? – optymizm Pottera był chyba z kręgu tych niezdrowych, ale zaraźliwych. Wzruszyłem ramionami.
Dalej posuwaliśmy się jeszcze wolniej i bardziej ostrożnie. Po małej „solówce Petera na bębnach” musieliśmy być wyjątkowo ostrożni. Piątka zboczeńców chciała pooglądać łóżkowe wygibasy nauczyciela run. Upadliśmy bardzo nisko. Niemal na samo dno. Ale co tam! Ważne, że mieliśmy przednią rozrywkę.
- Musi być u siebie. – szepnął Syri, kiedy wychylił się zza rogu i spojrzał na korytarz otaczający wejście do gabinetu nauczyciela.
- Przyznaję się bez bicia, że nie zabrałem Peleryny Niewidki, więc nie zakradniemy się do środka niepostrzeżenie.
- A gdyby tak wtargnąć bez ostrzeżenia? – Shevie chyba brakowało wrażeń, skoro wymyślił coś podobnego w tak krótkim czasie.
- W sumie…  - James ważył tę propozycję analizując na szybkiego plusy i minusy. – A tam, wchodzimy! – machnął lekceważąco ręką. Nie byłem przekonany do tego nowego planu, ale lepszy był niż żaden.
- Obyśmy mieli dobrą wymówkę. – przytaknąłem im. Byłem szalony skoro zgadzałem się na coś podobnego, ale najwidoczniej był to jedyny sposób na to by się trochę rozbudzić, rozerwać.
- Więc wchodzimy! – Potter ruszył w stronę drzwi biegiem my zaś powoli podążyliśmy jego śladem. Zanim w ogóle to zauważyliśmy, on już łapał za klamkę i naciskał, ale ona nie ustąpiła.
- Hę?! – syknął głośno, chrząknął, zatupał i spróbował kolejny raz z tym samym skutkiem. – Nie ma go.
- Niemożliwe. Powinien tu być. – Syri splótł ramiona na piersi. – Gdzie mógłby iść? Do Seed chodzili rzadko. Jej pokój przypomina różowe, puchate wesołe miasteczko, więc…
- Skąd ty to wiesz? – spojrzałem na chłopaka podejrzliwie podciągając brew do góry w wyćwiczonym geście.
- Opowiadał mi! Przecież tam nie bywałem! A może… mam wrażenie, że widziałem jej pokój, ale nie dam sobie ręki uciąć. Równie dobrze Wavele mógł mi tak dokładnie go opisać.
- Idzie, idzie, idzie! – właśnie dotoczył się do nas zostawiony na straży Peter. – Idzie sam, ale ona na pewno jest gdzieś z tyłu żeby udawać, że wcale nie zamierzają tutaj przyjść!
- Chowamy się! Ale gdzie, gdzie, gdzie?!
- Udawajmy, że się zwyczajnie mijamy. – Syriusz myślał racjonalnie, co czasami mu się zdarzało w chwilach szczególnie nerwowych, kiedy to J. panikował.
I tak oto, jak grupa skończonych idiotów zbiliśmy się w ciasną grupkę przesuwając się powoli w stronę przeciwną do tej, z której nacierał nauczyciel.  I klops. Natknęliśmy się właśnie na Slughorna, który uśmiechnął się wyjątkowo prawdziwie na nasz widok. A więc jednak. Szukał kogoś do pomocy, a my nawinęliśmy się jakby to było przeznaczenie. Ale czy można odmówić nauczycielowi, który właśnie z entuzjazmem mówi o przenoszeniu skrzyń, jakie zamówił, a których zawartość stanowiła niezbędne środki do eliksirów?
- Wiedziałem, że mogę na was liczyć. – powiedział zanim się w ogóle zgodziliśmy. Teraz już nie mogliśmy mu odmówić. Jak banda skazańców podążyliśmy za nauczycielem do wejścia i stamtąd każdy z nas wyjął różdżkę i zajął się jedną skrzynią, a były naprawdę wielkie. Może ta mała praca mogła mi pomóc w zaliczeniu eliksirów?
Z resztą, zawsze było to jakieś zajęcia, które nie pozwalało nam na nudę. Nie ważne, czy robiliśmy to z przyjemnością, czy z powodu przymusu. Byliśmy tylko uczniami i nikim więcej, więc naszym obowiązkiem było pomagania nauczycielowi, który o to prosił. Tym bardziej, jeśli miało się z nim na pieńku, jak my, chociaż każdy z innego powodu. Ja miałem problemy z robieniem eliksirów, Peter w dalszym ciągu pokutował za szlamowy wybuch, James był Jamesem, zaś Syriusz przyjaźnił się z nami, a to w zupełności wystarczało, by go o coś oskarżać. Teraz jednak byliśmy grzecznymi chłopcami solennie wypełniającymi polecenie. Pytanie na jak długo i dlaczego niektóre skrzynie dziwnie dźwięczały obijającymi się o siebie butelkami z alkoholem?

1 komentarz:

  1. Slug pije? Fiu, fiu... xD W takim razie, gdyby jakaś skrzynia upadła, chłopaki podpadliby mu na amen. XD I nie byłoby zmiłuj. Jeśli zaś się sprawdzą... może faktycznie zyskają jakieś plusy w oczach nauczyciela? xD

    OdpowiedzUsuń