środa, 7 sierpnia 2013

Odchodzi...

Przełknąłem zalegającą mi w gardle gulę i otarłem oczy rękawem bluzy, kiedy pod powiekami zbierały mi się łzy. Nie mogłem w to uwierzyć, ale tym razem nie było żadnych wątpliwości – Sheva odchodził na dobre. Miałem ochotę ryczeć, kiedy tylko sobie o tym przypominałem. Staliśmy na peronie w Londynie i patrzyliśmy na siebie milczący. Żaden z nas nie wiedział, co ma powiedzieć. Ostatnie pożegnanie? Już sam dźwięk takich słów w mojej głowie sprawiał, że serce krajało mi się na drobne kawałeczki, jak jajko rozdrabniane dla piskląt.
- Daj spokój, Remi. Przecież to nie katastrofa i nie rozstajemy się na wieczność. Na pewno jeszcze się spotkamy. - Sheva starał się być silny, ale widziałem, że i on ma w oczach łzy i hamuje napływające do zielonych jezior potoki. - Cholera, gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać nigdy bym się nie decydował na zmianę szkoły. - teraz on także ocierał oczy i przełknął z trudem ślinę. - Nie patrz tak na mnie, Remusie. Nie mogę już tego zmienić. Wszystko jest załatwione, więc od następnego roku szkolnego zaczynam we Francji, a nie tutaj. - wypowiedzenie na głos tych słów przebrało miarkę i zarówno ja, jak i on wybuchnęliśmy płaczem. Padliśmy sobie w ramiona tuląc się mocno.
- Zbiorowe przytulanie! - rzucił na pocieszenie Potter i całą piątką kleiliśmy się do siebie ignorując spojrzenia innych uczniów, rodziców, czy osób zainteresowanych, które przyszły po członków rodziny na dworzec.
- Będę do was pisał codziennie i wysyłał paczkę z listami raz w tygodniu. - wydusił z trudem Andrew. - I chcę żebyście robili to samo. Wysyłajcie mi listy i piszcie wszystko, nawet najdrobniejsze głupoty. Będę za wami tęsknił. - chyba wszyscy ryczeliśmy teraz kryjąc twarze w dziwnym splocie ramion, kiedy tak obejmowaliśmy się w dziwnym kole. - Wpadnijcie do mnie na wakacje. Koniec lipca, początek sierpnia. Chcę się z wami pożegnać i spędzić jeszcze trochę czasu jak należy.
- Ja na pewno będę. - przełknąłem wielką kluchę, którą miałem w gardle i zwyczajnie wytarłem nos w rękaw, tak jak wcześniej robiłem z oczami. - Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę. - wyznałem nie mniej ciężko. - Byłeś dla mnie jak brat, a nagle cię zabraknie.
- Remi, bo znowu zacznę ryczeć. - Sheva zdołał się uspokoić, a już miał łzy w oczach kolejny raz. - Będę słał dużo zdjęć i jakieś duperele. I poproszę rodziców żebyśmy mogli spędzić Święta w Londynie. Wtedy moglibyśmy spotkać się w przerwie i... - głos mu się załamał. Znowu płakaliśmy obaj.
Syriusz odchrząknął wilgoć zalegającą mu w gardle i otarł usta, które trochę zaślinił.
- Zobaczymy się za kilka tygodni u ciebie, więc nie wiem, czy jest sens już teraz ubolewać nad odejściem ze szkoły. I tak jeszcze będziemy żałować, że nie będzie cię z nami, więc... No, po prostu...
- Syriusz ma rację. - to Fabien pojawił się za Shevą i objął go lekko ramionami odsuwając od nas odrobinę. - Wpadną na dwa, może trzy tygodnie, w zależności ile czasu pozwolą im spędzić u nas rodzice. Wtedy się pożegnacie na poważnie. Teraz powinieneś wbić sobie do głowy wygląd dworca, bo jego już nie zobaczysz zbyt prędko.
- Wcale mnie nie pocieszasz! - wytknął mu naburmuszony Sheva o załzawionych oczach. Podejrzewałem, że wszyscy jeszcze przez wiele dni będziemy ronić łzy z powodu naszego naprawdę bliskiego pożegnania. Gdyby tylko dało się tego uniknąć? Podejrzewałem, że Sheva myślał teraz o tym samym i żałował podjętej kilka lat temu decyzji, która zaważyła na naszym dalszym wspólnym losie.
- Chodźcie, pokrążymy trochę po peronie i spróbujemy się uspokoić. - James w końcu mówił rozsądnie i wszyscy przystaliśmy na jego propozycję. Fabien planował zostać i poczekać na ławeczce, ale Sheva nie zgodził się. Złapał go za rękę i ciągnął wszędzie za nami, jakby dzięki obecności swojego chłopaka mógł poczuć się lepiej. Ignorował przy tym ciekawskie spojrzenia ludzi, kiedy paradował za rękę z wysokim, postawnym i przystojnym mężczyzną, który mógłby z powodzeniem być jego ojcem. Ale czy wiedzieli, że nim nie jest? Raczej nie mieli pojęcia, co ratowało tę dwójkę przed dziwnymi sytuacjami.
Po pewnym czasie, może pięciu, czy dziesięciu minutach milczenia i zatapiania się w myślach chyba każdy z nas poczuł się lepiej. Moje oczy obeschły, z nosa już się tak nie lało, byłem spokojniejszy i przekonany, że nic się tak naprawdę tu nie kończy, ani nie dobiegnie końca, kiedy ostatecznie się pożegnamy. Przecież będziemy do siebie pisać codziennie, będziemy co tydzień czytać wszystkie listy, jakie otrzymamy, a później odpowiemy na wiadomości Shevy, by znowu oczekiwać jego odpowiedzi. To nie będzie takie złe. Poza tym, da chłopakowi możliwość poznania nowych ludzi. Może będzie też bezpieczniejszy, kiedy u nas coraz częściej coś niepokojącego wstrząsa Hogwartem, a jakaś grupa nawiedzonych fanatyków zaczyna panoszyć się po ulicach.
- Naprawdę będę za wami tęsknił. - Sheva pokręcił głową. - To tak jakbym miał tracić jaką część ciała. - jego słowa sprawiły, że ponownie miałem ochotę się rozpłakać. - Naprawdę chciałbym zmienić temat, ale nie potrafię.
- Jeśli wasi opiekunowie chcieliby poczekać, mógłbym zabrać was na jakieś mugolskie lody i oczywiście, ja stawiam. Dla pocieszenia.
- Tak! - Peter w końcu zdołał się odezwać, a jego oczy zalśniły. - Jadłem tylko raz mugolskie lody, ale były znakomite! Nie tak dobre, jak nasze, ale jednak.
Skinąłem głową zgadzając się. Odrobina cukru na pewno poprawiłaby mi humor, a nawet Syriusz nie miał nic przeciwko. Tym bardziej, że jego rodziców już dawno nie było, gdyż odebrali Regulusa, a Syrim wcale się nie przejmowali. Wiedzieli, że i tak wróci do domu.
- Powiedzcie rodzicom, umówcie się, gdzie będą na was czekać i spotkajmy się przy wyjściu ze stacji. Zjemy szybko, a później wrócicie do domów i zaczniecie wakacje bez opłakiwania rozstania, bo przecież spotkacie się jeszcze. - w jakiś magiczny sposób propozycja Fabiena i jego słowa podziałały na mnie krzepiąco. Nie chciałem już płakać, ale czułem niepokój w żołądku na myśl o łakociach, które zabiją wszelki smutek. Tak właśnie powinno być.
Uśmiechnąłem się jakimś cudem i pobiegłem do czekającego na mnie ojca. Zgodził się bez problemu na mały wypad na lody i obiecał czekać na ławeczce przy stacji, aż zdołam pożegnać się z przyjaciółmi. Wraz z tatą wyszedłem z peronu 9 i 3/4 na mugolską część stacji i dołączyłem do czekających na mnie Shevy, Fabiena oraz Syriusza. Już po chwili dołączyli do nas Peter i James, który miał nietęgą minę.
- Możemy iść, ale matka ubzdurała sobie, że w zamian za to, będę musiał pilnować przez tydzień siostry. I tak musiałbym to robić, ale ona lubi psuć każdą przyjemność. Już nie mogę się doczekać, kiedy ta mała prukwa będzie wystarczająco dorosła by zajmować się samą sobą.
- Przesadzasz. - Peter poklepał go po ramieniu. - Jak zawsze. - widać był pełen energii na myśl o czekających na niego lodach.
Fab kupił nam po wielkim, zakręcanym łakociu o smaku śmietanki i czekolady, a następnie z rozbawieniem obserwował jak pochłaniamy naprawdę dobry i słodki lodzik, którego nie spodziewałem się u mugoli. Widać jednak i oni mieli sprawny zmysł smaku i potrafili rozeznać się na tym, co smaczne, a co nie.
- Teraz mogę z uniesioną głową wrócić do domu. - stwierdził poważnie Sheva. - Czuję się lepiej i już nie będę płakał. Spotkamy się za kilka tygodni i zostaniecie ze mną na co najmniej dwa tygodnie. Nie przyjmuję odmowy, czy krótszego czasu wakacji. Będziemy szaleć tak jak kiedyś, a może nawet bardziej!
- Zadbam o to, żebyś nie miał czasu myśleć o przykrych doświadczeniach. - Fab szepnął Shevie niemal do ucha i mrugnął do nas porozumiewawczo. W końcu podobnie jak my nawykł do świadomości, że każdy w tej grupie wie o jego związku z Andrew i nikomu to już nie przeszkadzało. Nawet James uważał, że Fab dobrze wpływa na jego dawną miłość, a im mniej każdy z nas myślał o rozstaniach, tym lepiej się czuliśmy i mogliśmy uśmiechać się bez skrępowania.
Wydawało mi się, że minęła zaledwie chwila, a lodów już nie było zaś my musieliśmy się rozejść. Jeszcze raz przytuliliśmy się wszyscy razem i odrzuciliśmy smutek, który chciał mimo wszystko zakraść się w nasze serca.
- Widzimy się za kilka tygodni. - podkreślił kolejny już raz Sheva, jakby chciał przekonać samego siebie, że to nie nasze ostatnie chwile razem. - Spędzimy dużo czasu nad wodą, więc nie zapomnijcie o odpowiednich ubraniach, klapeczkach, ręcznikach i slipach! Jeśli któryś z was nie potrafi pływać, to niech weźmie koło, czy z czym to mu będzie łatwiej się unosić na powierzchni bo nie będzie litości! Przeżyjemy naszą ostatnią wspólną przygodę i musi być wyjątkowa!
- Ta jest, kapitanie! - James zasalutował i pomachał nam bo jego mama już zaczynała się niepokoić, a niedługo później rozeszliśmy się już wszyscy. Czas zacząć ostatnie takie wakacje.

3 komentarze:

  1. Jejku... Miałam nadzieję, że jakimś cudem nigdy do tego nie dojdzie.
    Bez Shevy będzie tak... pusto.
    Mam tylko nadzieję, że te wakacje nie będą ich ostatnia wspólną przygoda. W końcu na pewno będzie jeszcze nie jedna okazja by się spotkać.. Prawda?
    Oj. Smutno mi się zrobiło :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Maaatko poruszająca historia. :( Zapraszam do nas :) http://l0ve1d.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż sie poryczałam.... Czekam aż Ciebie na papierze można będzie czytać :*

    OdpowiedzUsuń