środa, 28 sierpnia 2013

Ostatnie chwile razem vol. 4

Notka na Ai no Tenshi! 

NA MOONLIGHT SECRET NOTKI W ŚRODY I NIEDZIELE

21 lipca
To niesamowite uczucie, kiedy wakacyjne dni mijają całkowicie normalnie, jakbyśmy byli zwyczajnymi nastolatkami. Wprawdzie byłem obolały po mojej gorącej nocy z Syriuszem, ale bynajmniej się tym nie przejmowałem. Do czasu, kiedy Sheva zaprezentował nam trzy rowery, na których mieliśmy jechać na wycieczkę i zjeść obiad po drodze w formie pikniku.
- Będziemy się wymieniać. Najpierw jedna osoba pedałuje, a druga siedzi na bagażniku, a później następuje zmiana. Jest nas w sam raz, więc jesteśmy podzieleni na trzy grupy. Ja jadę z Shevą, Syriusz z Remusem, a Peter zostaje z Jamesem. - dyrygował nami Andrew.
- Chwila, chwila. Dlaczego JA mam jechać z Peterem? - okularnik wyprostował się jak struna i rzucił badawcze spojrzenie zielonookiemu.
- Ponieważ tylko wy daje nie macie pary? - chłopak uśmiechnął się do niego w odpowiedzi. - Ja mam mojego niewolnika, który będzie za mnie pedałował całą drogę na rowerze mojej mamy. - wskazał różową „bestię” z dodatkowym koszyczkiem z przodu, do którego zapakowali część produktów na nasz obiad w plenerze. - Syriusz i Remi na pewno nie będą chcieli się zamienić, więc w sumie tylko wy dwaj zostajecie, a ja nie mam już więcej rowerów.
- Ale on jest ciężki! - J. wskazał oskarżycielsko Petera.
- Sam też do najlżejszych nie należysz! - odparł buntowniczo Pettigrew. - Jesteś wielki! Nie wiem, czy zauważyłeś.
- Ej, jestem chudy! No dobra, niech będzie. - chyba uświadomił sobie, że „chudy” i „dobrze zbudowany” nie są synonimami, a on nie chciał pogrążać samego siebie jeszcze bardziej.
- Cieszę się, że się zgadzamy, więc wsiadajcie na rowery i jedziemy od razu.
Spojrzałem prosząco na Syriusza i już wiedział, że musi zacząć od pedałowania, by mój tyłek mógł wypoczywać jeszcze przez jakiś czas. Skinął tylko głową i poklepał bagażnik roweru, który należał do ojca Shevy. Nie oczekiwałem, że będzie mi wygodnie, ale dzięki przyczepionym do koła drążkom mogłem oprzeć o nie nogi i nie nadwyrężać i tak zmęczonych mięśni. Byłem pewny, że rowery zostały przerobione magicznie specjalnie dla nas, by ułatwić drogę.
Syri trzymał nasz pojazd na najbliższy czas, kiedy ja siadałem i starałem się nie spaść w trakcie startu. Nie było to wcale takie trudne i dosyć szybko siedziałem wygodnie trzymając Blacka w pasie dla większej wygody i bezpieczeństwa.
Droga, którą wybrał nasz zielonooki przyjaciel była szeroka, więc z powodzeniem mogliśmy jechać obok siebie i rozmawiać. Fabien pedałował pośrodku, więc miałem obok siebie Shevę, zaś on po swojej drugiej stronie Pottera, jako że Pet przegrał z nim negocjacje na całej linii i teraz musiał pedałować przez najbliższą godzinę naszej wyprawy.
- A tak, w ogóle to gdzie jedziemy? - J. obudził się dosyć późno by zapytać.
- Bez celu. Pooglądać widoczki, zjeść coś na trawie. - chłopak wzruszył ramionami. - Pobyć razem, lenić się i dobrze przy tym bawić. - ta odpowiedź w pełni satysfakcjonowała nas wszystkich.
Peter wymiękł o wiele wcześniej niż Syriusz, co sprawiło, że musieliśmy zatrzymać się aby J. zasiadł za kierownicą. Stękał przy tym niemiłosiernie przez dobre dziesięć pierwszych minut pedałowania i odgrażał się dietą dla Petera. Niemniej jednak, blondynek był zadowolony zmuszając okularnika do wysiłku.
- Tylko pomyśl, jakie będziesz miał silne nogi. - mówił poważnie, chociaż uśmiechał się, czego James nie mógł zobaczyć. - Evans będzie zachwycona. Idę o zakład, że dziewczyny będą się zabijać o to żeby chociaż spojrzeć na te umięśnione nogi.
- Cholera, nienawidzę cię za to, ale chyba masz rację. - J. wydawał się myśleć intensywnie, a ja wolałem nie komentować ich wymiany zdań. Zresztą, wystarczyło mi spojrzenie na cwaniacki uśmiech Fabiena, by mieć pewność, że on coś na ten temat wie, ale nie planował się z nami tym podzielić.
- Nogi nie wystarczą. Musisz jeszcze mieć niezły tyłek. - rzucił poważnie Sheva i klepnął swojego chłopaka w pośladki.
- Od jazdy na rowerze się wyrabiają. - rzucił pospiesznie Peter.
- J. nigdy nie będzie bożyszczem nastolatek, daj spokój. Może się im podobać, ale nie dorówna niektórym wyjątkowym mężczyznom. Jest za młody, a młodzi mniej się podobają. - Sheva na pewno coś na ten temat wiedział. - Popatrzcie na Fabiena... Albo lepiej nie. Zostawmy go w spokoju, nie mogę dopuścić do tego, żeby ktoś jeszcze stracił dla niego głowę. - mówił pół żartem, pół serio.
- Tak dla sprostowania, waszej głupiej rozmowy. - odezwał się w końcu Fabien. - Kobiety patrzą na wszystko, wszystko je podnieca i ciężko powiedzieć czasami, co zrobiłeś, że piszczą jak szalone.
- Na mnie nie piszczą. - zauważył Sheva z przekąsem.
- Wszystkie wiedzą, że jesteś gejem. - zauważyłem, co wcale nie pocieszyło przyjaciela.
- Więc zadbam żeby wszystkie wiedziały, że Fab też jest.
- Tak w ramach szczerości, nie jestem gejem. - mężczyzna musiał mężnie znieść mocne uderzenie w żebra, jakie otrzymał od swojego chłopaka. - Nie znęcaj się nade mną, bo taka jest prawda. Nie jestem gejem i nigdy nie byłem. Po prostu tak się składa, że ty jesteś chłopakiem. To samo odnosi się do Marcela. Nigdy nie był gejem, był zwyczajnie zakochany bez pamięci w Fillipie. Myślę, że na takich ludzi jak my, nie ma żadnego określenia.
- Teraz próbujesz się ratować mieszając w to kuzyna, co? - Sheva znowu go uderzył, zaś mężczyzna roześmiał się głośno.
- Zatrzymajmy się tutaj, odpocznijmy zanim pojedziemy dalej. Przy okazji przestaniesz mnie bić. - nadal był w wyjątkowo dobrym humorze, chociaż oberwał dwa razy, a jego chłopak wydawał się nadąsany.
Zsiedliśmy z rowerów i rozłożyliśmy na trawie przy ścieżce. Każdy z nas pociągnął ogromny łyk wody ze swojej butelki, gdyż słońce zaczynało powoli przypiekać. Aż bałem się pomyśleć, co będę teraz przeżywał, jako że ja i Syriusz mieliśmy zamienić się miejscami. Moje pośladki już odczuwały ten dyskomfort i ból, a nawet nie usiadłem na siodełku.
- Jeśli chcesz, mogę...
- Nie, wszystko dobrze, dam radę. - przerwałem Syriuszowi. - To nic takiego. Ty też musisz odpocząć, bo napracowałeś się w nocy. - mrugnąłem, chociaż policzki mi płonęły. Nasunąłem czapkę głębiej na twarz i wziąłem kolejny łyk wody. Nie musiałem jej oszczędzać, gdyż każdy z nas miał dla siebie dobre dwa litry.
To był wyjątkowo krótki przystanek, jako że chcieliśmy przejechać spory kawałek zanim zatrzymamy się na posiłek. Zresztą, chodziło o przygodę, a nie mogliśmy na nią liczyć zaledwie godzinę jazdy od domu Andrew.
Jak mówił nam chłopak, gdzieś w pobliżu był niewielki lasek, gdzie rosły także krzewy owocowa z czernicami i dzikimi poziomkami. Mogliśmy tam przystanąć by skosztować owoców i prawdę mówiąc byliśmy chętni żeby zaznać tej drobnej przyjemności, o którą ciężko było w Londynie, czy jego najbliższej okolicy. No i nigdy nie jadłem dzikich owoców! Byłem ciekaw, czy smakują tak samo, jak hodowane w domach, czy może mają w sobie coś wyjątkowego. Chciałem żeby ten dzień był równie wyjątkowy, co poprzedni i wszystko było na dobrej drodze. Chociaż wystarczyło, że usiadłem na siodełku, a nie mogłem powstrzymać jęknięcia. To bolało, nawet bardzo bolało!
- Od lat nie siedziałem na rowerze. - wyjaśniłem nie mijając się z prawdą.
- Musisz zacząć uprawiać sport w czasie wakacji. To całkiem zabawne i przyjemne. Nie mieszkasz, aż tak daleko od Londynu, prawda? - Andrew uśmiechnął się słodko. - Wsiadaj na rower i jedź na Pokątną do mamy. A najlepiej niech ona też jeździ rowerem i wracajcie razem.
- Nie zwracajcie na niego uwagi. - mruknął poważnie Fabien. - Ma takie fazy od jakiegoś czasu. Jakiś syndrom tęsknoty za domem, czy sam nie wiem... - i znowu zaczął obrywać od swojego chłopaka, który wyzywał go od kłamców, papli i gorszych.
- Podpadasz mi dzisiaj. Podpadasz! - ostrzegał zielonooki i znowu był naburmuszony.
Prawdę mówiąc mogłem go zrozumieć. Miał opuścić szkolnych przyjaciół i wszystko co znał, rodzinny dom, najbliższych, by wyjechać do Francji i tam rozpocząć życie na nowo. Podejrzewałem, że miał zamiar poruszać się po mieście na rowerze i wprowadzić do swojej egzystencji trochę niewinnego, sielskiego klimatu. Może nawet będzie jeździł z rana po świeże pieczywo i owoce, a później przygotowywał śniadanie dla kochanka?
Poczułem, jak Syriusz mocno obejmuje mnie w pasie jakby potrafił czytać w moich myślach i dowiedział się, że jakaś melancholia zaczyna nade mną panować. Uśmiechnąłem się do siebie i usiłowałem nie przemieszczać za bardzo na siedzonku.
- Jutro zabieram was na konie. - rzucił mimochodem Ukrainiec. - Pojeździmy sobie trochę, a kto nie umie ten się nauczy. - roześmiał się najwyraźniej widząc miny chłopaków z tyłu.

2 komentarze:

  1. Kyaaa :33 coraz bardziej mi się podoba C: czekam na więcej seksu Xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuje Lupinowi z tymi końmi xD

    OdpowiedzUsuń