środa, 12 marca 2014

Syczy!

7 marca
- Chłopaki, tu coś syczy! - zawołałem na kolegów, kiedy rano myłem zęby przy umywalce, a irytujący dźwięk nie dawał mi spokoju. Obsłuchałem wszystko i ostatecznie musiałem paść na kolana, otworzyć szafkę pod umywalką i wywalić z niej nasze liczne „kosmetyki”. Odnalazłem źródło dźwięku, a przynajmniej miejsce, z którego się wydobywał.
- Co ci tam syczy? - prychnął James wchodząc do łazienki patrząc na moje wypięte niechcący pośladki, kiedy obsłuchiwałem ścianę, w której znikała rurka doprowadzająca wodę do naszego kranu.
- No posłuchaj. Syczy! - odsunąłem się rzucając mu wymowne spojrzenie. Lepiej żeby się do mnie nie dostawiał nawet dla zabawy. Syriusz zrobiłby mu krzywdę.
- Co się dzieje? - o wilku mowa, a wilk już w drzwiach. - Czemu James wkłada głowę do szafki łazienkowej?
- Coś tu syczy. - wyjaśniłem i pokazałem mojemu chłopakowi by był cichutko. Wskazałem na umywalkę i na okularnika.
- Nic nie słyszę. - stwierdził ten i wyprostował się patrząc na mnie jak na nawiedzonego.
- Syczy! Nawet tutaj słyszę, że coś się tam dzieje! - prychnąłem zły. Czy on chciał ze mnie zrobić idiotę? - Słuchaj jeszcze raz!
James z cierpiętniczą miną znowu zniknął w szafce pod „porcelanową misą”. Tym razem na pewno coś usłyszał bo próbując gwałtownie wyciągnąć głowę uderzył nią w umywalkę i zaklął głośno i niezbyt ładnie. Spojrzał na mnie z wyrzutem masując bolące miejsce, w którym na pewno pojawi się wielki siniak i denerwujący guz.
- Dobra, coś tam syczy. - przyznał poddając się.
- Co to jest „coś”? - tym razem to Syriusz przystąpił do oględzin. Zamknął oczy i nasłuchiwał. Zabawne, że nawet w takiej chwili potrafił wykazać się pewną gracją. - Nie znam zaklęć pomagających w konserwacji sprzętu domowego. - przyznał skinąwszy głową dla potwierdzenia tego, że i on usłyszał ten dziwny dźwięk kojarzący mi się z dziurawą rurką, z której wycieka mała fontanna wody. - Trzeba kogoś o tym powiadomić. Pewnie wyślą tu największą pokrakę szkoły. - chodziło mu o woźnego, nie miałem watpliwości – A on będzie się tym zajmował w nieskończoność. Pójdę od razu powiedzieć McGonagall, niech ona się zajmie przekazaniem tego dalej. Nie chcę dostać od Filcha za zepsucie czegoś czego nie zepsułem. - Syriusz wypadł z pokoju niemal biegiem. Na pewno chciał mieć to za sobą. Nie lubiliśmy woźnego i najchętniej pozbylibyśmy się go możliwie najszybciej.
Usiadłem na brzegu wanny i patrzyłem, jak James próbuje zbadać problem. Opukał ścianę, pomacał rurę. Nie było ani kropli wody, a więc problem dotyczył tego co było w ścianie, a tam dostać się nie mogliśmy.
Syriusz wrócił po pięciu minutach i skinieniem potwierdził wykonanie zadania. Teraz w trójkę siedzieliśmy w łazience i czekaliśmy na pomoc techniczną wsłuchując się w irytujący, nieustanny szum, sik, syk – zwał jak zwał.
Filchowi się wcale nie spieszyło. Pojawił się w piętnaście minut później z miną świadczącą o wielkim niezadowoleniu, ale za nim podążała nauczycielka. Nie mógł nas więc prześladować i pewnie dlatego tak się wściekał.
- No to w czym problem?! - warknął i przyklęknął w miejscu, które wcześniej okupowaliśmy z chłopakami po kolei. - Ja tu nie słyszę żadnych dziwnych dźwięków. Cisza jak makiem zasiał. - „bo ciągle gadasz, idioto!” miałem ochotę mu uświadomić.
- Proszę na chwilę zamilknąć i posłuchać. - skarciła go nauczycielka i machnęła różdżką w stronę naszego problemu. Dźwięk stał się głośniejszy dzięki jej interwencji i teraz nawet głuchy woźny musiał go słyszeć wyraźnie.
- Dobra, dobra, już się za to biorę. - warknął do siebie i wyciągnął swoje przybory. Młotek i dłutko na ścianę? Nie skomentowałem tego. Byłem za to ciekaw, co zdoła zrobić. Z troski o własne bezpieczeństwo odsunąłem się pod drzwi i stanąłem koło McGonagall, która również milczała, chociaż jej mina zdradzała zaniepokojenie.
- On nie ma pojęcia co robi. - szepnął mi na ucho Syriusz.
- Nie bój nic, będziemy mogli pośmiać. - dodał James z cwaniackim uśmieszkiem. - Nie ma uproś, coś na pewno spartoli. Ten typ tak ma.
- Szzz. - nauczycielka przyłożyła palec do ust i uciszyła nas na pewno nie chcąc by Filch słyszał nasze przepowiednie. Byłem pewny, że gdyby na jej miejscu znalazł się dyrektor, sam zaproponowałby nam zakłady i ostatecznie żaden z nas by się nie wzbogacił, bo całą czwórką obstawialibyśmy wypadek przy pracy. Peter mógł żałować, że musiał uczyć się z Evans zamiast z nami czekać na wojnę.
- Cie, cholerstwo! - woźny chyba zapomniał, że ktoś poza nim jest jeszcze w pomieszczeniu. Znalazł w szafce miejsce na ręce i łokcie, więc zaczął uderzać młotkiem o dłuto odłupując fragmenty tynku. - To na pewno dziura! - syknął bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Jak się do niej dostanę tak zastanowi się dwa razy zanim postanowi znowu się tam pojawić! - profesorka przewróciła oczyma. - Ależ to oporne! - zaczął uderzać mocniej i tym razem nawet McGonagall otwierała usta by ostrzec Filcha. Było jednak za późno. Uderzył naprawdę mocno, walnął głową o umywalkę, zaklął i w następnej chwili coś chrupnęło, zadudniło i woda pod sporym ciśnieniem wystrzeliła prosto w mężczyznę, którego aż odrzuciło odrobinę do tyłu, nie mówiąc już, że pojechał na tyłku po śliskim pod samą ścianę i został do niej przyszpilony strumieniem. Nasza łazienka już wyglądała jak basen, a za chwilę będzie całym kąpieliskiem. Dobrze, że mieliśmy przy sobie nauczycielkę transmutacji, bo zaklęciem zatrzymała wodę i spojrzała wściekle na woźnego. Niby on ucierpiał najbardziej, że każdy z nas był mokry od tej fontanny, w którą zamieniła się nasza rura. Nawet nie miałem ochoty śmiać się z woźnego. W mojej łazience mogłem hodować rekiny, to nie powód do radości.
- Tyle by było naprawiania. - stwierdziła z przekąsem nauczycielka – Idźcie po dyrektora. Niech zakręci wodę w całym skrzydle i przyjdzie tu do mnie. Obawiam się, że będziecie musieli na jakiś czas zmienić pokój. - Dyrektor zadecyduje, więc niech których z was biegnie.
- Ja pójdę. - zgłosiłem się i wybiegłem nie czekając na ich reakcje. Byłem z nich najszybszy, kiedy sięgnąłem po moc mojego wilkołaka. Wykorzystałem go teraz by dotrzeć do gabinetu Dumbledore'a.
Wyhamowałem przed strzegąca wejścia kamienną figurą i wtedy to do mnie dotarło. Dlaczego nie zapytałem o hasło?! Kiedyś udało mi się zgadnąć, jakie ono jest, ale teraz? Chwila, chwila... Przecież Dyrektor na pewno nie może wymyślać czegoś trudnego, co uniemożliwiłoby dostanie się do środka wszystkim uczniom. A więc coś oczywistego... Co to mieliśmy wczoraj na deser? On zawsze stawia na desery!
- Yyyy... Lody waniliowe? - zapytałem próbując wstrzelić się w hasło.
- Nie, to... - nie dałem skończyć kamiennemu brzydalowi strzegącemu drzwi.
- Lody pistacjowe! - znowu pudło. - Czekoladoweeeee z rodzynkami i czekoladą? Dobra, lodowy duet! - powoli się poddawałem, ale wtedy wejście stanęło przede mną otworem. Trafiłem! Albo i nie. Dyrektor właśnie wychodził od siebie.
- O, Remus. Co cię tu sprowadza? - postanowiłem odrzucić przydługie rozważania na temat swojej beznadziejności i powiedziałem dyrektorowi o co chodzi. Dumbledore przywołał od razu Skrzaty i kazał im zamknąć wodę w części Gryffindoru. - Chodźmy tam od razu. - zwrócił się do mnie i od razu sadząc wielkie kroki skierował się w odpowiednią stronę. Dogoniłem go, ale musiałem truchtać by moje krótkie nogi mogły równać się z jego długimi i całkiem sprawnymi jak na te lata, ilekolwiek on miał lat.
Byłem bardziej ciekaw tego, gdzie planują nas przenieść skoro wszystkie pokoje były zajęte, a Pokój Wspólny odpadał. Potrzebowaliśmy przynajmniej minimum prywatności. A może dostaniemy pokój poza skrzydłem? W miejscu, gdzie będziemy mogli szaleć do woli?
- O ile się nie mylę, profesor Slughorn ma dosyć dużo miejsca w swoim pokoju. Mógłby was gościć póki nie naprawimy rur. - odpowiedział na moje zadawane w myślach pytanie, jakby potrafił w nich czytać. Roześmiał się widząc moją zdegustowaną, przerażoną niemal minę. Spokojnie, żartowałem! Nie mam w planach męczenia was, chociaż jestem ciekaw jak wyglądalibyście po tygodniu dzielenia z nim przestrzeni życiowej.
Chciałem coś powiedzieć, przyznać mu rację, że wyszlibyśmy na tym kiepsko, jak wskazywał jego rozbawiony ton, ale statecznie postanowiłem trzymać język za zębami. Lepiej go nie kusić. Tym bardziej przed spotkaniem z Filchem – głównym prowodyrem całego zamieszania. W końcu to on zamienił ciche syczenie i wielką, dudniąca fontannę.

1 komentarz:

  1. Uff.. już się wystraszyłam, że będziesz dawać notki tylko w niedziele i moja środowa dawka dobrego tekstu zostanie mi odebrana.
    Biedne chłopaki xD Aż jestem ciekawa gdzie ich dyrcio upchnie :D

    OdpowiedzUsuń