środa, 14 sierpnia 2013

Kartka z pamiętnika CCXXVIII - Andrew Sheva

Owinąłem ramiona mocniej wokół szyi niosącego mnie na barana mężczyzny i przycisnąłem kolana do jego boków. Głowę złożyłem na jego ramieniu wsłuchując się w jego miarowy oddech, odgłos kroków na żwirowej ścieżce. Kiedy ubzdurałem sobie, że chcę być niesiony, Fabien bez słowa uklęknął przede mną i poczekał, aż wdrapię się na jego plecy. Następnie bez wysiłku podniósł się i trzymał mnie pewnie pod pośladkami.
- Przepraszam za te sceny na peronie. - szepnąłem w jego ucho. - Nie powinienem tak się rozczulać, kiedy będę mógł spotykać się z tobą nawet każdego dnia przez pozostałe lata nauki. Powinienem się tym cieszyć...
- Daj spokój. Zostawiasz przyjaciół w Hogwarcie, to oczywiste, że jest ci przykro. Nawet ja nie mogę ci ich zastąpić. Jestem twoim kochankiem, nie przyjacielem. W dodatku jestem od ciebie sporo starszy, więc nie możesz rozmawiać ze mną tak jak z rówieśnikami.
- Powiedz mi, jak jest w Beauxbatons. - przerwałem mu. Nie lubiłem, kiedy podkreślał naszą różnicę wieku, jako że zawsze obawiałem się jego słów. Umarłbym gdyby postanowił mnie opuścić i związać się z kimś starszym ode mnie, bardziej odpowiedzialnym i atrakcyjnym. Bo co ja mogłem mu zaoferować? Zupełnie nic!
- Hm, szkoła, jak szkoła. Nic ciekawego. Więcej dziewczyn, niż chłopaków, nudne zajęcia, upierdliwi profesorzy. Poczujesz się tam jak w domu. Nawiążesz nowe znajomości, załamiesz się pewnie poziomem niektórych osób. Nie wiem, co mogę ci jeszcze powiedzieć o tamtym miejscu. Moi nauczyciele już dawno przestali tam uczyć, a nowej kadry nie znam. Nigdy nie chciałem być nauczycielem, więc się nimi nie interesowałem. Nie powiem, było tam kilka atrakcyjnych nauczycielek, ale... auć!
Ugryzłem mocno ucho mężczyzny i prychnąłem gniewnie.
- Tych tematów nie wolno ci poruszać! - skarciłem go.
- Auć, to naprawdę bolało! - zabrał jedną rękę spod moich pośladków i pomasował bolące miejsce, które zaczerwieniło się i nosiło ślad moich zębów. - Te nauczycielski to same stare prukwy teraz, więc czym się przejmujesz? - wyraźnie miał do mnie żal. - Koniec tej przejażdżki, schodzisz. - zrzucił mnie z siebie jednym potężnym wierzgnięciem i bez trudu podniósł z ziemi przerzucając sobie przez ramię, jak worek ziemniaków. - Zajmiemy się twoim szkoleniem od razu. - z wiernego niewolnika stał się dowódcą jednoosobowego wojska, co naprawdę mi się spodobało. Mój zawsze posłuszny kochanek pokazywał mi swoje diabelskie oblicze.
Wniósł mnie w krzaki, które rosły nieopodal obfitując w jeżyny i położył na trawie pod ich osłoną i w opiekuńczym cieniu. Przyglądał mi się przez pewien czas i w końcu uśmiechnął się pod nosem przywierając mocno wargami do moich ust. Niemal je miażdżył i podejrzewałem, że jego dorosłe ciało tęskniło za mną nawet bardziej niż moje. W końcu to ja tak go rozpieściłem, bo chociaż całował się w młodości z nie jedną dziewczyną, to tylko ze mną uprawiał seks, jak nakazywały prawa Upadłego Rodu, do którego należał, a o którym nie rozmawialiśmy zbyt często. Fabien był przecież przywódcą, który pracował w ukryciu i nie wychylał się, by nikt nie przypomniał sobie o wznowieniu poszukiwań.
- Tak się składa, że ile bym nie myślał o swojej młodości i drobnych szaleństwach, żadne z nich nie było warte szczególnego rozpamiętywania. To Marcel był tym świętym, ale ja też nie należałem do szczególnie zwariowanych. Byłem przeciętny, jak każdy chłopak w wieku nastu lat. - starał się chyba wbić mi to do głowy. - Podejrzewam, że to ja powinienem być zazdrosny o twoje wspomnienia.
- No tak, coś w tym jest. - roześmiałem się. - Przecież ja byłem diabłem w skórze dziecka. - pokazałem mu język i zarzuciłem nogi na jego plecy obejmując go nimi, jak misiek koala. - A teraz rozpocznę zupełnie nowy etap życia, nie wiadomo kogo poznam, kto mi się spodoba i możesz czuć się chorobliwie zazdrosny, bo przecież w przeciwieństwie do ciebie ja mogę zmienić kochanka. - robiłem mu na złość, ale widziałem, że nie będzie się na mnie gniewał. Uwielbiał mnie tak samo, jak ja uwielbiałem jego i wbrew pozorom obaj nie wątpiliśmy więcej w swoje uczucia. Związek ze mną na pewno można było nazwać błędem, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, ale teraz obaj wiedzieliśmy co robimy.
Fab zerwał jeżynę i wsunął mi ją do ust.
- Blee, ale kwaśna! - skrzywiłem się, a on roześmiał.
- Znajdę słodszą, poczekaj. - rozejrzał się uważnie po krzaku i wybrał najdorodniejszą. Skosztował jej nadgryzając odrobinkę i kiedy uznał, ją za smaczną podał mi ją. Naprawdę była słodka, a on skupił się na szukaniu kolejnych. Zjadał kwaśne, a słodkimi zawsze dzielił się ze mną. Chociaż początkowo sądziłem, że miał zamiar kochać się ze mną tu i teraz, szybko pozbyłem się złudzeń. Fab chciał mnie trochę pomęczyć, chciał żebym przywitał się z rodzicami jak należy, spędził z nimi trochę czasu i dopiero później namiętnie rozpoczął wakacje u jego boku. W końcu jakiś czas temu widzieliśmy się, kiedy zakradł się na teren szkoły i wtedy daliśmy się ponieść. Teraz obaj byliśmy wyjątkowo opanowani, a przecież pragnęliśmy siebie nawzajem.
- Powinniśmy już iść. - pomógł mi wstać i uśmiechnął się przekornie, kiedy z jękiem podnosiłem się i starałem uspokoić moje ciało, które zareagowało na niego wyjątkowo entuzjastycznie, chociaż jeszcze przed chwilą było opanowane. - Taki niecierpliwy. - Fab pokręcił głową teatralnie, westchnął ciężko, co również było częścią jego gry i klękając przede mną, zsunął spodnie z moich bioder. Objął ustami mój członek, jakby był na to przygotowany od samego początku i teraz patrzyłem jak ten postawny, wysoki i obłędnie przystojny mężczyzna posłusznie, grzecznie i namiętnie ssie moje ciało, jakby od tego zależało jego życie. Czułem się panem i władcą, kiedy mi to robił.
Roześmiałem się i jęknąłem, gdy jego palce namiętnie masowały moje pośladki. Fab chyba miał pewną słabość do tej części moje ciała, jako że właśnie tam najczęściej mnie dotykał i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Teraz również pieścił obie półkule swoim delikatnym dotykiem, a jego palce nawet na chwilę nie zapędziły się w bardziej niebezpieczne rejony.
W końcu z jękiem i pomrukiem wylałem się w jego usta nie bawiąc się z uprzedzanie. On wiedział z góry, że do tego dojdzie. Znaliśmy się nie od dziś, to nie była nasza pierwsza przyjemność dzielona w ten sposób.
Fabien oblizał się wstając i całując mnie lekko w policzek. Złapał mnie za rękę wyprowadzając na ścieżkę i prowadził do domu, jak dziecko, które mogłoby zabłądzić, gdyby pozwoliło mu się odejść za daleko od opiekuna.
- Rodzice zabierają cię dzisiaj na kolacje. Chcą uczcić kolejny zakończony rok twojej edukacji i nacieszyć się swoim jedynym syneczkiem.
- To był pomysł matki, prawda? - skrzywiłem się myśląc o sztywnej atmosferze, którą będę musiał znieść i najwyraźniej braku Fabiena u boku.
- Prawdę mówiąc, tak. Ale wiesz, jak bardzo jej na tobie zależy. Z resztą, w tym czasie mogę przygotować dla ciebie nasze własne powitanie. W moim pokoju, na moim łóżku. - kusił. - Z kąpielą, masażem...
- Przekonałeś mnie! Zgadzam się na nudną kolację z rodzicami, jeśli ty przygotujesz coś specjalnego! - wiem, że byłem strasznie przekupny, ale czy miałem inne wyjście, jak tylko poddać się tej rozkoszy? Wizja niespodzianki nie była tak kusząca, jak świadomość nocy spędzonej z Fabienem i przygotowanego przez niego rano śniadania.
Fab puścił moją rękę, kiedy tylko dało się dostrzec nasz dom. No tak, matka stała w bramce wypatrując nas i machając jak szalona, kiedy tylko jej spojrzenie padło na mnie. Mogłem się tego domyślić. Miałem piętnaście lat, a ona nadal traktowała mnie jak małego dzieciaka. Byłem tylko zdziwiony, że mój kochanek nadal był w stanie przekonać ją, by pozwoliła mu wyjść po mnie na peron. Widać był jej głosem rozsądku. Spaliłbym się ze wstydu, gdyby moja przewrażliwiona po dłuższych rozstaniach matka miała witać mnie w te sposób przy wszystkich.
- Witaj w domu. - mruknąłem do siebie i mimowolnie pozwoliłem sobie na uśmiech. Przecież lubiłem swój dom, kochałem rodziców, miałem tu Fabiena i całkiem sporo wolności. Kochałem się z moim chłopakiem pod nosem rodziców, ojciec wiedział o naszym związku i zupełnie się nim nie przejmował. Byłem szczęściarzem.
- Nie będziesz żałował powrotu. - zapewnił mnie cicho Fabien i przyspieszył kroku mijając moją rodzicielkę w bramce. Zabrał moje rzeczy do domu, kiedy ja musiałem wytrzymać kilka minut w mocnym uścisku mamy, która była bliska płaczu. Nic dziwnego, że ojciec skręcał się ze śmiechu widząc moją minę i siedząc leniwie w bujanym fotelu na tarasie. Jego nigdy tak nie witała i czuł się przez to naprawdę szczęśliwy.
- Witaj w domu, Andrew. - mruknąłem do siebie kolejny raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz