środa, 18 września 2013

Kartka z pamiętnika CCXXXI - Oliver Ballack

Trzy tygodnie – tyle czasu minęło od kiedy Reijel wyjechał „służbowo”. Trzy długie tygodnie, które wlekły się nieubłagania, drażniły, pozbawiały mnie sił i energii do pracy. Trzy męczące tygodnie zupełnie inne niż moja codzienna rzeczywistość do tego czasu. Trzy tygodnie bez seksu, pocałunków, pieszczot, a przecież mężczyzna przyzwyczaił mnie do tego, że lądowaliśmy w łóżku w celu świntuszenia przynajmniej trzy, czy cztery razy w tygodniu. Do tego dochodziły codzienne małe rozkosze, do których nawykłem, które mnie uzależniły. Trzy tygodnie seksualnej frustracji! Gdybym chociaż wiedział, gdzie jest Reijel, co robi, dlaczego wyjechał, kto mu kazał to zrobić, kiedy wróci... Gdyby dał jakiś znak życia by mnie uspokoić... Przecież nie byłem do końca ślepy i głuchy. Miałem świadomość, że czymkolwiek zajmuje się Reijel, nie jest to ani dobre, ani bezpieczne. Przecież należało do jego domeny, było jego pracą, a znałem go i wiedziałem, że daleko mu od biurowego nudziarza, czy innego grzecznego pracownika publicznego. Reijel był nieokrzesany, pełen destrukcyjnej energii, bezwzględny i cholernie podniecający. Cholernik zmuszał mnie swoją nieobecnością do masturbacji, która nawet w połowie nie zaspokajała moich potrzeb. Jeśli ja nie mogłem znieść braku jego ciała, to jak radził sobie z tym on? Nie chciałem nawet wyobrażać go sobie z kimś innym. Umarłbym, gdybym na to pozwolił. Obce dłonie na jego imponującym ciele, obce usta składające pocałunki na mlecznobiałej skórze, której nigdy nie trzymała się opalenizna. Katowałem sam siebie i zaciskając mocno dłonie w pięści próbowałem się uspokoić. Tak, byłem zazdrosny o Reijela. Byłem o niego potwornie zazdrosny! Nie dlatego, że odbudował mój świat, po tym jak zamienił go w gruzy, ale dlatego, że między nami był ten ogromny ładunek emocjonalny i seksualny, który sprawiał, że traciłem dla niego zmysły.
Przygryzłem wargę wkładając kaczkę do piekarnika, zdjąłem fartuszek i rozsiadłem się przy stole z kubkiem pełnym aromatyzowanej herbaty. Bez Reijela moje życie wyglądało żałośnie. Wstawałem rano czując brak ciepłego, napalonego ciała przy sobie, brałem szybki prysznic zabawiając się same ze sobą, jadłem w samotności byle jakie śniadanie, wychodziłem do pracy, wracałem z nadzieją, że on już tam jest, ale otaczała mnie wyłącznie pustka. Przygotowywałem więc obiad, rozsiadałem się w salonie przed telewizorem, który załatwił nam przecież Reijel i czekałem wpatrując się bezmyślnie w ekran. Później posiłek i bezczynność, kiedy zadręczałem się myślami o nim. Ciągle o nim myślałem, nie potrafiłem inaczej. Tęskniłem nawet za jego chłodem i nieprzyjemnymi komentarzami, które doprowadziłyby do płaczu każdego, kto go nie zna za dobrze.
Tym razem, coś się jednak zmieniło. Do drzwi zadzwonił dzwonek i naprawdę miałem nadzieję, że to nie matka wpada z niezapowiedzianą wizytą, jak czasami zwykła robić, a ja byłem zmuszony chować Reijela po pokojach, żeby nie wiedziała, że z nim mieszkam. Była przekonana, że jej syn się usamodzielnił i może ma jakąś dziewczynę, ale nie jest gotowy przedstawić jej rodzinie. Nie musiała znać pikantnych szczegółów mojego życia płciowego.
Ociężały podniosłem się z krzesła i poczłapałem do drzwi. Nadal miałem na sobie garnitur, którego nie przebrałem po powrocie z pracy. Tylko marynarka wisiała na oparciu krzesła, żeby nie krępować ruchów. Otworzyłem drzwi spodziewając się dojrzeć kogoś z pracy, bądź jakiegoś zabłąkanego magicznego włóczęgi, ale nie osobę, która przede mną teraz stała.
Zapomniałem o oddychaniu, moje serce przyspieszyło, a nogi wrosły w ziemię. I nagle poderwałem się, podbiegłem do niego i zwyczajnie rzuciłem się na szyję mężczyzny, za którym tak tęskniłem. Skoczyłem na niego owijając nogami jego pas i wpiłem się w jego spierzchnięte usta, których nie kosztowałem zdecydowanie zbyt długo. Całowałem go zachłannie, głęboko, brutalnie, jakbym chciał go połknąć. Czułem pod wargami, że uśmiecha się subtelnie, zapewne drwiąco, ale odpowiadał namiętnie na każdy pocałunek, wsunął język w moje usta, jakby chciał z nich spijać wodę, której najwyraźniej brakowało mu w ciągu ostatnich dni. Na pośladkach czułem jego podniecenie i nawet nie zwracałem uwagi na fakt, że moje własne wbija się teraz w jego twardy, umięśniony brzuch.
Oderwałem się od jego ust i przywarłem wargami do szyi. Kąsałem, lizałem, nie mogłem nad sobą zapanować. Jęczałem, kiedy Reijel ściskał moje pośladki, masował je swoimi dużymi dłońmi i w końcu wniósł mnie do środka kopniakiem zamykając drzwi.
- Ja też się stęskniłem. - wysapał klękając na podłodze, kładąc mnie na niej i pochylając się nade mną by znowu rozpocząć naszą walkę na pocałunki. Jego dłonie już zdejmowały ze mnie ubrania. Byłem nieprzytomny z pragnienia wrzącego w moim ciele. Gdybym miał na tyle siły rozerwałbym jego koszulkę zamiast podwijać jej na plecach i bawić się w głupie zdejmowanie. Niestety byłem skazany na tę niewygodę, a moje dłonie drżały pragnąć zakosztować uciech, jakimi mógł mnie obdarzyć mój kochanek. Pragnąłem go już, teraz, zaraz, głęboko, mocno, namiętnie.
Reijel siłą odwrócił mnie na brzuch i trzymał mocno za biodra, kiedy zagłębiał we mnie język. Nie mieliśmy wystarczająco siły woli na przygotowanie, więc mógł złagodzić nasz akt tymi kilkoma pieszczotami języka, który zwilżał mnie, drażnił i pieścił.
Nie wiem, którego z nas kosztowało to więcej, ale wiłem się niemal na chodniczku pokrywającym podłogę i chciałem stawiać opór, ale nie byłem w stanie. Musiałem się zwyczajnie poddać. Jak on to robił, że miał jeszcze w sobie na tyle opanowania, że znowu odwrócił mnie przodem do siebie i wsunął członek w moje usta? Dotykałem jego twardych mięśni na brzuchu, ssałem zachłannie to źródło wszelkiej rozkoszy, i patrzyłem w pełne pasji oczy mężczyzny. Płonął w nich płomień, którego nie dało się zignorować. Moje usta były tak samotne, kiedy się odsunął, ale mój tyłek drżał z radości, bo to nim zajął się penis Reijela. Krzyknąłem, kiedy kochanek wbił się we mnie zdecydowanie. Moje mięśnie zaprotestowały, bolało jak cholera, ale przez ten ból przebijała się także upragniona rozkosz, na którą tyle czekałem. Objąłem Reijela za szyję, przyciągnąłem ciasno do siebie, zacząłem całować jego wargi, całą twarz, szyję, ramiona. Nie miałem go dosyć nawet na chwilę.
Jego biodra brutalnie i mocno pchały moje, czułem się tak, jakbym miał zaraz zemdleć, ale chciałem więcej, więcej i więcej. Po trzech tygodniach bez seksu byłem wyposzczony. Przecież to Reijel uzależnił mnie od siebie, od tej intymnej bliskości.
Doszedłem nawet nie zwracając na to uwagi. W dalszym ciągu byłem przecież podniecony. Mężczyzna odwrócił mnie znowu tyłem, ale tym razem dobrowolnie podparłem się na ramionach i kolanach, kiedy on jak szaleniec wypychał mnie swoim członkiem. W ten właśnie sposób zapewniał mnie, że nie dopuścił się zdrady, nie kochał z nikim innym, ale czekał na powrót do domu, na chwilę, kiedy znowu będzie mógł mnie posiąść.
Krwawiłem, ale kogo to teraz obchodziło? Potrzebowałem tego, czekałem i teraz jęczałem, może nawet krzyczałem, kiedy mnie brał, kiedy jakimś cudem jego dłonie odnalazły moje sutki mocno je ściskając, kiedy trochę później dotknął mojego krocza, a ja znowu wystrzeliłem. Byłem tak zmęczony tym ogromnym podnieceniem, że upadłbym, gdyby te silne ramiona nie trzymały mnie zdecydowanie i pewnie.
Jeszcze chwila, jeszcze minuta, bądź dwie tych brutalnych, ale słodkich pchnięć i czułem, jak ciepło rozlewa się we mnie głęboko. To jednak mu nie wystarczyło, tak samo jak mnie na samym początku. Teraz jednak Reijel był w stanie zwolnić choć odrobinę. Moje ciało oddawało mu się z największą przyjemnością i chociaż nie miałem sił, czułem mrowienie w lędźwiach, jakbym znowu miał się podniecić.
Usta mężczyzny całowały zachłannie moją szyję, jego zęby kąsały skórę ramion i pleców. Co jakiś czas wydawał z siebie głośne westchnięcia, pomruki zadowolenia. Nie widziałem jego twarzy, ale mógłbym przysiąc, że się uśmiechał. Jego penis płonął we mnie żywym ogniem, a moje wnętrzności topiły się od tego gorąca, którym mnie wypełniał.
Podniósł mnie, odwrócił i niemal zmusił do tego żebym siedząc na jego ciele poruszał się w odpowiedzi na jego gwałtowne podrzucanie bioder. Oparty o ścianę, wpatrywał się we mnie z mieszaniną uwielbienia i złości, jakby obwiniał mnie za swój stan, a to mnie cieszyło. Był tym bardziej mój.
Spojrzałem na jego pierś, na świeże strupy zadrapań na tej jasnej, cudownej skórze. Przesunąłem po nich palcami. Były zdecydowanie szerzej rozstawione niż palce moich dłoni, a więc nie mógł zostawić ich człowiek. Czy Reijel walczył z bestiami?
Nie miałem zamiaru pytać, bo i tak by mi nie odpowiedział. Pocałowałem rany na jego piersi i zacisnąłem mocno palce na silnych, twardych ramionach wbijając w nie paznokcie, kiedy poczułem, że mężczyzna powoli, niezgrabnie się podnosi i opiera mnie o ścianę samemu klęcząc, jakby planował zmówić modlitwę. Składałaby się jednak z głośnych jęknięć, westchnień i bluźnierczych myśli, kiedy on oddany mi bez reszty pchał i pchał, całował mnie między jednoznacznymi odgłosami wydobywającymi się z naszych ust.
To popołudnie miało być nasze, ten wieczór i ta noc, a także poranek dnia następnego. Reijel wrócił, a wraz z nim rozkoszna rutyna, której tak mi brakowało.
- Oli... - wydyszał w moje ucho kąsając je i zmuszając mnie do jęków. - Jesteś moim bogiem. - nie wiem, co miało znaczyć to wyznanie, ale było ostatnim, co zdołał wydusić zanim jego zachrypnięty głos nie stał się wyłącznie pasmem stęknięć, kiedy znowu szczytował.
Jeśli ja byłem dla niego bogiem, to kim on powinien być dla mnie, skoro oszalałem na jego punkcie?

1 komentarz:

  1. to zdjęcie świetnie pasuje do sceny "powitania" ^^ -> http://25.media.tumblr.com/af9ad8838744c9c77d5da7e26fc0e692/tumblr_mjqnvlvgN71s4abixo1_500.jpg

    OdpowiedzUsuń