środa, 1 stycznia 2014

Uciekanie

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, KOCHANI! OBY ZE MNĄ I MOIM BLOGIEM XP



- Remi, a gdybyś ją tak wystraszył, co? Jesteś w końcu wilkołakiem, a to tylko tchórzliwy kot. - Syriusz dyszał zapewne z nerwów bardziej niż ze zmęczenia krótkim biegiem, który mieliśmy za sobą.
- W sumie... - wcześniej o tym nie pomyślałem, ale teraz uderzyłem się dłonią w czoło – Oszalałeś? Bałaby się mnie do końca swoich lub moich dni! Jak bym to wyjaśnił, co? Kotka woźnego zabija się na zakrętach uciekając ilekroć mnie widzi. - rzuciłem chłopakowi szybkie spojrzenie. - Jest głupim kotem, więc nie wie kim jestem, ale jeśli jej się ujawnię...
- No, tak. Wybacz, zapomniałem, że to może trochę skomplikować sprawę. - byłem pod wrażeniem, że potrafi jeszcze normalnie rozmawiać, kiedy nasze istnienie było zagrożone niezłym szlabanem, jeśli nas zatrzymają.
- Czy tutaj jest w ogóle jakieś tajne przejście, które pozwoli nam zniknąć? - obejrzałem się do tyłu. Ten parszywy kot jakimś sposobem nas doganiał i zupełnie nie rozumiałem skąd w nim tyle wigoru. Czy stare, wyleniałe i śmierdzące koty nie powinny być leniwe i powolne? - Zakichany tygrys się znalazł. - syknąłem i nagle dotarło do mnie coś jeszcze. Jeśli będziemy tak bez celu gonić po szkole w końcu natkniemy się na dyrektora bądź kogoś innego.
- Koniec tego dobrego. - Syriusz wydawał się zdeterminowany i zdenerwowany tym, że jedna kocica robi z niego uciekającą w popłochu mysz. - To ja jestem królem dżungli! Schowamy się w przejściu do Hogsmeade. Tam nikogo nie będzie. - i tym sposobem mój król dżungli postanowił schować głowę w piasek. - Albo nie! - zmienił zdanie w przeciągu trzech minut. Miałem ochotę walić głową w mur. - Wróćmy do dormitorium. Nie dojdą do tego, że to my uciekaliśmy, a kot mógł się pomylić. Albo ktoś chciał się pod nas podszyć. To znaczy pod Gryfonów.
- Jakieś jeszcze genialne pomysły, pieseczku? - przewróciłem oczyma.
- A masz lepszy? - prychnął i zadławił się śliną. Teraz biedak starał się kaszleć, biec i nie robić wiele hałasu, co było niemożliwe. Poklepałem go po plecach, chociaż kiedyś obiło mi się o uszy, że nie powinienem tego robić. Ale przecież nie mogłem pozwolić żeby się udławił! To byłaby chyba najgłupsza śmierć z możliwych. Nie wspominając o tym, że mój Syriusz w ogóle nie może umierać, ale ma ze mną żyć długie, szczęśliwe lata.
- Nie mam, więc skręcaj i biegniemy na skróty. Na schodach ją zgubimy. Tam nawet gdyby była młodsza i szczuplejsza nie zdołałaby nas dopaść. - ścisnąłem mocno dłoń Syriusza i próbowałem się nie roześmiać. Ta sytuacja była komiczna.
Starałem się nasłuchiwać ewentualnych odgłosów niebezpieczeństwa, ale póki co nie słyszałem nic poza tym, co już nas prześladowało. Woźny musiał zostać gdzieś w tyle zasapany, albo próbuje nam zajść drogę, a biorąc pod uwagę nasze i jego tempo, miniemy się z nim o minutę, góra dwie.
Nie myliłem się i miałem ochotę udusić sam siebie za to, że umysłowo wykrakałem. Słyszałem dyszenie Filcha. Przyspieszyłem i teraz już odrobinę ciągnąłem za sobą Blacka, który mimo niewątpliwej szybkości, nadal był za wolny. A teraz jeszcze zasapany dopadł schodów ze zbolała miną męczennika.
- Wspinaj się, Łapciu, wspinaj szybko i bez marudzenia. - znowu chciałem się śmiać z tego wszystkiego. - Jeśli Filch nas zobaczy to nie uciekniemy nawet chowając się w dormitorium.
Mój chłopak nie miał siły żeby odpowiedzieć, ale widziałem w jego oczach rezygnację. Wiedział, że musi wycisnąć z siebie więcej, ale nie miał już ochoty dalej walczyć o święty spokój, o uniknięcie kary, może nawet o kilka innych rzecze.
Gdybym wiedział jak spowolnić woźnego na pewno bym to zrobił. Jasne, mógł wpaść na swojego kota, zgnieść ją, potknąć się o tego kociego zombie, ale czy naprawdę mogliśmy liczyć na tak szczęśliwe zrządzenie losu?
- Merlinie, ja już nie mogę. - Syriusz padł na kolana i teraz wchodził na górę o nogach i rękach, a jego dyszenie było stanowczo zbyt głośne byśmy mogli się ukryć gdziekolwiek. Zniecierpliwiony czekałem na niego już na górze i kiedy tylko wylazł padając u moich stóp, złapałem go za ręce i ciągnąłem. Nie był najlżejszy, ale i tak dawałem sobie radę. Może nie był to specjalnie romantyczny sposób na ucieczkę, kiedy kochanek leży na ziemi nie mogąc się ruszyć ze zmęczenia, a ja ciągnę go za sobą, jak worek kartofli, ale lepsze to niż nic. Podejrzewałem nawet, że woźny mógł widzieć bezwładne nogi Blacka znikające w cieniu korytarza. Jeśli taki widok nie zmrozi mu krwi w żyłach to nic nie pomoże!
Starając się nie myśleć o niczym tylko wykonywać swoją pracę zaciągnąłem jakoś Blacka pod portret Grubej Damy. Nie spała jeszcze, ale spojrzała na nas z przerażeniem. Obawiałem się, że zacznie wrzeszczeć i uzna mnie za mordercę, ale Syri musiał także na to wpaść i teraz starał się podnieść o własnych siłach.
- Gumo-wieprzo-świnka – powiedziałem aktualne, głupie hasło i kiedy Gruba Dama uskoczyła by nas przepuścić, miałem wrażenie, że jakimś sposobem wpatruje się w nasze plecy, jakby sądziła, że Syri jednak jest martwy i steruję nim jak kukiełką, by nie podnosiła alarmu. - Idziemy do siebie, ale szybko. - powiedziałem do Blacka, ale on jęknął patrząc na schody i już wiedziałem, że nie zdoła po nich wyjść, a jutro zwyczajnie się nie ruszy z powodu bólu całego ciała.
Znowu złapałem go pewnie, tym razem pod pachy, i ciągnąłem po schodach możliwie najbezpieczniej. Nie chciałem go zabić, ani poranić na schodach. Niestety i mi robiło się ciężko, więc zajęło mi to więcej czasu niż sądziłem. Po takim wyczynie wcale nie było mi łatwiej, kiedy człapałem ciężko do drzwi pokoju, a później szurałem ciałem Blacka po podłodze do jego łóżka. Ostatnim, nadludzkim wysiłkiem dźwignąłem chłopaka na materac i opadłem obok. Nawet wilkołak ma ograniczone siły, a już na pewno, kiedy nie ćwiczy i je za dużo słodyczy. Bez wilka wpadłbym w ręce woźnego już na samym wstępie.
- Umarłem i jestem w raju? - Syriusz był spocony, obolały i nieludzko zmęczony.
- Na pewno nie moim. - odpowiedziałem cicho. - Dyszysz, sapiesz, śmierdzisz, oczy zamykają ci się ze zmęczenia, a ja muszę odpocząć chwilę zanim zabiorę cię do łazienki, umyję i przebiorę. Zapomnij, że pozwolę ci spać w tym co masz na sobie. Po dwudziestu minutach będziesz trząsł się z ziemna. Ja zresztą też.
Odczekałem więc dziesięć stanowczo zbyt krótkich minut i znowu podjąłem się wyzwania ciągnięcia Syriusza. Na szczęście odzyskał odrobinę siłę i wigor, więc pomagał mi, jak tylko mógł. Weszliśmy do wanny obaj i oblewaliśmy się wodą siedząc w niej niczym w łodzi. Chyba jeszcze nigdy tak szybko się nie szorowałem i tak bezwstydnie nie odczuwałem najmniejszego skrępowania nagością. Obaj byliśmy na to zbyt padnięci.
Jęknąłem, gdy dotarło do mnie, że nie zabrałem naszych piżam i teraz owinięty szlafrokiem, ale dokładnie wysuszony pognałem po te niezbędne nam części garderoby. Dopiero ubrani, zagrzani i odrobinę bardziej żywi wsunęliśmy się pod ciepłe pościele. Syriusz uznał, że nie chce kłaść się do swojego łóżka, bo to na nim leżał brudny po wycieraniu plecami podłogi na naszym korytarzu. Coś w tym było, więc nie zmuszałem go nawet do tego by sprawdził stan swojego łóżka. Przygarnąłem go do siebie.
- Jutro się nie ruszę. - jęknął cicho, bo ktoś właśnie chodził po Pokoju Wspólnym. Nawet Black słyszał te niezgrabne kroki, a więc Filch musiał sprawdzać, czy to nie ktoś z naszego Domu kręcił się dziś po korytarzach, a może nawet zabił kolegę czy koleżankę. Bo w końcu trochę zajęło mu dostanie się do środka. A może to Gruba Dama poszła podzielić się z koleżankami wiadomością o dziwnych wydarzeniach, jakich była świadkiem i tym samym Filch sterczał przed wejściem czekając? Sam nie wiedziałem, czy moje pomysły mają jakikolwiek sens. Chyba byłem zbyt zmęczony by racjonalnie myśleć.
- Syriuszu? - szepnąłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Zmęczony i podpity chłopak zasnął, więc podejrzewałem, że i na mnie nadszedł czas. Niestety, nie potrafiłem, bo o ile wcześniej mógłbym od razu oddać się senności, o tyle teraz byłem nazbyt rozbudzony. Wsłuchiwałem się więc w krążącą po naszym Pokoju Wspólnym osobę, którą musiał być woźny. Słyszałem jego dyszenie, podsłuchiwał nawet pod drzwiami sypialni chłopców, bo do dziewcząt nie mógł się dostać, dzięki zjeżdżalni, jaka robiła się ze schodów ilekroć osobnik płci męskiej próbował się tam zakraść.
Miałem przerażającą świadomość, że nawet w myślach mówię głupoty do siebie. Mieszały mi się teraz różne fakty, zamykałem oczy na chwilę, ale otwierałem je chyba po kilku czy kilkunastu minutach nie czując kontaktu z tym, co przychodziło mi do głowy wcześniej. To było straszne i przerażające, bo gdyby teraz ktoś próbował ze mną rozmawiać, mógłby dowiedzieć się masy ciekawych, chociaż dziwnych rzeczy. Może nawet wyznałbym, że jestem wilkołakiem w tym sennym zamroczeniu?
„Ciekawe czy dyrektor jest już u siebie.” pomyślałem jeszcze zanim naprawdę padłem i osunąłem się w sen.

3 komentarze:

  1. Już jestem grzeczna i się poprawiam - dodałam nowy rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedni Ci nasi chłopcy, taka mordercza gonitwa ale na szczęście opłacona ;) Znam ten ból u siebie w internacie, mogę im tylko współczuć, że musieli przez to samo przechodzić, hehehe. No tyle, że u nich nagrodą pocieszenia jest wspólne dzielnie łózka, u mnie na to liczyć nie można xd
    Szczęśliwego nowego roku ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty rozdział xD Najbardziej podobało mi się wciąganie zwłok Blacka do dormitorium XDDD Hahahahaha, będzie mi to chodziło po głowie przez resztę dnia ;3 Remi był świetny! Czekam na następny rozdział~

    OdpowiedzUsuń