niedziela, 2 marca 2014

Kartka z pamiętnika CCXLVI – Niholas Kinn

Notka na Ai no Tenshi

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Czy Edvin naprawdę mnie o to prosił? Ze wszystkich osób wybrał mnie? Dobrze, może i byłem jego chłopakiem, ale póki co nasz związek przypominał jeden wielki problem, kiedy chodziło o sprawy rodzinne. I dlaczego właśnie teraz?! Też sobie znaleźli moment...
- Błagam, mam mało czasu, muszę wiedzieć. - Ed patrzył na mnie błagalnie i złożył ręce jak do modlitwy. - Proszę, proszę, proszę! Tak ślicznie proszę!
- Ty zawsze ślicznie prosisz. - zauważyłem z przekąsem. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że to najgłupszy pomysł, jaki mogłeś mieć? - Edvin nadal patrzył na mnie tymi cudownymi, niebieskimi oczyma, a ja czułem, że ulegam i nie mam siły by mu odmówić.
Chodziło o jego brata. Sebastian był chory i leżał w łóżeczku, i przyszła doń Pomfrey: „jak się masz, Sebeczku?”. No i właśnie. Seb trafił do Skrzydła Szpitalnego bo jego grypa okazała się dosyć poważna, a już tego samego dnia Edvin zarobił niezły szlaban od McGonagall, co uniemożliwiało jego odwiedziny u brata. No i spadło to na mnie z całą mocą absurdu. Z winy głupoty mojego chłopaka musiałem opiekować się jego młodszym bratem, który szczerze mnie nienawidził.
- On cię pokocha, naprawdę! W końcu przejrzy na oczy, ale teraz jesteś mu potrzebny, kiedy ja pojawię się u niego dopiero późnym wieczorem. On boi się przebywać sam, kiedy ma gorączkę. Wydaje mu się, że coś widzi. Potwory i te sprawy. Chcę tylko żebyś trzymał go za rękę, błagam.
- Dobra, dobra! - machnąłem ręką by dał mi w końcu spokój. - Niech będzie, zrobię to! Ale jesteś moim dłużnikiem, jasne?
- I wieczność to za mało by ten dług spłacić. - zapewnił i pocałował mnie mocno, ale bardzo szybko, bo już teraz musiał uciekać żeby zdążyć do McGonagall. Ta kobieta potrafiła być bezlitosna, a Ed podpadł jej, kiedy podkuszony przez kolegów używał języka niestosownego ani dla jego wieku, ani statusu społecznego. Nauczycielka miała wątpliwą przyjemność usłyszeć to wszystko i ostatecznie skończyło się bezlitosnym szlabanem na tydzień.
- Uciekaj już. - klepnąłem go w idealnie pośladki i zagoniłem w stronę drzwi wyjściowych z jego pokoju. Mieliśmy szczęście, że jego koledzy byli zajęci i tym sposobem znaleźliśmy ustronne miejsce do rozmowy i drobnych pieszczot, których nawet nie wykorzystaliśmy.
- Jesteś aniołem! - rzucił pochlebstwem, na które tylko przewróciłem oczyma. To Edvin wyglądał, jak anioł. Słodka buźka, wspaniałe oczy o intensywnie niebieskim kolorze, miękkie, rude włosy, które wydawały się płonąć na jego głowie, a do tego uśmiech, który zmiękczyłby każde serce. Tylko nauczycielka transmutacji mogła być odporna na jego urok osobisty.
Westchnąłem wychodząc z pokoju i zamykając go na zaklęcie, którego zazwyczaj używali chłopcy. Skoro obiecałem wpaść do Skrzydła Szpitalnego to wolałem mieć to już za sobą. Czułem się jak idący na stracenie skazaniec, kiedy przemierzałem korytarze ze świadomością, że będę musiał znosić kąśliwe uwagi chorego. Byłem pewny, że Seb będzie miał na tyle sił w tym chorym ciele, że zdoła mnie upokorzyć kilkanaście razy zanim się zmęczy. Było jednak za późno na to by się wycofać.
- Dasz sobie radę, Nick. To tylko dzieciak, w dodatku zakochany w swoim starszym kuzynie, który teraz jest już jego bratem. Pieprzysz głupoty, ale przynajmniej ci lepiej. - mówiłem do siebie i w końcu postanowiłem zaryzykować wszystko. Zapukałem do drzwi pokoju chorych i wszedłem niepewnie. Nie miałem pojęcia, czy mnie tu przyjmą. Tym bardziej, że Pomfrey już wyskoczyła ze swojego gabinetu i przewiercała mnie wzrokiem.
- Słucham. - jej głos był jak trzaśnięcie bicza.
- Ykhm, Edvin Versar wysłał mnie tutaj żebym dotrzymał towarzystwa jego bratu, który boi się własnego cienia, kiedy jest chory. - powiedziałem na jednym wydechu. Musiałem brzmieć okropnie głupio, albo nawet podejrzanie, ale kobieta chyba uznała, że nie warto się ze mną kłócić.
- Sebastian leży po lewej stronie. - powiedziała wskazując łóżko najbliżej jej gabinetu. Podejrzewałem, że chłopak wolał mieć ją blisko, by czuć się chociaż odrobinę lepiej. Dziwne, bo przecież na sali nie leżał już sam, ale miał do dyspozycji jakiś trzech innych chłopaków, którzy także się rozchorowali. - Poczekaj. - kobieta powstrzymała mnie jeszcze przed podejściem i wcisnęła w rękę maseczkę ochronną. - Żebyś ty nie zachorował. Załóż i idź do niego, może poczuje się lepiej, bo jest strasznie podenerwowany.
Skinąłem głową i skierowałem się w stronę łóżka, na którym leżał Sebastian. Zaciskał mocno powieki, jakby to miało go uchronić przed okropnymi wizjami.
- Jak się czujesz, upierdliwcu? - zacząłem siadając na krześle obok jego łóżka.
Otworzył gwałtownie oczy i spojrzał na mnie przestraszony. Jego oczy były przekrwione, zmęczone i lśniące. Nie miałem wątpliwości, że jest chory. Na jego czole spoczywał zimny okład, który zapewne miał zapanować nad gorączką by dodatkowo wspomagać leki.
- Czemu mnie straszysz! - syknął rozeźlony patrząc na moją maseczkę, która zasłaniała pół mojej twarzy. - Gdzie Edvin? - rozejrzał się.
- Nie straszę cię, tylko chcę uniknąć twoich wrednych zarazków. - skomentowałem błagając Merlina o siłę by wytrzymać z tym bezczelnym dzieciakiem. - A Edvin ma szlaban, jeśli naprawdę cię to interesuje. I jak myślisz, kogo wysłał żeby się tobą opiekował? Mnie! - nie kryłem tryumfu w swoich słowach. - Wspominał, że panikujesz z powodu gorączki i mam cię trzymać za rękę żeby było ci raźniej.
Seb prychnął zły, ale nie zaprzeczył. Podejrzewałem, że walczył sam ze sobą, by znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji, ale nie przegonić mnie od razu. Był dumny, ale także bardzo chory i wystraszony własną chorobą.
- Możemy zawiesić broń na czas twojego powrotu do zdrowia. - zaproponowałem, bo wiedziałem, że on na to nie wpadnie. - Teraz będę ci pomagał, a później zapomnę o twojej słabości. Co ty na to? Będziesz w pełni sił, kiedy wrócimy do tej wojny.
- Wiem, co jest między tobą a Edvinem. - zakaszlał trzymając ręce na piersi, która pewnie bolała go, kiedy nie mógł odkleić flegmy od płuc.
- Tak, mówił mi o tym. - dotknąłem jego okładu i odwróciłem go zimną stroną do czoła.
Sebastian nie zaprotestował, chociaż nie podobało mu się raczej to, co z nim robiłem. Zamknął oczy i otulił się lepiej pościelą. Szybko jednak znowu uchylił powieki i patrzył na mnie tak, jakby bał się, że zaraz odejdę i znowu zostanie sam na swoim łóżku w izolatce. Nie chciałem żeby musiał się z tym męczyć, więc przemogłem się i znalazłem jego dłoń pod ciepłym materiałem. Chciał ją wyrwać, ale przytrzymałem zdecydowanie.
- To szczególna sytuacja, jasne? Tylko na czas twojej choroby będę pielęgniarką z wolontariatu. Prosił mnie o to Edvin, więc obaj chcemy go zadowolić, prawda? Nie ma sensu kłócić się z tym, co postanowił, a będzie odbywał swoją karę przez tydzień. Zjawi się u ciebie dopiero późnym wieczorem. Do tego czasu ja jestem tutaj z tobą.
- I tak cię nie lubię. - bąknął słabo, co naprawdę mnie rozbawiło.
- Tak, nie lubisz mnie. I bardzo dobrze. Przecież chodzę z twoim ukochanym bratem i kradnę jego pocałunki. - Seb skrzywił się z obrzydzeniem, co wydało mi się ciekawą reakcją biorąc pod uwagę to, co jego zdaniem czuł do Edvina. Odpuściłem sobie jednak komentarz i mocniej ścisnąłem dłoń chłopca. - Prześpij się. Będę tutaj i wyjdę dopiero, kiedy pojawi się Ed. Nie wcześniej. - chłopak chyba mi nie ufał sądząc po jego niepewnym spojrzeniu. - Obiecuję. Możesz mnie nie lubić, ale nie jestem skończonym gnojkiem.
- Jesteś. - bąknął ten niby poważnie chory i zamknął oczy. Czułem jak jego palce mocno zaciskają się na moich, jakby wierzył, że jednak będę chciał zabrać rękę i uciec. Ja nie planowałem jednak znęcać się nad nim, nawet jeśli był dla mnie wyjątkowo niemiły. Nadal był bratem Edvina, chociaż potrzebowałem tej fuchy niańki żeby dotarło to do mnie chociaż w drobnym stopniu. Nie znaczyło to, że go polubiłem lub polubię kiedykolwiek. Zwyczajnie nie byłem człowiekiem bez serca więc współczułem mu kiepskiego samopoczucia i okropnego stanu zdrowia. Ja też byłbym trochę przybity w takiej sytuacji. Kiedy dodałbym do tego nieobecność Edvina, pewnie miałbym ochotę płakać.
Odwróciłem ponownie okład na czole Seba i odgarnąłem mu z twarzy wilgotne włosy. Nie wiem, czy już spał, czy może dopiero powoli osuwał się w jego ramiona, ale niczego to nie zmieniało. Ed na mnie liczył, więc musiałem zaopiekować się jego braciszkiem. Miałem tylko nadzieję, że mój chłopak byłby równie zdeterminowany gdyby chodziło o mnie. Tym bardziej, że niedawno czułem się niespecjalnie i pewnie tylko cudem uniknąłem rozłożenia się, skoro właśnie zaczynała panować epidemia grypy. Raz mnie to ominęło, ale mogło dorwać ponownie, a wtedy lepiej mieć dług wdzięczności przynajmniej u jednego z braci, jeśli nie można u obu.
Patrzyłem na Sebastiana zastanawiając się, jak taki słodki dzieciak może mieć tak okropny charakter. To chyba jakiś błąd genetyczny! W szczególności, kiedy miało się dla porównania rozkosznego i zabójczo miłego Eda, który słynął ze swojej słodyczy.
- Mała wrednota. - szepnąłem do Seba tak by nie mógł tego usłyszeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz