czwartek, 28 listopada 2013

Działanie

10 listopada
Syriusz, tajemniczy i wyjątkowo dziś podniecony, wysłał mnie przodem do Wielkiej Sali na obiad i pojawił się w niej w ostatniej chwili przed pojawieniem się na stołach posiłków. Coś było nie tak i wystarczyło spojrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że naprawdę lepiej poczekać na niego zamiast rzucać się na smakołyki, jakie właśnie kusiły zapachami. Co on wymyślił? W co chciał nas wpakować? Obiecywał w prawdzie Shevie jakieś ekscesy, ale żeby tak bez ostrzeżenia?
- Nie pij żadnego soku do obiadu. - szepnął mi na ucho siadając obok i uśmiechając się czarująco.
- A co mam pić? - syknąłem patrząc na niego z niezadowoleniem. Lubiłem soki podczas posiłków, a on ze wszystkiego musiał wybrać akurat to?!
- Herbatę? - zawahał się. Jak mógł wcześniej nie pomyśleć o tym, że nam również coś się należało?! Mój głupek pokazywał na co go stać kiedy nie opracuje swojego planu do końca. Pochwycił spojrzenie Jamesa i skierował je na miejsce, gdzie na środku stołu stały karafki pełne pysznych soków – dyniowych, wiśniowych, jabłkowych. J. najwyraźniej zrozumiał, gdyż skinął niezauważalnie głową.
- Ja się cieszę, że chcesz nam zapewnić jakąś rozrywkę. - starałem się powrócić do tematu, który nie dawał mi spokoju. - Ale nie uważasz, że to lekka przesada? Soki?
- Naprawdę będziesz mi to wypominał? - przewrócił oczyma, a ja wbiłem palce w jego udo. Mocno, wymownie.
- Tak, będę. Bo ja chcę pić, a kiedy Remusy chcą pić to są bardzo, bardzo niespokojne i uciążliwe. Nie zaczynaj ze spragnionymi Remusami Lupinami, bo zrobią ci krzywdę. - ścisnąłem mocniej jego udo i przesunąłem dłoń odrobinę wyżej.
- Mój błąd, mój błąd! - uniósł ręce w geście kapitulacji. - Ale zaraz zobaczysz, co się stanie. Ten eliksir, który zrobiłem kiedyś, on ma ciekawe właściwości. Planowałem go wykorzystać już dawno temu, ale wypadło mi z głowy. On sprawia, że marzenia mają okazję się spełnić, jeśli tylko ich spełnienie jest możliwe. Takie małe życzonka, jak chociażby góra z czekolady, którą przyniosą ci uczniowie szkoły. - uśmiechał się przebiegle. Tylko czy wziął pod uwagę skutki uboczne? Chciałem mu o nich przypomnieć, ale ostatecznie machnąłem na to ręką. Niech sam się przekona do czego prowadzi brak zdrowego rozsądku!
Niestety wcale nie musiałem długo czekać na reakcję niektórych osób, gdyż przy stole nauczycielskim właśnie zapanowało wielkie poruszenie, kiedy McGonagall zamieniła swoje krzesło w tron. Stół z obiadem podjechał pod ścianę dzięki czemu nic nie stało na drodze by kilku starszych uczniów wstało ze swoich miejsc i zaczęło siadać u jej stóp na podeście, jak niewolnicy. Sprout w tym czasie miała na sobie strój jakiejś wyjątkowo baśniowej księżniczki, a ubrany jak książę nauczyciel eliksirów skakał wokół niej wdzięcząc się. Wavele zerwał się ze swojego miejsca opuszczając Wielką Salę w rekordowym tempie, a za nim podążył nieodłączny w tym roku towarzysz – brat bliźniak Seed. Musiałem mieć jakieś zwidy, bo wydawało mi się, że był rozebrany niemal do naga, kiedy znikał za drzwiami. Nie chciałem wiedzieć czyje to były fantazje i co musiało stać się z Victorem, że tak szybko uciekł. Camus miał wielkie szczęście, że nie jadał z nami obiadów, bo pewnie ucierpiałby równie poważnie, co niektórzy atrakcyjni nauczyciele i uczniowie. Niholas Kinn miał właśnie swoje własne problemy, kiedy jego chłopakowi wyrosły kocie uszka i ogon, co musiało być winą tego pierwszego.
Zauważyłem, że kilka dziewcząt spogląda wyczekująco na Syriusza, ale z nim nic się nie działo. Czy dlatego, że nie pił, czy może z mojej winy? Nasze uczucia trzymały go w szachu? A może tylko mi się wydawało?
Dumbledore wyczarował instrumenty muzyczne, które zaczęły wygrywać jakąś skoczną melodię do tańca z czasów kiedy był młody. Teraz nie słyszało się już zbyt często takich rytmów.
Lily rozsiadła się na kolanach Pottera, który szeptał jej coś do ucha i czułem, że zaraz będzie mi niedobrze.
- Jak długo to będzie trwać? - mruknąłem patrząc to na Syriusza, to na zamieszanie, jakie wywołał. Wielka Sala od dawna nie była tak głośna i nieposkromiona.
- Tego już nie wiem. - rzucił niepewnie, a jego spojrzenie skupiło się na opiekunce naszego domu, która właśnie z wyższością patrzyła na najbardziej wysportowanych i najwyższych uczniów siódmej klasy, jacy na chwilę obecną byli w szkole. A więc to była jej fantazja? Własny harem? Zresztą nie mniej interesująca była walka pragnień Slughorna i Sprout. Podczas gdy on wyraźnie chciał ją uwodzić swoimi myślami, ona wolała grać osobę nie do zdobycia i otaczała się kolczastym żywopłotem, nieprzebytą puszczą i wszystkim, o czym mogła pomyśleć. W końcu podkochiwała się w Marcelu, więc nie miała szans spełnić swoich marzeń nawet jeśli wypiła zakażony sok.
- Po ostatnim truciu szkoły, jakie zafundował nam James w przeszłości chyba nie możemy liczyć na wyrozumiałość nauczycieli? - złapałem Syriusza za rękę i zauważając, że grupa pięciu dziewczyn niebezpiecznie się do niego zbliża, pociągnąłem go w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. - Wtedy wszystkie niewłaściwe myśli pokazywały się nad głowami, a teraz się one w miarę możliwości spełniają.
- Nikt nie dojdzie do tego, że to nasza sprawka, więc głowa do góry.
- Tak? Więc teraz mi powiedz dlaczego mam wrażenie, że jesteśmy zagrożeni. Ja bo właśnie cię trzymam za rękę, a ty bo jakieś larwy patrzą na ciebie jak na zwierzynę łowną. To było wliczone w twój plan?
- Obawiam się, że nie. - jego dłoń zacisnęła się mocniej na mojej i Syri sam wyciągnął mnie teraz z Wielkiej Sali. Biegiem rzuciliśmy się w stronę jednego ze znanych nam dobrze korytarzy z tajemnym przejściem, które mogliśmy wykorzystać.
Mogłem tylko cieszyć się, że pięć dziewczyn nie zamieniało się w harpie, kiedy pędziły za nami. Czułem ich zapach, słyszałem pospieszne kroki. One najwyraźniej zrozumiały, że marzenia się spełniają i nie rozumiały tylko dlaczego nie zadziałało nic, co starały się zrobić z moim Syrim. I tak oto uznały za słuszne, rzucić się na niego, złapać go i wykorzystać pod pretekstem dziwnych zachowań ogółu osób w Wielkiej Sali.
Skręciliśmy za róg i szybko pociągnąłem za kciuk stojącego we wnęce rycerza. Uskoczył pozwalając nam wejść w ciasny korytarzyk za sobą, a następnie zamknął za nami przejście. Chyba w ostatniej chwili, gdyż kroki pięciu wrednych idiotek właśnie rozległy się bardzo, bardzo blisko nas. Miałem nadzieję, że nie słyszą mojego szybkiego, głośnego oddechu i bicia serca. Byłem przyciśnięty do ciała Blacka, który również wydawał się przejęty wszystkim. Czułem, jak jego pierś podskakuje z każdym uderzeniem i wystukuje rytm na mojej. Z jakiegoś powodu nawet nogi się pode mną uginały. Adrenalina opadła i teraz z trudem stałem o własnych siłach.
Opadłem na ziemię w wąskim przejściu, zaś Syri zrobił to samo przez co niemal siedziałem mu na kolanach, kiedy się pode mnie wsunął.
- Uciekliśmy. - wydyszał. - Ale bałem się, że nam się nie uda. Jeśli piły sok mogły mieć wystarczającą fantazję by nas dopaść.
- A wtedy ja zamieniłbym się w pijawkę, a one rozdeptałyby mnie bez skrupułów. Ciebie za to uczyniłyby swoim seksualnym niewolnikiem.
- Tak myślisz? - uśmiechał się, a ja wręcz nie mogłem w to uwierzyć.
- Ja widziałem to w ich oczach! Tym bardziej, że one zrobiłyby to siłą, a nie próbowały zabawy w marzenia. Nie śmiej się! - upomniałem go. - To fakt! To że masz większe powodzenie ode mnie nie znaczy, że jesteś w lepszej sytuacji. Jeśli jakaś dziewczyna zakocha się we mnie wtedy to ty będziesz patrzył jak mnie atakuje. - wolałem chyba, żeby było to prawdą, niż skazywać się na śmieszność snując podobne fantazje.
- Zostaniemy tu na jakiś czas. - zignorował moje ostrzeżenie. - A później wyjdziemy i postaramy się niepostrzeżenie dostać do pokoju. Jeśli się nam uda będziemy bezpieczni.
- A jeśli nie? Co jeśli na drzwiach będzie znak zakazujący nam wchodzenia, bo z twojej winy Evans i James pójdą ze sobą do łóżka? - tego nie wziął pod uwagę, widziałem bo w błysku jego oczu, które wydawały się lśnić niebezpiecznie w ciemności tego korytarza.
- Niech będzie, nie pomyślałem o wszystkim, ale i tak było zabawnie! Tym bardziej, że to jeszcze nie koniec. Pewnie z kilka godzin będzie ich wszystkich trzymać. Specjalnie wybrałem soki, bo po nie sięga każdy bez wyjątku. To będzie bardzo rozrywkowy dzień.
- Bardzo przerażający. - poprawiłem go i oparłem głowę na jego ramieniu. Mój głupi Syriusz. Uwielbiałem go nawet wtedy, kiedy robił coś nieodpowiedzialnego. - Będę musiał cię pilnować, bo mi cię zabiorą, a ja nie lubię się z nikim dzielić. Chyba, że sobą z tobą. - zamknąłem oczy i objąłem go ramionami. On zrobił to samo dzięki czemu znaleźliśmy się bliżej siebie. - Chyba będziemy musieli znaleźć sobie jakąś rozrywkę, co o tym sądzisz? - zapytałem mrucząc mu do ucha, a w odpowiedzi roześmiał się cicho, wymownie. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach i przyciągnęły mnie jeszcze bliżej. Na nudę nie będziemy narzekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz