niedziela, 23 lutego 2014

Dzieje się

22 lutego
- Chłopaki, nie spodoba się wam to. - mruknąłem podając dalej najnowszego Proroka Codziennego. Na wesołe wiadomości nie mogliśmy liczyć, a już od pewnego czasu działo się wiele niepokojących rzeczy. Teraz otrzymaliśmy ich potwierdzenie. Zniknięcia, zgony, niepokoje. Coś się działo i teraz nikt już nie musiał snuć domysłów, kto, co, jak. Wszystko było jasne. Na scenie pojawił się „nowy zły”, który kazał nazywać się Lodrem Voldemortem i miał już całkiem sporo popleczników. Ministerstwo zapewniało, że nie ma się czego obawiać, ale chyba nie dawali sobie rady, skoro ludzie znikali. Było oczywiste, kto stoi za nowymi zaginięciami ludzi o mugolskiej krwi.
- Szlag. - syknął Syriusz podając gazetę dalej. - Moja rodzina w tym siedzi. Mój brat jest z nimi, bo rodzice go namówili. Od kilku lat działa z... y, jak im było, taka głupia nazwa... Śmierdziuchami? Śmie... Śmiecio... Śmierciożercami. O właśnie, tak się nazywają. Tak każą na siebie mówić. Podsłuchałem to, kiedy wróciłem do domu na wakacje. Śmierciożercy. Blee, beznadzieja. Ale są niebezpieczni. Znam swoich rodziców, znam swoich dziadków. Wszystko to jest niebezpieczne.
- Faktycznie, nie jest dobrze. Trzeba mieć się na baczności. Podobno czegoś szukają, chciałbym wiedzieć czego może szukać grupka takich oszołomów. Są paskudni, popatrz na rysunek z pamięci. - raz jeszcze pokazał nam zamaskowanego brzydala w kapturze, który rzucał cień na jego twarz. Maska była brzydka, przypominała czaszkę, nie widziałem twarzy podejrzanego,
- Brzydal, ale co z tego? - nie rozumiałem po co nam to pokazuje.
- Na takich musimy uważać, warto ich zapamiętać!
- Są w maskach. - zauważyłem.
- Nie szkodzi, maskę też warto pamiętać!
Mogłem tylko przewrócić oczyma. Prawdę mówiąc, nie my jedni byliśmy trochę zaniepokojeni ostatnimi doniesieniami prasowymi, jak nazwałaby to McGonagall, gdyby tylko miała okazję instruować nas, co do zachowania spokoju, albo panikowania. Dyrektor nie używał takich eleganckich słówek, czegokolwiek nie dotyczyłyby jego wystąpienia. A teraz, najwyraźniej zauważył poruszenie, jakie zapanowało przy trzech stolikach Domów, kiedy coraz więcej osób czytało artykuł z pierwszej strony. Wiele z tych osób pewnie martwiło się o swoje rodziny, może nawet o siebie. Może i ja powinienem, ale mój ojciec był tylko mugolem, a matka nie wybijała się, więc miałem nadzieję, że są bezpieczni. To ja mogłem stanowić problem. Całkowity mieszaniec – mugol, czarodziej i wilkołak.
- Nie martw się, nic ci nie będzie, nawet się do ciebie nie zbliżą. Nie pozwolę na to. - Syriusz pogładził moje udo pod stolikiem. - Porozmawiam z moim bratem, ostrzegę go, że mają się trzymać od ciebie z daleka. - chciałem mu powiedzieć, że to niepotrzebne, że nie może straszyć Regulusa, ale on nie pozwolił mi tego powiedzieć głośno. - Nie, Remusie. Mam zamiar go ostrzec i będę się mścił za wszystko, co złego przytrafi się moim przyjaciołom i ich rodzinom. Nikt nie ma prawa się do was zbliżyć jeśli ma złe intencje.
- Przesadzasz.
- Bynajmniej.
I chyba to właśnie on miał rację, bo dyrektor zareagował na zachowanie większości uczniów. Tylko Slytherin wydawał się spokojny, co jednoznacznie świadczyło o tym, że wielu z nich musiało maczać w tym wszystkim palce.
- Kochani, widzę, że właśnie czytacie Proroka Codziennego i zapewne martwicie się tym, co dzieje się w naszym świecie. To zrozumiałe, ale nie ma powodów do obaw. Ministerstwo Magii robi wszystko, co w jego mocy, zaś wy jesteście pod moją opieką. W Hogwarcie nic wam nie grozi. Mieliśmy kilka gorszych lat, niechcianych gości, ale w tej chwili nasze zabezpieczenia są dostosowane do odpierania wszelkich ataków i intruzów. Nikt się tu nie dostanie i nikt stąd nie wyjdzie bez wiedzy nauczycieli. Nawet nie próbujcie tego sprawdzać, bo kary przewidujemy bardzo surowe. Chyba, że któreś z was, dzieci, lubi sprzątać sowiarnię – nie bez satysfakcji zauważył, że uśmieszki zniknęły ze wszystkich twarzy. - Widzę, że się rozumiemy. Tak, więc wracajcie do jedzenia i nie obawiajcie się niczego.
Spojrzałem przelotnie na Pottera, a już wiedziałem, że należał do osób, które chciały wypróbować szkolne zabezpieczenia, ale nie miał zamiaru sprzątać ptasich odchodów z kamienia, gdyby został złapany. Podejrzewałem, że tylko jedno przejście nie było zabezpieczone od strony szkoły, a prowadziło do Wrzeszczącej Chaty. Nie było przecież sensu nakładać zaklęć na tunel, który prowadził do zaczarowanego domu, gdzie podobno straszyło. Nie mówiąc już o myszach, które czasami w nim harcowały. Gdyby szkoła miała sprawdzać każdego szczura, węża czy inne stworzenie szybko straciłaby czujność. Nie chciałem też by zauważyli, że jakieś bardziej niecodzienne zwierzaki kręcą się po okolicy. Przecież jeleń i pies to właśnie to niecodzienne towarzystwo dla wilkołaka.
- Jedz zamiast się zamartwiać. - Syriusz obudził mnie z zamyślenia, kiedy wsunął mi w usta widelec z założoną na niego jajecznicą. Chciałem na niego nawarczeć, ale zrezygnowałem. Miał rację, nie powinienem się zamartwiać, ale jeść, póki miałem na to wystarczająco dużo czasu.
Dziś na śniadaniu pojawił się nawet Hagrid, który wydawał się wyjątkowo entuzjastyczny, kiedy zasiadał między nauczycielami. Nie wiedziałem skąd ta jego radość, póki na stole nie pojawiły się talerze z płatkami mięsa do chleba. A więc Hagrid coś upolował? Sarę, nie jadłem nigdy sarny, ale wiedziałem, że to jej mięso, kiedy tylko je powąchałem. Może krzywiłbym się i wybrzydzał, gdybym był zwyczajnym dzieciakiem, ale mój wilk był naprawdę podniecony mogąc skosztować zimnej pieczeni, a podejrzewałem, że ta bestia była ogromna, skoro już teraz ją podawali zamiast zostawić całość na obiad. Czyżby po lesie chodziły zwierzęta wielkości słonia? Głupie pytanie. Oczywiście, że tak! Przecież na własne oczy widziałem kiedyś gąsienicę ogromną jak autobus!
- Zanim się rozejdziecie, chciałam poinformować, że w wasze harmonogramy zostają wprowadzone drobne zmiany, jako że nasza karda zmieni się od przyszłego tygodnia. - McGonagall pojawiła się między stolikami, jakby się tam zmaterializowała, co było niemożliwe biorąc pod uwagę ograniczenia niektórych mocy wewnątrz szkoły. Mały przypływ normalności po nieciekawych informacjach ze świata dobrze nam zrobi. - Na jakiś czas nasze szeregi opuści profesor Keetlemburg, który będzie prowadził swoje własne badania na potrzeby nowego podręcznika do opieki nad magicznymi stworzeniami. - miałem wrażenie, że wcale jej się to nie podoba i nie mogłem się temu dziwić. Keetlemburg był wyjątkowy, czyli stary, dziwny, niezbyt lotnego umysłu. Często sprawiał nam kłopoty swoimi dziwnymi pomysłami na zajęciach.
Ktoś jęknął, że miał taki wspaniały rozkład i nie chce go zmieniać, ktoś inny cieszył się zmianami, inni pozwalali sobie na drobne sugestie, chociaż nauczycielka raczej ich nie słuchała. W końcu nie ona ustalała nowy harmonogram, a my nawet nie wiedzieliśmy kto zastąpi zapominalskiego, niepoważnego nauczyciela. Może kolejny staruszek? Albo jakiś świeży nabytek, na którym będzie można zawiesić oko? Nie myślałem naturalnie o sobie, bo ja miałem Syriusza i to mi w zupełności wystarczało.
- Widzę te wasze błagalne spojrzenia, ale nie ja decyduję o kadrze i nie ja ustalam godziny zajęć. To zadanie dyrektora, więc jeśli chcecie czegokolwiek, to idźcie do niego. - odwróciła się w stronę stołu chyba planując zawołać Dumbledore'a na słówko, ale jego już nie było w Wielkiej Sali. Specjalnie wysłał ją jako mięso armatnie, a sam ulotnił się korzystając z chwilowego zamieszania. Ona także to zrozumiała, bo jej spojrzenie stało się zimne i bezlitosne. Czyżby dała się nabrać na jego słodkie słówka i jakieś zapewnienia? Nie wiedziałem, co jest między nimi, ale w tej chwili byłem nawet bardziej niż pewny, że musiał ją namówić na rozmowę z nami. Nikt z własnej woli nie zgodziłby się przekazać wiadomości o zmianie nauczyciela i rozkładu zajęć grupie wiecznie niezadowolonych nastolatków. A teraz była otoczona przez młodsze roczniki i każdy coś od niej chciał. Skoro zmieniał się plan zajęć to dlaczego nie mają mieć mniej lekcji przed weekendem, a czemu nie można pospać dłużej, a może dorzucić te kolejne zajęcia jakiemuś przystojnemu profesorowi? Zamienić je z historią magii? Pomysłów było bezliku. A profesor McGonagall cały czas musiała udzielać tych samych odpowiedzi uwięziona w jednym miejscu. Dzieciaki planowały wykorzystać nadarzająca się okazję by przedłużyć sobie śniadanie kosztem pierwszych zajęć tego dnia, a nie dało się znaleźć lepszej wymówki niż rozmowa z nauczycielem o planowanych zmianach.
W końcu jednak nauczycielka pozbyła się nas i teraz bezwarunkowo musieliśmy znaleźć się na zajęciach, które nam na dziś wyznaczono. Nie tryskałem entuzjazmem bo i nie było do czego w ten deszczowy, pochmurny dzień. Zmiana nauczyciela, Lord Voldemort, dziczyzna na śniadanie. Szkoła się zmieniała, albo to ja dodawałem większego znaczenia niż trzeba, małym, codziennym rzeczom i wielkim dramatom. Okropność, ale na domiar złego byłem śpiący. Niepotrzebnie czytałem do późna, a teraz otrzymałem swoją karę pod postacią niewyspania i całkowitego wyczerpania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz