niedziela, 11 sierpnia 2013

Kartka z pamiętnika CCXXVII - Victor Wavele

Nie potrafiłem oderwać się od jego miękkich, słodkich ust, które zniewalały mnie za każdym razem, gdy ich skosztowałem. Smakował wanilią i subtelną nutką mrożonej kawy. W przypadku każdej innej osoby byłbym w stanie zignorować ten fakt, ale kiedy w grę wchodził delikatny, kobiecy Noel, każdy przejaw męskości wydawał mi się niesamowicie podniecającym bodźcem. Tym bardziej, że mój do niedawna zdziewiczały chłopak teraz starał się jak mógł stać się prawdziwym mężczyzną, jakim się urodził. Nie odmawiałem mu jednak możliwości dbania o siebie, chociaż zdecydowanie ograniczyłem mu czas spędzany przed lustrem, w żadnym razie nie zgadzałem się na maseczki wygładzające, czy też przesadną depilację.
Moje dłonie błądziły po jego ciele, gładziły wrażliwe na dotyk boki, cudownie delikatne uda i wsłuchiwałem się z rozkoszą w jego jęki i westchnienia. Uwielbiałem doprowadzać go do tego stanu i niewiele myślałem o konsekwencjach tak wielkiego przywiązania względem niego. Czy byłem już do tego stopnia zakochany w Noelu, że nie zdołałbym już sypiać z kimkolwiek innym? Prawdę mówiąc nie chciałem się nad tym wiele zastanawiać. Kochałem go, jak ostatni szaleniec i to mi wystarczało. Jemu najwyraźniej również, kiedy tak leżał pod moim ciałem i szukał sposobu by możliwie jak najdłużej zatrzymywać moje usta przy swoich.
Usłyszałem dzwoneczek piekarnika i odsunąłem się z wielkim trudem od rozpalonego kochanka.
- Obiad. - rzuciłem w jego rumiane usta. - Wiem, że nie jesteś głodny, ale gdybym dał ci wybór to zamieniłbyś posiłki na naszą bliskość.
- Czy to takie złe? - uśmiechnął się pod nosem i przesunął palcami po moich wargach. Musiałem zwiększyć dzielący nas dystans by nie odciągnął mnie od moich postanowień.
- Bardzo złe, bo obaj umarlibyśmy z głodu. Przygotuję wszystko, a ty bądź tak miły i ogarnij się trochę. - mrugnąłem do niego patrząc na zmierzwione niemożliwie włosy, które sterczały mu na wszystkie strony. Wyglądał czarująco, ale raczej nie czułby się komfortowo podczas wspólnego posiłku, który miał być niejako naszą małą wspólną ucztą przygotowaną przeze mnie.
Zszedłem do kuchni i dopieściłem nasz dzisiejszy obiad, nalałem wina do kieliszków i zapaliłem zapachowe świece, które stały na stole w jadalni. Było idealnie, na tyle, na ile idealnie być mogło.
Noel pojawił się w jadalni i z miną rozleniwionego kociaka rozsiadł się na krześle. Uśmiechał się błogo jakby właśnie po jego ustach rozchodził się słodki, znakomity smak czekolady, a przecież miałem pewność, że nie to jest powodem jego zadowolenia.
- Mm, powinieneś częściej dla mnie gotować. - odezwał się w końcu i wypił łyk wina. - W ogóle nie podejrzewałem cię o taki romantyzm. Taki zimny, opanowany, niewyżyty zwierzak...
- Uznam, że to mimo wszystko same pochlebne słowa.
- Bo są pochlebne. - Noel uśmiechnął się czarująco i wstał z miejsca przenosząc krzesło bliżej mnie, a następnie przesuwając talerze. Rozsiadł się jednak na moich kolanach przeszkadzając mi w jedzeniu, ale nie specjalnie mnie to dotknęło. Było całkiem przyjemnie, kiedy znajdował się tak blisko mnie. Cały romantyzm wziął w łeb, ale słodycz pozostała.
Pocałowałem go w odsłonięty kark, który zawsze eksponował związując włosy bardzo wysoko, by nie przeszkadzały w pieszczotach i nie denerwowały mnie swoją wszędobylską obecnością. Tylko jak tu się skupić na czymkolwiek, kiedy przed nosem miałem te apetyczne, kuszące ramiona, cudowną szyję, jakby ulepioną z lukru i kształtne uszka wrażliwe na pieszczoty? Nagle wspólny obiad stał się prawdziwą udręką.
- Pójdę po deser. - zaproponował, kiedy uporał się z posiłkiem i nie miałem wątpliwości, że specjalnie chciał mnie dręczyć. Musiałem pochłonąć swoją porcję w przeciągu kilku minut, bo nie było wątpliwości, że nie zdołam tego dokończyć, kiedy wróci Noel.
I tak też było w rzeczywistości, gdyż mężczyzna pojawił się z dwoma pucharkami polanych czekoladą lodów. Tym razem rozsiadł się jak należy na krześle, ale zanurzył palec w swojej porcji kremowego, słodkiego i zimnego łakocia, a następnie zlizywał całą masę powoli, morderczo wymownie. Nabrał na opuszek jeszcze trochę i rozsmarował po moich wargach, by wsunąć palec do moich ust, kiedy tylko je uchyliłem. To jednak był dopiero początek, bo tym razem lód został rozsmarowany po jasnej szyi, zaś czekolada zmieszana z waniliową słodyczą spływała po ramieniu mojego kochanka. Nie mogłem znieść myśli o tym, że się ze mną drażni. Odsunąłem go od siebie, wstałem z krzesła i pozbierałem naczynia robiąc na stole wystarczająco dużo miejsca. Posadziłem na nim Noela, zdjąłem jego koszulkę bez rękawów i nabierając łyżką sporą ilość lodów ze swojego pucharka, pozwoliłem by spadły na gładką pierś. Noel zawył z zimna, a słodka masa rozpływała się po jego gorącej skórze.
- H... Hej! Nie... - więcej nie powiedział nic, bo pocałowałem go i zacząłem zlizywać topniejący lód z jego ciała. Taki deser stanowczo stanowił jeden z moich ulubionych. Gorący, piękny kochanek i zimne, słodkie łakocie.
Zdjąłem swoją koszulę i odrzuciłem ją na bok. Wiedziałem, co mężczyźnie chodzi po głowie, więc ubabrałem lodem także swoje ciało, a on z jękiem usiadł i przywarł wargami do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się jego deser. Noel pozwolił by wielką kroplą spłynął aż do mojego brzucha i stamtąd zaczął zlizywać go równie wolno, co wcześniej. Nie wątpiłem, że po tej zabawie czeka nas długi, dokładny prysznic.
- Powinieneś się rozebrać do naga. - szepnąłem mu na ucho łapiąc za jego wypięte w tamtej chwili pośladki. Nie mógł oprzeć się mojej prośbie i w mgnieniu oka świecił zachwycającą golizną. Teraz mogłem wysmarować lodami jego plecy, pośladki, nogi, a nawet krocze, które skurczyło się pod wpływem chłodu, ale chwilę później ogrzewało się od mojego języka i warg, kiedy pozbywałem się słodkiej masy z pachnącej skóry. Pozwoliłem sobie nawet wsunąć łyżkę z niewielką porcją w jego wnętrze. To sprawiło, że Noel krzyknął cicho i spiął się cały. Wyjąłem z niego łyżeczkę, a roztopiony lód już teraz wypływał z jego uroczej dziurki. Zgarnąłem słodką, perwersyjnie jasną maź na palec i zlizałem powoli, z uśmiechem.
- Mmm, jesteś tam tak gorący, że zagotowałbyś mleko, gdybym tylko je w ciebie wlał.
- Jesteś zboczeńcem! - westchnął, a ja znowu wypełniałem go kolejną porcją lodów na łyżeczce. - W dodatku wyjątkowo perwersyjnie nastawionym do produktów białkowych!
Roześmiałem się i tym razem zlizałem wypływające z niego waniliowe lody bezpośrednio językiem. Nie mogłem mu zaprzeczyć. Ostatnimi czasy naprawdę lubiłem Noela w mleku, śmietance, a teraz sam zapoczątkował zabawę lodami. Wsunąłem język w wysmarowane słodką substancją wnętrze i lizałem je czekając, aż znowu zrobi się cieplutkie i miękkie. Nie chciałem by mój członek skurczył się, kiedy wejdzie w chłód rozkosznej dziurki. Ostatnio miałem okazję wypełniać ją miodem i wtedy również lizałem zaciekle ściśnięte przyjemnością ścianki.
- Ona wydaje się zadowolona z moich perwersji. - zauważyłem, kiedy tyłeczek Noela zaczynał się rozluźniać. Zacisnąłem palce na jego pośladkach i masowałem je by resztki chłodnych lodów wypłynęły z niego i pozwoliły mi na łatwiejsze pchnięcia. Ukąsiłem lekko udo mojego kochanka i rozkoszowałem się jego jękami, prośbami o zakończenie cierpienia. Nabrałem lodów na palec i wsunąłem go w jego usta. Ssał słodki opuszek zaciekle i mocno, jakby oczekiwał, że dostanie dzięki temu więcej. Doprowadzał mnie do szaleństwa tym niespokojnym, utalentowanym językiem, który teraz walczył z moim palcem.
Westchnąłem i poddałem się bez dalszej walki. Rozsunąłem nogi kochanka szeroko, przyłożyłem do jego wnętrza swój członek i ocierałem się o wilgotne, otoczone bielą pośladki by słodka, ciepła już i roztopiona słodycz otoczyła mój penis z każdej strony. Noel drżał i wzdychał coraz głośniej, pragnął mnie tak samo mocno, jak ja chciałem jego. Ostatecznie pchnąłem wchodząc głęboko w przyjmujące mnie bez przeszkód ciało. Utonąłem w jego wilgotnym, lepkim od łakoci wnętrzu, zamruczałem z przyjemności jakbym swoim członkiem kosztował tę słodycz i pocałowałem mocno kochanka, który odpowiada bardzo entuzjastycznie. Otoczył mnie ramionami, wypiął się jeszcze bardziej i całkiem zapomnieliśmy o lodach stojących obok nas na chybotającym się teraz stoliku. Mm, mógłbym już zawsze kochać się w nim właśnie w tym miejscu, otoczony szybami wychodzącymi na ogród, zapachem świeżych roślin i mając świadomość, że żyjemy jak królowie, a w tej chwili cudowny pierścień mięśni, niczym obrączka ślubna, obejmuje mój członek.
Dłonie mężczyzny zacisnęły się na moich plecach, jego paznokcie wbiły się w skórę, a jęki były najwspanialszą muzyką, jaką mogłem sobie wyobrazić. Zabawne, że dopiero będąc z Noelem czułem się spełniony w związku, który każdego dnia kojarzył mi się z wakacyjnym odpoczynkiem.
Całowałem jego twarz kawałek po kawałku, kiedy przyszedł mi do głowy mały, niecny plan. Mój chłopak był zbyt zajęty wiciem się pode mną, by zwrócić uwagę na moje ręce, więc nabrałem na nie sporo jeszcze zimnych lodów, rozsmarowałem dokładnie po dłoniach i odczekałem chwilę by stały się naprawdę zimne. Wtedy przyłożyłem je do rozpalonych pośladków mężczyzny, który krzyknął zaskoczony, a jego drobne wejście zacisnęło się na mnie mocno. Roześmiałem się jęcząc z chwilowego bólu, a Noel z wyrazem oburzenia trzepnął mnie w głowę.
- To było wyjątkowo... ah! Wredne! - musiał przerwać na chwilę, kiedy pchnąłem mocno w magiczny punkcik w jego ciele.
- To było wyjątkowo przyjemne, nie kłam. - szepnąłem mu na ucho i zatraciłem się w tej cudownej rozkoszy i perwersyjnej zabawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz