niedziela, 12 stycznia 2014

Kartka z pamiętnika CCXXXIX - Syriusz Black

Remus wystraszył mnie nie na żarty, kiedy stracił przytomność zaraz po wydostaniu się z Pokoju Wspólnego. Najgorsze jednak było to, że nie było mnie wtedy przy nim i zauważyłem jego stan dopiero, kiedy pomogłem wyjść z zadymionego pomieszczenia innym. Sytuacja nie była zbyt dobra, ale podejrzewam, że i tak będzie wściekły o to, co zrobiłem później, a mianowicie, wziąłem go na ręce, jak nieważącą nic księżniczkę, i oświadczyłem, że muszę zabrać go do Skrzydła Szpitalnego. Flitwick zgodził się bez szemrania i obiecał sprawdzić, co z nim, kiedy tylko upora się z oczyszczaniem naszego Pokoju Wspólnego z duszącego dymu. Czułem, że wszyscy gapią się na mnie, kiedy niosłem Remusa, a on będzie czuł się okropnie, kiedy tylko wyjdzie na jaw, że każdy widział go tak bezbronnego, że aż noszonego przez przyjaciela.
Westchnąłem siedząc przy jego łóżku i bawiąc się palcami jego dłoni. Pomfrey zapewniła mnie, że Remiemu nic nie będzie i po prostu nawdychał się dymu, a z jego wrażliwym organizmem szok był niemal pewny. Nie wierzyłem jej jednak. Ja wiedziałem, że Remus to wilkołak, ale ona nie miała pojęcia, że posiadam taką wiedzę. Nawet zastanawiałem się przez chwilę, czy przyznać się do tego, ale uznałem milczenie za bezpieczniejsze. Zresztą, może wcale nie dowiedziałbym się niczego, a tylko był skazany na rozmowę z dyrektorem.
Przez chwilę zastanawiałem się, gdzie może podziewać się J., który powinien tu być ze mną, ale chwilę zajęło mi zrozumienie, że najpewniej czeka na jakieś informacje pod drzwiami. Pielęgniarka mogła nie wpuścić go do środka bądź uznał, że woli zostawić mnie sam na sam z nieprzytomnym chłopakiem. Nie chciałem go trzymać dłużej w niepewności, więc zostawiłem z wielkim trudem Remusa i wyjrzałem na korytarz, gdzie rzeczywiście zobaczyłem brudnego okularnika, który niemal nic nie widział przez zapaćkane czernią szkła.
- Pomfrey mówi, że to nic wielkiego, ale nie wiem czy nie kłamie. Remi to wilkołak. - zacząłem od razu starając się mówić szeptem, ale wyraźnie. - To przecież Remus, nie? Nie powinien zemdleć. Stary, nie wiem, co jej powiedzieć i jak wyciągnąć z niej prawdę. Jest nadal nieprzytomny. Nie jestem specjalistą, ale podejrzewam, że to rzeczywiście był szok dla jego organizmu, tylko nie wiem dokładnie dlaczego.
- Hm, jego zmysły są wrażliwe. - James zakaszlał. - Płakał od dymu.
- Tak, masz rację. - przecież doskonale o tym wiedziałem, więc dlaczego wcześniej sam na to nie wpadłem? - Więc doznał szoku, kiedy jego zmysły zostały zaatakowane ze wszystkich stron. Może nawet sam sobie nie zdawał sprawy ze wszystkiego. Przecież ja też czuję na języku smak dymu, więc dla niego musiał być o wiele intensywniejszy. Cholera, jest stanowczo za mało książek o wilkołakach. Nic o hodowli, albo chociaż gdyby pojawiło się jakieś praktyczne i przydatne kompendium, ale nieeeee. Po co? - prychnąłem – Ludzie w praniu wszystkiego się dowiedzą. Ale żeby napisać coś o metodach zabijania, to jest ich cała masa! - syczałem poirytowany. Jasne, ja mogłem coś napisać na ten temat, ale przecież wszystko musiałem sprawdzać na Remusie, a to mi nie odpowiadało. Chociaż na chwilę obecną samo się sprawdzało. - Dobra, wracam do niego, a ty sprawdź, co z Pokojem Wspólnym i naszym dormitorium. Muszę wiedzieć, czy mamy gdzie wracać.
- Jasne. - James zasalutował patrząc na mnie ponad oprawkami okularów. - Przy okazji wyczyszczę gdzieś swoje rowery, bo zabiję się w tej ciemnicy, jaką widzę zza nich. - uśmiechnął się do mnie – Remi na pewno z tego wyjdzie i nawet nie będzie pamiętał, że był taki słaby i wrażliwy.
- Tak, wiem, ale i tak się martwię. Dobra, kiedy wrócisz wejdź tu cichcem, tak żeby Pomfrey cię nie widziała i powiedz mi wszystko. Nie używaj Peleryny, to za duże ryzyko, kiedy mamy za sobą małą apokalipsę i ludzie będą się tłoczyć przy portrecie Grubej Damy.
- Jasne, szefie. Tylko nie zapominaj, że tak naprawdę to ja tu dowodzę.
- Jakże bym śmiał. - teraz na mojej twarzy także pojawił się niewielki uśmiech. James potrafił być pomocny, kiedy tylko chciał. Był przecież moim przyjacielem! - I znajdź Evans bo pewnie robi pod siebie ze strachu o swojego faceta, a Peter to żadna pociecha. Pewnie zamiast ją pocieszyć to ją obmaca. On jest ostatnio specyficzny.
- Zapomniałem! - J. uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Idę jej na ratunek i załatwię wszystko jak należy. Znikam, stary! - odwrócił się i z uniesioną do góry dłonią pognał korytarzem w stronę najbliższych schodów.
Wróciłem do środka, gdzie Remus nadal leżał tak, jak go zostawiłem. Spał, a może nadal było to omdlenie, nie miałem zielonego pojęcia. Nie byłem specjalistą w żadnej dziedzinie poza szkolną grą w quidditcha czy podstawową znajomością animagii i wilkołactwa.
Wyżebrałem od Pomfrey miseczkę i gazę, więc by czymś się zająć postanowiłem obmyć Remusa. Pielęgniarka przebrała go zaklęciem, ale twarz nadal miał osmoloną, więc zająłem się widocznymi smugami na jego skórze. Pewnie wyglądałem o wiele gorzej od niego, ale uznałem, że to ja jestem „na chodzie” więc mój stan był mniej istotny. Włosy Lupina śmierdziały dymem i wątpiłem by to pomagało mu dojść do siebie, ale nie byłem pewny, czy dostałbym pozwolenie na tak dokładne czyszczenie nieprzytomnego chłopaka. Postanowiłem zaryzykować i wymieniłem wodę w miseczce. Posłużyłem się mydłem by wyszorować ciemne włosy, które niezmiennie sięgały mu łopatek, a później wysuszyłem ręcznikiem do rąk, który znajdował się koło umywalki. Swąd nadal się utrzymywał, ale na pewno nie drażnił już tak bardzo jak wcześniej. Byłem teraz cały mokry, ale zignorowałem ten fakt.
- Myślę, że ty też powinieneś odpocząć, Syriuszu. - nawet nie wiedziałem, kiedy kobieta pojawiła się za moimi plecami.
- Chce mnie pani zabić? - syknąłem – Omal nie dostałem zawału!
- Nie przesadzaj, jestem pielęgniarką, wiem co robię. - skarciła mnie. - Idź się przebrać, umyć, odpocząć. On nie ucieknie, a nic mu nie jest i dojdzie do siebie, kiedy tylko jego organizm się oczyści. Po eliksirze, który mu podałam będzie mu łatwiej to osiągnąć.
- Zostanę jeszcze chwilę, dobrze? Później pójdę grzecznie się ogarnąć i wrócę do niego. Jestem pewny, że chciałby żebym tu był.
Kobieta poddała się i wróciła do swojego gabinetu zapewne po to by przyrządzić więcej eliksiru dla mojego nieprzytomnego chłopaka. Przecież był wilkołakiem! Na pewno jeden głupi napar z ziółek nie postawi go na nogi. Gdybym tylko wiedział, w jaki sposób mogę pomóc Remusowi. Może powinienem zapytać Greybacka? Czy ja zwariowałem?! Greybacka?! Chyba uderzyłem się w głowę i o tym zapomniałem. Głupi pomysł! Najgłupszy z możliwych. Szukać Greybacka żeby zapytać, co dolega mojemu Remusowi? Durnota! Tym bardziej, że mógłbym być martwy zanim dotarłbym w ogóle do połowy pytania. Więc może książki? Tak, mógłbym je przeszukać, ale o ile mi wiadomo, przebrnąłem już przez wszystkie dotyczące wilkołaków i nie przypominam sobie, bym trafił na cokolwiek pomocnego. Uczulenie na srebro i na jemiołę – tyle wiedziałem o jego możliwych dolegliwościach, a to nie było mi teraz przydatne.
- Jak ja mam ci pomóc, kochanie? Kto zna się na wilkołakach na tyle dobrze, żeby mógł mi wyjaśnić jak funkcjonujesz? Nawet Pomfrey nie zna się na takich jak ty. - nie miałem wyjścia. Postanowiłem rozpocząć własne badania i, niestety, posłużyć się do tego moim Remusem. Nie widziałem innego wyjścia. Remi miał czasami problemy, a jego przyjaciele, w tym ja, byli zupełnie nieprzydatni i bezsilni. Nawet on nie wiedział o sobie wiele więcej, bo przecież nie sprzedawano książek „Jak być dobrym wilkołakiem od A do Z”.
Usłyszałem jęknięcie i poderwałem się na nogi patrząc na Remusa, który właśnie kręcił się niespokojnie. Zawołałem pielęgniarkę, a ona podeszła morderczo powoli, jakby wcale nie zależało jej na uzdrowieniu mojego chłopaka.
- Śpi. - wyjaśniła mi. - To może trochę potrwać, bo będzie się regenerował. To szansa dla ciebie żeby wyjść i wrócić później. Jeśli się obudzi wcześniej, poinformuję cię.
- Na pewno? - byłem podejrzliwy, ale może moja obecność nie pozwalała jej na zbadanie Remusa i podanie mu leków? Wcześniej nie przyszło mi to do głowy, a teraz wydawało się niemal oczywiste. Przecież mój Remus był wilkołakiem, a ona myślała, że ja nie mam pojęcia. Na pewno dlatego chciała mnie jakoś wygonić.
- Tak, na pewno. - nie traciła cierpliwości, co wydawało mi się dziwne.
- Dobrze, ma pani rację. Wymyję się, przebiorę, zobaczę co z innymi i wrócę później. Proszę się nim opiekować!
Przewróciła oczyma, a ja już nie reagowałem. Wstałem ostatni raz patrząc na mojego śpiącego teraz chłopaka i z bólem skierowałem się w stronę drzwi. Omal nie dostałem nimi w twarz, kiedy otworzył je James i zaskoczony stanął przede mną.
- Wychodzimy, stary. - wypchnąłem go za drzwi i wyjaśniłem swoje podejrzenia, a później wysłuchałem relacji chłopaka z tego, czego się dowiedział.

1 komentarz:

  1. Kirhan san! Nawet nie wiesz jaką mi radość sprawiłaś tym, że zaczynasz robić listę rozdziałów! Odkąd zniknęła szeroka lista nawet sobie nie wyobrażasz ile trudu mnie czasem kosztowało znalezienie jakiegoś konkretnego rozdziału. ;p Moje uwielbienie do Ciebie wzrosło jeszcze bardziej! (a warto wspomnieć, ze rośnie ono z każdym rozdziałem odkąd czytam tego bloga. A czytam go od wakacji w 2008 roku! ^^ )

    Tak się zastanawiam.. czy wiesz już jak zamierzasz zakończyć to opowiadanie? Na jakimś konkretnym zdarzeniu, może na koniec nauki chłopaków w Hogwarcie? Czy sama jeszcze nie wiesz jak i kiedy się to stanie? ;)
    Chociaż prawdę mówiąc to ja liczę na to, że to opowiadanie nigdy się nie skończy.. Myśl, że pewnego dnia nadejdzie ostatni rozdział jakoś za bardzo mnie przeraża. Co to za życie w świecie, w którym nie będzie można poznawać dalszych losów Remiego i Syriusza? ;-;

    OdpowiedzUsuń