środa, 8 stycznia 2014

Nie pomagać?

- Myślicie, że tu jesteśmy już bezpieczni? - James rozglądał się po naszym pokoju zaglądając w każdą dziurę i wnękę, gdzie nie koniecznie zdołałby się ukryć człowiek. Przez wszystkie godziny zajęć podejrzanie często widywaliśmy Victora, który kręcił się to tu, to tam. Może wcześniej zwyczajnie nie zwracaliśmy na niego uwagi, a może rzeczywiście śledził nas i prześladował po tym, jak odkryliśmy jego tajemnicę „skoku w bok”? Nie zabiłby nas w prawdzie, byliśmy tylko dzieciakami, których słowo można podważyć, ale na ile potrafiłby się znęcać i torturować nas by wymusić milczenie?
- To nauczyciel run, James. - Syriusz zdawał się tym wszystkim wcale nie przejmować. - Jest w stanie zrobić niemal wszystko za pomocą jednej runy, a ty myślisz, że takie przeszukiwanie pokoju cokolwiek ci da? Wybacz ale...
- Człowieku, trochę wyobraźni! - Potter rzucił w Blacka poduszką. - Wolę się upewnić, że jestem w miarę bezpieczny dla świętego spokoju, jasne? Nie mam zamiaru zwariować ze strachu, że jakiś niewierny wariat uczyni mnie kaleką do końca życia. Wavele nie lubił mnie od samego początku, a teraz jeszcze wiem, że zdradza swoją dziewczynę z jej bratem. No, wybacz, ale mam prawo przesadzać, kiedy czuję się zagrożony. Przypominam ci także, że przez pewien czas konkurowałem z Wavele'em o prawo do Seed. - J. musiał być bardzo zdenerwowany skoro zdobył się na w miarę sensowny, choć przydługi wykład.
- Dobra, nie odezwę się już nawet słowem. - Syri skapitulował i machnął ręką na okularnika.
- A ty się nie przejmujesz? - zapytałem mało odkrywczo.
- A czym? Znam Victora i wiem do czego jest zdolny. No, wiesz, na tyle na ile można znać nauczyciela, którego masz za kolegę – sprostował – Jest zdolny do wszystkiego, dobra? Nie zaprzeczę, bo to nie miałoby sensu. To bestia w ludzkiej skórze, chociaż inteligentna, więc mniej bezwzględna. Jeśli mu nie podpadniesz, masz święty spokój. Podejrzewam, że Seed trzyma go w ryzach dodatkowo. Wydaje mi się, że Noela byłaby mniej wyrozumiała, ale Noel wydaje się być bardziej przy zdrowych zmysłach.
- Więc masz wpływy u nauczyciela i dlatego wisi ci, co zrobi? - James marszczył brwi groźnie. Zupełnie jakby planował zaatakować Syriusza za ten jego spokój. Wyczuwałem konflikt w powietrzu i nie mogłem dopuścić do tego żeby tych dwóch się pokłóciło.
- Dobra, chłopaki, koniec dyskusji. - stanąłem między nimi. - Nie nam mieszać się w życie prywatne naszych profesorów. Zresztą, J., jesteś jedną z ostatnich osób, które powinny się wypowiadać. Twoje związki są tak niepewne i szemrane, że ciarki przechodzą. A my nie wiemy, co takiego się dzieje z Seed. Może się rozstali, może go rzuciła, albo coś gorszego się stało, nie wiemy i nie dowiemy się, więc... Koniec, koniec, koniec! Nie nasz interes, nie nasza działka.
- Hej, wcale nie są szemrane! - James wydął wargi i wypełnił policzki powietrzem przez co przypominał tłustą rybę. - Ja tylko cenię sobie pewną swobodę. Tylko tyle.
- Dobra, Swobodo, nie ma sensu kisić się w pokoju. - Syriusz wstał ze swojego łóżka i przeciągnął się jak leniwy kot – Proponuję gdzieś się ruszyć. Gdziekolwiek, byleby nie siedzieć tutaj w nieskończoność. I znowu wpakować się w kłopoty, podejrzewam, ale może jednak ich unikniemy. Jakieś propozycje? - chyba naprawdę go nosiło, bo miał na twarzy ten wyraz znudzenia, który sprawiał, że wyglądał inaczej niż zawsze, na starszego, mniej dostępnego. Musiał wyczuć, że mu się przesadnie przyglądam, bo podszedł do mnie z uśmiechem i mocno ścisnął moją dłoń w swojej.
Na początek wyszliśmy do Pokoju Wspólnego by tam zastanowić się nad tym, co robić, siedząc przed kominkiem na naszych ulubionych miejscach, tak pustych od kiedy zabrakło Shevy. Syri walnął się na kanapę gwałtownie i ciężko jakby miał za sobą długi, ciężki dzień. Poczekał aż usiądę i wtedy położył swoją głowę na moich kolanach uśmiechając się w ten specyficzny, cwaniacki sposób. Był niepoprawny i zdawał sobie z tego sprawę. James tymczasem rozsiadł się w fotelu, z którego wcześniej, dokładnie w chwili, kiedy my się zbliżaliśmy, wstała czwartoklasistka.
- Powiedziałbym, że jeszcze ciepłe, ale zabrzmiałby to zbyt perwersyjnie. - rzucił nagle zadowolony z życia James.
- Właśnie to powiedziałeś. - zauważyłem wzdychając ciężko, co sprawiło, że uśmiech okularnika powiększył się. Czyżby zapomniał, że jeszcze niedawno groziło mu niebezpieczeństwo?
- Z drogi, dzieci. Nie przeszkadzać, nie podchodzić! - zaskoczył mnie głos Flitwicka w naszym Pokoju Wspólnym i nawet Syriusz podniósł się patrząc zaskoczony na całkowicie zasłoniętego pudłem malutkiego nauczyciela.
- Pomóc panu? - zaproponował, ale został zbyty. Zresztą, podobno zawartość pudła była bardzo cenna i niebezpieczna dla dzieci, więc powinna pozostać w rękach nauczyciela. Tylko po co coś podobnego sprowadzał do naszego dormitorium? - Może jednak? - nalegał Black widząc, jak małe nóżki, jedyne co widzieliśmy zza pudła, zaczynają się chwiać. Ale i tym razem został odesłany, więc pozostawało nam tylko wzruszyć ramionami. Skoro profesor nie używał zaklęcia by sobie pomagać, może naprawdę miał do czynienia z czymś ważnym?
Jak się jednak okazało już w chwilę później, pomoc była potrzebna, bo nauczyciel potknął się o podwinięty dywan, pisnął, podskoczył i wylądował brzuchem na oparciu sofy, jak wywieszony do suszenia ciuch. Paczka wypadła mu z rąk w takim tempie, że nawet ja nie zdołałbym jej złapać. Znalazła się w kominku, a papier od razu zajął się wesołym płomieniem. Nauczyciel nie zdążył jęknąć, kiedy coś zasyczało w środku pudła.
- To tak powinno być? - odezwał się James, który siedział z rozdziawioną buzią oglądając to przedstawienie.
- Nie! Oczywiście, że nie powinno! Chować się! Chować się! - krzyczał piskliwym głosem Flitwick. Cokolwiek było w pudle dymiło się, śmierdziało i zmusiło mnie do przeskoczenia przez oparcie sofy. Profesor już tam siedział zasłaniając uszy, więc poszedłem za jego przykładem, kiedy Syriusz znalazł się na mnie źle wymierzając swój skok. Jęknąłem i wtedy rozpętała się wojna.
Trzask, huk, błysk, okropny smród i nagle zrozumiałem, co się dzieje. W pudle musiały być zarekwirowane dzieciakom mugolskie fajerwerki z zabawy Sylwestrowej. Teraz kolorowe światła rozbłyskały pod sufitem osmalając go. Dudnienie było coraz głośniejsze, gorące odłamki wypalały dziury w dywanie i fotelach, nawet w stolikach. Na szczęście nauczyciel rozwinął barierę nad każdą grupką zwiniętą na podłodze uczniów. Zauważyłem, że wiele osób przygląda się z zafascynowaniem tym kolorowym błyskom, które były tak niebezpieczne, kiedy były zbyt blisko. Kominek pewnie przypominał teraz rozwaloną lufę dubeltówki.
Z sufitu posypał się tynk, osmolone ślady wyglądały teraz na pieczone. Niestety, nie o wszystkim pomyślał Flitwick i teraz, wśród nowych krzyków, wybuchów i błysków, zajęły się zasłony. Nauczyciel musiał szybko wyczarować falę, która zmoczyła wszystkich uczniów pod stołami i zgasiła świeży płomień. A więc nie groziło nam spłonięcie, ale tyle jeszcze mogło się stać.
Pokój wypełniał się gęstym, szarym dymem, który gromadził się u góry i powoli wypełniał przestrzeń. Był śmierdzący, ale nie tak groźny jak ten wywoływany pożarem. Nie chciałem się jednak przekonać, jak dalece się mylę. Nisko nad ziemią dało się oddychać i to było dla nas najważniejsze.
- Aaaa! Mój tyłek! - wrzasnął jakiś chłopak, a nauczyciel niemal dostał zawału z tego powodu. Chodziło jednak wyłącznie o niegroźny wypadek, bo drugoklasista kulił się z pośladkami opartymi o magiczną barierę Flitwicka. Jakiś gorący odłamek spadający z rozsadzonego fajerwerku spadł właśnie w to miejsce i podgrzał bezpieczną ochronę. Chłopka sparzył sobie tyłek, ale nic ponadto. Jego koledzy śmiali się nawet, chociaż nerwowo spoglądali na piękne przedstawienie, które wyglądało lepiej kiedy miało miejsce o wiele wyżej nad ziemią. W końcu kilka razy musiałem nawet zamknąć oczy, kiedy po pierwszym rozbłysku pod sufitem kolejne następowały zaraz nad ziemią. Nie chciałem oślepnąć. Wystarczyło, że w uszach mi dzwoniło, a mój wilk był wściekły z powodu tych wszystkich zmysłowych doznań. Mój węch był teraz przytępiony, w uszach piszczało, wzrok niepewny z powodu błysków, które go chyba jednak trochę uszkodziły. Miałem nadzieję, że to wszystko minie, ale nie oszukiwałem się, musiałem odwiedzić pielęgniarkę szkolną jeśli chciałem mieć pewność, że nic mi nie będzie. Nie wiem jak wilkołaki reagują na fajerwerki pod sufitem.
Syriusz obejmował mnie, a kiedy zauważył, że łzawią mi oczy, przytulił mocno moją twarz do swojej piersi. Jego serce biło mocno i szybko, był przejęty. Jak wszyscy wokół.
I w końcu wszystko się skończyło, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Pokój był zasnuty śmierdzącym dymem, więc Flitwick kazał nam wszystkim szybko wyjść z Pokoju Wspólnego. Dobrze, że Syriusz był przy mnie, bo nie wiem, czy zdołałbym naprawdę usłyszeć to czego od nas chciał profesor. Syri powtarzał wyraźnie jego polecenia innym i wyprowadził mnie z zadymionego, śmierdzącego pomieszczenia, a później wrócił tam dzielnie by dopilnować wszystkiego. Wiele osób wyczołgiwało się ze środka by nie brnąć z głową w dymie. To nie było przyjemne, ale lepsze niż duszenie się.
Zakręciło mi się w głowie, czułem się dziwnie pozbawiony większości zmysłów. Wilkołak i wypadki z fajerwerkami to kiepski pomysł. Czułem, że jest mi niedobrze i zanim zapanowałem nad sobą, pociemniało mi przed oczami, a myśli stały się mgliste.

1 komentarz:

  1. Oj biedny Remi i biedny wilkołak, ale co zrobić, Hogwart, tam nawet fajerwerki pod sufitem nie wydają się takie dziwne, szkoda tylko chłopaków. Mam nadzieję, że Remusowi nic się poważnego nie stało... ;c

    OdpowiedzUsuń