niedziela, 21 lipca 2013

Kartka z pamiętnika CCXXIV - Denny "Blood"

Było mi zdecydowanie zbyt gorąco, kiedy siedząc w Pokoju Wspólnym odrabiałem zadania, gdy Alen leżał z głową na moich kolanach wtulony twarzą w mój osłonięty koszulką brzuch. Wydawał się zadowolony mimo niewygodnej pozycji, w jakiej się znajdował. Nie miałem do niego cierpliwości, ale też nie potrafiłem go odpędzić. Chłopak był zbyt rozanielony i całkowicie ignorował fakt, że inni uczniowie patrzą na niego krzywo. Z resztą, wiedział, że nie pozwolę powiedzieć na niego złego słowa, ani zrobić mu krzywdy. Zawsze był przy mnie bezbronny jak dziecko i nie próbował unikać konfrontacji, gdyż wiedział, że zawsze jestem blisko i wybawię go z opresji, jak miało to miejsce już kiedyś. Ufał mi bezgranicznie, co z jednej strony mnie niepokoiło, zaś z drugiej doprowadzało do pozytywnego szaleństwa. Alen był pierwszą osobą, która polegała na mnie i której byłem niezbędny do życia.
Bardziej wyczułem napięcie w powietrzu, niż zauważyłem cokolwiek dziwnego. Spojrzałem w stronę, z której dochodziło to dziwne uczucie, a moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem dwójki piątoklasistów, którzy wpatrywali się z wyraźną wrogością w przymilającego się do mnie Nerena. Opuściłem rękę i pogładziłem chłopaka po głowie rzucając gromy w stronę wyraźnie negatywnie nastawionych chłopaków.
- Czego? - warknąłem – Coś wam nie pasuje, nie patrzcie. Chyba, że chcecie poważnie oberwać. To mój zwierzak, a wam nic do tego, co robi. - pomachałem różdżką, by uświadomić im, że jestem uzbrojony, mimo że oni niczego jeszcze nie powiedzieli. Nie spodobało im się to, że im groziłem, ale nie zareagowali. Woleli oddalić się niż wszczynać bójkę z kimś, kto uchodził za gotowego na wszystko demona. Moja legenda trwała, chociaż już od dawna nie próbowałem się zabić, a moje życie kręciło się wokół niepoważnego Ślizgona, który nie potrafił rozstać się ze mną chociażby na godzinę, czy dwie.
- Nie powinieneś im grozić, Blood. - Alen zmienił odrobinę pozycję kładąc się twarzą do góry i spoglądając na mnie od dołu.
- Mam nadzieję, że postanowią się zemścić, a wtedy będę mógł im z powodzeniem wpieprzyć.
- Jesteś okropny! Będę się o ciebie martwił! - skarcił mnie i wyciągnął rękę dotykając palcami mojej brody. - Musisz się ogolić. Drapiesz.
- I dlatego się dzisiaj nie goliłem. Kiedy drapię, ty się nie przytulasz na tej wysokości, a to oznacza brak zaślinionych pocałunków. - spojrzałem w dół na chłopaka, który wydął wargi by obrażonym geście. Pogładziłem opuszkiem jego wydętą wargę i niemal się uśmiechnąłem. Czasami musiałem mieć się na baczności by nikt nie zauważył, jak wielka zmiana zaszła we mnie samym. Nadal byłem zimnym draniem, ale teraz chyba częściej okazywałem zainteresowanie Alenem. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Kątem oka uchwyciłem rozbłysk, który skierowany był w naszą stronę. Pochyliłem się zasłaniając Alena swoim ciałem na tyle na ile tylko mogłem i poczułem pieczenie pod okiem. Syknąłem i zadarłem głowę do góry naprawdę wściekły. Dwójka chłopaków, którym wcześniej nie podobała się moja bliskość z Alenem stała w drzwiach wyjściowych z Pokoju Wspólnego, zaś jeden z nich trzymał w ręce różdżkę. Nie byłem durniem, wiedziałem, że specjalnie szukali zaczepki, może nawet cierpieli na homofobię, czy jakąś innego rodzaju niechęć do ludzi takich jak Alen, gdyż najwyraźniej to właśnie jego otwartość stanowiła dla nich problem, zaś moje zainteresowanie dobrobytem przyjaciela musiało ich bawić.
- Blood... - głos Alena był zaniepokojony. - Krew ci leci. - brzmiał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Tak, wiem, czuję jej smak. - mruknąłem oblizując wargi, na które spłynęła krew z głęboko rozciętego policzka. - Zostań tutaj, a ja załatwię kilka spraw. - nie wiem jakim cudem potrafiłem mówić rozsądnie i spokojnie, kiedy w środku cały się gotowałem. Gdybym nie osłonił mojego chłopaka, to on ucierpiałby od zaklęcia, które miało najwyraźniej rozwścieczyć któregoś z nas i spełniło swoje zadanie. Podniosłem głowę chłopaka ze swoich kolan i patrzyłem jak dwójka piątoklasistów opuszcza Pokój wychodząc na korytarz. Chcieli się bić, to ja nie zamierzałem ich zawieść.
- To głupie, daj spokój, nie warto! - Alen złapał mnie za rękę i wyraźnie zmartwiony patrzył na moje rozcięcie. - Z trudem potrafisz utrzymać otwarte oko!
Rzeczywiście, piekło jak cholera i każda próba uniesienia powieki kończyła się nieprzyjemnym skurczem mięśnia, który ucierpiał.
- Warto. - syknąłem do chłopaka i delikatnie odkleszczyłem jego palce uwalniając moją rękę. Byliśmy atrakcją Pokoju Wspólnego, ale kogo to teraz obchodziło? - Idź do pokoju. - rozkazałem chłopakowi i szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia.
Dwójka bezczelnych dzieciaków czekała na mnie w wyśmienitych humorach.
- Hm, naprawdę miałem nadzieję, że zrobię krzywdę temu zadowolonemu z życia pedałowi. - rzucił jeden z nich. - Może powinienem celować w dupę żeby więcej nie wypinał jej przed facetami? Zapłakałbyś się z żalu, co? - wyraźnie starał się mnie dodatkowo wyprowadzić z równowagi.
- Na twoim miejscu martwiłbym się twoim tyłkiem, bo kiedy z wami skończę będziecie wyciągać swoje kutasy z odbytów. - warknąłem zamachnąwszy się różdżką, z której wystrzelił świetlisty bat. Nie oczekiwałem, że ich tym zaskoczę, więc wcale nie przejąłem się faktem, że przeskoczyli nad atakiem i sięgając po swoje różdżki zaczęli sypać zaklęciami. Uniknąłem jednego, oberwałem innym w ramię, ale osiągnąłem swój cel, bo nagle znalazłem się zaraz przed nimi i nie bawiąc się w czarodziejskie sztuczki zwyczajnie zdzieliłem najbardziej pyskatego po mordzie. Zatoczył się zamroczony. Cóż, w bójkach na pięści byłem całkiem dobry, chociaż tylko raz miałem okazję to udowodnić. W mugolskim sposobie walki było jednak coś więcej niż zwykła prostota. Pozwalał się wyżyć, poczuć moc i siłę.
Tym razem chłopak nie umknął przed biczem, który owinął się wokół jego kostki, a kiedy szarpnąłem, piątoklasista upadł z cichym łoskotem. Kolejny raz przyłożyłem mu w twarz i ignorując celującego do mnie drugiego z chłopaków starałem się równomiernie, szybko i mocno obijać tego, do którego miałem w tej chwili największy żal.
- Blood! - usłyszałem krzyk Alena, kiedy rozpalona zaklęciem różdżka wbiła mi się w ramię, w miejscu, które wcześniej zostało uszkodzone zaklęciem. Syknąłem, ale nic nie mogłem zrobić. Moja ofiara zepchnęła mnie z siebie, a kiedy upadałem widziałem jak świetlista smuga mknie w stronę stojącego bezmyślnie na środku korytarza Alena. Mój prywatny idiota krzyknął, kiedy oberwał w bok. Może nie było to nic poważnego, ale wystarczyło by doprowadzić mnie do prawdziwej furii. Podniosłem się błyskawicznie na nogi i rzuciłem nieme zaklęcie z satysfakcją patrząc jak godzi trzymającego różdżkę chłopaka w plecy. Upadł, a ja zdzieliłem po twarzy już obitego Ślizgona, który chciał rzucić się na mnie nie mogąc w przypływie paniki znaleźć wystarczająco niebezpiecznego zaklęcia, by się mnie pozbyć.
Miałem szczęście. Obaj debile upadli na tyle blisko siebie, że z powodzeniem mogłem nadepnąć na dłoń jednemu i drugiemu. Miałem w nosie, co stanie się z ich dłońmi, kiedy stanę na nich całym ciężarem ciała. Moja koszula była zakrwawiona od w dalszym ciągu płynącej z policzka krwi, oddech był szybki, czułem jak pot ścieka po moich plecach i twarzy drażniąc świeżą ranę pod okiem.
- Blood, nie wolno! - Alen podszedł do mnie na tyle szybko, na ile pozwalał mu bolący bok, który masował. - Nie wolno ci zrobić im nic więcej! Będziesz miał kłopoty! - głos rozsądku się znalazł! - Chodź, pójdziemy do Skrzydła Szpitalnego i zajmiemy się twoim okiem. - jego palce zacisnęły się na moim nadgarstku i pociągnął mnie lekko zmuszając bym zszedł z dłoni jęczących chłopaków, którym na pewno było mało.
- Zasłużyli na to żebym ich wyzabijał, albo chociaż spełnił swoją groźbę i nadział ich na ich własne...
- Zrobisz to następnym razem, jeśli będą chcieli znowu nas denerwować. - Alen był zdecydowanie zbyt miękki. Dwójka debili nadal leżała na ziemi nie ośmielając się najwidoczniej podnieść w obawie o swoje palce, jeśli wściekły postanowię im je jednak połamać dla przykładu. Mój chłopak starł krew z mojego policzka i zmarszczył brwi. - Nadal się leje, chodź, proszę.
- Niech będzie, ale nie puszczę im tego płazem. Stawaj na jednym i nie pozwól mu się podnieść. - rozkazałem i podchodząc do najbliżej leżącego złapałem go mocno w pasie i uniosłem lekko. Wierzgał i niepewny krzyczał pytając, co właściwie robię, ale nie zechciałem udzielić odpowiedzi. Ostrzegłem tylko, że nadepnę mu na jaja, jeśli nie przestanie się rzucać i odpinając jego spodnie zdjąłem je razem z bielizną z jego tyłka. Autentycznie bał się o to, co mógłbym mu zrobić, a to sprawiało mi satysfakcję. Puściłem go jednak, kiedy tylko przejąłem jego spodnie. To samo zrobiłem z drugim, który usilnie chciał się wyrwać Alenowi. Obaj skończyli z gołymi tyłkami, a ja złapałem Nerena za rękę i z satysfakcją zabrałem spodnie tamtych ze sobą.
- Znajdziecie je w Skrzydle Szpitalnym i nie obchodzi mnie to, jak wrócicie do dormitorium. A następnym razem na pewno nie będę tak wyrozumiały. - syknąłem patrząc na nich ze szczerą nienawiścią.
Pozwoliłem się zaprowadzić do szkolnej pielęgniarki, a w międzyczasie zostałem skarcony za swoją bezmyślność i uleganie emocjom.
- To była moja wina. Nie powinienem okazywać swoich uczuć przy innych. To w końcu Ślizgoni. - Alen był przybity, autentycznie smutny. Zatrzymałem go i pchnąłem na ścianę.
- To była tylko ich wina, jasne? - warknąłem opierając swoje czoło o jego. - A ja chciałem się z nimi zmierzyć, bo dawno już nie miałem okazji stanąć w twojej obronie. - mówiłem całkiem szczerze najwyraźniej nadal pod wpływem adrenaliny, gdyż nagle stałem się niezwykle wylewny. - Jeśli na twarzy zostanie mi blizna będziesz musiał upiększyć swojego miśka. - zmieniłem trochę temat by wyraz smutku zniknął z twarzy chłopaka. Widać obaj byliśmy skończonymi osłami, gdyż ja dałem się ponieść, zaś Alen odrobinę poweselał na wspomnienie Blooda, jego okropnego polarnego misia.

2 komentarze:

  1. Jak ja uwielbiam tą parę ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie to cieszy, Kochana! Ja także ich uwielbiam ^^

    OdpowiedzUsuń