czwartek, 5 grudnia 2013

Hohoho

12 listopada
Po interesujących i wstydliwych dla wielu wydarzeniach sprzed dwóch dni cały wczorajszy był wolny, by każdy miał pewność, iż cokolwiek mu się stało, w końcu się skończyło, a tym samym możliwy był powrót do normalnego życia. O dziwo tym, który ogłaszał tę informację był Marcel Camus – jedyny, który w ogóle nie ucierpiał, jako że czas obiadu spędził w domu z synem i mężem. Takim jak on zawsze się lepiej powodzi, bo chroni ich zaborcza miłość kochanka i swoje własne poddaństwo uczuciu. Musiał się nieźle zdziwić, kiedy dyrektor wezwał go do siebie w tym wyjątkowym stroju nastolatki na dyskotece. Podejrzewałem, że szok jaki wywołały na nim wydarzenia tamtego dnia sprawił, że wolał przesiedzieć wolne w domu i nie narażać się na nieprzyjemności związane z nawrotem „choroby”.
W przeciwieństwie do większości osób, które w taki czy inny sposób ucierpiały w tej ostatniej akcji Syriusza, James Potter był w świetnym humorze i korzystając z okazji, że byliśmy sami, podziękował wylewnie Blackowi za okazję jaką mu dał. Na początku nie chciał się przyznać, o co chodzi, ale z rozkoszą uległ w końcu naszym namową i wyjawił skrywaną stosunkowo niedługo tajemnicę. On i Evans przespali się ze sobą. A więc stało się to czego się obawiałem. Teraz nie mógł jej ot tak rzucić, zdradzić, czy zrobić czegokolwiek innego, co postawiłoby ten związek pod znakiem zapytania.
Dziś wszystko zaczęło już wracać do normy. Kilka osób nadal nie pokazywało twarzy kryjąc je za włosami, wielkimi okularami, czy przesadnie naciągniętym na szyję i twarz golfem. McGonagall zachowywała się jak wiele dziewczyn i nawet nie podnosiła wzroku, choć podejrzewałem, że ona dojdzie do siebie jako pierwsza. Była w końcu ostrą nauczycielką, więc nie mogła pozwolić sobie na chowanie głowy w piasek. Sprout okazała się obrażona na Slughorna, który zarobił najwyraźniej z pięści w oko, bo teraz siedział z paskudną śliwą, której szkolna pielęgniarka nie usunęła najpewniej opowiadając się po stronie molestowanej koleżanki. Tylko dyrektor nie reagował na te niedawne ekscesy. Jego broda w dalszym ciągu poskręcana była w warkoczyki i wydawał się tym nie przejmować. Uśmiechał się do wszystkich szeroko i ciepło jak zawsze, a nawet przed śniadaniem pozwolił sobie na komentarz na temat tamtych wydarzeń.
„Myślę, że każde z nas dowiedziało się czegoś niezwykle istotnego o sobie samym i innych osobach, które go otaczają, więc odbierzmy tamten incydent jako cenną lekcję poznawania świata, ludzi, zjawisk. Przy okazji niektórzy z nas spełnili swoje marzenia, więc tym bardziej powinniśmy kroczyć z uniesionym czołem, zamiast chować głowę w piasek.”
W tym, co powiedział było wiele prawdy i nie żałowałem, że byłem świadkiem tego wszystkiego. Jasne, przypłaciłem to bólami mięśni, ale na pewno nigdy nie miałem tego zapomnieć. Przecież każdy z nas ma jakieś swoje małe bądź większe pragnienia, ale czy to znaczy, że mamy się ich wstydzić, bo inni ich nie podzielają. Przecież na pewno nikt z nas nie był jedyną osobą marzącą o tym samym. Chociażby nauczycielka transmutacji i Zardi. Jedna chciała męskich niewolników, inna przystojnych i wyjątkowych żołnierzy gotowych spełnić każdy jej rozkaz. Nadal jednak nie wiedziałem czy Dumbledore sam marzył o wciśnięciu się w damskie ciuszki. Równie dobrze mogło to być zasługą jakiejś grupy szaleńców, którzy marzyli o skompromitowaniu go. Ale kto się teraz tego dowie? Najistotniejsze, że dyrektor zupełnie nic sobie nie robił z tego, że ludzie widzieli go w stroju bynajmniej nie odpowiadającym osobie na jego stanowisku i w jego wieku. Szanowałem go jeszcze bardziej za to, że zachowywał zimną krew i potrafił wszystko obrócić w żart.
- Mam złe przeczucie. - Syriusz pochylił się do mnie i zaczął szeptać na ucho. - Na transmutacji dostanie nam się za to wszystko. McGonagall na pewno będzie chciała nas zagnębić żeby pokazać, gdzie jest nasze miejsce i zmusić do zapomnienia o tym, co widzieliśmy.
- Jeśli tak będzie to przeżyjemy w taki czy inny sposób, a później wszystko znowu wróci do normy i będziemy mogli odpocząć. Może się też okazać, że poczuła się zainspirowana dyrektorem i postanowi zignorować to, co się wydarzyło. Nie wyobrażam sobie żeby nagle miała się szeroko uśmiechać i żartować sobie, ale zawsze pozostaje nie poruszanie tego tematu. Nie każdy widział scenę z pejczem, więc na pewno nie będzie chciała nagłośnić tej konkretnej sprawy.
Przyznaję, że jadłem niepewnie i starałem się jednak popijać wszystko herbatą, która wydawała mi się bezpieczniejsza niż soki po tamtej akcji. Niestety, póki co smak wszystkiego wydawał mi się dziwny, podejrzany, a każde zachowanie odbiegające od normy. Nie sądziłem, by ktokolwiek planował jeszcze nas przytruwać, ale i tak nie mogłem ufać nikomu poza moimi najbliższymi przyjaciółmi, z których Syri miał kombinowanie za sobą, zaś Peter i James nawet nie myśleli o w prowadzaniu zamieszania. W przypadku okularnika musiało się to wiązać z faktem przekroczenia ostatniej bariery w jego związku z rudą, która byłaby wściekła, gdyby jej facet łamał zasady. Była zbyt święta w temacie szkoły by miała pozwalać sobie na chodzenie z delikwentem. Nawet nie wiedziała co traci! Ja na pewno nie chciałbym by Syriusz zamienił się w spokojnego, cichego i ugodowego chłopca.
Pod stołem ścisnąłem dłoń Syriusza gładząc ją kciukiem. To był nasz znak mówiący, że któreś z nas ma ochotę na pieszczoty i tego dnia obaj powinniśmy znaleźć na to czas. Prawdę mówiąc codziennie, któreś z nas chciało drugiego, ale nasze prawdziwe miłosne wyczyny ograniczyliśmy do jednego razu na cztery dni, by moje ciało mogło odpocząć wystarczająco. Czasami niestety ten „raz” wypadał w tygodniu, a wtedy miałem problemy z podniesieniem się i uczestniczeniem w zajęciach, ale i tak byłem coraz bliższy opanowania do perfekcji miny, która nie zdradzałaby mojego dyskomfortu siedzenia i chodzenia. Zresztą, regenerowałem się szybciej niż Syriusz, toteż ja byłem tylko obolały, zaś Syri śpiący, zmęczony i rozkojarzony. Widać co wilkołak to wilkołak.
- Wieczorem w łazience prefektów. - szepnąłem mu na ucho, a ten skinął głową z zadowolonym uśmiechem, który starał się ukryć.
- Cześć. - miałem ochotę warczeć słysząc przesłodzony głos Evans za plecami, kiedy nas mijała i podeszła do siedzącego naprzeciw James. Okularnik uśmiechnął się do niej szeroko. Nic dziwnego, teraz mógł się z nią kochać, kiedy tylko miał na to ochotę i nie musiał się martwić o to, że ona będzie chciała zaczekać do ślubu. - Znajdziesz dla mnie czas w najbliższy weekend prawda? Wybralibyśmy się do Hogsmeade na małą randkę. Uczcimy to, że tak dobrze się nam układa.
James spojrzał na nas jakby pytał o zdanie, ale szybko zrozumiał, że mu nie pomożemy. Nie ważne, czy się przespał z Evans czy nie. Nie lubiliśmy jej i najchętniej sami zabralibyśmy Pottera na randkę w herbaciarni zamiast oddawać go w ręce tej dumnej wariatki.
- To naprawdę świetny pomysł. - mdliło mnie, kiedy patrzyłem, jak uśmiecha się i ślini do swojej dziewczyny. - Ustalimy jakieś szczegóły później.
- Później. - powtórzyła. - Spotkamy się w bibliotece po zajęciach to między zadaniami możemy pomyśleć o randce. - pochyliła się i pocałowała go w policzek odchodząc z koleżankami.
James skurczył się pod naszymi spojrzeniami. W bibliotece? On? Między zadaniami?
- Ani słowa. - odezwał się by nas na wszelki wypadek uciszyć.
- Ależ oczywiście, nic nie mówimy. - Syriusz nawet nie chciał ukrywać uśmiechu, jaki pojawił się na jego ustach. - Więc od teraz odrabiamy sobie zadanka, jak grzeczne dziecko? A może zrobisz też moje?
- Zamknij się! - syknął pakując sobie do ust byle kiełbaskę by mieć wymówkę do nie odpowiadania na zaczepki.
- Przesadzacie. - mruknąłem zajadając jajecznicę. - Moim zdaniem to świetna okazja by douczyła Jamesa to i owego. Może nawet zacznie postrzegać bibliotekę jako miejsce przeznaczone do nauki, a nie do romansowania? W końcu nie wyobrażam sobie żeby Evans miała z tobą flirtować nad pracami domowymi.
- Nie jest idealna, ale nie jest też taka sztywna, jak wam się wydaje. - syknął okularnik.
Chcieliśmy coś odpowiedzieć, skomentować, dopiec mu, ale wtedy właśnie przerwał nam dyrektor przypominając nam o tym, że dziś już nie mamy co liczyć na wolne i naszym obowiązkiem jest dać z siebie wszystko na zajęciach. Dokończyliśmy więc w ciszy posiłek, popiliśmy i niespiesznie, a nawet z ociąganiem wyszliśmy za innymi uczniami na korytarz. Musieliśmy teraz jakoś poradzić sobie z zajęciami, które na nas czekały. Tym bardziej, że to właśnie dziś przyszło nam znosić upierdliwość zarówno McGonagall, jak i Slughorna. Chyba wolałbym siedzieć na zielarstwie z obrażoną Sprout, niż ze zdołowanym nauczycielem eliksirów i wściekłą za swoją kompromitację profesor transmutacji.
- Myślicie, że zmusi mnie do oświadczyn? - wyskoczył z pytaniem James. Żaden z nas się tego nie spodziewał, więc z wrażenia zakrztusiłem się swoją śliną.
- Że co?! - ja, Syri i Peter odpowiedzieliśmy na to chórem.
- No, Lily. Czy mnie zmusi do oświadczyn teraz po... sami wiecie.
- Jako specjalista od spraw kobiet jestem pewny, że zanim skończysz tę szkołę będziesz musiał się jej oświadczyć i wybrać zawód, który zapewni jej dostatnią przyszłość. - Peter wyraził swoją opinię na temat, na który nikt inny nie chciałby się wypowiedzieć. - Nie muszę umawiać się z jakąś, by znać ich psychikę.
- Szlag niech trafi twoją szczerość. - mruknął J., który teraz najpewniej chciał zadręczać się myślami o tym, jak wiele kosztować go będzie ten jeden seks.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz