sobota, 11 maja 2013

Szlag

NOTKA Z ŚRODY PONIEWAŻ BLOG.PL PRZEGAPIŁ! TERMIN DODANIA WPISU == 

Nie wiem jak długo potrafią trwać burze, ale ta była wyjątkowo uciążliwa. Nie zabrałem ze sobą zegarka, by go nie zgubić, więc i nie miałem pojęcia jak długo siedzieliśmy bezczynnie w paśniku dla saren. Powoli zaczynałem się obawiać, że spędzę tu cały wieczór i będę mógł zapomnieć o pomocy przyjacielowi. Mieliśmy jednak szczęście, gdyż niedługo po tym, jak wyjęczałem swoje żale, deszcz ustał.

- Musimy stąd wyjść. - mruknąłem podnosząc się i stając na belce stanowiącej dół paśnika. - I to jak najszybciej. Niedługo zacznie się ściemniać. - byłem przewrażliwiony, ale nic nie mogłem na to poradzić. Gramoląc się jak największa oferma wystawiłem głowę między bokiem, a daszkiem i zacząłem przeciskać przez szczelinę swoje ramiona. Syriusz pomógł mi podnosząc moje nogi. Ostatecznie wypadłem tłukąc się boleśnie. Wtedy też przyszła kolej na Syriusza, a że nie było możliwości by podnieść go konkretnie od środka, złapałem go za ręce i ciągnąłem. Syri wyleciał jak pocisk i potłukł się bardziej ode mnie, ale przynajmniej wyszliśmy z tego w całości.

Uśmiechnąłem się do chłopaka otrzepując spodnie z liści i trawy. Były wilgotne po upadku, ale nie miało to znaczenia. Sprawdziłem lusterko, które na szczęście przetrwało nasze nieznośne kręcenie się i wyczyny.

- Jak u was? - zapytałem w lustro.

- Jakoś żyjemy, ale jesteśmy przemoczeni. - ozwał się zmęczony głos Shevy. - Ruszamy dalej, ale nie licz na dyskrecję z naszej strony. Każdy ruch nagradzamy głośnym „plask”. Moje stopy pływają w trampkach, a bielizna nie wymaga prania.

Wzruszyłem ramionami patrząc na Syriusza z rozbawieniem. Widać chłopcy byli w nie najgorszych humorach skoro było ich strać na żarty. A przynajmniej Andrew.

Przyjrzałem się dokładnie podłożu, powąchałem w powietrzu i musiałem stwierdzić z niezadowoleniem, że po deszczu żadne zapachy, czy śladu nie mogły pomóc nam w poszukiwaniach jelenia. Nie znaliśmy też lasu.

- A to co jest? - podniosłem z ziemi kłębek wełny.

- A tak, prawda! Upuściłem go żeby nie zaplątał się o paśnik. Dzięki temu wrócimy do miejsca, z którego wyszliśmy bez problemu. Pożyczyłem go od Zardi.

- Zardi?

- Wiele o niej nie wiemy. Jak widzisz, robi na drutach w chwilach ostatecznego znudzenia. - wzruszył ramionami, kiedy ja starałem się usilnie oswoić z myślą, że dziewczyna pokroju Zardi może robić na drutach. Ostatecznie pogodziłem się z tym i na oślep wybrałem stronę, w którą powinniśmy zmierzać. Naprawdę miałem nadzieję, że uda nam się znaleźć tego jelenia.

- Dziobak do Lunatyka. - odezwał się głos Shevy w lusterku. Podniosłem je szybko. - Chyba mamy problem. - po twarzy chłopaka widziałem, że coś się stało. Już miałem pytać, kiedy usłyszałem odgłos wymiotowania. Andrew nakierował lusterko na Petera, który w jakiś krzakach wypluwał swój ostatni posiłek. - A teraz powód jego stanu. Dla ludzi o mocnych nerwach. - skomentował zielonooki i przez chwilę patrzyłem na przesuwającą się zieleń. I w końcu zrozumiałem.

W trawie, między drzewami leżało duże zwierzę. Przełknąłem ślinę, kiedy Sheva zbliżał się do nieszczęśnika byśmy lepiej wszystko widzieli. Nie było wątpliwości, że mieliśmy przed sobą jelenia i to w dodatku tego, który zaatakował Pottera. Bok zwierzęcia był przypalony, sierść poczerniała, a blizna po stopionej skórze dobrze widoczna. To jednak nie to zabiło jelenia. Jego brzuch był rozdarty od samej szyi po dowód męskości, a brązowe flaki wylewały się na trawę. Nawet mi zakręciło się w głowie i czułem, że robi mi się niedobrze.

- Zaraz rzygnę... - Syri mruknął to za moimi plecami.

- Jak mogło do tego dojść? - wydusiłem czując, że żółć podchodzi mi już do gardła.

- Nie ważne, Remi. To nie wygląda mi na przypadek, czy walkę. Drapieżnik by się nim pożywił. - zastanawiałem się, jakim cudem Sheva potrafi być taki opanowany. - To robota noża lub zaklęcia, jest zbyt czysta.

- Naprawdę... musimy... o tym... bleh! Rozmawiać? - wiele wysiłku musiało kosztować Petera powiedzenie chociażby słowa, a co dopiero całego zdania.

- Nie ma wątpliwości, że to ten, którego szukamy, więc... - przełknąłem ciężko ślinę. - Wracamy na miejsce spotkania. Sheva, zaczynam się ciebie bać. - w lusterku pojawiła się jego roześmiana twarz.

- Jestem twardy, to wszystko. - rzucił pewnie. - Bez odbioru. - widziałem, jak świat przesuwa się, gdy chłopak wkładał lusterko za pasek i pomagał Peterowi, który z trudem stał na nogach. Współczułem mu. Nie łatwo jest wymiotować po takim widoku i powrócić do normalnego życia. Sam nie wiem jak bym zareagował gdybym był wtedy z nimi. Zapach krwi, woń śmierci, strachu i wnętrzności rozpływających się po mokrej trawie...

- Wiesz, Remi... Nie jestem specjalistą, ale mam wrażenie, że to co się stało było zaplanowane. To był całkiem spory jeleń. Nie mógł ot tak paść ofiarą czegokolwiek. To robota bestialskiego czarodzieja, bo nikt inny nie zdołałby znaleźć go w lesie, zaczarować, a później zabić z taką łatwością.

- Obawiam się, że masz rację. Ale teraz na pewno nie dotrzemy do tego, który chciał zaszkodzić Jamesowi. O ile to o niego chodziło. - uświadomiłem sobie nagle, że chłopak mógł przypadkiem znaleźć się w niewłaściwym miejscu, a poparzenia były wynikiem niewłaściwie dobranego celu ataku. Może dlatego nie stało mu się nic poważnego. Musieliśmy porozmawiać z przyjacielem! Poczekać aż się obudzi i wtedy zadać mu kilka ważnych pytań. Jeśli to nie o niego chodziło to o kogo? Kto mógł być tak istotny w naszym zamku, że opętano zwierzę, by do niego dotrzeć? I jak to tak naprawdę się odbyło? Nie wierzyłem do końca w opowieści tych, którzy wszystko widzieli. Nie ufałem nawet Evans. Tylko J. miałby na tyle zimnej krwi by dostrzec coś szczególnego i zapamiętać wszystkie te wydarzenia mimo zderzenia z jeleniem.

- Wracajmy do zamku, kochanie. - ścisnąłem rękę Syriusza. - Tam porozmawiamy z chłopakami, kiedy Peter będzie pił gorzką, mocną herbatę dla uspokojenia żołądka.

Syriusz zwijał powoli kłębek, który prowadził nas we właściwe miejsce. Jak mogłem tego nie zauważyć? Nawet Sheva miał swój kłębek, który miał jego grupę doprowadzić na miejsce spotkania. Widać moja misja tak mnie pochłaniała, że zapominałem o zdrowym rozsądku i uwadze.

Kiedy dotarliśmy Sheva i Peter jeszcze nie pokonali powrotnej trasy. Najpewniej kiepski stan blondynka nie pozwalał im szybciej się poruszać. Kiedy wyłonili się spomiędzy drzew wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy. Nie potrzebnie zabieraliśmy cały ten prowiant, ale sok z pewnością się przydał gdyż Peter pociągał go ze słoika. Może chciał mieć co jeszcze zwracać, a może po prostu wolał zapełnić go czymkolwiek, by się uspokoił. Prawdę mówiąc żadne z nas nie było głodne po tym, co widzieliśmy, ale na pewno zacząłem odczuwać pragnienie. Zatrzymaliśmy się na dłużej pod osłoną drzew niedaleko błoni i wypoczywaliśmy popijając ze słoiczków. Nasze milczenie przedłużało się.

- Ktoś zadarł z niewłaściwymi ludźmi. - odezwał się nagle Syriusz. - To na pewno nie nasza liga. Jeśli ktoś...

- Błagam, nie teraz. - Pet jęknął żałośnie. - Wystarczy mi przeżyć i przemyśleń na dzień dzisiejszy.

- Musimy o tym porozmawiać, ale dobra. Bez ciebie. Później cię wtajemniczymy. - Sheva pomógł chłopakowi wstać. - Wracajmy do zamku. Najpierw pójdę ja z Peterem i zostawię go w zamku. Wrócę do was i pójdziemy wspólnie pod peleryną. Wątpię by udało się nam schować razem, kiedy Pet ledwie stoi na nogach.

Skinąłem zgadzając się w pełni z przyjacielem. Byłoby nierozsądnie ścieśniać się wspólnie, kiedy jedno z nas zataczało się i szło skulone. Wyjąłem pelerynę z plecaka i podałem Shevie.

- Będziemy czekać. - zapewniłem. Przytuliłem się do Syriusza, który siedział obok mnie na starym zwalonym pniaczku. Był wilgotny, ale lepszy niż trawa i ziemia. Z resztą, nasze ubrania nadawały się tylko do prania po tej krótkiej, ale nieprzyjemnej przygodzie.

Patrzyłem jak dwójka przyjaciół znika nam z oczu. Objąłem mocniej Blacka kładąc głowę na jego ramieniu. Nie byłem dziewczyną, ale potrzebowałem tej odrobiny bliskości.

- W co myśmy wdepnęli, Syriuszu? - zapytałem nie oczekując odpowiedzi. - To nas przerasta, a już nie jeden raz coś niepokojącego dzieje się w szkole. Myślisz, że coś się szykuje?

- Obawiam się, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo poważnie wygląda nasza najbliższa przyszłość. Za dużo tych zbiegów okoliczności jak na jeden rok. Ktoś się włamuje, Ślizgoni coś kombinują z nieznajomym typem, Greyback w okolicy i teraz James. Nie wiem jak ty, ale ja jestem pewny, że nie jest dobrze. Poczekajmy aż James dojdzie do siebie i wtedy zaczniemy działać. Myślę, że wyjazd Shevy nie jest takim złym pomysłem mimo wszystko. U nas robi się niebezpiecznie. - jakkolwiek obaj czuliśmy ból spowodowany tymi słowami, to jednak było w nich wiele prawdy. Coś się szykowało, a więc im dalej od nas będzie Sheva tym mniej będziemy się obawiać, że coś mu się stanie. To była kojąca myśl, nawet jeśli dotyczyła tylko jednego z nas i oznaczało rozstanie.

1 komentarz:

  1. http://rafael-bielecki-yaoi.blog.onet.pl - nowa notka, rozwiązanie Kąkórsu oraz link do fanpejdża na fejsie, wbijaj, pókim dobra :D

    OdpowiedzUsuń