środa, 19 lutego 2014

Kartka z pamiętnika CCXLV – Niholas Kinn

Nie podobał mi się ten dzień i nie podobała mi się forma zaproszenia, jaką wysłał mi Edvin. Nigdy nie był tak oficjalny. Gdybym był kobietą uznałbym, że chce mi się oświadczyć, ale nie byłem. Czy więc chciał ze mną zerwać? Każdy na moim miejscu pomyślałby właśnie tak, a mój chłopak nie był przecież kimś, kto działałby bezmyślnie lub w sposób łatwy do przewidzenia.
- Chciałeś się ze mną widzieć.- rzuciłem na wstępnie starając się brzmieć pewniej niż się czułem w rzeczywistości. Od pewnego czasu nie używaliśmy naszego sekretnego pokoju, który Edvin przyozdobił dla mnie swoimi papierowymi cudami. A dokładniej od kiedy jego brat wlazł między nas. A teraz właśnie w tym miejscu spotkaliśmy się by przedyskutować coś, o czym nie miałem zielonego pojęcia.
- Nie chciałem się z tobą widzieć, ale prosiłem byś się ze mną spotkał, a to różnica. -zaznaczył i chyba tylko on rozumiał o co chodziło.
- No dobrze, więc prosiłeś o spotkanie. A po co? - na pewno nie odebrałbym nagrody za najlepszego i najmilszego chłopaka w szkole, ale co mogłem poradzić na to, że stres mnie tak zjadał?
- Mam ci coś do powiedzenia. - owijał dalej.
- A co, masz mi do powiedzenia? - ciągnąłem go za język poirytowany. Jeśli to coś złego powinien się streszczać zamiast karmić się moją niepewnością.
- Niholasie...
- Nie mów, że wpadłeś na jakiś głupi pomysł i dlatego zaczynasz tak oficjalnie? Błagam cię, powiedz, że to nie to na co wygląda.
Ed uśmiechnął się nie mogąc powstrzymać śmiechu. Wiedział, co mam na myśli i świetnie się bawił.
- Nie, Niholasie, to nie oświadczyny. - odetchnąłem z ulgą, a on mrugnął do mnie zalotnie. - Chciałem ci powiedzieć, że wyznałem mojemu bratu prawdę. Powiedziałem mu, że jesteśmy parą. TAKĄ parą. Ale to nie wszystko. Wie, że to ja cię w sobie rozkochałem, kiedy tylko się przyjaźniliśmy. Domyśliłem się, że będzie chciał winą za to obarczać ciebie, więc wyłożyłem mu prawdę. - prawdę, którą znał Edvin, a która nie do końca zgadzała się z moją. Tak naprawdę to przecież ja robiłem wszystko, by się we mnie zakochał. Nie byłem jednak na tyle prawy i kochający by wyznawać teraz wszystkie winy.
- I co w związku z tym? - zapytałem spoglądając na niego wyczekująco. Nie nadążałem za jego myśleniem.
- Nie jest zachwycony i chyba nie lubi cię jeszcze bardziej. Wiem, nie jest idealny i ty też za nim nie przepadasz, ale to mój brat. Nie, nie mówię, że jest niewinny. Przyznaję się do błędu. Miałeś rację, jest małym kombinatorem i terrorystą, ale to rodzina i kiedyś musicie do siebie nawyknąć.
Cóż, z jednej strony było nieźle skoro nauczył się już czegoś, nawet jeśli późno, ale wciąż go rozpieszczał. Obawiałem się tego, co jeszcze może mi powiedzieć, bo wiedziałem, co to będzie. Skoro uznał, że muszę pogodzić się kiedyś z tym małym szczurem...
- Chcesz chodzić na randki w trójkę? Naprawdę? - skrzywiłem się.
- Nie powiedziałem tego! - ta panika w jego głosie była bardzo wymowna.
- Ale to właśnie planujesz. - już byłem tym zmęczony – Naprawdę sądzisz, że ja i twój brat, który na dobrą sprawę ma jakiś kompleks starszego kuzyna...
- Tak, przyznaję się, że tak właśnie myślałem. - Edvin spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. - Nie chcesz tego, rozumiem, ale ja nie widzę żadnego innego wyjścia.
- Zero całowania, zero trzymania się za ręce, żadnych czułości, słodkich słówek. Będziemy trzymać się z daleka od siebie, jak koledzy. Nie łudź się, ten potworek nie pozwoli nam na zwyczajne spotkania. Będzie zawsze między nami, będzie cię odciągał ode mnie. To byłyby wasze randki, nie nasze. Nie patrz tak na mnie. Kolejny raz mam rację, ale nie wiem, jak to załatwić. Może powinienem się z nim spotykać sam na sam. Randka z tobą to jedno, a randka z twoim bratem to coś zupełnie innego, ale może wtedy jakoś mnie zaakceptuje? Albo zwyczajnie oleje. - westchnąłem, a Edvin przytulił mnie do siebie.
- Zaszliśmy już tak daleko. Mój brat nie może mieć wątpliwości, że jesteśmy parą, więc teraz potrzeba nam tylko odrobiny jego przychylności. - nie wierzyłem, że to takie łatwe, jak jemu się wydawało.
Usiedliśmy na miękkim, grubym dywanie, który tam mieliśmy i wtuleni w siebie milczeliśmy myśląc o tym samym – jak dotrzeć do wrednego dzieciaka. Mnie i bachora łączyła miłość do Edvina, więc powinno być nam łatwiej to wszystko załatwiać. Albo tak tylko wydaje się zawsze głupcom. Wspólna miłość nigdy nie jest narzędziem zgody, ale powodem do wojny. Zupełnie tak, jak teraz.
- Będę się z nim spotykał przy okazji każdego wyjścia do Hogsmeade. - podjąłem w końcu decyzję. - Nie ma sensu siedzieć i nie robić nic, kiedy stawką jest nasz związek. Powiedz swojemu bratu, że każde wyjście spędzamy razem by lepiej się poznać. Wybacz, ale ty będziesz musiał sobie odmówić naszych randek w terenie. Siedząc w zamku tylko się z nim pogryzę, a w mieście obaj będziemy zachowywać się inaczej.
Ed skinął głową i pocałował mnie najwyraźniej chcąc zapomnieć o tym ile będzie go kosztować pogodzenie ze sobą dwóch, jak miałem nadzieję, najważniejszych osób w jego życiu, nie wliczając w to rodziców.
„Randki” z potworem nie będą dla mnie rozkoszą, ale nie należały też do wielkich wyrzeczeń, kiedy mój facet musiał przyznać się do związku z mężczyzną, ze mną i to przed swoim ukochanym braciszkiem. Wiele osób wstydziłoby się czegoś podobnego bądź obawiało się reakcji bliskich, spanikowałoby i poddało się. Ale nie Ed. On na każdym kroku pokazywał, że mu zależy, że chce by wszystko było piękne, idealne, takie jak w marzeniach, które najpewniej snuł robiąc swoje słodkie papierowe cudeńka. I to w nim lubiłem. Tę różową, wesołą stronę jego natury.
Czułem, że chce mnie przeprosić za to wszystko, za niedogodności w związku z nim, na które byłem narażony. To nie był przecież pierwszy, a może nawet nie ostatni, raz, kiedy to coś jest nie tak. Różnicą było to, że teraz chodziło o jego braciszka, nie zaś o jakąś dziewczynę, która podziela jego zamiłowanie do składania papieru.
- Damy sobie z tym radę, jak ze wszystkim – mruknąłem i pogładziłem go po twarzy delikatnie, wodząc palcami po gładkiej, jasnej skórze, jakby Ed nie dorósł jeszcze do golenia brody. - Chyba będę chorował. - zmieniłem temat odsuwając się od niego. Nie chciałem przecież żeby znowu coś złapał, a naprawdę nie czułem się zbyt dobrze. Zresztą, to zatroskane i przejęte spojrzenie chłopaka też nie wróżyło mi nic dobrego. - Spokojnie, to pewnie tylko przeziębienie. Nie miałem okazji chorować w tym roku, więc cóż to za problem? - było problemem i to wielkim. Nienawidziłem chorować! Nie byłem też fanem odwiedzin w Skrzydle Szpitalnym, leżenia plackiem w łóżku, kaszlenia, łaskotania w gardle, lejącego się z nosa kataru, bólu mięśni i głowy, przetłuszczającej się skóry.
Na co komu choroba?! I to jeszcze teraz, kiedy miałem na głowie jakiegoś nocnego sikacza! Niedawno to ja śmiałem się, że podczas choroby Edvina młody szczyl nie może zbliżać się do Eda, a teraz coś podobnego czeka mnie. Nie chcąc zarazić Edvina będę zmuszony trzymać się od niego z daleka.
- Powinienem...
- Zaprowadzę cie do pani Pomfrey. - zdeklarował wstając i pomagając mi się podnieść. Nie obchodziło go, co mam na ten temat do powiedzenia. Czasami kochający chłopak to największa upierdliwość świata. Westchnąłem więc tylko, a on wydawał się usatysfakcjonowany moją ugodowością. Cóż, nie każdy był tak przyzwyczajony do natychmiastowego leczenia, jak on. Osobiście poczekałbym najchętniej jakiś czas faszerując się wszystkim, co wpadnie mi w ręce byleby samo mi przeszło. Wizyta w Skrzydle Szpitalnym oznaczała przyznanie się do słabości i rozpoczęcie prawdziwego leczenia. Takiego, które wymagało trzymania się ustalonych z góry godzin przyjmowania leków. Żadna przyjemność!
- Powinieneś trzymać się ode mnie z daleka. - nie wierzyłem, że sam to powiedziałem. - Mogę cię zarazić, a już teraz czuję się taki... tłusty i brudny. Moje włosy, skóra na twarzy, na ramionach, plecach i piersi... To okropne!
- Wybij sobie to z głowy. Ty mi pomogłeś i pielęgnowałeś mnie podczas mojej grypy, więc teraz ja zajmę się tobą. Mój brat będzie musiał to zaakceptować, nawet jeśli mu się to nie spodoba.
- Więc miejmy to już z głowy. Chcę się wykąpać, bo zwariuję! - nawet nie przesadzałem. Jeśli mój kochanek miał się trzymać blisko mnie to musiał zaakceptować moje dziwne zachowanie.
- Nie ma sprawy. - nawet nie protestował, jakby wiedział, że to nie ma sensu. Nie podobało mi się to, chociaż sam tego chciałem. Naprawdę zaczynałem chorować, skoro robiłem się taki marudny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz