środa, 11 września 2013

Ostatnie chwile razem vol. 7

SONDA

22 lipca
Chociaż Sheva planował spokojny, relaksujący dzień, który mieliśmy spędzić na snuciu niestworzonych historii związanych z naszymi znajomymi, przypomniał sobie nagle o swoim wcześniejszym planie, który miał nas całkowicie dobić. Jazda konna! Już czułem niewyobrażalny ból mojego biednego tyłeczka, ale prawdę mówiąc i nie mogłem się doczekać. Sheva zapewniał mnie, że konie nie uciekną, kiedy tylko się zbliżę, gdyż czują intencje człowieka, a nie tylko jego rasę, więc nawet taki wilkołak jak ja mógł się rozerwać bez obaw. Miałem nadzieję, że to prawda. Może i ubolewałem nad swoim późniejszym stanem, ale jednocześnie nie potrafiłem przestać się cieszyć na myśl o tym, co przeżyję dzięki temu. Remus Lupin na koniu!
Cały drżałem, kiedy Fabien wiózł nas do stadniny swoim poprzerabianym odrobinę, mugolskim samochodem. Podobno ukradł go komuś, ale nie wiem, czy mogłem w to wierzyć. Jasne, mężczyzna był kryminalistą w świetle prawa ustanowionego przez Ministerstwo Magii, ale w rzeczywistości ja nie doszukiwałbym się w nim winy większej niż w przeciętnym Aurorze. Fab był po prostu inny, jak cały Upadły Ród. Czy był też złodziejem? Wątpiłem, ale pewności nie miałem żadnej.
Stadnina była ogromna, choć w rzeczywistości była jedyną, jaką widziałem w życiu, więc mogła być przeciętna, bądź mała, a ja i tak nie widziałbym różnicy. Dla mnie była wielka! Podobnie zresztą, jak konie, które widziałem. Ogromne bestie, które wydawały się całkiem przyjazne, kiedy stało się w bezpiecznej odległości.
- Nie musicie się bać. Nie będziemy szaleć, jak zawodowcy, ale poszwendamy się na nich tu i tam. Zresztą, ktoś zawsze będzie nas miał na oku. Ja jeżdżę już dobrze, Fabien jakby urodził się w siodle, ale wy jesteście w tym zieleni, więc...
- Więc przestań wychwalać swojego faceta, a daj nam okazję się wykazać. - burknął naburmuszony Syriusz, który najwyraźniej nie lubił być gorszy od innych. A może to moja wina, bo to przede mną chciał grać idealnego faceta?
Fab zostawił nas na chwilę by załatwić wszystko, co trzeba z właścicielem. Wrócił z dwoma młodymi mężczyznami, którzy już z daleka wyglądali na mugoli. Brudni, zwyczajni i uśmiechnięci, jakby trafiła im się wycieczka objazdowa dzieci w wieku lat dziewięciu.
- Już mnie boli brzuch. - mruknął cicho Peter. - Czuję, że dostanę rozwolnienia z wielkimi boleściami.
Roześmialiśmy się z tego, jak z żartu, choć wiedzieliśmy, że chłopak mówi całkowicie poważnie.
- Dasz sobie radę. Jestem pewny, że umiejętność jazdy konnej bardzo spodobałaby się Narcyzie. Tylko pomyśl. Piasek, plaża i ty na białym koniu... Ona w letniej, zwiewnej sukience... - Sheva roztaczał przed przyjacielem romantyczną wizję, a ja zastanawiałem się, czego on się naczytał. Nie wiedziałem, że w pewnym momencie przerzucił się z poważnych powieści przygodowych i fantastycznych na romanse. Bądź zwyczajnie sam marzył o takiej scenerii mając obok siebie Fabiena.
- Ja nawet nie dosięgnę nogami do strzemion, czy jak to się tam nazywa. - pozwolił sobie zauważyć Peter. - Będę wyglądał jak karzeł na słoniu! Bardzo szykownie, nie ma co.
- Dziś nie ma tu Narcyzy, jeśli nie zauważyłeś. - upierał się przy swoim zielonooki. - Ale gdyby tu była miałaby niezły ubaw, kiedy będziesz usiłował wgramolić się na siodło. Chyba lepiej się czegoś nauczyć zanim się jej pokażesz i ośmieszysz, co? - miał rację.
- Nie wiem, czy jest sens się o to kłócić. - postanowiłem załagodzić sytuację. - Tylko ja zrobię z siebie widowisko przed moim ukochanym.
- I oby tak było. - mruknął cicho Syriusz wyraźnie czymś zaniepokojony. Czyżby obawiał się, że zrobi z siebie większego osła niż ja? To było niemożliwe!
Okazało się jednak, że Black miał powody do zdenerwowania. Był zupełnie nieobeznany z końmi, a w dodatku niezgrabny, jakby nawet nie potrafił porównać żywego stworzenia do miotły. Jasne, ja także miałem problem z wdrapaniem się na wielkiego konia, który wydawał się mało stabilny, jak na moje upodobania, ale i tak jakoś podołałem. James wmawiał sobie cicho, że to tylko miotła i ostatecznie również się usadowił, a Peter i Syri zupełnie nie wiedzieli, jak do tego podejść. Od prawej, od lewej, może wskakiwać od tyłu... Uważali, że łatwiej wspiąć się na słonia, chociaż nigdy tego nie robili.
- Ta bestia się rusza i robi to specjalnie! - wyjęczał zrezygnowany Syriusz. Nigdy nie wiedziałem go tak niezgrabnym, co było bardzo ciekawym doświadczeniem.
- Tak dokładniej to po prostu oddycha czekając na jeźdźca. - sprostował jeden z naszych opiekunów. - Może jednak cię podsadzę? - proponował to już wcześniej, więc tym razem Syri tylko obrzucił go wściekłym spojrzeniem, które krzyczało „sam sobie poradzę! Nie rób ze mnie słabeusza!”. Zajęło mu to kolejne dziesięć minut, ale ostatecznie usiadł niepewnie w siodle. To było wielkie osiągnięcie, chociaż kiwał się, jakby siedział na galarecie. Peter był mniej dumny, więc pozwolił sobie pomóc i teraz opanował już bezpieczne siedzenie w miejscu, chociaż twarz miał pokrytą perełkami potu.
Na wydane przez naszych opiekunów polecenie konie ruszyły bardzo powoli. Ciężko było opisać to, co poczułem, kiedy zwierzęce ciało pode mną unosiło się i opadało, ale było w tym coś przyjemnego. Może nawet polubiłbym jazdę konną, gdyby nie ciche przekleństwa Syriusza, który jadąc z tyłu chyba miał problemy z utrzymaniem równowagi. Romantyczny dzień na koniach zamienił się w słabą komedię.
- I dlatego będę miał motocykl, który nie będzie żył mi między nogami. - syknął kruczowłosy, kiedy zdołał już się opanować i podjechał do nas bliżej.
- To zabawne, ale nie czuję aż takiego bólu, jakiego się spodziewałem po wczorajszej jeździe rowerem. - zmieniłem temat na mniej drażliwy dla Blacka. - Sądziłem, że jazda konna będzie udręką.
- Jest, ale po wielu godzinach w siodle. Teraz możesz czuć się pewniej i nic nie zagraża twojemu tyłkowi. Siodło jest szersze niż siodełko, a grzbiet koński wygodniejszy, więc oszczędzasz swoje wdzięki na tyle, na ile to możliwe. Fab mówił mi, że im więcej się jeździ tym trudniej się później chodzi, jak z przebywaniem na statku, kiedy krok przyzwyczaja się do kołysania. Ale dla nas będzie to tylko ten jeden raz dzisiaj i może gdzieś w następnym tygodniu. Poza tym wszystko jest w najlepszym porządku i na koniec nie będziecie odczuwać specjalnego zmęczenia. Taką mam nadzieję.
Pół godziny wystarczyło byśmy poczuli się pewniej i lepiej na koniach. Teraz nawet nie wyobrażałem sobie chwili, kiedy będę musiał zejść z grzbietu wielkiej bestii i oglądać świat z perspektywy niewysokiego chłopaka. Może miało to coś wspólnego z myślą o mocy, jaką daje ujarzmianie innych stworzeń? W końcu latanie na miotle było fantastyczne, ale łatwiejsze niż współpraca z żywą istotą. Może zamiast zostać nauczycielem powinienem zająć się ujarzmianiem bestii? Remus Lupin pogromca smoków. Nie, to głupie. Sam byłem po części bestią, więc czy naprawdę miałem prawo męczyć inne stworzenia oswajając je?
Odrzuciłem te głupie myśli i skupiłem się na rozkoszy jazdy, a naprawdę było to wspaniałe uczucie. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że taki środek lokomocji może powodować drżenie ciała wewnątrz i rozbudzać wyobraźnię, która cofała się do czasów, gdzie jazda konna była czymś naturalnym i powszechnie praktykowanym.
- Jak dobrze, że rozwijamy się szybko i możemy używać zwyczajnych mioteł. - mruknął w pewnej chwili Syriusz. - To szybkie i przyjemne, nie to co jazda na chudej chabecie.
- Jeśli poczuje się urażony to zrzuci cię ze swojego grzbietu. - zauważył Sheva. - W ogóle nie wiem, w czym tkwi problem. Jesteś sprawny, dobrze zbudowany, a na konia wdrapujesz się jak grubas. O co w tym chodzi?
- A skąd ja mam to wiedzieć? To mój pierwszy raz! Zresztą, nieważne. Nie jest aż tak źle, a przynajmniej mogło być gorzej.
- Jesteś zbyt poważny, kiedy chcesz mi zaimponować. - pozwoliłem sobie na komentarz. - Nie musisz być idealny żeby być takim w moich oczach. To, w jaki sposób siadałeś na konia też miało w sobie coś uroczego.
- O taaaaak. - Andrew już chichotał cicho. - Nie widziałem jeszcze równie nieudolnego sposobu dosiadania konia. Dobrze, że nie musisz ujeżdżać Remusa bo na pewno nie zdołalibyście nic zdziałać. On padłby ze śmiechu, a ty zabiłbyś się po dziesiątym upadku.
- Kiedyś ci to przypomnę! - syknął na niego Black. - Jesteś dziś wyjątkowo wredny.
- Nie, jestem dziś tylko uprzejmy i staram się zmusić mojego przyjaciela do oswojenia się z myślą o jeździe konnej. - wyszczerzył się szeroko, co zakończyło tę bezowocną dyskusję, która wywołała u mnie rumieńce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz