niedziela, 1 grudnia 2013

Nauczyciele

Notka na Ai no Tenshi 

Paul Walker - aktor będący dla mnie inspiracją do stworzenia Olivera Ballacka - zginął wczoraj (tj. 30 listopada) w wypadku samochodowym. R.I.P.



- Myślę, że powinniśmy jednak mieć oko na to, co dzieje się w Wielkiej Sali. - rzuciłem cicho, kiedy opuszczaliśmy tajne przejście. - Nic nie piliśmy, więc moglibyśmy zareagować gdyby działo się coś niedobrego.
- Obawiam się, Remusie, że oni wszyscy już się dawno rozeszli po całej szkole. Nie możemy mieć oka na każdego. - Syriusz wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. - Myślisz, że to naprawdę był tak okropny pomysł?
Wyglądał jak szczeniak, który rozbił jakiś cenny, szklany przedmiot podczas zabawy i teraz obawiał się okropnej kary od właściciela. Jak mógłbym się na niego złościć, kiedy tak na mnie patrzył?
- Nie. To było lekkomyślne, ale na dłuższą metę naprawdę zabawne. - pogładziłem go po policzku. - Skoro nie możemy nic zrobić żeby pomagać, to może powinniśmy trochę poszaleć i przyglądać się temu, co zmajstrowałeś? Kiedyś możemy wykorzystać wszystko czego teraz się dowiemy.
- Słusznie. W szczególności, kiedy w grę wchodzą nauczyciele! - na twarzy Syriusza pojawił się ogromny uśmiech. - Zacznijmy poszukiwania od Wielkiej Sali!
Ruszyliśmy powoli w stronę, z której przed godziną, może dwiema, uciekliśmy. Teraz staraliśmy się nie natknąć na niebezpieczeństwo w postaci dziewcząt, ale musieliśmy też zaryzykować. Zresztą, to mogło być interesujące doświadczenie i podejrzewałem, że niektórzy psorzy nie ruszyli się jeszcze z jadalni. Podobnie, jak uczniowie.
Rzeczywiście, wystarczyło zbliżyć się do ogromnych drzwi, a dało się usłyszeć nadal panujący tam gwar. Zajrzałem ukradkiem i zasłoniłem dłonią usta by się nie roześmiać zbyt głośno. Moim oczom ukazała się właśnie postać dyrektora ubranego w nietypowy, jak dla niego strój. Buty na szpilce, krwisto czerwone, owłosione łydki pod czarnymi rajstopami w siateczkę, skórzana miniówka, obcisły top, a do tego jego długa, biała broda poskręcana w warkoczyki zakończone wstążeczkami i włosy upięte w wysoki kucyk. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem kryjąc się za ścianą. Syriusz spojrzał na mnie poważnie, a widząc, jak płaczę ze śmiechu również zajrzał do Wielkiej Sali.
- O, Merlinie. - jęknął, a później plunął przez przypadek rozbryzgując ślinę na całkiem imponującą odległość, kiedy zaczął chichotać.
Bardzo szybko rozbolał mnie brzuch. Padłem na kolana i nieprzerwanie się śmiejąc wyjrzałem raz jeszcze starając się skupić spojrzenie mimo załzawionych oczu. Mój wzrok znowu padł na dyrektora i niemal wysiąkałem nos we własną dłoń, kiedy próbowałem znowu powstrzymać szaleńczy chichot. Niestety, inni psorzy nie byli wcale w lepszym stanie. McGonagall miała na sobie skórzany strój seksualnej sadystki – czarny, obcisły, wybrakowany, więc i niewiele zasłaniający, w rękach trzymała pejcz, a niewielką część twarzy zasłaniała jej drobna maska kryjąca zaledwie okolice oczu. Chyba nie chciałem wiedzieć czyje to były fantazje, gdyż u jej stóp kręcili się w dalszym ciągu młodzi chłopcy. Jakimś cudem Slughorn był teraz zamieniony do połowy w słonia morskiego. Leżał plackiem na ziemi i wpatrywał się w nieszczęsną Sprout o dole foki.
- Syreny się znalazły! - wybuchłem płacząc jeszcze bardziej i chyba umierałem z bólu, kiedy mój brzuch przypominał jeden, obolały mięsień, który pewnie krwawił naderwany szaleńczym chichotem.
Nauczyciele, których tu nie było nie wiedzieli nawet, co tracą! Byłem pewny, że niektórzy z nich przez tydzień nie podnieśliby się z łóżek po takiej dawce rozbawienia, a to dałoby mi czas na zregenerowanie moich sił.
W Wielkiej Sali nadal był także Niholas i jego chłopak. Kinn miał przyczepione do pleców wielkie, kolorowe motyle skrzydła. Musiałem przyznać, że jako jedyni wyglądali w miarę normalnie, gdyż Edvin, jeśli tak mu było na imię, nie zmienił się w ogóle. Wpatrywał się jednak w Kinna, jak urzeczony i uśmiechał głupkowato.
- Warować, szczeniaki! - McGonagall trzasnęła pejczem przy boku jednego z chłopaków, najwyraźniej nadal pozbawionych własnej woli. Cała czwórka, gdyż tylu ich było, padła na plecy wpatrując się w nią maślanymi oczyma. Nie wiem, jak to zrobiła i czy w ogóle miała do tego prawo, ale wyrosły im psie uszy i ogony.
Tego było za wiele. Czułem, że zaraz się posikam, jeśli nie opróżnię pęcherza. Z trudem podniosłem się na nogi patrząc, jak Syri w dalszym ciągu turla się po ziemi. Sam miałem napady chichotu ilekroć prze oczyma pojawiły mi się te niedorzeczne obrazy. Jakimś cudem dopadłem jednak pierwszej lepszej łazienki i załatwiłem potrzebę odczuwając ogromną ulgę w wymęczonym pęcherzu. Nie dałem jednak za wygraną i wróciłem pod Wielką Salę. Tylko raz na jakiś czas miałem okazję tak bardzo przedłużyć swoje życie śmiechem, więc z chęcią poświęciłem swoje mięśnie na rzecz dobrego humoru.
Syri klęczał przy wejściu drżący i zmęczony. Patrzył na to, co działo się w środku pomieszczenia, a kiedy podszedłem usłyszałem, że dusi się ze śmiechu. Zaciekawiony znowu rzuciłem okiem na to „przedstawienie”.
- Mamo! - pisnąłem patrząc, jak focza Sprout ucieka niezgrabnie przed słonio-morskim nauczycielem eliksirów. Tego było już za wiele. Tym razem już dosłownie wyłem i rozumiałem doskonale czemu Syri dusił się nie mogąc złapać oddechu. Sam się teraz z tym męczyłem. Bolało mnie przy tym wszystko – brzuch, policzki, cała twarz, nawet szyja. Chyba powinniśmy wymazać pamięć całej szkole po tym, co się tu działo. Przecież tego było za wiele! A gdyby ktoś dowiedział się, że to sprawka Syriusza na pewno groziłoby mu wyrzucenie ze szkoły.
Podczołgałem się trochę patrząc, jak inni uczniowie spełniają swoje fantazje. Niektórzy właśnie obściskiwali się ze swoimi do niedawna jednostronnymi miłościami, inni wprowadzali reżim między małymi grupkami znajomych. Jeszcze inni po prostu zmienili kolor włosów, oczu – ot, drobne udoskonalenia, na które mogli sobie pozwolić dzięki swoim umiejętnościom. Tylko nauczyciele mieli nieograniczoną moc, z której korzystali, czego świadkiem przecież byłem.
- Nie ostrzegłeś Zardi. - powiedziałem dysząc do Syriusza. Patrzyłem jak dziewczyna przechadza się w mundurze wojskowym przed szeregiem składającym się z samych chłopaków ubranych w najzmyślniejsze metalowe ubrania. Widać miała swój mały fetysz wyrażania swojego gustu muzycznego za pomocą wyglądu zewnętrznego, co tłumaczyło jej zainteresowanie chłopakiem z irokezem, który na dobrą sprawę również stanowił jednego z jej „żołnierzy”. Mieliśmy szczęście, że jej fantazje nie były przesadnie niebezpieczne dla innych.
- Idźmy już stąd. - Syriusz wyszukał moją dłoń i ścisnął ją mocno. - Nie wytrzymam dłużej. - gryzł wargi starając się już opanować. Sam nie byłem w lepszym stanie, ale robiłem, co w mojej mocy by nie męczyć więcej ciała.
- Masz rację. - przytaknąłem mu. - Wynośmy się stąd. To dla mnie za wiele. Nauczyciele są najbardziej ekstremalni, więc lepiej na nich nie patrzeć. - znowu obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Podejrzewałem, że na każde wspomnienie o profesorach przyjdzie nam tak reagować przez bardzo długi czas. Nie wspominając już o tym, że muszę napisać o wszystkim Shevie! Będzie rozpaczał, że nie mógł tego oglądać.
Podnieśliśmy się niepewnie z Syriuszem. Czułem się, jakbym wypił stanowczo za dużo piwa kremowego i Syriusz musiał mieć podobne wrażenie. Nawet zataczaliśmy się momentami z powodu nawracającego bólu ilekroć przypomnieliśmy sobie o sytuacji w Wielkiej Sali. I pomyśleć, że to my mieliśmy wyjść z tego cało, a w ostateczności także ucierpieliśmy! I to prawdopodobnie bardziej niż reszta, gdyż oni nie zwracali uwagi na otoczenie, więc nie skończyli, jako śmiejące się kłębki boleści.
- Nigdy więcej podobnych akcji! - syknąłem, kiedy uderzyłem się o ścianę, gdy przed oczyma stanął mi obraz dyrektora w seksownych, kobiecych ubrankach. - Ja ledwie żyję!
- I tu się z tobą zgadzam. - przyznał posłusznie Black, który z trudem wyhamował przed zbroją by się z nią nie zderzyć.
I na co komu alkohol, kiedy można się upić śmiechem? Nawet głowa mnie trochę bolała zapewne z powodu duszenia się i problemów ze złapaniem oddechu.
Idąc niepewnie do naszego dormitorium mijaliśmy czasami uczniów, za którymi dziwactwa ciągnęły się całymi metrami. Dziewczyna w stroju pasterki za którą podążały wszystkie szkolne myszy, czekający na nią chłopak udający wilka. Kilka połykających się niemal par. Życie w Hogwarcie bywało czasami przerażająco interesujące. Przecież gdyby podobne cuda działy się raz w tygodniu moja psychika już nigdy nie wróciłaby do normalnego stanu. A gdyby ten stan utrzymywał się permanentnie? Dumbledore w takim stroju przechadzający się na co dzień po szkole, McGonagall karcąca nas pejczem za nieuwagę czy złe wykonanie zadania, Sprout i Slighorn odstawiający codziennie inną szopkę z cyklu „ja cie kocham, a ty w nogi”. Nie, tego nie dałoby się przeżyć!
- Nigdy więcej. - powtórzyłem przerażony wizją tak potwornego bólu brzucha spowodowanego śmiechem, jak w tej chwili.
- Sam bym zwariował. A przecież widzieliśmy tylko fantazje garstki osób. Wiesz ile ciekawych rzeczy umknęło przed nami jeszcze zanim dobrze się zaczęło?
- Nie chcę wiedzieć, Syriuszu. I bez tego ledwie chodzę. - i znowu miałem ochotę się śmiać, co skwitowałem głośnym jękiem bólu, kiedy mój brzuch zaprotestował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz