niedziela, 14 kwietnia 2013

Kartka z pamiętnika CCXVI - Andrew Sheva

Zmarszczyłem czoło patrząc na obijającą się o szybę małą układankę z papieru, która najwyraźniej chciała dostać się do naszej sypialni. Była w kratkę, kiepskiej jakości, trochę krzywa, ale zdecydowana, co do tego, że chce wejść, jeśli mogłem mówić tak o zwyczajnym papierze. Nawet magia nie mogła nadać temu świstkowi ludzkich przymiotów, co nie zmieniało faktu, że ten papier był pewny siebie.
- Czego ty tutaj chcesz u licha? – zapytywałem sam siebie podchodząc do okna. Byłem sam jeden w pokoju, jako że przyjaciele zwlekali z opuszczeniem Pokoju Wspólnego. Prawdę powiedziawszy przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, kiedy tak obserwowałem starania kartki. – Pomyliłaś pokoje. – westchnąłem. – Dormitorium dziewczyn jest dobre pięć okien stąd. – A jednak otworzyłem okno wpuszczając zwitek do środka. Zawiał wiatr, co sprawiło, że dostałem cios papierową kulką prosto w twarz. Jej niespokojne ruchy i usilna chęć przedzierania się do przodu sprawiała, że z ogromnym trudem oderwałem ją od swojej twarzy.
Dobrze wiedziałem, że nie wypadało zaglądać w cudzą korespondencję, która w dodatku wydawała mi się być miłosnym liścikiem, ale ciekawość była zbyt wielka, zaś wiadomość nie dotrze do adresata, jeśli nie będę wiedział, komu należy ją oddać. Walcząc trochę z samym sobą otworzyłem liścik i aż pisnąłem zaskoczony, gdyż rozpoznawałem styl pisma, jakim były skreślone słowa na świstku papieru. Z szybko bijącym sercem i powietrzem zatrzymanym w płucach usiłowałem się skupić na słowach nakreślonych sprawną ręką, jak mniemałem Fabiena. Jak to w ogóle możliwe, że jego list dotarł do mnie aż tutaj, kiedy obijał się tak bezwładnie o szybę, jakby chciał przez nią przeniknąć?
- Kociaku, - czytałem cicho pod nosem – wiem, że się ściemnia, ale wyjdź jakoś ze szkoły. Jestem za cieplarnią dla twojego rocznika. F. – zmarszczyłem brwi pewny, że na stare lata będę miał okropne zmarszczki na czole, które ciągle było w ruchu.
Patrzyłem jak oniemiały na zapisaną karteczkę, a następnie zmiąłem ją, wcisnąłem do kieszeni i wybiegłem z pokoju nie zatrzymując się nawet, kiedy mijałem nierozumiejących mojego zachowanie przyjaciół. Tak się złożyło, że właśnie wracali do sypialni, kiedy ja minąłem ich na schodach zmierzając w przeciwnym kierunku.
Korzystając z tajemnego przejścia, które niedawno zaznaczyliśmy na naszej mapie zamku, a które służyło Remusowi do opuszczania murów podczas pełni, wydostałem się na zewnątrz i kierując się w stronę cieplarni czułem, że zaczynam drżeć na całym ciele. Nie byłem pewny, czy to nie sen, bo przecież Fabien nie powinien przychodzić do szkoły. Jak w ogóle się tutaj dostał? Nie rozumiałem. I chyba nawet nie chciałem.
- Fab?! – zawołałem cicho. – To ja. Jesteś tutaj? Teraz naprawdę już cały się trząsłem, chociaż na zewnątrz było ciepło. Byłem podniecony, naprawdę szczęśliwy, kiedy pomyślałem, że mój kochanek jakimś sposobem przedostał się na teren szkoły. Nie widziałem go przecież od świąt, a to kawał czasu biorąc pod uwagę jak jestem przez niego rozpieszczony.
- Jesteś tu, prawda? – próbowałem ponownie. – Odezwij się, proszę!
- Spokojnie, jestem. – usłyszałem za plecami znajomy głos. Odwróciłem się gwałtownie i mrużąc oczy patrzyłem na mężczyznę przede mną. Nie było jeszcze całkiem ciemno, więc z powodzeniem mogłem upewnić się, że mam przed sobą właśnie Fabiena. Rzuciłem mu się na szyję przylegając do niego całym ciałem. Oplotłem go nogami nie zamierzając schodzić. Zacząłem go nawet całować po twarzy. Naprawdę się stęskniłem, a jego odwiedziny były najlepszą niespodzianką, jaką mógł mi sprawić.
- Co tutaj robisz?! – zapominając się podniosłem głos, ale szybko się skarciłem i dodałem ciszej. – Myślałem, że szkoła jest chroniona zaklęciami.
- A czy to ważne, jak się tutaj dostałem? – zapytał nie chcąc mi tego zdradzać. – Jestem tutaj, bo tęskniłem.
Zrobiło mi się tak przyjemnie słodko, kiedy to powiedział, że mógłbym się nawet rozpłakać, gdybym miał na to czas, a nie miałem go wcale. Przecież Fabien nie mógł zostać tu na wieczność.
- Ja też tęskniłem. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Za wszystkim. – wyznałem. – Za twoimi ustami i dłońmi, i głosem, i dotykiem, i…
- I myślę, że powinieneś milczeć. – skarcił mnie w sobie właściwy sposób i pocałował mnie w usta. Mocno, głęboko i tak przyjemnie, że mogłem się rozpłynąć. Zamruczałem przywierając ciałem ciaśniej do kochanka. Co z tego, że byłem pożądliwy, że w najbliższym czasie miałem spędzić z kochankiem czas sam na sam w naszym wspólnym domu? Liczyło się to, że teraz widywaliśmy się niesamowicie rzadko i nasz związek nosił miano związku na odległość. Nie wspominając o dzielącej nas różnicy wieku. Co był zrobił gdyby Fab oświadczył, że jest za stary na takie gierki i woli sobie znaleźć kogoś, kto będzie zawsze przy nim? Sam nie byłem przecież pewniakiem, gdyż młody mogłem zmienić zdanie i woleć zabawiać się z kolegami w szkole zamiast czekać niecierpliwie na mojego cudnego faceta.
- Jestem w niebie! – wyznałem i poluźniłem odrobinę uścisk moich nóg by zsunąć się ociupinę niżej, na krocze kochanka. Wiele wysiłku kosztowało mnie ocieranie się o niego, ale wykorzystałem okazję i wodziłem pośladkami po drobnym wybrzuszeniu, które rosło pożądliwie. A więc był wyposzczony po tych około dwóch miesiącach celibatu.
- Jestem chętny. – szepnął mi na ucho by wyrazić swoją aprobatę dla moich poczynań.
Musiałem zejść z niego byśmy mogli pozbyć się ubrań i móc niemal nadzy znowu połączyć się ze sobą. Wdrapałem się na kochanka tak jak poprzednio, chociaż teraz na nagich pośladkach czułem jego dłonie. Westchnąłem, gdyż Fabien był dobrze przygotowany na tę chwilę. Z kieszeni swojej cienkiej kurtki wyjął krem, który od pewnego czasu zawsze nosił przy sobie, i zaczął przygotowywać mnie do naszego upragnionego zbliżenia. Byłem niecierpliwy, niespokojny, ale musiałem cierpliwie czekać. Wykorzystałem ten czas by całować kochanka, szeptać jak bardzo go kocham, jak tęskniłem i czekałem, że moje wnętrze dopomina się o niego tak samo, jak każda inna część mojego ciała.
Kiedy w końcu we mnie wszedł, opierałem się ciężko o szklany bok cieplarni. Byłem pewny, że matowa powłoka wytrzyma nasz ciężar, jako że Sprout nie pozwoliłaby nigdy by jej roślinki ucierpiały, cokolwiek by się nie działo. Może nie brała pod uwagę uprawiających seksu ludzi, ale i tak się musiała zabezpieczyć.
Jęczałem i wzdychałem, kiedy Fab wykonywał mocne pchnięcia ku górze. Trzymał mnie mocno za uda, nie pozwalał się ześlizgnąć i oddychał szybko. Był tak samo podniecony jak ja. Z tą różnicą, że on tkwił we mnie, gdy ja ocierałem się o jego koszulkę. Kochaliśmy się, ale ja nadal nie mogłem uwierzyć, że on tutaj jest, że zaspokaja moje potrzeby.
Było mi tak dobrze, tak błogo i wyjątkowo. Lubiłem kochać się z nim na świeżym powietrzu niezależnie od miejsca, czy pory dnia. Dziś, w ostatnich promieniach słońca oddawałem mu się cały. Nie tylko ciałem, ale także duchem. Z resztą tak jak zawsze, kiedy mieliśmy okazję do zbliżenia. Innym mogło się wydawać, że między nami nie ma nic poza czystym pożądaniem, jednak w rzeczywistości seks był dla nas czymś zwyczajnym, sposobem na okazanie uczuć, których nie da się oddać wyłącznie słowami. Obaj mieliśmy potrzeby, obaj tak samo namiętnie pragnęliśmy zbliżenia, które czyniłoby z nas jedno ciało.
- Powiedz mi jak się tu dostałeś. – poprosiłem dysząc mu w ucho.
- To tajemnica, kotku. – odpowiedział gryząc moje ucho. – Miałem pomoc, jeśli musisz wiedzieć.
Chciałem zapytać, czy chodziło mu o Marcela, ale nie byłem na tyle głupi by w czasie cudownego seksu wymieniać imię innego mężczyzny. To najpewniej rozwścieczyłoby Fabiena, a i ja nie chciałem myśleć o nikim innym, kiedy byłem z nim.
Podejrzewam, że szkło cieplarni było całe umazane potem i tłuszczem dłoni, które zostawiały na nim odciski palców, ale nie dbałem o to. Liczyła się tylko rozkosz, a kiedy osiągnęła swój punkt kulminacyjny byłem w pełni usatysfakcjonowany.
Poprosiłem kochanka by został ze mną dłużej, a on zgodził się bez szemrania. Leżeliśmy na trawie wtuleni w siebie i słuchaliśmy swoich wzajemnych oddechów. Było mi błogo i byłem szczęśliwy. Teraz znowu pamiętałem, dlaczego chcę opuścić Hogwart i zamieszkać z mężczyzną w zupełnie nieznanym mi miejscu z daleka od wszystkich bliskich osób. Ponieważ go kochałem ponad wszystko i tylko dla niego chciałem żyć. Może było to patetyczne, ale jakże prawdziwe i jakże szczere.

2 komentarze:

  1. Nigdy nie wątpiłam w uczucia Shevy i domyślam się tylko, jak bardzo kocha Fabiena. Zresztą mężczyzna też widać, jak bardzo się stara. Obydwoje nie wyobrażają sobie życia bez siebie, a jednak martwią się, że może druga połówka zechce odejść. To pokazuje, że są strasznie skromni i za to ich kocham. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Tiki Taki Kasztanki13 września 2014 22:26

    Sheva kocha Fabiena, a on odwzajemnia te uczucie, to widać. W parze Andrew/Fabien pokazujesz, że miłość jest warta ryzyka. Dokładniej chodzi o to że, Fabien jest poszukiwany, a Andrew pokochał go gdy zobaczył jego zdjęcie z listu gończego, jak mnie mam? I taka powinna być miłość <3

    OdpowiedzUsuń