niedziela, 18 sierpnia 2013

Ostatnie chwile razem vol. 1

20 lipca
Byłem zdenerwowany, chyba nawet bardzo, kiedy pomyślałem o pierwszej samodzielnej wyprawie kominkiem do Shevy, ale było to zdecydowanie szybsze niż byle świstoklik i przyjemniejsze niż teleportacja na tak dużą odległość. Z myślą o własnym zdrowiu, które mogłoby zostać nadwyrężone poprzez nazbyt gwałtowne wywijasy żołądka, postanowiłem skorzystać z kominka. Z resztą, przyjaciele również mieli właśnie w ten sposób przedostać się do domu Andrew, co niejako mnie pocieszało. Nie mniej jednak, matka rozwiała wszystkie moje wątpliwości i z bolesną szczerością wyznała, że w gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy między trzeba najszybszymi i najbardziej szalonymi sposobami przemieszczania się znanymi czarodziejom. Tak więc, z czekoladą i ubraniami w plecaku, z ustami pełnymi łakocia dla poprawy humoru i z bijącym szybko sercem wziąłem garść proszku i odetchnąłem kilka razy. Wlazłem do kominka uśmiechając się niepewnie do matki.
- Dasz sobie radę, jesteś już niemal dorosły. - powiedziała na pocieszenie, chociaż w każdej innej sytuacji byłbym jej „maleńkim Remusem”.
- Dam sobie radę, jasne, że dam. - mruknąłem. Rzuciłem proszkiem pod nogi i wypowiedziałem w miarę głośno i wyraźnie adres Andrew. Miałem nadzieję, że trafię tam, gdzie chcę.
Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze i w każdej chwili mogłem paść jak długi wyrzucając z siebie całą słodką zawartość żołądka, która uzbierała się tam od rana.
Padłem twarzą w dół na miękkim dywanie i tylko cudem nie zaryłem nosem o podłogę. Mój refleks pozwolił mi na podparcie się ramionami. Czasami opłacało się być wilkiem.
- Dobrze cię widzieć, chcesz wiadro? - usłyszałem nad sobą znajomy głos Shevy. Pokręciłem głową chociaż naprawdę było mi trochę niedobrze. Bez środków na ból głowy się nie obejdzie, pomyślałem.
- Dzięki, ale nie. - zdołałem w końcu wydukać.
- Tym lepiej. Peter już jedno zapełnił, a James rozwalił brew, kiedy wyskoczył z kominka, jakby się w nim paliło. Zarył czołem o fotel i w sumie trafił akurat na twardy kant. Nic mu nie będzie, ale jednak. Ty jesteś ostatni. Syriusz przyszedł dokładnie kilka sekund przed tobą. Może nawet mijaliście się po drodze.
Silne ramiona pomogły mi wstać z podłogi i otrzepały mnie z niewidocznych paproszków. To Syriusz zajął się mną obejmując, całując na powitanie w policzek i udając obojętnego na moje efektowne wejście.
- Mama opatruje jeszcze Pottera, więc poczekamy na niego, a kiedy skończą zabiorę was do pokoi. Niewiele się zmieniło od waszej ostatniej wizyty, ale myślę, że przypomnę wam wszystko, co powinniście zapamiętać. Ty i Syriusz będziecie razem. - przysunął się do mnie. - Gdybyście chcieli poświntuszyć, macie wszystko w drugim dnie szafki. Specjalnie dla was przerobiłem ją jak należy. Nie chciałbym żeby mama znalazła to, czy tamto.
Zarumieniłem się i chciałem skarcić go za takie myśli, ale przerwało mi wejście Jamesa.
- Moja łeb. - mruczał jakby do siebie, ale patrzył na nas oczekując najwidoczniej współczucia. - Powinieneś zadbać o bezpieczeństwo pokoju, kiedy zapraszasz kolegów kominkiem.
- Taa, mój niewybaczalny błąd, ale teraz zabieraj tę swoją szkaradę i idziemy. - wskazał głową dziwny kufer Jamesa, który musiał być pierwszym krzykiem mody, zaś w rzeczywistości przypominał trumnę z białym krzyżem na środku wieka. Ani to praktyczne, ani ładne, jednak najwyraźniej on był z niej dumny. Nie zapomniał wyłożyć nam kilku słów na temat współczesnej mody i trendów, jakie wypatrzył w gazetach siostry. Na coś się widać przydawała.
- W przeciwieństwie do was mam styl i mogę z uniesioną głową podrywać dziewczyny.
- Przypominam ci, że masz już dziewczynę i zabije cię jeśli usłyszy, że kręcisz z innymi. - odezwałem się, kiedy przyjaciele wymieniali wymowne spojrzenia potwierdzając moje przypuszczenia. Nie ulegało wątpliwości, że Evans rozczłonkowałaby Pottera, gdyby tylko doszły ją słuchy o jego domniemanych zdradach.
Okularnik chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował machnąwszy na nas ręką. Uznał, że nie warto się z nami wykłócać, bądź uzmysłowił sobie, że mamy rację i Lisica mogłaby go okaleczyć za podobne wakacyjne wyskoki.
Sheva zabrał nas na górę do pokoi gościnnych. Ja i Syriusz dostaliśmy oświetlone lokum z dwoma małymi łóżkami, które z powodzeniem mogliśmy zsunąć ze sobą czyniąc jednym. Przy okazji kopnął, niby przypadkowo, jedną z nocnych szafek, a na jego ustach pojawił się zadziorny uśmiech. Syriusz odpowiedział skinieniem głowy, a ja znowu rumieniłem się jak dziewica przed nocą poślubną, a przecież już nią nie byłem.
Pokój Pottera i Pettigrew był niemal tej samej wielkości, chociaż ich łóżka zdawały mi się zdecydowanie większe. Podejrzewałem, że chcąc oszczędzić sobie nocnych hałasów, kiedy jeden, czy drugi spadnie z materaca, Sheva wolał dać im coś większego i wygodniejszego.
- A tu jest moje królestwo, do którego nie wolno wam wchodzić bez pukania i pozwolenia. - wskazał palcem jasne drzwi oznaczone tabliczką z jego imieniem, która musiała tam wisieć od czasu, gdy Andrew był mały i stąd te słodkie misiaczki po bokach. - J. radzę nie łamać tej zasady, bo czeka cię dwudniowa głodówka. Zadbam żeby ani moja mama, ani tata cię nie dokarmiali, więc strzeż się. - okularnik odpowiedział tylko wydętymi wargami, jakby właśnie się obraził. - Rozpakujcie się, a ja poproszę Fabiena o przygotowanie dla nas miejsca w ogrodzie. Zjemy deser i pogadamy, a później możemy wybrać się nad jezioro, jeśli chcecie.
Żaden z nas nie miał nic przeciwko temu, a nawet z niejakim entuzjazmem przyjęliśmy do wiadomości, że będziemy mogli schłodzić się i pobawić w wodzie. Nie byłem może specjalnie dobrym pływakiem, ale za nic w świecie nie odpuściłbym sobie takiej zabawy.
Z tym większą przyjemnością zniknąłem w pokoju dzielonym z Syriuszem i zabrałem się za wypakowywanie swoich szpargałów. Nawet Syri nie przeszkadzał mi, jakby wyczuwał jak wiele zyska, jeśli pozwoli mi działać. Wyciągnąłem ze swojej torby kąpielówki i może trochę bezczelnie i bezwstydnie przebrałem się w nie w pokoju na oczach Syriusza. W sumie musiało mu się spodobać, bo zatrzymał się z do połowy spuszczonymi spodniami i poczekał, aż mój tyłek zniknie pod materiałem zanim kontynuował przebieranie. Byliśmy niepoprawni, kiedy chodziło o nasze relacje, ale przecież tyle razy oglądaliśmy się już nago, że nie było sensu czegokolwiek ukrywać. Z resztą chwilowa zmiana odzieży nie mogła od razu wywołać w nas podniecenia, które należałoby szybko zaspokoić. Tak przynajmniej mi się wydawało. W rzeczywistości poczułem, że moje serce pędzi, a ciało jest spięte, ale szybko opanowałem się i doprowadziłem się do porządku.
- Remi, powiedz, nie masz nic przeciwko temu żebyśmy wykorzystali żelazne zapasy Shevy, które nam tu schował, prawda? To znaczy, chciałbym je nadszarpnąć dzisiaj, gdybyś tylko...
Znowu byłem czerwony, kiedy Syri mówił o naszym zbliżeniu.
- Nie mam nic przeciwko. - przyznałem. - Ale nie mów o tym głośno, bo dziwnie się czuję. To krępujące!
- No tak, w sumie masz rację. Łatwiej zwyczajnie to zrobić. - przyznał trochę zakłopotany i wyjął ze swojej torby klapki, trampki i wysokie buty, jakby oczekiwał, że przez dwa tygodnie wakacji u Shevy może spotkać go dosłownie wszystko. Ja ograniczyłem się tylko do trampek i sandałów, więc nie do końca mogłem równać się z Syriuszem.
Zeszliśmy na dół i zostawiliśmy buty w niewielkiej garderobie. Jak zauważyłem, Sheva wychodził na taras na bosaka, więc uznałem, że nie potrzebujemy niczego poza własnymi stopami. I rzeczywiście, płytki były czyściutkie i przyjemnie ciepłe, a rozpostarty nad nami parasol oblewał cieniem pleciony stolik i takie same krzesła. Rozsiedliśmy się wygodnie, a wtedy, jakby tylko na to czekając, Fabien wyszedł z domu z tacą i postawił przed każdym z nas po sporej miseczce lodów. Zapewnił przy tym Syriusza, że nie musi się obawiać, gdyż nie są zbyt słodkie, a więcej w nich smakowych dodatków niż jakiegokolwiek cukru. Musiałem przyznać mu rację, bo kiedy skosztowałem czekoladowej kulki miałem wrażenie, że zajadam się czystą czekoladą, nie zaś jakimś słodkim produktem, jak te leżące w mojej torbie i czekające na chwilę sam na sam ze sobą. Także inne smaki okazały się równie dobre i intensywne. Syriusz bez zbędnego mielenia językiem zjadał to, co mu podano i naprawdę musiało mu smakować. Z resztą, alkoholowy smak polewy na pewno redukował myśli o jakiejkolwiek słodyczy lodów.
Uporaliśmy się z deserem wyjątkowo szybko, co Andrew przyjął z uśmiechem zadowolenia. Dał nam po czystym ręczniku i kocu do leżenia, kazał zabrać ze sobą odpowiednie buty i krem do opalania, żeby słońce nas nie spiekło, a następnie pod opieką Fabiena udaliśmy się nad jeziorko, które jak zapewniał zielonooki, było płytkie, czyste i pełne ryb. Nasz pierwszy dzień pobytu zapowiadał się więc wyjątkowo udanie. Tym bardziej, że nasz gospodarz miał pod ręką piłkę plażową, którą mogliśmy się bawić, kiedy znudzi się nam pływanie i wypoczywanie w słońcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz