niedziela, 10 listopada 2013

Znaki

21 września
- Jestem głodny. - mruknąłem patrząc z utęsknieniem na czekoladę schowaną w szufladzie mojej nocnej szafki. Była ostatnią jaką jeszcze miałem i jej zjedzenie oznaczałoby brak łakoci do dnia uzupełnienia zapasów, a więc aż do kolejnej wizyty w Hogsmeade. Dwa tygodnie bez czekolady?! Nie, to było dla mnie niemożliwe do wytrzymania, a już same myśli o przymusowej diecie doprowadzały mnie do pasji.
- Przecież idziemy na obiad. - Syriusz spojrzał na mnie pytająco, kiedy przepchnął głowę przez otwór swetra, który właśnie zakładał. Zmarzł trochę w samej koszulce z długim rękawem, więc teraz planował opatulić się ciepłem wełnianego swetra, który swoim niebieskawym kolorem podkreślał kolor oczu chłopaka.
- Ja nie mówię o zwyczajnym, słonym obiedzie. - mruknąłem z bólem serca zamykając szufladę z nietkniętą czekoladą w środku. Miałem brzydki nawyk zjadania całej tabliczki lub przynajmniej jej połowy, kiedy już zacząłem jeść. - Chcę słodkiego. Nie masz przypadkiem czegoś dobrego?
- Poza moim wyśmienitym chłopakiem, który jest jedyną słodyczą, jaką uwielbiam? - Black uśmiechnął się do mnie czarująco, a widząc moją sceptyczną minę wzruszył ramionami – Nie, nie mam nic, co nadawałoby się dla kogoś takiego jak ty. Mam tylko jakieś tam cukierki owocowe i nic więcej.
Skrzywiłem się. Nie, nie miałem ochoty na owocowe landryny, nawet jeśli miały w sobie zdrowy sok owocowy z witaminami. Mój organizm domagał się czekolady, nawet jeśli miałem przypłacić to większym zwałkiem tłuszczu. Przecież wolałem być odrobinę pulchniejszy niż przerażająco chudy! Z dwojga złego większy sentyment miałem do ciała, niż do twardych kości, które później Syriusz musiałby pieścić.
- Peter, masz może...
- Zapomnij! - chłopak spojrzał na mnie robiąc wielkie oczy i protekcjonalnie zasłonił całym sobą swoją nocną szafkę. - Nie pożyczam nikomu słodyczy i nie oddaję ich za darmo. Zresztą, za pieniądze też ich nie dam! Jeszcze mi nie oddałeś jednej czekolady z tamtego roku. - przypomniał mi wymownie, co sprawiło, że westchnąłem odczuwając ponurą atmosferę chwili.
- Oddam ci ją, słowo. Po Hogsmeade na pewno będziesz miał czekoladę. - nie chciałem mieć dłużej długu u niego, a faktycznie zapomniałem o tym, że przed końcem roku wyżebrałem od przyjaciela małego, mlecznego łakocia. Niemniej jednak, Peter robił się chyba bezczelny skoro potrafił przypomnieć mi o tym długu. Dawniej nigdy nie odważyłby się powiedzieć ni słowa. Wydało mi się to podejrzane, ale zignorowałem te podszepty mojej podświadomości. To, że brakowało mi czekolady we krwi nie było jeszcze powodem by tracić zaufanie względem przyjaciół. Tym bardziej, kiedy mieli rację wypominając mi moje zapominalstwo.
Musiałem przetrwać bez czekolady, więc zniechęcony powlokłem się za chłopakami do Wielkiej Sali. Przyjemne zapachy pieczeni i grillowanego kurczaka rozchodziły się po korytarzu, więc ślina zaczęła gromadzić mi się w ustach. Może i byłem głody słodyczy, ale nie pogardziłbym także konkretnym posiłkiem, który już na mnie czekał.
Brakowało mi Shevy, który rzuciłby teraz jakimś zabawnym, szczerym komentarzem. Na pewno wyraziłby swoje zdanie na temat dzisiejszego obiadu, mojego niedopieszczonego podniebienia, a nawet pozwoliłby się nam pośmiać z kilku innych rzeczy. Dziwne, ale nawet patrzenie na to, jak Sheva je było bardzo interesujące, a teraz musiałem zaspokoić się byle wspomnieniami. Cóż, powiedzieć, że za nim tęskniłem to stanowczo za mało! Ja bez niego umierałem! Nawet obiadu nie potrafiłem zjeść jak człowiek, kiedy jego nie było obok. Po trzech tygodniach wcale nie było mi bez niego łatwiej.
- Jestem śpiący, padnę twarzą w talerz. - skwitowałem swój stan. Byłem dziś wyjątkowo rozgadany.
- Padaj, ja jestem za. Właśnie zbliża się do nas pani Potterowa, więc padnij tak żeby dużo rozchlapać. Może się od nas odczepi. - Syriusz nadrabiał swoją niechęcią brak naszego zielonookiego przyjaciela.
James chyba chciał nam zrobić na złość, bo specjalnie zajął wcześniej krzesło obok siebie dla rudej, która denerwowała każdego poza Peterem i Jamesem. Bez Shevy było pół na pół.
- Żeby się tak udławiła. - mruknął cicho Syri i nałożył mi na talerz grillowaną nogę kurczaka nawet nie pytając, czy mam na nią ochotę. Miałem, więc wybaczyłem mu tę samowolkę. Zresztą, sam również wypełnił swój talerz mięsem i odrobiną warzyw.
Ignorując jak tylko się da obecność Lisicy, skubałem swoje mięso i musiałem przyznać, że smakowało naprawdę znakomicie mimo niemiłego towarzystwa przy stole.
Pozbyłem się szybko mięsa, sałatki i odrobiny ryżu, a następnie dołożyłem sobie jeszcze kawałek pieczeni i dopiero całkowicie pełny pozwoliłem sobie odsunąć krzesło od stołu. Syriusz również podniósł się mając jeszcze usta pełne roladki nadziewanej warzywami. Wyglądał zabawnie, kiedy usiłował szybko pogryźć i przełknąć. Na stojąco dopił też swój sok i był gotowy by towarzyszyć mi w drodze do Pokoju Wspólnego, czy też sypialni – w zależności od tego, na co miałbym ochotę. Nie musiałem pytać, bo wiedziałem, że tak właśnie było.
- To my się rozpływamy żeby wam nie przeszkadzać. Czujcie się jak na randce. - mruknąłem z wymuszonym uśmiechem i pchając przed sobą Blacka opuściłem Wielką Salę. - Nie lubię jej i nie chcę na nią patrzeć. Znajdziemy sobie jakieś zajęcie, a oni niech robią, co chcą.
- Mam nawet takie jedno małe, relaksujące zajęcie dla nas. - Syri uśmiechnął się. Złapał mnie za rękę, kiedy tylko ryzyko bycia widzianym zmalało.
- Mmm, naprawdę? Więc słucham, co takiego ciekawego masz mi do zaproponowania? - dobrze wiedziałem, o co mu chodzi, ale nie mogłem się powstrzymać.
Black uśmiechnął się przymilnie i pchnął mnie na ścianę przy okazji upewniając się, że nikt nie może nas zobaczyć. Przysunął się do mnie bardzo blisko, pochylił i polizał moje wargi zachęcająco. Tak, to był całkiem dobry pomysł na spędzenie kilku chwil z daleka od problemów za to blisko siebie. Wysuwając swój własny język polizałem jego, co wydawało się zaczątkiem wojny. I rzeczywiście coś w tym było, bo Syri odpowiedział na atak atakiem. Przepychaliśmy się przez chwilę językami, a w końcu doszliśmy do jako takiego porozumienia i łaskawie udostępniłem chłopakowi swoje usta. Pocałunek był bardzo przyjemny, słodki na swój eteryczny sposób, może nawet smaczniejszy niż czekolada, na którą miałem ochotę.
Objąłem Syriusza w pasie, złapałem za pośladki i rozkoszowałem się swoją chwilową dominacją. On w tym czasie napierał swoim kroczem na moje, a jego dłonie delikatnie pieściły moją szyję i uszy. Byłem dumnym wilkiem, ale w tej chwili mogłem być nawet kochanym szczeniakiem byleby Syri mnie rozpieszczał. Potrzebowałem jego dłoni, ust, a nawet tego niedobrego kolana, które chyba nieświadomie wpychał między moje uda. Musiałem ścisnąć mocno jego pośladki by na chwilę oprzytomniał i dał sobie spokój z atakiem.
- Nie za daleko się pan posuwa, panie Black? Wczoraj się pan trochę wyżył, więc proszę dać mi trochę czasu na odpoczynek. Chyba, że planuje pan oddać się w moje ręce. - specjalnie naparłem palcami na rowek między jego pośladkami i zamruczałem. Trochę zesztywniał, ale raczej nie miało to nic wspólnego z faktem, że wspominam o zamianie ról. Prawdę mówiąc Syri nie miałby chyba nic przeciwko, gdybym bardzo chciał go kochać zamiast odbierać pieszczoty.
- Więc może zaszyjemy się w naszym pokoiku i...
Musiał ode mnie odskoczyć, gdyż usłyszeliśmy na korytarzu, zaraz za zakrętem, głosy trzech rozmawiających ze sobą osób. Syriusz rumiany na twarzy ruszył przed siebie w stronę schodów prowadzących do dormitoriów, zaś ja dogoniłem go szybko.
- Czasami przydałaby się nam Peleryna Niewidka na zawołanie. - rzucił markotny. - Pokój Życzeń to miejsce równie niebezpieczne, co nasza sypialnia. Nigdy nie wiemy, kto wejdzie do środka, a w łazience prefektów brakuje wygodnego łóżka. Musimy ustalić z chłopakami jakieś znaki, które będziemy wieszać, czy rysować na drzwiach, kiedy nie wolno wchodzić do środka. Wtedy nie będziemy się musieli martwić ewentualnym najazdem w czasie pieszczot. - Ten pomysł wcale nie był taki zły, więc postanowiłem pomyśleć nad nim na poważnie. Gdybyśmy ustalili znaki, wtedy mielibyśmy pełną swobodę dobierania się do siebie. Mógłbym całować Syriusza, kiedy i jak chcę, mógłbym go pieścić, oddawać siebie w jego władanie. Skusiłbym się nawet na jęczenie i wzdychanie, gdyby nic nam nie zagrażało. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Przecież wystarczyło ustalić sekwencję znaków! Postanowiłem naradzić się z przyjaciółmi, kiedy tylko wszyscy razem przysiądziemy w pokoju i będziemy mieli chwilę na szczerą rozmowę. Przecież każdy z nas musiał dobrze zapamiętać wybrane znaki! A nie mogły być zbyt dosłowne, bo tylko nasza czwórka miała rozumieć ich znaczenie.
- Jesteś geniuszem, mój słodki. - powiedziałem do niego z uśmiechem. - Ustalimy znaki i będziemy ich przestrzegać, a wtedy nie będę musiał nasłuchiwać na korytarzach, kiedy ty odbierasz mi zmysły.
Syri uśmiechnął się tylko do mnie i mrugnął zalotnie, a jego dłoń otarła się o moją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz