niedziela, 29 grudnia 2013

Lookanie

Ai no Tenshi - nowy wpis!

25 grudnia
Starałem się nie śmiać zbyt głośno, by żadne niepowołane dźwięki nie rozchodziły się echem po pustym korytarzu. Nie było to łatwe, ponieważ moje wnętrze rozpierała radość i ciepło, ale o tak późnej godzinie na pewno wzbudziłbym zainteresowanie każdego, kto znalazłby się przypadkiem bądź rozmyślnie gdzieś w pobliżu. Zastanawiałem się jak Syriusz to robi, że bez problemu powstrzymuje się przed wydawaniem dziwnych odgłosów, a przecież tak jak ja biegł korytarzem, obijał się o ściany, zatrzymywał się obejmując mnie i całując. Byliśmy jak pijani i może rzeczywiście wypiliśmy trochę za dużo wina, które wyjątkowo serwowano dziś do kolacji, w ramach celebracji kolejnych już Świąt w Hogwarcie. Cóż, teraz zamiast spać słodko w ciepłym łóżeczku, kręciłem się z moim chłopakiem bez celu i niczym w jakiejś wyjątkowo dennej komedii romantycznej goniliśmy się jak skończeni idioci.
Wpadłem w rozłożone szeroko ramiona Syriusza, który uderzył lekko plecami o ścianę i uśmiechnął się do mnie momentalnie przywierając swoimi ustami do moich. Jego język bez większych problemów sforsował mury obronne moich warg i wdarł się do letniego pałacu wielkiego księcia Remusa Lupina. Zachichotałem, czym zmusiłem go do wycofania języka, gdyż żaden z nas nie chciał żeby przez przypadek moje zęby wbiły się w ten ciepły, lekko szorstki mięsień. Zreflektowałem się jednak napierając swoim na linię warg Blacka, co pozwoliło nam kontynuować namiętny, mocny pocałunek.
Dłonie chłopaka gładziły moje biodra i boki, jego pierś unosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Zdecydowanie nie powinniśmy pić wina, do którego nie byliśmy przyzwyczajeni. Piwo kremowe nie miało skutków ubocznych w postaci nazbyt dobrego humoru i chęci romantycznych zabaw. Było więc bezpieczniejsze, jeśli piło się je z umiarem.
Zamruczałem cicho i łapiąc chłopaka za rękę pociągnąłem go dalej ciemnym, chłodnym korytarzem. Nie miałem w głowie żadnego celu, chciałem się tylko wyszaleć i podejrzewałem, że mój Syriusz miał taki sam plan. Mało ambitny, ale za to jakże przyjemny dla duszy.
Kruczowłosy przygwoździł mnie do ściany, a nasze usta spotkały się ze sobą kolejny raz w ciągu ostatnich pięciu minut. Znowu miałem ochotę chichotać, ale zdążyłem zaledwie uśmiechnąć się pod wargami Blacka, kiedy usłyszałem coś niepokojącego. Zignorowałbym to od razu gdyby nie fakt, że moje wilcze zmysły zawsze wiedziały, kiedy coś może być istotne i tak jak teraz posyłały wyraźne impulsy do mojego mózgu.
Odsunąłem od siebie Syriusza, który nie miał pojęcia o co chodzi.
- Coś słyszałem. - szepnąłem mu na ucho.
- Ja nic nie... - przerwał widząc moje sceptyczne i wymowne spojrzenie. Jasne, że nie słyszał, był człowiekiem!
- Chodź. Tylko cicho i powoli. - zacisnąłem swoje palce na jego i zamknąłem na chwilę oczy chłonąć odgłosy i zapachy otoczenia. Rzeczywiście, czułem nieznaną mi woń, słyszałem szmery, które z powodzeniem mogły być daleką rozmową. Powiodłem Syriusza korytarzem starając się być możliwie najciszej, jak się dało. Im bardziej oddalaliśmy się od miejsca, w którym wcześniej staliśmy, tym bliższe były wonie i dźwięki. To naprawdę była rozmowa prowadzona szeptem przez dwie osoby. Jedną z nich poznałem po melodii wypowiadanych słów, których nie słyszałem zbyt wyraźnie, druga była mi zupełnie obca, niezidentyfikowana.
Ciekawość pchnęła nas bliżej, zmusiła do wyjrzenia zza zakrętu. Tak jak przypuszczałem, miałem do czynienia z dyrektorem, którego rozpoznałbym wszędzie i drugim osobnikiem, zakapturzonym, niższym od Dumbledore'a o głowę. Czyżby miłosna schadzka? Próbowałem przejrzeć ten luźny płaszcz, kaptur, który nie odsłaniał nawet skrawka ciała, ale nie byłem w stanie niczego szczególnego wyłapać. Czy to mogła być McGonagall, którą przecież podejrzewałem kiedyś o romans z dyrektorem? Nie, ona była wyższa lub tak mi się tylko wydawało, jako że rzadko stali obok siebie na tyle blisko bym mógł ich porównywać.
- Wybacz, nie znalazłem czasu, nie miałem okazji. - wyszeptał niemal niedosłyszalnie dyrektor. - Tak rzadko się spotykamy z mojej winy, ale rozumiesz jakie to ważne. Gdyby ktoś się o nas dowiedział... - wydawał się zakłopotany, co raczej nie zdarzało się często.
Osoba przed nim pokręciła głową, chyba nawet coś odpowiedziała, ale nawet moje wyczulone, wilkołacze zmysły nie mogły tego zarejestrować. Kimkolwiek był ten zakapturzony człowieczek, zbliżył się do dyrektora i ciągnąć go za szatę zmusił do pochylenia się. Byłem pewny, że właśnie się całowali! Czułem to całym sobą i nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. Dumbledore podczas miłosnej schadzki na korytarzu? To było nie do uwierzenia!
Słyszałem ciche odgłosy mlaskania, co przyprawiło mnie o dreszcze, chociaż uświadomiło mi, że przecież ja też będę kiedyś stary. Naprawdę stary. Syriusz niejednokrotnie mówił przecież o naszej wspólnej przyszłości, a to znaczyłoby, że będąc w wieku dyrektora również będziemy się kochać, całować, rozpieszczać w pewien sposób. Uświadomiłem sobie to dopiero patrząc na miłosne gierki tego wysokiego mężczyzny, który wydawał mi się nietykalny pod względem uczuć.
Spojrzałem na Syriusza, który zafascynowany oglądał tę scenę. Może myślał o tym samym, co ja? O mnie i o sobie za kilkadziesiąt lat.
Dwie skąpane w półmroku osoby odsunęły się od siebie i znowu podjęły cichuteńką rozmowę, z której tym razem nic nie wyłapałem poza ogólną melodią dźwięków. Przemawiali do siebie z łagodnością i uczuciem, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Do tej pory nigdy nie miałem takich trudności z wyłapaniem jakichkolwiek odgłosów, całych zdań lub chociażby słów. Tych dwoje na pewno nie chciało zostać usłyszanymi. Nie krępowali się jednak ponownie do siebie przylgnąć, co kolejny raz wywołało u mnie dreszcze. Próbowałem wytłumaczyć samemu sobie, że Dumbledore wcale nie jest taki stary, chociaż wyglądał na sędziwego Merlina. Nie szło mi jednak za dobrze. Byłem nazbyt ciekawy kim jest jego partnerka, która tak dobrze kryła się pod tą obszerną peleryną. A może była bardzo młoda i dlatego musieli spotykać się potajemnie? Uczennica? Nie, to było wykluczone... Chociaż... Skoro Sheva związał się z o wiele od siebie starszym Fabienem...
Dwa korytarze za nami rozległ się paskudny, piskliwy miauk. Miałem ochotę zabić tego kota, który musiał właśnie zwietrzyć trop ludzi i zapewne zaraz tu przybiegnie, a za nim wredny, paskudny woźny. Zresztą, dyrektor także musiał to usłyszeć bo czułości zostały przerwane, a on nasłuchiwał. Nie było sensu nadal tam sterczeć. Odciągnąłem Syriusza na bok. Byliśmy między młotem a kowadłem. Z jednej strony dyrektor i jego dziewczyna, z drugiej kot i jej właściciel. Pamiętałem, że gdzieś niedaleko powinno być tajne przejście, więc teraz postanowiłem tam ukryć się przed kłopotami.
- Zaraz będzie tu woźny. - usłyszałem zdenerwowany głos dyrektora, który wcale się nie oddalał, ale wydawał się zbliżać. - Niedaleko jest tajne przejście, nim się stąd wydostaniemy.
Miałem ochotę przeklinać.
- Czekaj, czekaj, czekaj. - zatrzymałem Syriusza, który właśnie zabierał się za otwieranie przejścia. - Dyrektor tam idzie. Musimy znaleźć coś innego, bo na pewno nas dorwą.
- To gdzie mamy się ukryć? - popatrzył na mnie zdenerwowany. - Albo wpadniemy w ręce dyrektora, albo woźnego. Obie opcje są do... A nie mamy peleryny niewidki. - miał rację i dobrze o tym wiedziałem. Ale co mogliśmy zrobić? Kotka była niedaleko i wyła teraz jak syrena alarmowa, a ciężkie kroki jej właściciela słyszałem z daleka.
- Bądź cicho i kładź się na ziemi. - poleciłem mu wskazując wystarczająco ciemny punkt korytarza, gdzie mogliśmy stać się niewidzialni dla dyrektora i jego gościa, jeśli nie będą zbyt dokładnie przyglądać się otoczeniu. Sam położyłem się płasko na zimnych kamieniach i miałem nadzieję, że wystarczy nam czasu by zniknąć i dostać się do innego przejścia.
Wstrzymałem oddech i Syri zrobił to samo. Słyszeliśmy dokładnie pospieszne kroki dwóch osób nadbiegających z naprzeciwka. Nie odważyłem się spojrzeć na nie w obawie, że dostrzegą moje wilcze oczy. Tylko tego by mi brakowało. Modliłem się w duchu by szybciej wpakowały się do przejścia i pozwoliły nam uciec. Niemal czułem smród mokrej sierści wyliniałej kocicy, której nie dało się polubić za żadne skarby świata. Jak nas dopadnie to nie ukryjemy się przed nią i zdradzi naszą kryjówkę jęcząc przed przejściem. Na oślep wymacałem dłoń Syriusza i ścisnąłem ją bezgłośnie przekazując mu w ten sposób wiadomość, że musimy być gotowi. To była kwestia sekund, w najlepszym razie minuty.
Usłyszałem szmer zamykanych drzwi przejścia, uchyliłem powieki patrząc jak całkowicie odgradzają mnie od Dumbledore'a i jego tajemniczej kochanki. Pociągnąłem Syriusza, chociaż nie musiałem tego robić, bo stanął na nogach może pół sekundy później niż ja i od razu wystartował biegiem w stronę, z której wcześniej nadbiegła tamta dwójka. Musieliśmy zwiać i dopaść innego tajemnego korytarza, albo jakiegokolwiek innego bezpiecznego miejsca. Kocica już nas zauważyła i słyszałem jak za nami pędzi. Skręciliśmy gwałtownie raz i drugi, próbowaliśmy ją zgubić, ale było to ciężkie, kiedy miało się do czynienia ze szkolnymi korytarzami. W tej chwili mogłem myśleć tylko o tym, że trzeba uciec i nie dać się złapać. Za wszelką cenę.

1 komentarz:

  1. Yaay, tyle emocji :D Trochę szkoda, że Syriusz i Remi nie dokończyli pieszczot :3 A ten ktoś z Albusem... czy to był Gellert? Proszę, niech to będzie Gellert T^T Przed pędzącym kotem nie da się uciec, wiem to xD Czekam na następny rozdział~ (w ogóle to chciałabym to wszystko przeczytać od samego początku :3 Przyznaję się, że opuściłam cały 4 rok, trochę 3 i trochę 5 T^T Nie jestem w temacie troszku... </3)

    OdpowiedzUsuń