środa, 10 lipca 2013

Kartka z pamiętnika CCXXI - Cornelius Lowitt

Westchnąłem ciężko przecierając twarz dłonią, kiedy Eric przeszedł przede mną ubrany wyłącznie w moją koszulę i rozsiadł się przy stole czekając na posiłek.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że w tej koszuli miałem iść dzisiaj do pracy, prawda? - mruknąłem kładąc przed nim talerz z kanapkami. Nie wiem czy to on tak sobie mnie wytresował, czy może to ja nagle nawykłem do domowej atmosfery związku.
- Moje są już brudne, więc musiałem wyjąć coś z twojej szafy. Ale spokojnie, oddam ci ją za chwilę. Nie będę przecież biegał teraz po mieszkaniu nagi. Później przyniosę coś od siebie.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego się tu nie wprowadzisz. Jest wystarczająco dużo miejsca...
- To wykluczone, ile razy mam ci to powtarzać?! - Eric zmarszczył gniewnie brwi.
- I tak większość twoich rzeczy jest u mnie, musiałem przemeblować sypialnię, dokupić szafę... - wymieniałem.
- I przyniosę ich jeszcze więcej. - rzucił uparcie. - Nie zamieszkam z tobą, bo muszę mieć miejsce, do którego ucieknę kiedy się pokłócimy. A dobrze wiesz, że jesteśmy do siebie podobni i jednocześnie zupełnie różni. I tak będziemy się kłócić bardzo często, więc jaki jest sens we wspólnym mieszkaniu?
Westchnąłem siadając naprzeciwko niego i pijąc swoją kawę wielkimi łykami. Nie rozumiałem go zupełnie. Wydawało mi się, że coś do mnie czuje, że jestem dla niego jedną z najważniejszych w życiu osób, od kiedy przestaliśmy ze sobą walczyć, a zaczęliśmy żyć jak zwyczajna para. Może i daleko było nam do związku idealnego, ale mimo wszystko nie było tak źle. Tak przynajmniej wydawało mi się do niedawna. Teraz sam nie byłem już pewny.
- Cor... - chłopak pokręcił głową. - Wiesz dobrze, że mam liczne rodzeństwo, a wspólne mieszkanie oznaczałoby ich odwiedziny tutaj. Poza tym moja dwunastoletnia siostra jest w tobie zakochana! Jak mam ją okłamywać tłumacząc, że mieszkam z kolegą ze szkoły zamiast znaleźć sobie dziewczynę, co? Z resztą, nie jest głupia. Gdyby się jakimś sposobem domyśliła, znienawidziłaby mnie. Jej ideał okazałby się gejem, który w dodatku sypia z jej bratem.
- Coś na pewno bym wymyślił.
- Jasne. Zacząłbyś sypiać z moją nieletnią siostrą żeby jej coś udowodnić, a kiedy wyjedzie do szkoły zabawiałbyś się ze mną.
- Hej, to niesprawiedliwe! Nie sypiałbym z nikim innym, wiesz dobrze! Wyleczyłeś mnie ze zdrad! - byłem oburzony, gdyż nasze przeżycia ostatnich lat szkoły nauczyły mnie, że lepiej nie zadzierać z kimś kogo się lubi. Z resztą, nie widziałem sensu w seksie z innymi, kiedy tylko jedna osoba potrafiła mnie w pełni zadowolić. Nikt inny nie był wart mojego wysiłku.
- Więc daj już spokój ze wspólnym mieszkaniem. - Eric zaniósł swój talerz do zlewu i umył go szybko. Następnie usadowił się na moich kolanach, a jego uśmiech miał w sobie coś demonicznego. - Wychodzę dzisiaj do pracy później, więc dlaczego nie miałbym zadbać o to żebyś się spóźnił, co? - zamruczał uwodzicielsko w moje usta. - Ostatnio jesteś taki poważny i opanowany, że nie potrafię doszukać się w tobie tego buntownika, który doprowadzał mnie do szaleństwa. - wodził palcami po moim karku. - Co się stało z tym niegrzecznym chłopcem?
- Zamienił się w przykładnego męża. - odpowiedziałem szczerze zaciskając palce na jego nagich udach. - Znalazł sobie wymagającą żonę, dobrą pracę i z demona stał się zwyczajnym obywatelem. Czyżbyś żałował?
- Oczywiście! Nawet nudna żona potrzebuje czasami rozrywki. W szczególności jeśli ma nie zdradzać męża.
- Jeśli tak stawiasz sprawę, to nie mam wyjścia. Muszę stawać się demonem, kiedy wracam do domu. - podniosłem go i posadziłem na blacie stołu. Zabrałem swój talerz by go nie rozbić, kiedy będziemy się na nim kokosić i pocałowałem chłopaka mocno w zachłanne, spragnione usta, które podstawiał mi od samego rana. Nie chciałem poniszczyć, ani pobrudzić swojej koszuli, więc całując każdy kawałek odsłanianej skóry zdejmowałem moją biedną garderobę z zadowolonego chłopaka. Obaj zmieniliśmy się od czasu końca szkoły i prawdę mówiąc Eric stracił już swoją niezdrową fascynację dominacją. Zdecydowanie częściej oddawał się teraz w moje władanie, wypinał pośladki i domagał się mnie głęboko między nimi. Zupełnie jakby przyjął do wiadomości fakt, że nie możemy być razem i ciągle drzeć kotów.
- Zanieś mnie do salonu. - zażądał. - Chcę żeby było mi wygodnie, a tam mogę się oprzeć... - zwiesił głos owijając się nogami ciasno wokół mojego pasa. - Nieś! - rozkazał przyssawszy się do mojej szyi. Nawet gdybym chciał mu odmówić to nie potrafiłbym tego zrobić. Zabrałem go więc w miejsce, które sobie upodobał, a tam mój pan i władca zsunął się z sofy klękając na dywanie i oparł się połową ciała o miękki siedzenie wypinając swoje jasne, zgrabne pośladki. Lubiłem patrzeć jak eksponuje się w oczekiwaniu na mnie, jak jego jasne włosy spływają po karku, a oczy błyszczą, kiedy odwraca głowę do mnie i prosząco mruga oczami.
- Chcesz żebym umarł z podniety przed pracą? Musiałbyś dzwonić do Ministerstwa i tłumaczyć się godzinami.
- Szefie, nie przyjdę dziś do pracy, bo muszę reanimować Corneliusa, który padł widząc moją dziurkę wystawioną zalotnie na jego spojrzenia? Myślę, że oni też mogliby nie wytrzymać, a ja zostałbym seryjnym mordercą.
- Nie słyszałem nigdy o takim, który zabijałby pokazując swoje niewątpliwie wdzięki. - pochyliłem się i pocałowałem jedną półkulę. Była naprawdę apetyczna i nie wiem, czy mógłbym pragnąć jej więcej nawet gdyby spływał po niej miód. - Mmmm, myślę, że mogę spóźnić się dziś trochę do pracy. - czułem, że twardnieję z każdą chwilą, a Eric specjalnie kręcił swoim tyłeczkiem zachęcająco. Jego wnętrze w dalszym ciągu było wilgotne od naszych wieczornych zabaw, a teraz nie musiałem martwić się niczym. Mój palec wszedł w niego bez problemu i od razu poczułem jak wilgotnieje. Rozsmarowałem swoje nasienie po ściankach jego wejścia, po pierścieniu mięśni i oblizałem się na myśl o tym, że za chwilę zanurzę się w tym aksamitnym cieple.
Nie wytrzymywałem dłużej tego wspaniałego widoku, który mnie zniewalał z każdą chwilą. Wsunąłem się w Erica mocno i głęboko mając świadomość, że nie zdołam przerwać póki nie zaspokoję swoich żądz. Miałem kochanka, który był w stanie oddać mi wszystko, zaspokoić nawet najdziwniejsze z moich pragnień, a jednocześnie potrafił pokazać swoją delikatniejszą twarz. Nikt kto nie znał Erica tak dobrze jak ja, nie uwierzyłby w coś podobnego. W szczególności gdyby ktokolwiek usłyszał te namiętne jęki, prośby o więcej, mocniej, westchnienia.
- Ah, tak! Głębiej! - tyłeczek mojego kochanka sunął wraz ze mną w jedną i drugą stronę. Sam nie mogłem powstrzymać westchnień. Ten facet doprowadzał mnie do szaleństwa!
- Nic dziwnego, że szefowie lubią cię macać. - wyszeptałem mu w ucho. - To ciało to jeden wielki orgazm.
- Więc dlaczego chciałeś połamać ręce moim szefom? Czyżbyś chciał mieć ten orgazm dla siebie? - wydyszał unosząc się odrobinę i zmuszając mnie do zmiany pozycji. Odwróciłem go przodem, pocałowałem mocno, gwałtownie i głęboko. Nasze usta z trudem się od siebie oderwały, moje biodra szalały pchając niemal brutalnie. Byłem w raju, który ograniczał się do rozkoszy mojego krocza.
- Nie lubię dzielić się tym co moje. - syknąłem w uniesieniu chwili. - Nie lubię dawać innym kosztować mojego szczęścia. Po co inni mają czerpać przyjemność z mojej miłości?
- Miłości? - zainteresował się, a jego palce wbijały się w moje ramiona. - Powinieneś częściej tłumaczyć mi swoją zazdrość. - roześmiał się, a dla mnie było tego zbyt wiele. Zagryzłem wargi niemal do krwi.
- Dojdę. - ostrzegłem, a on śmiał się głośniej, kiedy jego pośladki zaciskały się na mnie.
- Mmm, nakarm mnie. - uwodził, aż nie wytrzymałem. Wylałem się w niego napełniając jego pośladki kolejny raz swoim nasieniem. - A teraz wyjdź i liż. - rozkazywał dalej. Jego męskość pulsowała boleśnie, niewiele brakowało by i on zadowolił się tym krótkim, porannym seksem.
Wziąłem go głęboko w usta, zassałem mocno, jakbym potrzebował jego nasienia niczym kawy by się rozbudzić. Kosztowałem go, masowałem jego jądra, wsłuchiwałem się w jego jęki, prośby o więcej. Był lubieżny, a ja nie lepszy.
- Tak! - wzdychał i przycisnął moją głowę mocno do swojego krocza, kiedy szczytował. Całe nasienie zebrało się w moich ustach, tak jak to lubił. Obserwował uważnie, jak podnoszę głowę, jak przełykam i uśmiechał się zadowolony. - Teraz możesz iść do pracy. - powiedział z wyższością.
- Jesteś bardzo łaskawy. - pocałowałem go w brzuch i pomogłem mu położyć się na sofie w miarę wygodnie by wypoczął. - I nie daj się macać w pracy, bo będę zazdrosny i połamię łapy każdemu, kto chociaż raz się do ciebie zbliżył.
- Bo mnie kochasz? - wodził mnie na pokuszenie, a ja tak naprawdę nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Może. - mruknąłem zmieszany jego pytaniem.
- Na pewno. - wyszczerzył się. - Wykąp się i uciekaj stąd. Chcę się pokręcić po twoim mieszkaniu i poocierać o meble żeby zostawić na nich swój zapach. Wtedy nikt inny nie zdobędzie mojego terenu. - potrafił być dziecinny od czasu do czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz