niedziela, 1 września 2013

Ostatnie chwile razem vol. 5

Nowe notki zawsze w środy i niedziele ^^

SONDA - Czy chcecie poznać alternatywną przyszłość głównych bohaterów? (Syriusz, Remus, James, Peter)

Byłem niemal nieprzytomny ze zmęczenia, kiedy ostatecznie dotarliśmy na miejsce, gdzie miał się odbyć nasz piknik. Między pośladkami czułem palące pieczenie, które nie pozwalało mi normalnie siedzieć. Musiałem kombinować kładąc się na brzuchu i udając, że jest mi wyjątkowo wygodnie. W rzeczywistości nie miałem wątpliwości, że do bólu tyłka dojdzie jeszcze ten pleców, ramion i może kilka kolejnych. Niestety, szybko się poddałem i zamiast tego położyłem się na boku. Kręciłem się przeżywając katusze i byłem już całkowicie pewny, że nie mam zamiaru pedałować w drodze do domu. Syriusz musiał wziąć to na siebie.
- Będę miał hemoroidy od siodełka. - poinformowałem swojego chłopaka i posłałem wymowne spojrzenie, które musiał właściwie odczytać. Tak, to on będzie się wysilał, kiedy ja zajmę się zwijaniem z bólu na bagażniku. Koniec, kropka, postanowione.
- Podejrzewam, że nie tylko ty. - mruknął niezadowolony James, który masował sobie pośladki na tyle intensywnie, by ulga doszła także do ich bardziej wrażliwych części, które ucierpiały. - Od lat nie jeździłem na rowerze i teraz wiem dlaczego.
- Przesadzacie. - Sheva uśmiechnął się szeroko, jako jedyny, który nie musiał pedałować ani przez minutę. - Siadajcie i zajmijmy się tym, po co się tu zjawiliśmy. Na początek soczek. - chłopak wyjął ze swojego plecaka plastikowe kubeczki i dał każdemu po jednym. Następnie Fabien wypełnił je owocowym napojem. Wypiliśmy kilak łyków by przepłukać gardła i w tym czasie dostaliśmy po plastikowym talerzyku i sztućcach. Fab wyjął ze swoich pakunków magicznie zmniejszony garnek, który teraz wrócił do normalnych rozmiarów. W środku były wciąż ciepłe ziemniaki, duszona noga kurczaka w słodkiej papryce i cebuli, która z daleka pachniała naprawdę apetycznie, zaś w plastikowych pojemniczkach już czekała na nas sałatka ze świeżych warzyw. Nawet nie pytałem, kto przygotował dla nas taki obiad na świeżym powietrzu, jako że było to oczywiste. Fabien był naprawdę dobrą pomocą domową.
- Jestem głodny jak wilk. - mruknąłem dosyć pokracznie dobierając słowa. Przyjaciele roześmiali się, ale nie skomentowali mojego wyznania. Zamiast tego pozwoliliśmy żeby mężczyzna nałożył nam od serca wszystkiego, co ze sobą zabrał i w ciszy, niektórzy obolali, jedliśmy ten najsmaczniejszy z dotychczasowych posiłków. Ruch i świeże powietrze zrobiły swoje zaostrzając apetyt, jak również czyniąc ten piknik o wiele bardziej przyjemnym. Podejrzewałem, że uczucia towarzyszące tej chwili będą chodzić za mną do końca moich dni.
Po obfitym, wyśmienitym obiedzie przyszła pora na deser, który naprawdę mnie uszczęśliwił. Zjadłem dwa duże kawałki szarlotki i dopiero wtedy stwierdziłem, że jestem pełny. Teraz nie mogłem się ruszyć, nie mówiąc już o bieganiu. Nawet zapomniałem o bólach, które tak mi wcześniej dokuczały. Nie mogłem jednak leżeć i nabierać ciała. Po takim pikniku należało się trochę pobawić. Zdecydowaliśmy się na berka i ograniczyliśmy pole biegu żeby nie przesadzić z oddalaniem się. Znając nasze możliwości daliśmy fory Peterowi i wybraliśmy Syriusza na tego, który miał wszystko rozpocząć. To była naprawdę przyjemna zabawa i mieliśmy przy tym masę śmiechu. Fab nie zgodził się do nas dołączyć, co prawdę mówiąc wcale mnie nie dziwiło. Nie widząc na jedno oko miałby trudność ze swobodnym rozglądaniem się za nami. A może był zwyczajnie leniwy? Nie potrafiłem tego stwierdzić. Na pewno obserwował nasze harce z uśmiechem i może nawet wspominał stare czasy, kiedy to on był tak pełen życia. Przez chwilę byłem nawet ciekawy, czy od zawsze nie widział na jedno oko, ale szybko odrzuciłem te myśli. To nie moja sprawa.
Nasza gonitwa miała trwać godzinę, zaś w rzeczywistości zostaliśmy zmuszeni do zmiany berka na ucieczkę po zaledwie czterdziestu minutach. Przez ten czas goniliśmy się, odpoczywaliśmy, piliśmy dużo soku, a ostatecznie wpadliśmy w kłopoty. Jak przystało na dziecko urodzone pod „szczęśliwą” gwiazdą, James zapoczątkował wielką katastrofę kończącą nasze niewinne zabawy. Z impetem wdepnął w podziemne gniazdo os, które w przeciągu kilku sekund wyleciały stadnie na powierzchnię. Nie wydawały się ani trochę skołowane obecnością w pobliżu tylu osób, za to wiedziały dobrze, że najlepiej zaatakować wszystkich.
James podniósł alarm wymachując rękoma, krzycząc i uciekając w stronę rowerów. Najwyraźniej sądził, że zdoła przegonić rozwścieczone osy. Wątpiłem w to, ale kiedy usłyszałem zbliżającą się do mnie armię sam wziąłem nogi za pas. Uznałem, że najlepiej będzie szukać schronienia w pobliżu Fabiena. Przecież dorosły czarodziej na pewno zna jakieś sposoby pozbycia się takiej pogoni. Przyjaciele byli obok mnie, kiedy pędziliśmy do niezwykle rozbawionego i leżącego ze śmiechu na kocu mężczyzny. Peter dyszał jak lokomotywa, kiedy do nas dołączył. Wpakowaliśmy się wszyscy pod koc, który Fab obrzucił jakimś zaklęciem. James dołączył na końcu, gdyż najwyraźniej uznał w ostatniej chwili, że nie zdoła uciec nawet na rowerze. Słyszeliśmy otaczające nas osy, czuliśmy jak uderzają w koc, ale nie mogły przebić się przez materiał by nas kąsać. Czułem się niemal, jak Kubuś Puchatek, który z Krzysiem wskoczył w błoto i zasłonił parasolem, żeby uniknąć pszczół. Tyle, że nas było więcej i bynajmniej nie poszło o miodek, ale głupią nieuwagę i bezmyślny ul tych krwiożerczych owadów.
- To nie była moja wina. - mruknął J., kiedy bzyczenie trochę ucichło. - Każdemu mogło się przytrafić, a ja już i tak dostałem za swoje. - wyjrzał spod koca i kiwnął głową. - Zniknęły.
Nie byliśmy pewni jego prawdomówności, ale powoli opuściliśmy naszą kryjówkę i żaden z nas nie został więcej dziabnięty.
James wyglądał przekomicznie, kiedy na ciele zaczęły już rosnąć mu gule po użądleniach. Jego twarz wyglądała jak wyjątkowo pryszczata kula w przekrzywionych okularach. Oszacowałem, iż miał na twarzy dobre 20 użądleń. Do tego dochodziło kilkanaście na rękach i nogach. Peter, który biegł za wolno by uciec pogoni bez szwanku, naliczył dziesięć gul. Syriusz i Sheva wyszli z dwiema, zaś ja nie dorobiłem się żadnej. Widać osy nie lubiły wilkołaków.
- Z wami nie można się nudzić. - Fabien pokręcił głową i przyciągnął do siebie Shevę oglądając jego rany wojenne. Przysunął usta do użądlenia na ramieniu i poddał je, jakby chciał wydobyć z niego jad. To samo zrobił później z tym na policzku. - Nie przewidziałem takiego obrotu spraw, więc nie mam nic, co mogłoby wam pomóc w tej chwili. Myślę jednak, że powinniśmy wracać już do domu. Ci dwaj są w opłakanym stanie.
- Zanim dojedziemy na miejsce będzie jeszcze gorzej. - mruknął nadąsany okularnik.
- Normalnie ślad wychodzi dopiero po pewnym czasie, ale widać te były bardzo wściekłe skoro już teraz wyglądasz tak atrakcyjnie. - skwitował mężczyzna.
- Jesteś wyjątkowo wredny, jak na dorosłego! - prychnął Potter. - Zachowujesz się jak dziecko! Wstyd i hańba.
- Powiedział chłopak przypominający gnoma ogrodowego.
J. nie skomentował tej docinki. Zamiast tego zaczął masować obolałą, zdewastowaną twarz.
Fab uznał, że naprawdę powinniśmy się zbierać, żeby mieć pewność, że żaden z chłopaków nie jest przypadkiem uczulony na użądlenia os, kiedy będziemy bliżej niż dalej od domu. Nie chciał odpowiadać za nasz kiepski stan zdrowia.
- Podobno od pokrzyw jest się zdrowszym, może z osami jest podobnie? - James pedałował zawzięcie by nie myśleć o swoich gulach, które zaczynały najwidoczniej swędzieć, gdyż Peter nie potrafił usiedzieć spokojnie na tyłku i kręcił się na bagażniku niebezpiecznie.
- To wątpliwe pocieszenie, ale na pewno nie może być z tobą gorzej niż jest. - Fab wzruszył ramionami ze swojego miejsca po prawej stronie Pottera. - Możesz jednak liczyć na to, że będzie tylko lepiej. Nie puchniesz przesadnie, więc jest wszystko w porządku.
- Żadne pocieszenie. Swędzi tak, że mam ochotę się zatrzymać i tarzać po ziemi. Nie ma to jak udane wakacje. Najpierw wchodziłem goły na drzewo i cały się poharatałem, teraz pogryzły mnie osy... Coś czuję, że w domu byłbym bezpieczniejszy pilnując siostry. Ona nie gryzie, nie drapie. Tylko gada i gada i gada. - Nie nie omieszkam zamienić moich wyczynów na bohaterskie czyny, kiedy będę opowiadał o wszystkim Evans. Więc ani słowa prawdy nie chcę od was słyszeć. Jeśli powiem, że zasłaniałem was własnym ciałem przed nalotem, to znaczy, że tak właśnie było.
Roześmiałem się, a wraz ze mną reszta przyjaciół. To było bardzo w stylu Jamesa. Zrobić z siebie bohatera, nawet kiedy było się przyczyną nieszczęścia.
- A co powiesz o nagim chodzeniu po drzewach? - byłem ciekaw, co wymyśli.
- Dziecku zahaczył się o gałęzie latawiec, na podwórku był wściekły pies, który nie zdążył mnie ugryźć, ale zdarł ze mnie wszystkie ciuchy i miałem na sobie tylko ich skrawki, ale dzielnie wspiąłem się na górę i odzyskałem zabawkę.
- Ja nie chcę wiedzieć, czego jeszcze dokonasz podczas tych wakacji. - mruknął załamany Andrew. - Tyle lat w jednym pokoju z kimś takim i nagle okazuje się, że to ukryty heros.
- Milcz. - skarcił go J. - Nie ty masz mi wierzyć, ale Lily. To ona ma urodzić moje dzieci, a nie ty więc w czym problem?
- Nie, nie. W niczym. - chłopak machnął ręką lekceważąco. - Jeśli twoje dzieci będą tak samo kłamać to współczuję otoczeniu, w którym się znajdą.
- Milcz, ja wiem co robię. - znowu uciszał go Potter.

5 komentarzy:

  1. Fajne , świetne i w ogóle :33 ale może dłuższe notki by się przydały Xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Dłuższe? Chciałabym, ale odpada ^^' Piszę dwa razy w tygodniu ponieważ nie miałam już czasu na 3, jak dawniej, więc na pewno nie udałoby mi się znaleźć go na długie remusowe rozprawy. Poza tym, nie lubię długich wpisów, ponieważ nie każdy ma czas na przesiadywanie przed kompem i męczenie oczu podczas czytania. W prawdzie nie wiem ile osób jeszcze czyta moje wpisy, ale wolę dbać o tych nielicznych ^^"

    OdpowiedzUsuń
  3. czytam to opowiadanie od początku jak zaczęłaś je pisać i muszę Ci powiedzieć że jest świetne, bardzo mi się podoba. Taka miła odskocznia od codzienności. mam w sumie jedno pytanie. Ile lat ma w Twoim opowiadaniu siostra Jamesa i czy mogłabyś ją przedstawić troszkę bliżej. np wepchać ją do Shevy na jeden dzień czy cokolwiek innego.

    a i jeszcze jedno. Dzięki że piszesz ten blog :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, siostra Jamesa to mały pierdziel. Ma kilka lat i jest jak każde dziecko. Trochę było o niej w notce z wakacji chłopców rok wcześniej... W sumie to muszę w końcu zrobić zestawienie wpisów == Ale postaram się napisać o niej coś więcej. Nie wiem też jak długo biedna pożyje, bo jednak planowałam trzymać się oryginału, a tam jej nie ma. Wiadome, co miało się z nią stać, w takiej sytuacji ^^"

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja czytam ten blog już kilka latek i co jakiś czas tylko coś napisze ale dziękuje za to że dla tych kilku osób zawsze coś napiszesz. Uwielbiam to opowiadanie czytanie tego w środę wieczorem i niedzielne popołudnie stało się dla mnie czymś nie rozłącznym z tymi dniami :3
    mnóstwa weny i czasu życzę.

    OdpowiedzUsuń