środa, 24 kwietnia 2013

Żyć

5 marca
Dziwnie było patrzeć na Jamesa związanego, jak świniak i leżącego na łóżku, gdzie nie mógł się nawet swobodnie poruszać krępowany przez dodatkowe pasy. Bez wątpienia jego stan nie należał do najprzyjemniejszych, ale czy naprawdę wymagało to aż tak drastycznych metod? Czy nie można było zamknąć go w jakiejś kuli, czy pomieszczeniu, gdzie nie wyrządziłby sobie krzywdy? J. był moim przyjacielem, a ja siedząc przy nim patrzyłem, jak szarpie się w swojej kolejnej wizji. Dlaczego nie powstrzymaliśmy go przed połknięciem tych pąków? Co w ogóle przyszło mu do głowy by próbować takich specjałów „kuchni” Sprout?
- Co jest? Nie mogę się ruszyć? – usłyszałem całkiem przytomny głos i pisnąłem widząc, że chłopak otwiera oczy.
- Peter, biegnij po…
- Jasne. – chłopak zbył mnie machnięciem ręki i pognał do niewielkiego gabinetu pielęgniarki.
Tym czasem ja i reszta chłopaków otoczyliśmy skołowanego Pottera odczuwając naprawdę wielką ulgę.
- Dobrze, że do nas wróciłeś! Martwiliśmy się! – objąłem, w miarę możliwości, Jamesa i poklepałem go po głowie.
- Dlaczego jestem związany? – nie odpowiedział na moje czułości.
- Nażarłeś się byle czego i trochę ci odwaliło. – Syriusz nie przebierał w słowach.
- Te pąki? Dajcie spokój nie mogło być tak źle!
Nie dowiedział się jednak jak źle z nim było, jako że właśnie nadszedł Peter w towarzystwie pielęgniarki, która wyprosiła nas z pokoju w trybie natychmiastowym. Potter musiał zostać zbadany zanim ktokolwiek zdecyduje się na zdjęciu więzów i pasów. Gdyby znowu zaczął swoje lunatyczne wariacje moglibyśmy mieć nie lada problem by ponownie go złapać. Nie mniej jednak kobieta obiecała, że zawoła nas, kiedy tylko badania zostaną wykonane i wtedy dowiemy się, co postanowiła względem Jamesa. Ostrzegła jednak, że w jego przypadku nie obejdzie się bez długich godzin spędzonych w łazience, jako że rozwolnienie było najczęstszym skutkiem ubocznym zatrucia pąkami Dzwonnika. To była naprawdę zabawna informacja, a jednak żadnemu z nas nie było do śmiechu. Nazbyt martwiliśmy się wcześniej o Pottera by teraz śmiać się z efektów ubocznych. Przecież gdyby zapadł w śpiączkę…
Nawet nie chciałem o tym myśleć. Kamień spadł nam z serca, gdy tylko J. zaczął mówić z sensem i otworzył oczy. To było dobrym znakiem i nawet my mieliśmy tego świadomość.
Drzwi izolatki otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta Pomfrey.
- Możecie do niego wejść. Jest cały i zdrowy, ale musi zostać tutaj do wieczora. Kiedy jego żołądek się uspokoi pozwolę mu wrócić do pokoju.
- Więc nic mu już nie zagraża? – Sheva wolał być całkowicie pewny, więc dopytywał.
- Nic poza ostrymi bólami w dolnej części ciała, kiedy jego organizm będzie pozbywał się resztek pąków. To na pewno oduczy go pakowania do ust tego, co nie trzeba. Poza tym będzie na dwutygodniowej diecie, którą dla niego ułożę, a wy musicie dopilnować by jej przestrzegał. To bardzo ważne, jeśli chce pozbyć się przykrej przypadłości żołądkowej.
- Dziękujemy. – teraz już byłem naprawdę spokojny. Nie mniej jednak musiałem rozprawić się ze swoim nieodpowiedzialnym przyjacielem.
Dołączyliśmy do siedzącego na łóżku, już wolnego Jamesa, który przetarł okulary zakładając je na nos. Widziałem po jego minie, że ma ochotę zapytać o wszystko, co się działo, ale wolał z tym poczekać. Może sądził, iż jest to odpowiednia opowieść na wieczory przed zaśnięciem? Nie chciałem niszczyć jego marzeń, a poza tym wolałem by dowiedział się o swoich wyczynach w chwili, kiedy najmniej będzie się tego spodziewał. To na pewnego nauczy go rezonu!
- Słyszeliście, co mi grozi, prawda? – J. przyglądał nam się uważnie. – Więc wiecie, że długo z wami nie posiedzę, bo będę zmuszony skorzystać z łazienki. Musiałem wypić jakieś świństwo na wzmocnienie żołądka, a i tak czeka mnie gigantyczna laktacja.
- Wybacz, stary, ale nie chcę znać szczegółów. – Syri zasłonił usta okularnika swoją dłonią. – Ani słowa na ten temat, jasne? To twoja sprawa, co się stanie, nie nasza.
Tak, w sumie miał rację. Co nas interesowały tego rodzaju problemy, skoro i tak już dosyć o nich usłyszeliśmy? Ileż można przeżywać coś takiego?
- Mam do was prośbę. Powiedzcie Lily, że tutaj jestem. Tylko niech wpadnie trochę później, tak po obiedzie. Nie chcę żeby widziała mnie w najgorszym stadium, a czuję, że moje jelita właśnie rozpoczynają swój taniec. – rozmasował brzuch, z którego właśnie dochodziły dziwne, burczące odgłosy świadczące o tym, że coś się w środku dzieje. By nie wprowadzać chłopaka w większe jeszcze zażenowanie postanowiliśmy dać mu spokój i wyjść. Obiecaliśmy czekać w Pokoju Wspólnym na jego powrót wieczorem i pożegnawszy się wyszliśmy z mieszanymi uczuciami. W końcu J. dostanie nauczkę, jest cały i zdrowy, ale i namęczy się zanim wróci do pełnej formy. Może wizyta Evans nie była takim złym pomysłem? Jeśli ona go nie uspokoi i nie sprawi, że chłopak się ustatkuje to nikt tego nie dokona. A już na pewno nie my!
Wysłaliśmy po nią Petera, który psiocząc cicho na to, że niepotrzebnie zrzuca kilogramy, które w gruncie rzeczy lubił, pognał niezgrabnie do naszego dormitorium. My w tym czasie morderczo powoli zmierzaliśmy w tym samym kierunku.
Milczeliśmy, a każdy z nas myślał najpewniej o czymś zgoła odmiennym. Ja miałem w głowie nieodmienne obrazy tego, jak nasze życie może potoczyć się w najbliższym czasie. Czułem niepokój, kiedy powracała do mnie świadomość tego, że Sheva odejdzie w przeciągu kilku miesięcy i więcej możemy się z nim nie spotkać. Nie zaprzeczałem, że nieodmiennie będziemy dobrymi przyjaciółmi, ale mimo to nie chciałem tracić go z oczu. Dlaczego właśnie teraz zaprzątało mi to głowę? Czy dlatego, że J. uświadomił mi to, jak różnie mogą potoczyć się nasze losy? A może chodziło o fakt, że zbliża się z Evans i niedługo może być już kimś zupełnie innym?
Syriusz objął mnie, jakby wiedział, że zaczynam się czymś zamartwiać. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco i zmierzwił mi włos. Musiałem wyglądać zabawnie z okropnymi kołtunami, gdyż wyszczerzył się szeroko, a ja postanowiłem poprawić włosy zanim ktoś jeszcze zobaczy mnie w takim stanie.
Minęła nas jakaś zapatrzona w siebie parka składająca się z Puchona i Krukonki. Przyszła wiosna i wszędzie pojawiały się teraz podobni zakochani, którzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tworzyli najdziwniejsze pary. To przypomniało mi o tym, iż kuzynka Syriusza była w ciąży z jednym z chłopaków z innego domu. Byłem ciekaw jak potoczą się teraz jej losy, co powie rodzina, co takiego urodzi się z zakazanego związku zdecydowanie zbyt młodej czarownicy i nie mniej młodego czarodzieja.
Wiosna mi nie służyła, a może nie służył mi brak stałości w życiu? Więcej nauki, częstsze czułości między mną, a Syriuszem i wszystko mogłoby się pięknie układać. Czy jednak na pewno?
- Nie martw się niczym, przecież J. jest cały, a w najbliższym czasie możemy liczyć na wspólny wypad do Hogsmeade. Uczcimy ozdrowienie Pottera, zaszalejemy w Trzech Miotłach i w Miodowym Królestwie.
- Całkiem zgrabny pomysł. – stwierdził z aprobatą Sheva. – Przyda nam się trochę szaleństwa i swobody. Czuję się jak ptak w klatce, kiedy tak ciągle siedzimy w zamku. Musimy zaszaleć panowie!
Naprawdę się z nimi zgadzałem. Skinąłem więc głową i wtuliłem się szybko w Syriusza.
- Macie racje, to nam dobrze zrobi. Postanowione. Następny weekend w Hogsmeade spędzamy tam razem!

1 komentarz:

  1. Na szczęście Potter jest cały i niemal zdrowy. Współczuję mu żołądkowych rewolucji... Może nauczy się na przyszłość, aby nie jeść niesprawdzonych rzeczy?... Niee xD To chyba niemożliwe. xD

    Bo ja zła kobieta jestem. xD Musiałam pomęczyć chłopaków. xD No widzisz, sama napisałaś, że złą kobietą jestem. xD

    OdpowiedzUsuń