niedziela, 5 maja 2013

Poszukiwania

21 kwietnia


Nie chcieliśmy zwlekać. Zaledwie wczoraj postanowiliśmy udać się na poszukiwanie jelenia, który zmasakrował nam przyjaciela, a już dziś byliśmy gotowi do drogi. Spakowaliśmy swoje torby upychając w nich możliwie wszystkie potrzebne nam w czasie wyprawy rzeczy, ukradliśmy jedzenie ze stoły podczas śniadania i później obiadu, sok przelaliśmy do słoików zabranych ze składziku nauczyciela eliksirów, Syriusz ukradł linę do wieszania prania, którą Skrzaty Domowe schowały na wypadek utraty poprzedniej. Nie oszczędziliśmy nawet woźnego, któremu przyszło nam zabrać wielkie nożyce do przycinania drzew i krzewów. W końcu i to mogło być nam niezbędne. Podzieliliśmy się także na dwie grupy i każda z nich dostała po jednym lusterku, z tych, które jakiś czas temu James zdobył w Hogsmeade.


- Czy my naprawdę musimy dobrze wyglądać w lesie? - Syriusz patrzył na mnie sceptycznie, kiedy wkładałem jedno lustro do swojego plecaka, a drugie dawałem Shevie. - Dla mnie będziesz piękny nawet nieuczesany i brudny...


- Oj, przymknij się! - zganiłem go. - Kiedy siedziałem wczoraj w bibliotece natknąłem się w jednej z książek na informacje dotyczące tych lusterek! Jeśli dobrze się przyjrzysz zobaczysz, że to, co dobija się w jednym widać w drugim i odwrotnie. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale po chwili, jak najbardziej. Już to sprawdziłem, działają. Będziemy się dzięki nim komunikować w lesie.


- Więc nie chodzi o przeglądanie się? - Syri w dalszym ciągu był sceptyczny.


- Mam ochotę cię uderzyć. - syknąłem szczerze i upchnąłem owinięte swetrem lusterko między jedzenie, by było bezpieczne. - Jeśli jesteśmy gotowi powinniśmy już ruszać. Kiedy się zacznie ściemniać nic nie zdziałamy i będziemy musieli wracać do zamku.


- Bardziej martwiłbym się tym, że mogą zobaczyć nasze nogi. Wyrośliśmy już z peleryny niewidki. Cztery osoby pod jedną płachtą? W dodatku z plecakami...


- Przymknij się Black. - znowu go uciszałem. - Zaraz zmienię zdanie i będę w grupie z Shevą.


- Takie piękne, a takie bezlitosne. - westchnął ostentacyjnie chłopak i uśmiechnął się nie bacząc na moje piorunujące go spojrzenie. Zarzucił swój plecak na ramię, a mój założył na drugie. - Tak będzie wygodniej. Ty będziesz szedł przede mną, co zmniejszy prawdopodobieństwo bycia zauważonym. Sheva weźmie tak swój tobołek i plecak Petera. Swoją drogą, zamiana toreb na plecaki była świetnym pomysłem...


- Nie podlizuj się. - uderzyłem chłopaka lekko w ramię i dając z siebie wszystko nakryłem siebie i jego peleryną. Poczekałem aż Sheva weźmie zapakowane rzeczy i wciągnąłem go pod spód. Prawdę mówiąc było strasznie ciasno i z tego powodu wyniosłem się na zewnątrz. - Pójdziecie za nami. - poinstruowałem. - Aż do tajnego przejścia. Później wciśniemy się wszyscy i będziemy drobić powolutku by nikt nas nie widział. Wszystko jasne?


- Ależ oczywiście, panie generale Lupin. - Syriusz drwił ze mnie, ale chłopcy kiwali głowami, a przynajmniej miałem nadzieję, że Sheva to robi, gdyż nie mogłem go zboczyć pod peleryną.


Nie czekając dłużej ruszyłem do drzwi wraz z Peterem. Ja posuwałem się przodem, a on zamykał pochód starając się nie wpaść na chłopaków stanowiących niewidoczną przeszkodę między nami.


Bez przeszkód dotarliśmy na dziury za portretem i jakoś przedostaliśmy się na korytarz. Teraz droga nie sprawiała nam żadnego problemu. Posługując się swoimi zmysłami pilnowałem byśmy nie natknęli się na nieproszonych gości. Powoli, kroczek za kroczkiem, schody po schodach, korytarz po korytarzu, stanęliśmy na samym dole i odnaleźliśmy przejście, o którym wiedziała dyrekcja, a którego nie zabezpieczano bardziej niż było to konieczne.


Bez przeszkód wydostaliśmy się z zamku i przemknęliśmy przez błonia pod samą granicę Zakazanego Lasu, a następnie ukryliśmy się za najbliższymi drzewami i zdjęliśmy pelerynę. Schowałem ją w plecaku by nam nie przeszkadzała, nie poniszczyła się, ani nie zginęła. James wstałby z martwych i zabiłby nas, gdyby coś stało się z jego dziedzictwem.


Nie siedzieliśmy bezczynnie czekając aż emocje opadną, ale od razu rozdzieliliśmy się. Ja i Syriusz ruszyliśmy na prawo, zaś Sheva i Peter na lewo. Wyjąłem teraz lusterko z plecaka i udowodniłem Syriuszowi, że naprawdę działa na takiej zasadzie, jaką mu przedstawiłem. W odbiciu Sheva szczerzył do mnie zęby. Czułem się niemal jak wielki odkrywca, który poluje na jakąś nieznaną jeszcze odmianę niebezpiecznego zwierzęcia.


- Musimy szukać paśnika. - zwróciłem się do przyjaciół w lusterku i po części do Syriusza podążającego u mojego boku. - Hagrid musiał jakieś rozstawić nawet jeśli o tej porze roku będą puste. Podejrzewam, że zwierzęta i tak będą ustawiać się obok nich. Przy okazji, uważajcie na wszystkie te robale i inne okropności, które tu żyją, bo Hagrid na to pozwolił.


To nie była nasza pierwsza wizyta w Zakazanym Lesie, ale na pewno nie mogliśmy trafić na poważniejszą od tej. Poprzednie były niczym w porównaniu z czymś takim.


- Robię się głodny. - usłyszałem głos Petera od strony lustra wciśniętego za pasek spodni.


- Daj spokój, ledwo wyszliśmy z zamku. Jeszcze nie idziemy nawet od pięciu minut! - skarcił chłopaka Sheva.


- Może i nie, ale mi tu pachnie piknikiem i tyle.


Przewróciłem oczyma. Peter miał może trochę racji, ale przecież nie przyszliśmy tu by się objadać, ale by doprowadzić do końca pewną sprawę. Musieliśmy odnaleźć jelenia, który wpędził naszego przyjaciela w stan, który ciężko było mi określić.


Nagle coś przyszło mi do głowy. Jak miałem odróżnić odchody jelenia od tych saren, czy zajęcy? Czy to w ogóle było możliwe? Albo co zrobimy jeśli nasz jeleń został już zjedzony przez jakiegoś głupiego drapieżnika, który tu żył?


- Czy tu są niedźwiedzie? - pytanie Pettigrew wyrwało mnie z zamyślenia.


- Niedźwiedzie? - bąknąłem głucho. Nigdy nie słyszałem by w naszym lesie miały być niedźwiedzie, ale teraz kiedy chłopak zapytał... - Nie, nie! Na pewno nie! Gdyby były na pewno wiedzielibyśmy, że tu są! - uparcie wmawiałem samemu sobie. - Jeśli jakiś stanie ci na drodze to będzie nim Hagrid. To jedyny niedźwiedź w okolicy. - miałem nadzieję, że przynajmniej on poczuł się lepiej, gdyż sądząc po rozbawionym spojrzeniu Syriusza, wcale nie byłem przekonywający.


Nie jestem pewny jak daleko szliśmy ścieżką, by w końcu z niej zejść i zagłębić się w gęsty, ciemny i chłodny las. Teraz dziękowałem swojej przezorności, gdyż zabrałem ze sobą sweter i narzuciłem go na siebie. Teraz mogłem bez problemu poruszać się dalej przez Zakazany Las. Było mi ciepło.


Złapałem Syriusza za rękę jakbyśmy byli na niedzielnym spacerku. Tutaj nikt nas nie widział, nie mógł komentować naszej bliskości. Poza tym już zbyt długo byłem uszczypliwy dla chłopaka.


Dziwne. Byliśmy już w lesie od jakiegoś czasu, a nie natrafiliśmy na żadne zwierzę. Poniuchałem w powietrzu mając nadzieję, że to cokolwiek mi wyjaśni, ale niestety. Miałem ochotę zapytać przez lustro, czy Sheva i Peter natrafili na coś interesującego, ale wiedziałem, że gdyby tak było, słyszelibyśmy ich. Zacząłem wsłuchiwać się w świergot ptaków, ale żadnego nie słyszałem. A więc jednak, mieliśmy problem.


Przez niebo przetoczył się okropny, głuchy grzmot. Teraz wiedziałem dlaczego wszystkie zwierzęta się pochowały. Nawet przez gęste korony drzew widziałem błyski, które poprzedzały niedalekie uderzenia piorunów o ziemię.


- Remi, co robimy? U was też zanosi się na burzę? - Sheva brzmiał jak spanikowany kociak, który czuje, że zmoknie, a nie lubi wody.


- Znajdźcie sobie jakieś rozłożyste drzewo i ukryjcie się pod nim. My zrobimy to samo... Chociaż... Widzę paśnik! - zaklaskałem w dłonie. - Schowamy się pod jej dachem. Jeśli u was żadnej nie ma to zróbcie co wam poleciłem. Tylko uważajcie żeby pod drzewem nie było żadnej nory.


Z nieba zaczęły spadać pierwsze ciężkie krople. Pospieszyłem szybko w stronę paśnika wdrapując się do jej wnętrza. Nie sprawiło mi to problemu, chociaż wiedziałem, że trudniej będzie nam wyjść. Rozsiadłem się w miarę wygodnie na twardych deskach i obserwowałem to, co ukazywało mi lusterko. Peter i Sheva schowali się pod najbliższym drzewem i miałem nadzieję, że będą tam bezpieczni, jako że grzmoty stawały się bliższe i głośniejsze. A przecież nic nie zapowiadało tak bliskiej burzy! Miała być piękna pogoda! W przeciwnym razie nigdy nie wychodzilibyśmy z zamku!


Deszcz siekł teraz okropnie. Wielkie, zimne krople uderzały o drewniany dach pustego paśnika, w której siedzieliśmy z Syriuszem. Przytuliłem się do niego obserwując, jak deszcz ugniata trawę, sieje spustoszenie pośród liści.


- Niech tylko przestanie, a wyruszamy w dalszą drogę. - mruknąłem do lusterka. - Możemy być już blisko.


Niestety nie zapowiadało się na szybki koniec paskudnego deszczu.

1 komentarz:

  1. Ostatnio nie miałam czasu na czytanko ale dzisiaj powiedziałam sobie, że muszę koniecznie nadrobić zaległości i oto przeczytałam :D
    ukryć się przed deszczem w pasiece poszczęściło im się że znaleźli jakiekolwiek schronienie. Ciekawa jestem co napadło tego jelenia że Jamesa napadł.
    Dzisiaj sobota 11 maja i notka ze środy jeszcze się nie ukazała. Czy od teraz będą się pojawiać tylko w niedziele czy to jednorazowo tak?
    Mnóstwa weny jak zawsze życzę :)

    OdpowiedzUsuń