niedziela, 19 stycznia 2014

Kartka z pamiętnika CCXLI - Syriusz Black

Pod artem nagłówka, a ponad notką z lewej strony macie link do listy rozdziałów. Staram się nadgonić z linkami dodawane teraz notki, ale mam ostatnio mało czasu, więc bądźcie wyrozumiali, proszę.

Victor patrzył na mnie wyraźnie zaskoczony pytaniem, które właśnie mu zadałem. Sam bym się go nie spodziewał, ale przecież musiałem wiedzieć, czy może mi pomóc i sądząc po tego reakcji – mógł.
- To bardzo ważne – westchnąłem ciężko – Chodzi o Remusa i dlatego pana tym zadręczam. Wie pan, że Remi jest... delikatny, ale bardzo wytrzymały – patrzyłem mu w oczy mając nadzieję, że dzięki temu domyśli się, co chcę mu przekazać. On jeden mógł znać naszą tajemnicę nie zdradzając jej innym. Najwyraźniej udało mi się, gdyż skinął głową patrząc na mnie równie wymownie. - Remus nie obudził się od kilku dni i jestem pewny, że to nie jest normalne. Może gdybym wszedł w jego sen i zdołał go z niego wyciągnąć... Wiem, że to niebezpieczne.
- Bardzo niebezpieczne. Obaj możecie na tym ucierpieć.
- Więc jest możliwe? - mój głos zadrżał z ekscytacji.
- Tak, Syriuszu. To możliwe, ale bardzo trudne. Samo przygotowanie potrzebnego eliksiru jest niezwykle skomplikowane, poza tym potrzebujesz kogoś kto zakotwiczy cię tutaj, wypowie zaklęcie... Potrzebujesz mnie, Syriuszu. A ja nie wiem, czy mogę ci pomóc. Jeśli ci się nie uda...
- Uda się. Proszę mi zaufać.
- Ufam ci, Syriuszu, ale to jest kwestia szczęścia, nie umiejętności.
- Bez tego Remus może nie mieć szans. - próbowałem argumentować rozsądnie, choć było mi bardzo trudno.
- Dwa dni, Syriuszu. Potrzebuję dwóch dni żeby przygotować eliksir. Jeśli do tego czasu Remus nie odzyska przytomności, zrobimy to. Wprowadzę cię w jego sny i wyprowadzę, ale musisz być posłuszny. Kiedy usłyszysz mój głos będziesz usiał wrócić bez względu na wszystko. Czy to z Remusem czy też bez niego, ale musisz wrócić.
- Obiecuję. Wykonam każde polecenie, nawet najgłupsze.
- Mam taką nadzieję, bo nie ryzykuję za darmo.
- A czego chce pan w zamian? - wolałem wiedzieć zanim dam mu swoje słowo, ale przecież i tak był mi niezbędny. Nie mogłem odrzucić jego pomocy za nic w świecie. Tutaj stawką był Remus, a więc nawet gdybym musiał go zdradzić, podjąłbym się zapłaty za pomoc.
- Dowiesz się w swoim czasie. Ale teraz porozmawiajmy o tym, co musisz zrobić. Nie wiesz o czym śni Remus. Kiedy wejdziesz w jego sny możesz natknąć się na koszmar, który go zatrzymał. Unikaj kłopotów i namów Remusa żeby zechciał z tobą wrócić do wyjścia. Nie wiem jak będzie wyglądało, to mogą być drzwi, może być brama, a nawet królicza nora. Usłyszysz mój głos, który będzie dochodził z tamtego miejsca i po tym rozpoznasz wyjście. Jeśli zabłądzisz lub zamarudzisz tam zbyt długo, nie zdołasz już wyjść. Twoja świadomość zostanie zamknięta w umyśle Remusa. Nie zgiń też tam przypadkiem, bo doznanie choć nieprawdziwe, będzie na tyle silne, że twoje ciało może odczuć to na sobie. Rozumiesz chyba, co to oznacza, prawda? - skinąłem głową. - Remus nie jest normalnym dzieciakiem, więc w jego śnie możesz natknąć się na tę jego drugą stronę.
- Poradzę sobie. Wiem jak nad nim zapanować. - tylko czy we śnie będę w stanie przemienić się w psa?
- Będę cię asekurował na tyle, na ile będzie to możliwe. Przyjdź do mnie za dwa dni, jeśli nic się nie zmieni, a wtedy umówimy się kiedy i gdzie.
- Czy pan mnie spławia?
- Tego bym nie powiedział, bo to zbyt poważna sprawa. Raczej uznaję ją za załatwioną na dzień dzisiejszy. - jego poważne argumenty przerwało pojawienie się w pokoju profesora run Noela, który stanął w progu zdziwiony moim widokiem. Nie spodziewał się, że ktoś zjawi się u Victora. Tym bardziej po tym, jak zostali przyłapani na pocałunku.
- Ja już wychodzę, więc proszę się nie krępować. - rzuciłem wstając. - Dziękuję. - skłoniłem się lekko nauczycielowi run i opuściłem jego pokój. Nie interesowało mnie to, co będą robić i dlaczego są razem. Najważniejszy był Remus i dlatego teraz skierowałem się w stronę Skrzydła Szpitalnego, gdzie nadal spał nie budząc się. Pomfrey nadal wciskała mi bajki, że mój Remus nie doszedł do siebie, bo nawdychał się dymu i jego organizm potrzebował więcej czas na odreagowanie. Ciągle to mówiła i może sama w to wierzyła, ale ja ani przez chwilę nie uznałem tego za wystarczające wyjaśnienie jego stanu.
Nie obwieszczając nawet swojego przyjścia, wszedłem do wielkiej sali izolatki, gdzie na jednym z łóżek leżał mój chłopak, a na drugim, naprzeciwko, piątoklasista, Puchon, który zatruł się żabą. O tym już dziś rano było głośno, bo McGonagall osobiście wygłosiła przydługi wykład na temat niebezpiecznych, głupich zabaw, a Slughorn dla przykładu ukarał chłopców odpowiedzialnych za ten incydent, każąc im przez cały miesiąc chodzić po szkole w okropnych żabich czapkach, jakby osobiście je dla nich uszył.
O ile dobrze pamiętałem, jęczący z powodu bolesnych skurczów brzucha nastolatek miał na imię Barty. Był pokryty okropną wysypką o fioletowo-zielonej barwie, usta miał trochę zapuchnięte i rozbiegane, błędne spojrzenie. Pielęgniarka odtruwała go od wczorajszej nocy i teraz musiał wyglądać zdecydowanie lepiej, niż wcześniej, chociaż wcale nie chciałem wiedzieć, jaki obraz nędzy i rozpaczy przedstawiał sobą wcześniej.
Drzwi na korytarz otworzyły się i do środka weszła osoba, której nie spodziewałem się tu zobaczyć – mój brat. Regulus trzymał w ramionach książkę i stanął jak zaklęty, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z moim. Nie mogłem dziwić się tej reakcji. Sam odsunąłem od siebie brata, który przecież zawsze chciał się jakoś ze mną zaprzyjaźnić. Tyle, że ja nie potrafiłem nawiązywać bliskich znajomości z osobami, które uważały moich rodziców za bogów.
- Co ty tutaj robisz? - rzuciłem do niego raczej mało ugodowo, a twarz Regulusa stężała.
- Nie twój interes. - odpowiedział mocno i przez chwilę rozważał chyba wycofanie się, ale ostatecznie przeszedł przez pomieszczenie i usiadł koło łóżka Puchona, który najwyraźniej był jego kolegą. Nawet nie wiedziałem, że mój brat ma jakiś znajomych poza swoim domem, a co dopiero żeby się o nich troszczyć. - Cześć. - przywitał się cicho ze swoim podtrutym towarzyszem, który chyba nie kojarzył jeszcze zbyt jasno.
Siedząc przy Remusie wytężyłem słuch by podsłuchać, co mój młodszy brat mówi do tego Puchona. Nawet wstrzymywałem oddech, by nie zagłuszać cichych, niemal szeptanych słów.
- Przyniosłem jedną z moich ulubionych książek żeby ci ją poczytać. Uznałem, że możesz się tu nudzić. - nie otrzymał żadnej odpowiedzi, ale chyba się jej nawet nie spodziewał. Ignorując mnie ostentacyjnie i odwracając się do mnie plecami na drewnianym krzesełku, otworzył na kolanach jakąś sporą książkę. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałem, jaki jest ulubiony tytuł Regulusa spośród wszystkich książek, jakie mieliśmy w domu.
Reg zaczął czytać, ale nie rozpoznawałem tego początku. Podejrzewałem, że trzymał tę powieść u siebie i nigdy nie pozwolił by plątała się po domu. To tłumaczyłoby fakt, że jej nie kojarzyłem. Zresztą, nie byłem specjalnie chętny do pogłębiania mojej wiedzy literackiej, więc chyba nie powinienem być zdziwiony. A może to jakaś pozycja z biblioteki?
Czułem, że zaraz usnę z powodu monotonnego, cichego głosu brata i nudy, jaką było przesiadywanie przy ciągle śpiącym chłopaku. Nie miałem nic przeciwko temu, ale i tak zacząłem ziewać i oparłem ręką policzek zamykając na chwilę oczy. Czułem pod powiekami pieczenie, a gałki oczne wydawały się puchnąć. Byłem niewyspany, zmęczony i zestresowany. Czy mogłem liczyć na taryfę ulgową tylko dlatego, że mój przyjaciel miał pewien problem? Oczywiście, że nie! I dlatego czułem się teraz niczym duch, który odpływa w zaświaty.
Oparłem głowę o materac łóżka Remusa i nadal z zamkniętymi oczyma słuchałem czytanej naprzeciwko historii. Barty, miałem nadzieję, że naprawdę tak mu na imię, uspokoił się i nie jęczał już, ale ciężko było mi ocenić, czy słucha tego, co czyta mu mój brat i czy w ogóle cokolwiek do niego dociera. Może trująca żaba wypaliła mu szare komórki i już do końca życia miał być taki dziwaczny? Jeśli byłaby to prawda chyba współczułbym bratu, który tak źle ulokował przyjaźń. I tak byłem zdziwiony, że Regulus nie zostawił tego Puchona w spokoju, ale odwiedzał go w Skrzydle Szpitalnym.
- Jeśli twój kolega będzie tu długo leżał, będziemy się chyba często spotykać. - rzuciłem nagle, zaskakując samego siebie. Mój brat umilkł i słyszałem tylko jego głośne westchnienie.
- Mam nadzieję, że Barty nie będzie tu jednak zbyt długo. - a więc dobrze pamiętałem jego imię! - To ostatnie miejsce, w jakim chciałbym cię spotykać. Wystarczy, że jesteś wredny, zadufany w sobie i stanowczo zbyt samolubny. Przeszło mi już zafascynowanie starszym bratem, więc równie dobrze możemy się umówić, kiedy mamy tu przychodzić, a kiedy lepiej trzymać się z daleka. - musiałem przyznać, że to mnie dotknęło, ale nigdy bym się do tego nie przyznał przed Regiem.
- Pomyślę nad tym, skoro wolisz takie rozwiązanie. - zakończyłem tę rozmowę, a Regulus znowu podjął czytanie, choć teraz w jego głosie chyba słyszałem niechęć skierowaną w moją stronę.

1 komentarz:

  1. Fajne :) Dziękuję Ci ogromnie za spis rozdziałów :D Szkoda że Syri nie pogodzi się z bratem... Sama mam liczne rodzeństwo i wiem że takie więzi są potrzebne. Czekam na pobudkę Remusa. Czy nasi Huncwoci dowiedzą się prawdy na temat Victora i Noela? Do zobaczenia :D

    OdpowiedzUsuń