niedziela, 7 lipca 2013

Kartka z pamiętnika CCXX - Gabriel Ricardo

Wchodząc do pustego domu czułem ten dziwny melancholijny niepokój, który wypełniał mnie od środka nieprzyjemnym wibrowaniem. Mogłem porównać je wyłącznie z radością, której jednak towarzyszyło uczucie przyjemności i zadowolenia. Zabawne, że dwie skrajnie różne emocje mogły wywołać te same symptomy, o tak różnym znaczeniu dla organizmu i psychiki. Nie miało to jednak dla mnie większego znaczenia.
Zdjąłem pospiesznie buty zostawiając je dokładnie tak, jak upadły na ziemię. Odłożyłem na bok teczkę, którą zawsze nosiłem do pracy i przeszedłem do kuchni. Na dworze było nieprzyjemnie gorąco, więc teraz wyjąłem z lodówki karton czekoladowego mleka, którym zachwycał się zawsze Michael. Wypiłem spory łyk czując jak wracają mi siły, więc przyssałem się do niego ignorując nikłe wartości odżywcze takiego napoju.
Od wyjazdu chłopaka minęły zaledwie trzy dni, a ja już nie mogłem znieść ciszy i spokoju, jaki panował pod jego nieobecność. Michael dostał ważne zlecenie od Ministerstwa Magii i wraz z kilkoma innymi Aurorami wyjechał na bliżej nieokreślony czas. Nikt nie mógł sprecyzować ile zajmie mu wykonanie zadania i powrót do domu, a on nawet nie raczył mi powiedzieć jak niebezpieczne może okazać się jego zlecenie. Prawdę mówiąc nie powiedział mi nic, poza tym, że wyjeżdża. Na początku byłem na niego wściekły, później zacząłem się martwić, a teraz odczuwałem wszechogarniającą depresję. Jak miałem normalnie żyć, kiedy nagle zabrano mi powietrze? Michael był ze mną niemal od zawsze, nie pamiętam już dni, kiedy nie było go w pobliżu, kiedy nie kręcił się gdzieś obok. Ned był dla mnie wszystkim, jego uśmiech i pocałunki budziły mnie od kiedy zamieszkaliśmy razem, zapach przypalonych jajek sadzonych drażnił nozdrza za każdym razem, gdy chłopak starał się przygotować dla mnie śniadanie. On nadawał się tylko do rozpieszczania i nie miałem nigdy nic przeciwko jego życiowemu nierozgarnięciu. Już tęskniłem za spanikowanym krzykiem, kiedy usiłował zrobić pranie, a zaklęcie przemieniło łazienkę w basen pełen piany, za niezgrabnością podczas porządków, niesmacznymi posiłkami, gdy eksperymentował ucząc się gotować z myślą o mnie. Dawał mi tak wiele, a teraz musiałem radzić sobie sam. Nawet nie chciałem myśleć o tym, co by się stało gdyby nie wrócił.
Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w szmaty, w których zazwyczaj Michael chodził po domu – czarne spodnie dresowe, wyblakła koszulka ulubionego zespołu, okropne japonki, które cudem jeszcze istniały. Nie wiem dlaczego, ale czułem się odrobinę lepiej mając na sobie ubrania mojego chłopaka, chociaż nie mogłem zastąpić nimi jego bliskości. Co więcej, nie wyglądałem w nich tak seksownie, jak on. Na jego ramionach spod rękawów koszulki zawsze wychodziły seksowne tatuaże, które zrobił sobie, kiedy odkrył, że mnie kręcą. Nie mogłem wyrzucić z myśli tych celtyckich splotów, które ciągnęły się przez całą długość jego rąk, aż na pierś i plecy, zaś splatały się dopiero na podbrzuszu oraz krzyżach. Zabawne, ale dopiero teraz zauważyłem, że mój Michael zmężniał od kiedy zaczął pracować. Jego barki stały się szersze, jego ramiona i pierś bardziej umięśnione, nogi silne, a pośladki idealnie kształtne. Mój chłopak zmieniał się przez cały czas, a jednak dla mnie zawsze był ideałem. Musiałem oszaleć by tak beznadziejnie się w nim zakochać, ale przecież sam go stworzyłem.
Dopiłem jego mleko i odstawiłem pusty karton na stolik przy łóżku. Położyłem się na pościel myśląc o Michaelu, przypominając sobie każdy szczegół jego jestestwa. Czy zawsze był taki wysoki? A jego włosy? Czy był seksowniejszy od kiedy obciął je na krótko, co uwydatniło liczne kolczyki w uszach i na brwi? Oszalałem. Z resztą, jak mogłem nie oszaleć, kiedy podczas seksu specjalnie zmieniał kolczyk na języku na ten z kuleczką, by później drażnić nim moje sutki, mój członek, moje wszystko?
Nic dziwnego, że podnieciłem się myśląc o Michaelu, że nie mogłem wytrzymać dzielącej nas odległości. Przymknąłem oczy czując mrowienie między nogami. Zabiję Michaela, kiedy wróci! Zabiję go za to, że mnie zostawił!
Ledwie wsunąłem dłoń pod materiał spodni, a rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Zakląłem głośno, a magia chwili prysła. Wściekły podniosłem się z łóżka i dociągnąłem do drzwi. Otworzyłem je szarpnięciem stając jak wrośnięty w ziemię.
- Co... Co się stało? - moje serce zabiło nieprzyjemnie szybko, kiedy patrzyłem na jednego ze starszych kolegów Michaela, który trzymał mojego chłopaka pod ramię.
- Byliśmy na polowaniu, kiedy dopadła go grypa, czy inne świństwo. - wyrzucił z siebie wyraźnie poirytowany mężczyzna. - Od razu zaczął ostro gorączkować, a jego kaszel zdradził naszą pozycję. Przez niego wytropienie celu zajmie nam całą wieczność. Zabieraj go i zajmij się nim, bo w takim stanie jest nam całkowicie zbędny. - niemal rzucił mi nieprzytomnego chłopaka na ramiona i pokręcił głową patrząc z niechęcią na chorego. - Nie wiem, jak można tak się doprawić przy 30 stopniowych upałach. - nie obejrzał się więcej za siebie, ale zniknął, kiedy tylko wyszedł na ulicę.
Musiałem nogą zamknąć drzwi, a Michaela niemal zaciągnąć do salonu i rozłożyć na sofie. Nie zdołałbym go wnieść po schodach od kiedy nabrał masy. Teraz to on mógł nosić mnie, ale nie odwrotnie.
Przyniosłem z pokoju koc i czystą piżamę dla Michaela. I pomyśleć, że jeszcze niedawno byłbym skłonny płakać za nim i tęsknić, a teraz już był znowu ze mną, w dodatku w opłakanym stanie. Powoli przebrałem go i nakryłem kocem po uszy. Był naprawdę rozpalony, a jego usta były spieczone jak uschnięte płatki kwiatów.
- Jak mogłeś tak się doprawić? - pogładziłem jego krótkie włosy i pocałowałem spocone czoło.
Powieki Michaela poruszyły się i minimalnie otworzył oczy. Uśmiechnął się jak skończony matoł na mój widok. Chyba chciał podnieść rękę i złapać mnie, ale nie miał na to sił. Jego dłoń zsunęła się z sofy i wylądowała ciężko na ziemi.
Zostawiłem go w pokoju by przygotować ziemne okłady, a następnie zacząłem od pospiesznego ugotowania dla niego jakiegoś płynnego posiłku, który ostudziłem w zimnej wodzie. Wracając do niego zacząłem wlewać mu w gardło zimną zupę. Powoli, łyżeczka po łyżeczce opróżnił całą miseczkę. Dopiero wtedy podałem mu leki na zbicie temperatury i zmieniłem okład na jego czole. Mój silny, cholernie przystojny chłopak teraz zamienił się w wielkie dziecko, którym należało się opiekować. Siedziałem przy nim póki gorączka nie spadła, a wtedy wysłałem sowę do jego babci. Ktoś musiał przecież się nim zaopiekować, kiedy ja pójdę jutro do pracy. Pomyślałem o wszystkim, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Dopiero mając pewność, że nie zaszkodzę Michaelowi, rozłożyłem sofę, która zamieniła się w mało wygodne łóżko. Teraz mój chłopak mógł nocować w chłodniejszym od reszty domu salonie i wracać szybko do zdrowia.
Nagle przypomniałem sobie, że muszę szybko sprzątnąć pokój Michaela, który służył wyłącznie za atrapę, by nikt nie dowiedział się, że w rzeczywistości jesteśmy parą, nie zaś przyjaciółmi, czy kuzynami, jak sądzili wszyscy w pracy. Ciężko określić, czy babcia Michaela domyślała się naszego związku, ale nie mogłem dopuścić do tego, by poznała prawdę, jeśli nie była w dalszym ciągu świadoma. Z wielkim bólem zostawiłem ponownie Michaela samego i przygotowałem wszystko na przyjęcie babci.
Kiedy do niego wróciłem już nie spał, ale i nie nazwałbym jego stanu całkowitym przebudzeniem. Zmęczony gorączką z trudem potrafił unieść powieki.
- Jestem pewny, że do niczego takiego by nie doszło, gdybyś nie wychodził z domu zaraz po kąpieli. - powiedziałem spokojnie przysiadając obok i głaszcząc go po czole. - Ostrzegałem cię, a teraz będziesz umierający przez dobry tydzień.
- Ale wróciłem wcześniej do domu. - powiedział cicho z niemrawym uśmiechem i przesunął głowę robiąc sobie poduszkę z moich ud.
- Wróciłeś. - przyznałem. - Ale do niczego mi się taki nie przydasz. Będę tylko miał więcej zmartwień na głowie. - pocałowałem go w czoło. - A twoja babcia zostanie z nami póki całkiem nie wyzdrowiejesz. - dobrze wiedziałem, że tak będzie. Staruszka narzekała na wnuka, ale zrobiłaby dla niego wszystko, więc najpewniej będzie niańczyć go przez cały okres trwania choroby. Może nawet zjawi się u nas, gdy tylko otrzyma moją wiadomość?
- Więc nie ty się mną zaopiekujesz? - pokręcił głową wbijając ją wygodniej w moje nogi.
- Mam pracę, jak sobie to wyobrażasz? Że dostanę wolne na opiekę nad malutkim kuzynkiem? - zacząłem wyjmować z jego ucha wszystkie kolczyki, by mógł wygodniej spać przez okres choroby. Następnie usunąłem także te z drugiego, z brwi i z języka. - Postaraj się też mnie nie zarazić.
- To będzie trudne. - burknął zamykając oczy. - Nie panuję nad tym.
- Więc zapanuj. - kolejny już raz całowałem go po czole i czułem przyjemne drżenie w ciele. Mój Michael wrócił do mnie po trzech dniach nieobecności. Skoro to wystarczyło by się rozchorował to co się stanie, gdy będzie zmuszony wytrzymać beze mnie tydzień? - Prześpij się. - poradziłem mu, a on tylko mruknął na zgodę.

1 komentarz:

  1. O, jak miło o nich poczytać.
    Tesknilam za tą parką ;)
    Mam nadzieję, że kartki z pamiętników innych postaci też się niedługo pojawia, bo ciekawi mnie co dzieje sie u reszty bohaterów ;)

    OdpowiedzUsuń