niedziela, 29 września 2013

Że co, u licha?!

Notka na Ai no Tenshi!

1 września
Od samego rana zbierało mi się na płacz, miałem ochotę krzyczeć, tupać i wyzywać los za to, że zabrał mi najlepszego przyjaciela skazując mnie na radzenie sobie samemu. Mama starała się mnie pocieszyć, zapewnić, że w naszym świecie odległość nie jest wcale tak wielkim problemem, a Sheva na pewno jeszcze nie raz pojawi się w moim życiu. Tata z drugiej strony obstawał przy tym, że nie powinienem rozpaczać, bo nasze życie, nawet gdyby potoczyło się innymi torami, gdyby Sheva został z nami, i tak mogłoby skończyć się podobnie, bo losu nie da się zmienić, kiedy raz już się uprze. Niespecjalnie mi pomagali, ale zawsze się starali.
Najgorzej było na stacji, kiedy stojąc na peronie 9 i 3/4 wypatrywałem w tłumie uczniów przyjaciół. Miałem świadomość, że nie zobaczę wśród nich Andrew i to sprawiło, że znowu czułem łzy pod powiekami. Tym razem nie zdołałem ich już powstrzymać. Popłynęły wielkimi grochami po moich policzkach i właśnie takim znalazł mnie Syriusz. Musiał się domyślić, co mnie dręczy bo jedynie pogładził moje ramię i starał się uśmiechnąć pokrzepiająco.
- Tęsknię za nim. - wydusiłem. - Już brakuje mi jego głosu, śmiechu, dowcipów i komentarzy, a kiedy pomyślę, że w tym roku już tego nie doświadczę... - rozryczałem się otwarcie, jak skończony dzieciak. - Wszystko mi się z nim teraz kojarzy. Przecież normalnie powinien już tu być, opowiadać o swoich wakacjach, zachwycać się Fabienem, narzekać na Jamesa.
- Mi też go brakuje, ale powinieneś myśleć o tym, że za dwa dni na pewno dostaniemy jego pierwszy list. Dowiemy się, jak wyglądał jego dzień. Jestem pewny, że teraz właśnie wyrusza w swoją własną podróż ku nowemu i boi się potwornie. Tak jak my tęsknimy za nim, tak on pewnie tęskni za nami.
Skinąłem głową ocierając łzy. Nie powinienem się tak rozklejać, ale dobrze wiedziałem, że chwilowy spokój zwiastuje burzę i kiedy znajdziemy się w pociągu, a on ruszy, wtedy lepiej niż kiedykolwiek zrozumiem, że Shevy tu z nami nie ma.
- Mam nadzieję, że zabrali jego łóżko z naszego pokoju. - wydusiłem przez ściśnięte gardło i pokazałem Syriuszowi stojących przy jednym z wagonów Jamesa i Petera. Zniknąłem na chwilę Syriuszowi by pożegnać się z rodzicami. Obiecałem pisać, zapewniłem, że dam sobie jakoś radę i zabierając swoje rzeczy dołączyłem do chłopaków. Teraz, kiedy staliśmy razem dobrze widziałem, że oni również mieli łzy w oczach. By nie robić scen wpakowaliśmy się szybko do pociągu i znaleźliśmy możliwie najbardziej oddalony od innych przedział.
Poczekałem, aż Syriusz rozsiądzie się w miarę wygodnie, a wtedy zwinąłem się w kłębek na miejscach obok niego, złożyłem głowę na wygodnych udach chłopaka i wtuliłem twarz w jego brzuch. Prawdę mówiąc nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, gdzie gdzieś tam, pod moim policzkiem mam krocze mojego chłopaka. Po prostu uznałem, że takie fantazje są nie na miejscu, w sytuacji, kiedy opłakuję wyjazd przyjaciela. Syriusz głaskał mnie po głowie bawiąc się przy tym moimi włosami. Podejrzewałem, że na koniec będę wyglądał jak nieczesany Hagrid z lwią grzywą wokół twarz.
Kiedy ruszaliśmy pociągiem zatrzęsło jakby miał do pokonania jakąś przeszkodę, a za oknami zrobiło się szarawo. Chmury były ciemnogranatowe, nienaturalne, błyskało się, chociaż nie dotarł do nas ani jeden odgłos towarzyszący zetknięciu się pioruna z ziemią. Zupełnie, jakby cała ta burza była tylko złudzeniem. Najdziwniejsze było jednak to, że ciągnęła się ona za naszym pociągiem, gdyż w oddali niebo było jasne, a słońce świeciło pogodnie.
- Wystarczyło, że nie ma z nami Shevy, a już coś się dzieje. - zauważył James, który podszedł od okna, uchylił je i wyjrzał na zewnątrz ostrożnie żeby przypadkiem nie uderzyć w coś głową i się nie zabić. - Coś jest nie tak. Te chmury wiszą nad ostatnimi sześcioma wagonami, w tym nad naszym. Reszta jest normalna. Szlag! - schował się do pociągu i przykucnął, kiedy błyskawica śmignęła koło okna. - Ktoś coś zmalował. Czuję to na odległość. Kryć się! - tym razem jasny promień wskoczył do naszego przedziału i mijając o włos okularnika wypadł na korytarz.
- Co jest grane? - zapytałem ocierając wilgotne oczy i padłem na ziemię by uniknąć uderzenia kolejnej błyskawicy, która wdarła się do środka przez maleńką szparkę, jaką zostawił James, gdy niedokładnie zamknął okno.
Korytarza dochodziły krzyki. Wieprzek przebiegł przed naszymi drzwiami.
Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni.
- Że co, cholera? - James wyjrzał za drzwi, kiedy Syriusz domykał okno by nic nas nie zaskoczyło od tyłu. - Szlag! - krzyknął okularnik i wskoczył do środka naszego przedziału. - Niemal mnie koza stratowała!
- Koza? - prychnąłem podchodząc do niego bliżej i wystawiłem głowę za drzwi, kiedy przy moich nogach przeszła owca. - Dobra, brakuje krowy i kurczaków, nie chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Zamknę się tutaj i poczekam, aż to się skończy.
- Remi, nie będzie tak łatwo. Patrz. - Syriusz wskazywał palcem Petera, a raczej świnkę, która siedziała wystraszona na jego miejscu. - Coś musiało się przedostać przez uchylone drzwi, bo widziałem, jak się zmieniał.
- Będę waszym głosem rozsądku. Wiecie, że nie mamy tu żadnego nauczyciela, nie? A to znaczy, że będziemy mieć zwierzyniec w pociągu póki nie dojedziemy na miejsce, a jeśli ta wojna nas dosięgnie, to skończyły jak biedny Peter. - James miał rację, chociaż niechętnie to przyznawałem.
Spojrzałem na Petera, który zakwiczał płaczliwie i zeskoczył z fotela chowając się pod nim. Nie miałem pojęcia, co robić. Może Sheva by wiedział? Nie, on także nie miałby zielonego pojęcia, co dalej. Może pani z wózeczkiem ze słodyczami wezwie wcześniej kogoś do pomocy? A jeśli ona też się w coś zamieniła?! Poczułem ziemne dreszcze na całym ciele. To byłoby straszne! Liczyłem na to, że słodycze poprawią mi humor, a teraz miałem na głowie wiejski zwierzyniec.
- Swoją drogą, mam ochotę na ser... - Syriusz wzruszył ramionami wyznając nam swoje „grzechy” - Taki owczy. Ciekawe jak smakuje... Dobra, nic już nie mówię.
- I słusznie. Nie będziemy doić znajomych ze szkoły bo ty masz ochotę na ser. - James chodził w kółko po przedziale. - Musimy coś zrobić, nie możemy czekać. A co, jeśli oni już tacy zostaną i nie będzie się dało tego odwrócić? - pod fotelem znowu rozległo się przestraszone kwiczenie.
- Nie strasz go! - skarciłem okularnika. - Pójdę zobaczyć, co z wózkiem z łakociami i w razie czego postaram się by sprowadzono pomoc.
- Wykluczone. Jeśli cię uderzy i zamienisz się w wilka? - Syriusz złapał mnie za rękę i posadził sobie na kolanach. - Jesteś Remusem Lupinem, wilkołakiem. Nie będziemy ryzykować, bo nie mamy pewności, jak to coś działa.
Niechętnie przyznałem mu rację. Nie byłem zwykłym człowiekiem i musiałem o tym pamiętać. Patrzyłem na zwiniętego prosiaczka, czy świnkę – nie byłem znawcą trzody chlewnej. Pater drżał i najwyraźniej nie podobało mu się to, kim się stał.
- Może Narcyza też jest teraz świniakiem. - rzuciłem na pocieszenie chłopakowi. - W razie czego będziesz ją karmił truflami, które wyszukasz w ziemi. - to nawet nie miało brzmieć zabawnie i ostatecznie wyszło chyba głupio. Kiepski sposób na pocieszanie przyjaciela, ale co innego mogłem powiedzieć? „Na pewno was odmienią”? „Spokojnie, już niedługo”? Miałem wisielczy humor, więc to nie zabrzmiałoby szczerze.
„Wszyscy zamienieni uczniowie proszeni są o przejście na koniec pociągu!” zagrzmiał głos pani z wózeczkiem łakoci. A więc jednak się uratowała! „Powtarzam. Wszyscy zamienieni uczniowie proszeniu są o przejście na koniec pociągu! Za chwilę pojawi się osoba odpowiedzialna za wasz powrót do poprzedniego kształtu!”
A więc nie ona im pomoże, ale ktoś inny? Byłem ciekaw kogo nam sprowadziła, ale nie było czasu żeby to analizować teraz. Musieliśmy wygonić spanikowanego Petera na miejsce spotkania z „przeznaczeniem”. Stawiał opór, a jego ciało było teraz na pewno cięższe niż w ludzkiej formie. W trzech pchaliśmy kwiczącego przyjaciela póki nie wypchaliśmy go za drzwi. Inni już mniej, czy bardziej chętnie przepychali się w stronę końca pociągu.
- Nieźle! Arka Noego. - rzucił z uznaniem James, a kilka zwierzaków spojrzało na niego mrocznie, jakby zaraz miały go stratować kopytkami, czy dźgnąć różkami. - Ktokolwiek tu zawinił jestem ciekaw, czy mógłby mnie tego nauczyć. To świetne! No, może wybrałbym inne zwierzęta zamiast hodowlanych, które przerabia się na mięso, czy przetwory...
- Zamknij się, J. - Syriusz powiedział to, co mi chodziło po łowie.
To, że tak szybko udało się zapanować na tą sytuacją wskazywało na to, że był to jakiś głupi wypadek i słabe zaklęcie, czy cokolwiek to spowodowało. Mogliśmy mieć niezłe kłopoty, a zamiast tego tylko trochę zamieszania, strachu i już miało być dobrze. Miałem tylko nadzieję, że będzie, bo po chwili zamiast głosu pani od wózeczka usłyszałem głośne beknięcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz