niedziela, 9 marca 2014

Raz! I dwa! Dalej!

2 marca
Nienawidziłem Jamesa! Z całego serca go nienawidziłem, podobnie jak większa część uczniów Hogwartu. Okularnik powinien pomyśleć o obstawie jeśli chciał przeżyć najbliższy tydzień. Nie miałem wątpliwości, że całe tabuny uczniów będą chciały się go pozbyć, a wszystko z winy jednego głupiego zdania, które powiedział chcąc zaimponować Lily. Że też nie miał jej dosyć... Zresztą, byli siebie warci, skoro i ona nieźle się trzymała w towarzystwie tego bezmózgiego potwora idiotyzmu.
Bo co za osioł wspomina o dbaniu o formę na wiosnę w towarzystwie Sprout?! Przecież to bardziej niż pewne, że kobieta usłyszy i rozwinie pomysł mieszając w to nas wszystkich! No i się nam dostało. Obowiązkowe, poranne, codzienne ćwiczenia w wielkiej sali dla uczniów i nauczycieli. Jednym miały pomóc w odchudzaniu, innym w utrzymaniu dobrej formy.
To nieludzkie! Wstawać o 5:30 żeby pojawić się o 6:00 w Wielkiej Sali. Gimnastykować się, skakać, wyginać, robić przysiady i pompki przez godzinę i o 7:00 wrócić do siebie by wziąć prysznic. Zanim doprowadzimy się do stanu użyteczności jest koło 8:00, więc musimy schodzić na śniadanie i dalej kontynuować życie.
Byłem całkowicie nieprzytomny schodząc po schodach na sam dół, by już trzeci dzień z rzędu rozpocząć okropnym i przykrym obowiązkiem. Syriusz powoli zaczynał się rozbudzać. Dla niego te ćwiczenia były przyjemnością, jako że lubił ruch, Peter błagał o litość po piętnastu minutach rozgrzewki. James nie pozwolił sobie nawet na jedno słowo żalu, jako że wiedział kogo należy obwiniać za naszą udrękę, a ja byłem stanowczo zbyt leniwy żeby chciało mi się cokolwiek robić w tych warunkach – ani jęczeć, ani ćwiczyć nie miałem ochoty. Jasne, opcja ładnego ciała na wakacje była kusząca, gdybym tak wybrał się gdzieś z Syriuszem, chciałbym dobrze przy nim wyglądać. Problem polegał na tym, że chłopak lubił mnie takim, jakim byłem, więc po co w ogóle się starać przesadnie?
- Potter, lepiej żebym cię nie spotkał w ciemnym korytarzu! - jakiś wściekły, zaspany Ślizgon minął nas ziewając przeciągle i podążając za swoimi znajomymi, którzy zignorowali nas ostentacyjnie.
- Jestem najbardziej znienawidzoną osobą w szkole, a przecież nic takiego nie zrobiłem! - pisnął cicho James i przygryzł wargę bijąc się wewnętrznie sam ze sobą. - To wina Sprout, a nie moja! To ona chciała się odchudzać, skąd mogłem wiedzieć, że właśnie teraz ją na to naszło?
- Stary, po prostu następnym razem mniej gadaj. - Syriusz wyciągnął ramiona nad głowę i rozciągał się powoli. Ileż on miał w sobie energii! To zadziwiające, gdyż ja nie miałem najmniejszej ochoty na zbędny ruch. Najchętniej posiedziałbym w pokoju i poczytał książkę.
- No, już, już! Proszę nie zwlekać i zajmować swoje miejsca! - zawołał kobiecy, przesłodzony głos. Dyrektor na tyle poważnie potraktował głupi pomysł Jamesa i Sprout, że sprowadził nam nawet trenerkę, która miała pomóc nam w ćwiczeniach. Była stara, cała w zmarszczkach, ale figurę miała godną pozazdroszczenia. Oczywiście dziewczyny mogły jej zazdrościć, nie chłopcy. Dla nas była paskudną staruchą wychodzącą z przekonania, że jest jeszcze młoda i piękna. Zresztą, czemu niby miałem się nad tym specjalnie rozwodzić w myślach, kiedy marzyłem o spokojnym śnie?
- Gdyby to babsko było chociaż ładne. - wymamrotał niemal śpiący na stojąco Peter.
- Ty naprawdę myślisz o tyłkach nawet w takich okolicznościach? - spojrzałem na chłopaka z podziwem. A przecież sam chyba przed chwilą miałem w myślach coś podobnego. Chyba, gdyż nie byłem już tego taki pewny. Zapomniałem co mnie dręczyło pięć minut temu. Zdecydowanie potrzebowałem więcej snu!
- Na początek pajacyki! - wrzasnęła stara, by nas obudzić. Chyba miała to nieźle opanowane, bo naprawdę nas poderwało. Ten słodki, piskliwy, skrzekliwy, dziwny i nie do opisania głos łatwo było znienawidzić. - Dwadzieścia, jazda, jazda!
Nie wiem, czy dyrektor był masochistą, ale on także uczestniczył w tych zajęciach. Tylko Marcel nie musiał cierpieć, gdyż on sypiał w domu i pojawiał się w szkole dopiero po śniadaniu. Chyba nie widziałem też żadnej nowej twarzy, co znaczyło, że nauczyciel astronomii również jakoś się wymigał od tego upokarzającego wyginania się na boki.
- Wspaniale! A teraz próbujemy sięgnąć palców u stóp na wyprostowanych kolanach! I raz! I dwa! Trzy! Pięknie! Podpieramy się za boki i odginamy w tył!
Zadziwiające, że naprawdę potrafiłem jakoś nadążyć za wszystkimi. Tym bardziej, że powoli zaczynałem odczuwać te ćwiczenia. Mój żołądek wołał o posiłek.
- Łączę się z tobą w bólu, Remusie. Też bym coś przekąsił. - przyznał zasapany Peter. Musiał usłyszeć, że burczy mi w brzuchu. Widać na głodnego był bardzo wyczulony, co dzieje się wokół niego.
Skinąłem tylko głową i siadając na ziemi zacząłem wykonywać kolejne ćwiczenie. Byłem ciekaw ile osób zasnęło właśnie dlatego, że położyło się na ziemi. Nie zdziwiłbym się, gdyby połowa osób już więcej nie wstała.
- A teraz dbamy o brzuchy! - wrzasnęła paskudna kobieta. - Podnosimy plecy, no już! Dziesięć brzuszków, siadamy, przyciągamy do siebie kolana i rozluźniamy mięśnie. Raz! I dwa! Dalej, dalej! Wspaniale! Nie obijać się, bo będą kary! I pięć! Sześć, kochani! Siedem! A teraz kładziemy się i podtrzymujemy biodra rękami. Rowerek!
- Co ona pali przed tymi zajęciami? - syknął mi do ucha James, którego miałem obok siebie. - Nawiedzona. - dyszał, ale Peter już leżał padnięty, jak wieloryb wyrzucony na brzeg. Poczułem chłodny powiew świeżego powietrza, który dochodził od strony otwartego właśnie okna. Byłem zaskoczony, kiedy mimowolnie spojrzałem na Sprout, która dawała z siebie wszystko. Nawet Slughorn starał się dotrzymać innym tempa, chociaż w jego przypadku chodziło chyba o zaimponowanie nauczycielce zielarstwa.
Okropna godzina dobiegła końca. Miałem dosyć, byłem zmęczony, spocony, marzyłem o łóżku. Wszyscy śmierdzieliśmy, kiedy wlekliśmy się do siebie w jeszcze gorszym stanie niż schodząc tutaj. Nic więc dziwnego, że częściej ktoś odgrażał się Jamesowi grożąc mu torturami.
- Może powinieneś więcej ćwiczyć, J.? - Syriusz starał się ukryć uśmiech. - Żeby szybciej uciekać, kiedy cię w końcu dorwie jeden z drugim.
- Bardzo zabawne! - syknął chłopak i przeciągnął dłonią po twarzy. - To nie moja wina, kiedy oni to zrozumieją?
- Kiedy ćwiczenia przyniosą efekty. - pozwoliłem sobie zauważyć, chociaż z trudem powłóczyłem nogami. Nie chodziło nawet o zmęczenie, gdyż miałem w sobie wilkołaka. Problem stanowił mój żołądek, który błagał mnie o mięso. Nie o słodkie, nie o pożywne, ale o mięso! Pyszne, słone, może trochę krwiste mięso.
Jak zwykle, Syriusz jako pierwszy dotarł do łazienki i zamknął się w niej by wciąć szybki prysznic. Nawet ja wcześniej wziąłem się w garść i dotarłem do drzwi jako drugi. Peter nawet nie narzekał, że jak to zawsze bywa, jest na szarym końcu. Położył się na ziemi i zaczął przysypiać by maksymalnie wykorzystać czas oczekiwania na wolną łazienkę. Tym razem nawet James wykorzystał jego świetny pomysł, bo kiedy to ja już gotowy i czysty wróciłem do pokoju, musiałem go lekko kopnąć by wiedział, że musi się w końcu podnieść. Nie dziwiłem się nawet temu, że do łazienki poszedł na czworaka i nie chciało mu się zamykać dokładnie drzwi. Starałem się nasłuchiwać, jak radzi sobie sam, by przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy. Dobrze, że się nie golił codziennie, bo pewnie mielibyśmy zachlastaną krwią umywalkę i wykrwawiającego się przyjaciela. Taki jego urok.
Syriusz wciągnął mnie na swoje kolana i pocałował szybko uśmiechnięty. Jeśli chciał się ze mną drażnić to nieźle mu szło. Chciałem więcej, musiałem naprawdę skosztować jego ust, więc przyssałem się do nich pierwszy raz tego dnia. To dopiero był pocałunek, a nie tamten dziecinny buziak. Syri najwidoczniej tego właśnie chciał, bo czułem jego uśmiech pod moimi wargami i czułem jego dłonie na pośladkach. Tam powinny zawsze spoczywać.
Odsunąłem się, oblizałem i znowu do niego przywarłem. Nie potrzebowałem wiele do szczęścia, a teraz odzyskiwałem siły, jakby mój wilkołak pochłaniał życiową energię Blacka przez jego wspaniałe usta i język, który pozwalałem sobie muskać moim.
Żałowałem tylko, że musiałem przerwać, kiedy James wychodził z zaparowanego pomieszczenia, które pachniało intensywnie szamponem i żelem do kąpieli. Okularnik uśmiechał się szeroko i trącając stopą Petera dawał mu znać, że teraz jego kolei. Zabawne, ale pewne zachowania naprawdę mieliśmy wszyscy takie same. Potwierdził to Pet, kiedy z zamkniętymi oczyma i na rękach oraz kolanach czołgał się niemal do łazienki.
- Spaaaać, jeeeeeść. - jęczał przy tym.
Spojrzałem na Syriusza, a później na Jamesa.
- Dobrze, że on nie ma skłonności do zemsty, bo naprawdę źle byś skończył, J. On jest bardzo zdesperowany przez te ćwiczenia. - Syri pozwolił sobie na komentarz.
- To równy chłop. - przyznał James. - I przynajmniej jeszcze żyję.
- Przekonamy się jak długo. - mrugnąłem do niego i przytuliłem Syriusza. - Czuję, że żyję. Możemy zacząć ten dzień na nowo i zapomnieć o tym, że jutro znowu czeka nas stara baba i jej wrzaski. - kogo ja okłamywałem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz