środa, 29 maja 2013

Psychiczni

James pojawił się w Pokoju Wspólnym jeszcze przed kolacją. To dało nam okazję by go wyściskać, wyklepać i nawyknąć do jego obecności u naszego boku. Przez chwilę zastanawiałem się nawet jak to możliwe, że dopiero teraz poczułem się pełniejszy i spokojniejszy w naszej grupie. Bez Jamesa byliśmy jak napoczęte jabłko, teraz nie groziło nam przedwczesne gnicie. Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy Potter oparł się o mnie całym ciężarem ciała.

- Te gorące powitania strasznie wykańczają. - stwierdził z przekąsem. - Nie ma możliwości żeby zrobić to w pozycji leżącej? Z resztą, burczy mi w brzuchu, możemy już zejść na kolację? To, co dawała mi Pomfrey w Skrzydle Szpitalnym ciężko nazwać jedzeniem. To były paskudne papki!

- Zniewalający jak zawsze. - pokręciłem głową. - Myślę, że to dobry pomysł. Musisz odzyskać wszystkie siły. Swoją drogą, nie sądziłem, że zjawisz się tutaj sam... Evans...

- Spławiłem ją, czy raczej poprosiłem by dała nam trochę czasu. Spędzała ze mną każdy dzień w Skrzydle, więc nie widziałem sensu by i teraz się z nią spotkać i pościskać. Potrzebuję też przyjaciół, jakkolwiek trudno jest jej to zrozumieć.

- Oh, James, jakie to słodkie. - Syriusz złączył kolana i ugiął lekko nogi, położył dłonie na pośladkach i rozwarł usta mrugając szybko powiekami. - Zrezygnowałeś ze swojej larwy dla nas? To wspaniałe... - kpił.

- Na twoim miejscu wcale bym się nie cieszył. Na ostatnim roku naszej nauki tutaj mam zamiar się jej oświadczyć, a niedługo po końcu weźmiemy ślub.

Podejrzewam, że zszokowana i zdegustowana mina Blacka była uderzająco podobna do tych, jakie wykwitły na twarzy mojej i Shevy. Tylko Peter pozostał niewzruszony, co nie mogło mnie dziwić. Gdy ja nienawidziłem Evans za jej wścibstwo podobnie jak Syri i Andrew, Peter chodził do niej na korepetycje, by radzić sobie jakoś z nauką, kiedy ja nie nadawałem się do tłumaczenia mu czegokolwiek.

- Wcześniej się z nią prześpij. - podpowiedział Pettigrew – Lepiej wiedzieć na co będziesz skazany do końca swoich dni. - z blondynka wychodził zboczeniec, ale czego mogłem się spodziewać po chłopaku nieszczęśliwie zakochanym w najładniejszej dziewczynie w szkole?

- O tym pomyślę, kiedy będziemy mieć za sobą kilka randek i pocałunków. Nie mam zamiaru wystraszyć jej zdejmując przed nią spodnie, kiedy ona nie jest na to gotowa.

- Też bym się bał widząc, jak uwalniasz krakena. - Syri zachichotał, zaś Potter rzucił mu wściekłe spojrzenie.

- Skoro o krakenach mowa. - wtrącił się Sheva. - Możemy już iść? Mam ochotę na śledzika, albo jakąś rybną pastę... - położył dłonie na moich plecach i wypchnął mnie z pokoju, co zmusiło chłopaków do podążania za nami.

Wielka Sala nie zmieniła się ani trochę by powitać w swoich kręgach przybyłego ucznia, który spędził ostatnie dni w Skrzydle Szpitalnym. Prawdę mówiąc niewiele osób zauważyło, że chłopak zniknął na jakiś czas, nie mówiąc już o pojawieniu się teraz. Nie ma to jak zainteresowanie tłumów. Tylko Evans zwróciła uwagę na wchodzącego do środka Pottera, gdyż uśmiechnęła się od niego przymilnie i pomachała mu z miną słodkiego aniołka. Miałem ochotę zwymiotować. Nie wyobrażałem sobie dzieci, jakie ta dwójka miała spłodzić, a już na pewno nie chciałem by maluch podał się do okropnej matki.

- Co tu się działo pod moją nieobecność? - okularnik rozsiadł się na krześle i sięgnął po chleb. - Kto pobił Dumbledore'a?

- Co? - byłem równie zdziwiony, co reszta, kiedy J. ruchem głowy wskazał na stół nauczycielski.

- Przyjrzyjcie się. Na szyi. Spod szaty wychodzi mu jakiś ślad ugryzienia, czy to siniec jest, sam nie jestem pewny, ale musiał zostać zaatakowany. Nie wierzę żeby w jego wieku miał mu wyleźć mega pryszcz, którego wygniótł na szyi.

Teraz, kiedy zwróciłem na to szczególną uwagę zauważyłem, że chłopak ma racje. Dyrektor chciał to ukryć, ale nie był w stanie. Ślad był zbyt wysoko i wydawał się niemal błyszczeć czerwienią na tle jasnej szyi mężczyzny.

- Może to one zaplanowały zamach na szkołę i zmierzył się z nimi wychodząc z tego cało. - podjął nieśmiało Peter.

- Myślę, że prędzej nasłali je na niego, jeśli to w ogóle ugryzienie wampira. Na pewno nie zostawił tego wilkołak, one nie działają tak czysto. - stwierdziłem z niesmakiem.

- Może to tylko komar? - w głosie Shevy słychać było nadzieję.

- Komar? Na początku maja? - Syriusz spojrzał na niego wymownie.

- Bardzo wczesny komar, który cierpiał na bezsenność, obudził się wcześniej i poszedł żerować na szyi Dumbledore'a.

- Sam w to nie wierzysz.

- Nie, ale zawsze mogłem spróbować, nie? Bo wiecie na co mi to wygląda? Na coś, co bardzo dobrze znam, a czego wolałbym nie zauważać na swoim starszym profesorze. Jak malinka! - warknął nadąsany, gdyż zmusiliśmy go do powiedzenia tego nagłos. Mnie to wygląda jak wielka, namiętna malina zrobiona przez zaborczego kochanka.

- Merlinie, błagam, nie chcę wiedzieć nic więcej. - skrzywiłem się, a przez moje ciało przeszły ciarki.

- Czas sobie to uświadomić, Remi. Nasz dyrektor to duży chłopiec i na pewno z kimś sypia. Kto wie, może nawet z McGonagall. Albo ze Sprout? Bleh, nie chcę znać szczegółów, ale z kimś musi się spotykać. Chyba nie wierzycie, że całe jego życie jest związane z tą szkołą i z nami? To facet, facet i raz jeszcze to powiem, facet! A facet potrzebuje czasami się zabawić. Wybacz, Peter, ale prawa ręka nie wystarcza na długo.

- Musimy rozmawiać o tym przy jedzeniu? - Syriusz odsunął od siebie talerz ze świeżo zrobionymi kanapkami z plasterkami pieczeni. - Ja naprawdę miałem ochotę to zjeść, ale w tej chwili wątpię by miało mi to cokolwiek dać.

- Daj spokój, sam jesteś facetem, wiesz jak jest...

- Nie wiem, Sheva, nie wiem, bo u mnie reguła prawej dłoni się nie sprawdza, dobra? Mam Remusa, nie muszę bawić się samemu. - wskazał na mnie palcem i uśmiechnął się przepraszająco. - Tak się składa, że mając przy sobie chłopaka nie muszę się niczym martwić.

- Więc widzisz. Dumbledore też kogoś ma, chociaż to pewnie bardziej skomplikowane biorąc pod uwagę ile czasu spędza tutaj.

- Zostańmy przy wampirach. - wszedł im w paradę James. - Ukąsił go wampir, jasne? Zupełnie seksualnie nieszkodliwy wampir, który chciał go zabić. Bo zabijanie jest pozbawione seksualnego podtekstu w tym wypadku, tak? - naciskał żebyśmy mu przytaknęli i prawdę powiedziawszy ja nie miałem nic przeciwko. Skinąłem głową, ale przez chwilę nie mogłem pozbyć się okropnego obrazu dyrektora śpiącego z jedną z moich nauczycielek. To było przerażające!

Chociaż z trudem i niechętnie, to jednak skupiłem się na swoim posiłku, który nie wydawał mi się już tak atrakcyjny i smaczny, jak wcześniej. Nie potrafiłem zrozumieć, jak to w ogóle możliwe żeby piątka zdrowych chłopaków w przeciągu jednej chwili weszła na niebezpieczny, mdlący temat. Nie byłem jednak pewien, czy wytrzymałbym rozmowę o Evans, która była nie mniej grząska od innych spraw, w które moglibyśmy wdepnąć.

Spojrzałem na mięso, które Syri sam położył na moim talerzu i bezmyślnie zacząłem układać je na chlebie. Nie myślałem o niczym, a przynajmniej chciałem by tak było. Potrzebowałem świętego spokoju, chwili wytchnienia i zapomnienia o nieprzyjemnej konwersacji sprzed chwili.

Zmusiłem swój umysł do skupienia się na książkach, które czytałem aktualnie, na myśli o rumach, które tak fascynują Syriusza, na Seed, która odchodziła by zapewnić miejsce swojemu bratu, a nawet o Camusie, który zdołał pogodzić ze sobą życie uczuciowe, pracę i wychowanie dziecka. Tak, i przecież od dawna nie zajmowaliśmy się sprawą nauczyciela astronomii. Powinniśmy do tego wrócić w najbliższym czasie, to zdecydowanie lepsze niż doszukiwanie się związku między czerwoną plamą na szyi dyrektora, a siedzącą niedaleko niego McGonagall, czy Sprout muszącej odganiać się od natrętnego i zachowanego w niej Slughorna. Chyba potrzebowałem wakacji i chwili wytchnienia dla mojego przemęczonego mózgu.

- Mmm, bardzo dobra ta pieczeń. - Syriusz podjął się niełatwego zadania narzucenia nam głupiego tematu. - Pewnie pozostałości z obiadu. - dodał ciszej.

- Daj spokój, Skrzaty Domowe nie chciałyby nas otruć. Raczej zostawiły trochę pieczeni żeby nadawała się do spożycia na zimno z chlebem. - Sheva przejął pałeczkę. - Chociaż wolę swojego śledzika w marynowanych grzybkach. Naprawdę świetny, że już nie wspomnę o rozpływającym się w ustach białym mięsie.

- Powinniśmy się leczyć. Wszyscy. - pokręciłem głową.

1 komentarz: