środa, 25 września 2013

A jednak spotkanie

Liriel: Tak, planuję czasami podrzucać listy Shevy, ale nie, nie planowałam wprowadzać rodziców Fleur. Nawet mi to do głowy nie przyszło XD

10 sierpnia
Dwa dni temu pożegnałem się z Shevą, a już dziś znowu mieliśmy się spotkać, chociaż tym razem na Pokątnej pod sklepem Marcela. I tak pomagałem mamie, więc byłem skazany na przesiadywanie tutaj, Fab miał załatwienia z Marcelem, więc zabrał ze sobą Shevę, Peter był w sytuacji podobnej do mojej, zaś Syriusz i James i tak nie mieli co ze sobą zrobić, więc przystali chętnie na to spotkanie. Zresztą, jakimś cudem zupełnie nie przyszło mi do głowy by odwiedzić nauczyciela i kolegę dopóki nie nasunął mi tego Andrew. Teraz już nie mogłem doczekać się chwili, kiedy zobaczę tę szczęśliwą rodzinę, której historia była częścią mojej. Byłem też ciekaw, jak bardzo zmienił się Nathaniel, który teraz miał cztery lata.
Zaczynałem już wrastać w bruk, kiedy w końcu zobaczyłem machającego do mnie Shevę. W tym samym czasie Peter drobił do mnie od drugiej strony niosąc babeczki, po które skoczył na chwilę do cukierni matki.
- Dla ciebie nie mam, nie sądziłem, że już przyjdziesz. - mruknął przepraszająco do Andrew i podał mi pakunek, w którym znajdowała się nadziewana śmietankowym kremem babeczka.
- Nie ma sprawy i tak bym jej nie zmieścił. Jestem po obfitym obiedzie, na który zabrał mnie Fab. A ty gdzie?! - złapał mężczyznę mocno za rękę. - Teraz ci się spieszy? Poczekasz ze mną na chłopaków i wejdziemy razem. - skarcił swojego chłopaka, który wzruszył ramionami zrezygnowany. W sumie nie miał większego wyjścia i musiał zaakceptować wolę upartego Shevy.
Miałem wrażenie, że staliśmy tam godzinę, chociaż minęło zapewne nie więcej niż dwadzieścia minut zanim pojawili się J. i Syri. Musieli spotkać się po drodze, bądź umówić, ale ulżyło mi, kiedy zobaczyłem ich razem. Teraz, kiedy Sheva miał nas opuścić, ważne było żebyśmy trzymali się razem i byli sobie możliwie najbliżsi.
Uśmiechnąłem się do chłopaków nie mając odwagi na spoufalanie się z Syriuszem na oczach całej Pokątnej. On odpowiedział mi tym samym i stanął obok tak blisko, że nasze ramiona ocierały się o siebie.
- Włazimy. - zakomenderował Andrew i otworzył drzwi wchodząc przodem. Za nim podążył Fab, a dalej przepychałem się ja zresztą chłopaków.
- O, jak miło widzieć znajome twarze! - Marcel, zupełnie niezmieniony przez pięć lat naszej „znajomości”, wyszedł zza lady rozkładając szeroko ramiona w geście gościnnego sprzedawcy cukierków.
- Nie rób tak bo mnie przerażasz. - skarcił go kuzyn i podał rękę, którą nauczyciel uścisnął. - Idziemy od razu na zaplecze, czy...
- Poczekaj chwilę. Fillip skończy drobić jedzenie Nathaniela i zaraz zajmie się sklepem i chłopcami, a my w tym czasie porozmawiamy. Reijel już czeka w środku, więc jeśli chcesz do niego dołączyć... - ale Fab już go nie słuchał. Podszedł do niewielkiego, misiowatego stoliczka w rogu, gdzie na drobnych krzesełkach siedziały dwie osoby.
Złapałem Syriusza za rękę i pociągnąłem bliżej. Fillip siedział do nas tyłem, ale drobny, anielsko rozkoszny chłopczyk przekrzywiał główkę uśmiechając się szeroko. Był zdecydowanie wyższy od naszego ostatniego spotkania, ale z jego buźką nadal nie mogła równać się żadna inna. Malec był cudowny z tymi intensywnie niebieskimi oczkami i burzą gęstych, ciemnych włosów, które wyglądały tak, jakby Nath dopiero podniósł się z łóżka.
- Wujek! - zapiszczał ucieszony, ale nie ruszył się z krzesełka. - Mam nową miotłę, patrz! - mówił wyraźnie, chociaż niezwykle łagodnie, co miejscami zahaczało o seplenienie. - I prawie wybiłem ząba! - otworzył usteczka pokazując białe, maleńkie perełki. Dmuchnął, a jeden ząbek podniósł się nieznacznie do góry, a później opadł. - Na drzewie, wiesz? - było słychać, że jest podniecony tą relacją.
- Imponujące. - przyznał Fab. - A ty się nie przywitasz? - rzucił do wyraźnie zajętego młodego mężczyzny.
- Jak tylko skończę. Chcę żeby Nathaniel w końcu coś zjadł, a sam tylko narobiłby szkód zamiast poradzić sobie z rozdrabnianiem mięsa. Kochanie, przestań się tak wiercić na tym krześle i zabieraj się za jedzenie. - skarcił delikatnie chłopczyka, który wydął usteczka, ale grzecznie odwrócił się do swojego kolorowego talerza. Wziął w pulchną, jasną łapkę kolorowy widelczyk z misiem i zaczął dłubać w ziemniakach.
Fillip pogłaskał chłopca po ciemnej czuprynie i w końcu wstał z maleńkiego krzesełka. Wydawało mi się, że on także urósł. Długie do łopatek włosy miał spięte na karku w niedbałą kitkę, a krótsze, falowane pasemka opadały na jego naprawdę przystojną twarz. Przez ten rok zmężniał, jego rysy wyostrzyły się jeszcze bardziej, a bródki nadal się nie pozbył. Wyglądał bardzo poważnie, może nawet dystyngowanie, ale jego oczy były pełne łagodności i uśmiechu.
- Ależ się was nazbierało! - roześmiał się podchodząc do nas i każdemu po kolei podając dłoń. - Wybaczcie, ale Nathaniel dorasta i sprawia całą masę drobnych problemów. Nie potrafi zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu, jeśli nie jest to miotła. A i z nią ma czasami problemy, o czym już was poinformował.
Do sklepu wszedł klient z synem, który najwyraźniej w tym roku zacznie naukę w Hogwarcie i najwyraźniej miał otrzymać od rodzica jakiś prezent na zachętę.
- Nie sądziłem, że to możliwe. - zauważył Fab, który w tej chwili całkowicie przejął ciężar konwersacji z przyjemnością, jak sądziłem. - Takie grzeczne dziecko i tacy troskliwi rodzice.
- To była moja wina. Niepotrzebnie wynosiłem mu deser do ogrodu, kiedy gonił na miotle w kółko. Zagapił się na jedzenie i wystarczyła chwila. Dobrze, że nic poważnego sobie nie zrobił. Kiedy się rozpieszcza dzieci, to później tak się to kończy. - wyjaśnił Fillip.
- To dlatego, że Nathaniel ma manię mioteł i miśków. - Marcel, który skończył obsługiwać klienta podszedł do swojego kochanka i objął go delikatnie w pasie. - Fillip stara się urozmaicać mu posiłki, więc przygotowuje desery w kształcie miśków. Nathaniel je uwielbia i przestaje myśleć racjonalnie, kiedy na stół wjeżdża kolejny smakołyk.
- Chłopcy powinni widzieć jego pokój, albo od razu cały wasz dom. - zauważył Fab kiwając potakująco głową po czym odwrócił się w naszą stronę. - Same miśki, miotły i znicze.
Doszło mnie właśnie ciche człapanie od strony stolika i pojawił się przy nas Nathaniel, który wyciągnął ręce w stronę Marcela domagając się noszenia. Miał tłustą buzię i kropelkę sosu na brodzie, więc mężczyzna otarł chusteczką umorusanego malca i dopiero podniósł pozwalając by mały wczepił się w niego.
- Zostaniesz z tatusiem, ja mam sprawę do załatwienia z wujkami. - profesor pogłaskał syna po policzku i pocałował w czoło. - I może pokażesz chłopcom czego cię nauczyłem? James i Syriusz grają w drużynie, więc na pewno docenią twój talent.
- Tak! - małemu zalśniły oczka. - Wykręcił się z ramion ojca, który musiał odstawić go na ziemię, by maluch nie spadł. Nath podbiegł do swojego misiowego stolika i zabrał z kąta swoją dziecięcą miotłę. Lśniącą, zadbaną i zdecydowanie rozpieszczaną przez niego jakby już teraz był zawodowym graczem i dbał o sprzęt.
Marcel przeprosił nas i zniknął wraz z Fabienem za drzwiami prowadzącymi na tyły sklepu. Tym czasem Fillip rozsiadł się na ladzie obserwując z uśmiechem swojego syna, który dosiadał miotły odbijając się od ziemi mocno i podlatującego do nas.
- Kangurek żeby uniknąć tłuczków! - piszczał podniecony i zaprezentował nam serię podskoków z miotłą, które na pewno mogły mu się kiedyś przydać, chociaż teraz były jeszcze zbyt niskie, żeby pomóc w prawdziwej grze. Nie mniej jednak naprawdę dobrze panował nad miotłą, jak na czterolatka. W jego wieku inne dzieci ograniczały się do latania pół metra nad ziemią i bezmyślnego kręcenia się wokół nóg dorosłych. - Koala! - chwalił się nadal malec. Tym razem postawił miotłę w pionie i przylgnął do niej płasko trzymając się jej kurczowo. Jego rączki na pewno nie były jeszcze wystarczająco silne, by dług go tak utrzymywać, ale był na dobrej drodze by robić furorę na meczach. - I leniwiec! - pisnął i szybko wykonał zwrot miotłą zawisając pod nią.
- Nathaniel, co ja ci mówiłem! - Fillip zerwał się ze swojego miejsca podbiegając do chłopca, który zdyszał się walcząc z niemocą swoich rączek, które nie pozwalały mu utrzymać się w tej pozycji. Na szczęście Fillip złapał malca zanim ten upadł na ziemię. Odległość nie była wielka, ale i tak podejrzewałem, że mogłoby boleć. - Nie wolno ci robić leniwca! - karcił go młody mężczyzna. - I zabroniłem ci się popisywać przed innymi, prawda? Za karę nie pójdziemy kupić misiowi nowej kokardki! Nie patrz tak na mnie, nie słuchasz mnie i teraz musisz ponieść karę.
- Przepraszam, już nie będę! - Nath uderzył w płaczliwy ton. - Proszę, proszę, proszę! Miś tak się cieszył! - jego oczka były ogromne i lśniące jak dwa błękitne oceany. - Proszę, tatusiu! Proszę. Już więcej nie będę robił leniwca!
- Dobrze, już. Niech będzie, ale to ostatni raz, rozumiemy się?
- Tak! - chłopiec kiwał głową zaciekle. - Nie robić leniwca! - popatrzył na nas poważnie. - Nie robić leniwca! - pogroził nam palcem i wtulił się w nogi taty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz