niedziela, 8 września 2013

Kartka z pamiętnika CCXXIX - Fabien

SONDA - Czy chcecie poznać alternatywną przyszłość Syriusza, Remusa, Pottera i Petera? 

Patrzyłem, jak na twarzy Andrew zakwita zadowolony uśmiech, kiedy czytał wiadomość od rodziców, w której informowali, że wychodzą do znajomych i wrócą najprawdopodobniej bardzo późno. Wiedziałem dobrze, co oznacza ten rodzaj uśmiechu, jako że zawsze poprzedzał to samo. Tym razem postanowiłem jednak być zapobiegliwy i zanim chłopak zdołał zareagować, ja już działałem.
- Znajdziesz dla mnie czas, prawda? - szepnąłem mu na ucho, jako że jego przyjaciele nie musieli wiedzieć, w jaki sposób planujemy spędzić wieczór. - Wspólny prysznic dobrze by nam zrobił.
- O tak, mi zrobi bardzo dobrze. - przyznał chłopak i zginając kartkę od rodziców, wrzucił ją do śmieci. - Chłopaki! - krzyknął na znajdujących się w salonie przyjaciół. - Dom dla nas do późnej nocy, więc każdy robi, co mu się tylko podoba! - uśmiechnął się do mnie i łapiąc mnie za dłoń zmusił do pochylenia się. - Przygotuj dla nas wszystko, a ja zaraz będę u góry. - szepnął mi na ucho gryząc je i rozanielony wyszedł z kuchni, którą okupowaliśmy.
Jako egzotyczna gospodyni domowa zarabiająca na swoje utrzymanie pomocą w domu mojego chłopaka, przygotowałem szybko kanapki dla piątki szalonych nastolatków i każdemu z nich po kubku ciepłej herbaty. Nie chciałem żeby doprowadzili kuchnię do ruiny, kiedy ja będę zajęty Andrew. Wystarczyło, że rzucili się na posiłek, a mogłem z powodzeniem zniknąć niepostrzeżenie na schodach prowadzących na piętro.
Prawdę mówiąc, nie miałem zupełnie czego przygotowywać na pojawienie się mojego słodkiego chłopaka, toteż rozebrałem się i zacząłem namydlać swoje ciało. Nie byłem przecież głupi, wiedziałem, że nie będę miał okazji naprawdę się wymyć, kiedy pojawi się mój zielonooki erotyczny potwór. A zjawił się naprawdę szybko. Kończyłem dopiero z włosami, kiedy on wchodził golusieńki do niewielkiej kabiny prysznica tuląc się do moich pleców, jakby miał to być rodzaj przywitania po tygodniach samotności.
- Jestem strasznie zmęczony, ale ty pozwalasz mi zregenerować siły.
- Kłamczuchu, ty nigdy nie jesteś zmęczony, kiedy masz okazję spędzić ze mną noc. - zauważyłem wywijając się z jego objęć i stając do niego przodem, a on znowu przylgnął do mojego ciała.
- To dlatego, że cię kocham. - mruknął w moją pierś. - Uwielbiam to, że jesteś ode mnie silniejszy, większy, że masz tak idealne ciało, bo o siebie dbasz specjalnie dla mnie. Uwielbiam to, że jesteś ode mnie starszy i mądrzejszy, a jednak nie starasz się szukać sensu w naszym związku, ale zwyczajnie go akceptujesz. I uwielbiam to, jak mnie rozpieszczasz. Dla mnie stałeś się kuchtą mojej mamy, pozwalasz mi na wszystko, chociaż dobrze wiem, że mógłbyś z łatwością przejąć kontrolę nade mną.
- A co cię napadło? - wsunąłem dłoń w jego jasne włosy i przeczesałem je odgarniając z tej urodziwej twarzy, którą odziedziczył po ojcu.
- Sam nie wiem. Po prostu nagle uznałem, że powinienem ci to wszystko powiedzieć. - jego usta zaczęły całować moją pierś, a zęby kąsać skórę tak, by pozostawały na niej drobne ślady. Moja bestia atakowała.
Uśmiechnąłem się pod nosem i położyłem dłonie na jego cudownych, twardych pośladkach, które oddawały idealną rzeźbę ciała ćwiczonego z każdym dniem. Mój perwersyjny chłopak od pewnego czasu starał się pracować nad sobą, bym z każdą chwilą coraz bardziej zakochiwał się w jego ciele. Nie miał dla mnie litości.
Oplatając mnie ramionami za szyję zadowolony zadarł głowę do góry i odbił się od ziemi podskakując. Musiałem przytrzymać go mocno, kiedy zawisł na mnie i przylgnął bardzo mocno.
- Mój silny chłopiec... - zamruczał i wpił się w moje usta. Nie wiem, jakim cudem to ja mogłem być „chłopcem”, ale nie specjalnie miałem okazję zapytać. Jego zachłanne wargi zbyt brutalnie spijały pocałunki z moich ust, jego język drażnił mój z siłą znaną tylko temu młodemu szaleńcowi.
Już i tak długo czekałem na to by zacząć, więc wsunąłem palce jednej dłoni między dwie idealne półkule pośladków Andrew. Spływająca po naszych ciałach woda wystarczała w zupełności bym mógł przygotować i tak chętnego i gotowego na wszystko chłopaka do seksu. Podejrzewałem, że nie miał w planach nawet zmiany pozycji i przekonałem się o tym, kiedy sięgnął swoją dłonią do mojego krocza wyginając się w zgrabny łuk. Miał bardzo delikatne dłonie, jak na mężczyznę, toteż jego subtelny dotyk na moim członku wydawał się naprawdę cudowny i odbierał zmysły, a przecież zielonooki wyłącznie nakierował mój penis na swoje wejście. Wsunąłem się w nie z jękiem przyjemności, co bardzo mu się spodobało. Przylgnął do mnie jeszcze ciaśniej i sam zaczął poruszać się w miarę możliwości. Nie mogłem pozwolić, by sam wykonywał całą pracę. Z nim na sobie zakręciłem się wokół własnej osi i oparłem Andrew plecami o ścianę. Całował mnie teraz jeszcze namiętniej, jeśli było to w ogóle możliwe. Starałem się dłońmi podtrzymywać jego pupkę, kiedy pchałem i ocierałem się brzuchem o jego pobudzone krocze. Niemal czułem każdorazowy jęk, który zdawał się wpływać w moje usta poprzez zielonookiego. Przecież właśnie o to musiało mu chodzić – żebym sam szalał i doprowadzał do szaleństwa jego. Takie zbliżenia były nam bardzo potrzebne, jako że utwierdzały nas w przekonaniu, że w dalszym ciągu pasujemy do siebie idealnie.
Tak naprawdę to była tylko chwila, kiedy znalazłem jego złoty punkcik skrajnej przyjemności i zacząłem w niego uderzać. Teraz już nie on mnie całował, ale ja maltretowałem jego wargi by uniknąć przypadkowego poinformowania wszystkich obecnych w domu osób o naszych pieszczotach.
Przeszedłem do szybkich, krótkich pchnięć, byłem na granicy spełnienia, ale jakimś cudem udało mi się wytrzymać do chwili, kiedy to rozpalony Andrew doszedł obficie, a niedługo później to ja zalałem jego dupkę swoim nasieniem.
- To zdecydowanie najlepsze... - westchnął trochę niezrozumiale, kiedy tylko nasze zaczerwienione i odrobinkę opuchnięte usta rozdzieliły się.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - przyznałem rozbawiony i mimo spełnienia nie opuściłem chłopaka na ziemię. To jednak nie miało większego znaczenia, gdyż w tamtej chwili po prostu chcieliśmy zaspokoić swoje potrzeby, być blisko, zapomnieć o wszystkich, którzy mogliby nam przerwać w dowolnym momencie.
- Ja też nie, ale to chyba nieźle brzmi, prawda? Najlepsze... Ale chodzi mi tylko o to, co wspólnie robimy. W tym jest jakaś magia, nie uważasz?
- Kręcisz. - westchnąłem stawiając go na powierzchni brodzika i zająłem się zalaną moją esencją dupką. Następnie zaproponowałem by wyszedł spod prysznica jako pierwszy, a wtedy wysuszę go, a nawet mógłbym spełnić jedną, czy dwie z jego próśb, gdyby tylko je miał. Tak się jednak składało, że w tej chwili wszystkie pragnienia chłopca były mi znane.
- Nie, po prostu nadal nie wiem, co mówię, ale na pewno nie kręcę. Zresztą, kochasz mnie i ja kocham ciebie, więc możemy wyjść stąd i kochać się raz jeszcze, chociaż tym razem w łóżku. - skrzywił się słysząc, jak boleśnie kulawe było to zdanie. Nie przejmował się tym jednak długo, gdyż już po chwili stał poza kabiną prysznica, z rękoma wyciągniętymi przed siebie i domagał się mojej opieki. Zrobiłem, co mogłem by go wytrzeć i zachęcić do przebierania własnymi nogami w drodze do pokoju. Przecież nie było sensu go nieść, kiedy łóżko stało o rzut kamieniem.
- Powiedz, co byś zrobił gdyby się okazało, że powstał eliksir pozwalający nam na posiadanie dzieci? - zaczął trochę dziwnie, niczego nie wyjaśnił.
- Nawet nie chcę o tym słyszeć. - przyznałem. - To byłoby bardzo miłe, ale one przeszkadzałyby w wykonaniu misji Upadłego Rodu. Chociaż... Zastanowię się nad tym, kiedy już będziesz w stanie urodzić. Do tego czasu zostańmy przy tym, co mamy. - Nawet nie wiedziałem skąd mu się nagle wzięło to „dziecko” i wiedzieć nie chciałem. Może Andrew miał jakąś wizję siebie z przyszłości? Przecież dzieci były w gruncie rzeczy realne. Tak się jednak składa, że najpierw musiałaby mieć na to moją zgodę, gdyż nie rozdawałem siebie na prawo i lewo. Moje nasienie było cenne i w prawdzie mój kochanek, mógł nim operować z pewnymi ograniczeniami, ale i tak nie nadawałem się na ojca. Nie mówiąc już o tym, jak dalekie były takie plany od ich realizacji. Na razie nie powstał żaden eliksir, który pomógłby nam w rozmnażaniu.
Poddałem się i porwałem chłopaka na ręce chociaż nadal byłem trochę wilgotny. Andrew ostatecznie wykorzystał mnie, jako swojego służącego i teraz kładłem go na pościeli, jakby mógł się rozsypać, gdybym go brutalnie upuścił na miękki materac.
Pocałowałem go nie chcąc dopuścić do słowa. To miało być formą kary, a jednocześnie chyba zachętą do dalszych starań, gdyż z powodzeniem mogliśmy znowu się kochać. Pragnąłem tego, ale ja zawsze chciałem mieć chłopaka dla siebie.
Ledwie odsunąłem się od niego na kilka centymetrów, a już nabierał powietrza by coś mówić. Musiałem go powstrzymać przedłużając pocałunek, co przyjął chętnie, chociaż może nawet nie wiedział dlaczego tak zapamiętale przyciskam swoje wargi do jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz