środa, 26 marca 2014

Pikniczek z...

Wymachiwałem trochę niezgrabnie rękoma, chcąc trafić w swoje plecy, ale to Syriusz widząc, co się dzieje, uderzył mnie w nie mocno, co naprawdę pomogło mi złapać oddech i pozbyć się biszkopcika ze „złej dziurki”. Hagrid chciał mnie zabić! I to samym swoim pojawieniem się. Ulepszony bazyliszek się znalazł! Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że zawsze, kiedy jest w pobliżu nasze reakcje są wyjątkowe. Lub zwyczajnie niebezpieczne dla nas samych. A wszystko dlatego, że był nieobliczalny i nigdy nie byliśmy w stanie przewidzieć, co przyjdzie mu do głowy. Te jego ciasteczka, dziwne dokarmianie robali...
- Przyłączę się, jeśli pozwolicie. - nasz pomysł pikniku najwyraźniej bardzo mu się spodobał, gdyż na jego wielkiej, kudłatej twarzy pojawił się szeroki, szczery uśmiech. Za to właśnie lubiłem naszego gajowego.
- Jasne, siadaj. - James uśmiechnął się jeszcze szerzej, jeśli to możliwe. - Nie odstąpimy ci tylko kocyka, bo na pewno byśmy się na nim razem nie zmieścili.
- Oj, tak. - przyznał Hagrid siadając bezpośrednio na ziemi. - Moglibyśmy mieć problem, więc coby się pomieścić, klapnę sobie tutaj z boczku. Ładna nam się pogoda udała, nie? Idealna na początek wiosny.
- Tak, to akurat prawda. - James pokiwał energicznie głową. - Ptaszki śpiewają, dziewczyny się rozbierają i uśmiechają, bo im za gorąco w swetrach. Uwielbiam wiosnę! Lato jest już zbyt gorące, więc wtedy nawet ja mam ochotę chodzić nago.
- Tak, tak. Świetnie cię rozumiem. Też o tym czasami myślałem. - w ustach Hagrida zabrzmiało to jak komentarz paskudnego zboczeńca. Ciarki przeszły mi po plecach i cieszyłem się, że mam za sobą jedzenie, bo teraz nie przełknąłbym ani odrobiny ciasta. Hagrid nago? O nie, dziękuję! - Ale zdradzę wam tajemnicę. W lesie jest chłodniej, więc w takie wyjątkowo upalne dni zawsze idę do lasu i tam się rozkładam na jednej takiej łączce. Cholibka, jak tam jest wtedy wygodnie! Można się rozebrać i nikt cię nawet nie widzi.
- To tłumaczy skąd ten zakaz wchodzenia do lasu. - rzucił lekko kąśliwie Syriusz, co naprawdę rozbawiło brodatego mężczyznę.
- Haha, nigdym tak o tym nie myślał! Ale prawda, masz rację, Syriuszu! Zakazany Las jest zakazany, bo grasuje po nim goły gajowy! - muszę przyznać, że to nawet mnie wprawiło w świetny humor. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że Dumbledore przypadkiem natknął się na goniącego nago Hagrida i postanowił oszczędzić uczniom przykrych widoków. Ich zdrowie psychiczne mogłoby ucierpieć, więc lepiej zakazać wchodzenia do lasu i nikt nie będzie musiał się obawiać, że oślepnie na widok, którego nawet nie chciałem sobie wyobrażać.
Siedzieliśmy sobie spokojnie rozkoszując się pogodą, kiedy pojawił się Niholas ze swoim rudym chłopakiem i jakimś nadąsanym dzieciakiem, który chyba nie był zbyt zadowolony z życia i spoglądał z dostrzegalną niechęcią na Kinna.
- Przyłączymy się do was. - rzucił wesoło Edvin, tak chyba mu było na imię. Nie specjalnie zwracałem uwagę na naszych starszych kolegów. - Tak sobie miło siedzicie, że zrobiło się nam żal.
- Mów za siebie. - mruknął Niholas, który raczej wolałby uniknąć konfrontacji z Jamesem. Przecież kiedyś byli razem, a o tym Edvin nie miał pojęcia i tak miało pozostać, sądząc po częstych prośbach Kinna, by nikt ani słowem nie nawiązywał do jego dawnego związku z Potterem. Prawdę mówiąc nie dziwiło mnie to ani trochę, gdyż tamte czasy były paskudną pomyłką. J. w pewnym momencie znudził się Niholasem i zaczął o nim zapominać, uganiać się za innymi. Nasz młodszy kolega nie wytrzymał i rzucił Pottera, czego okularnik zaczął żałować chyba w rok później. Sam już nie pamiętałem dokładnie. Niemniej jednak, teraz udawali zwyczajnych dalekich, a nawet bardzo dalekich kolegów.
- To jest mój brat, Sebastian. - przedstawił stojącego u jego boku niskiego chłopca, który wcale go nie przypominał. - Seb, to...
- Syriusz, Remus, Peter, James i Hagrid, gajowy. - wyręczył swojego zmieszanego chłopaka, Niholas.
- Aha – podsumował nas bez entuzjazmu chłopaczek i czułem, że nie zapałam do niego sympatią, a i Kinn chyba nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do chłopaczka. Dobrze tylko, że dzieciak nie należał do naszego domu bo musiałbym użerać się z takim mrukiem częściej niż podczas jednego pikniczku.
Niestety, „goście” zaczęli się schodzić, jakbyśmy dzielili jedzeniem za darmo. Zaczęło się niewinnie, a ostatecznie nawet nieznane nam osoby dołączyły do nas na trawce. Było jak w ulu. Każdy z kimś rozmawiał, każdy prowadził zawziętą dyskusję, ludzie ie potrafili zamilknąć nawet na kilka minutek. Nie rozumiałem nawet dlaczego zrobiliśmy taką furorę, skoro niejednokrotnie ktoś siedział w jakiejś części błoni i nikt bynajmniej nie zwracał na to uwagi. Jedyną różnicą był nasz koc, zakupy z Hogsmeade, pudełeczka po ciastach i napojach. Czy to mogło mieć tak wielkie znaczenie dla przypadkowych osób? A może chodziło o tę atmosferę, której nie sposób podrobić, a którą chcieliśmy nadać naszemu piknikowi? Ostatecznie skończył się klapą, jako że czuliśmy się wyczerpaniu tkwiąc pośrodku tego wrzątku.
- Wiejemy stąd. - poczułem usta Syriusza przy moim uchu. - Przekaż to dalej.
Nie byłem już tak dokładny, jak Black, kiedy powtarzałem to Potterowi. Po prostu szepnąłem co miałem trzymając się daleko od jakichkolwiek czułości, które mogłyby towarzyszyć tej poufnej informacji.
- Przekaż to też Hagridowi. Pójdziemy do niego. Albo rozsiądziemy się przy jego grządkach, tam też jest ładnie. - uściśliłem i powiedziałem to Syriuszowi, by wiedział, co przyszło mi do głowy. Nie miał nic przeciwko, a nawet uśmiechnął się najwyraźniej całkiem zadowolony z tego faktu. Poklepał mnie pieszczotliwie po kolanie i zmienił pozycję siedzenia klękając na kolanach i wyjmując spod siebie koc. Powoli, tak by zbyt duża liczba osób nie zwróciła na to uwagi, zrobiłem to także ja i reszta moich przyjaciół. Powoli, w obawie, że nasze zniknięcie mogłoby pociągnąć za sobą przesunięcie się tego ula w poszukiwaniu nas, czy raczej naszej atmosfery pikniku, zbieraliśmy się i odsuwaliśmy.
Swoją szansę zwietrzyliśmy, kiedy na błoniach pojawił się dyrektor, który widział z okna zamku nasze zbiorowisko i był ciekaw, co takiego się wydarzyło. Wszyscy skupili się całkowicie na nim, więc wraz z chłopakami daliśmy nogę. Gajowy został jeszcze zapatrzony w Dumbledore'a, ale bez niego nasze szanse na zniknięcie wzrastały. Wiedział, gdzie nas później szukać.
Wspięliśmy się na drobną górkę, na której stał dom Hagrida i wyszukaliśmy jakieś bezpieczne, niewidoczne z zamku miejsce, gdzie rozłożyliśmy się kolejny raz.
- Teraz możemy pozwolić sobie nawet na picie herbaty. - zauważył Peter, ale chyba zrozumiał, że to żadne pocieszenie, kiedy w grę wchodzi napój niezbyt dobrej jakości, którym dysponował gajowy. Niemniej jednak, przynajmniej Hagrid mógł jeść swoje paskudne ciasteczka, jeśli je miał i napić się czegoś, co sprawi, że nie będziemy musieli czuć się niekomfortowo, kiedy my mamy ochotę ucztować, a jemu nie przypada w udziale zupełnie nic.
Wielki brodacz dołączył do nas w kilkadziesiąt minut później. Szedł uśmiechnięty, kiwał się na boki w rytm jakiejś jemu tylko znanej melodii.
- Mam dla was fantastyczną wiadomość. - niemal zaszczebiotał. - Pan psor jest zadowolony z pomysłu piknika i planuje taki zrobić niedługo. Na święta, tak mówił, kiedy usłyszał co tyle dzieciaków siedzi w jednym miejscu.
- Fantastycznie! - że też James potrafił wykrzesać z siebie tyle energii. Ja z jakiegoś powodu byłem zmęczony i chociaż cieszył mnie taki obrót spraw, to nie specjalnie potrafiłem to okazać. - W takim razie zostaję w Hogwarcie, nie wracam do domu. Tutaj będzie świetna zabawa. Może porozmawiam jeszcze ze starym i zapytam, czy nie można by rozszerzyć tego na młodsze rodzeństwo uczniów. Tak, w ramach zachęty do późniejszej nauki w naszej szkole.
- O, a ten pomysł nawet mi się podoba. - przyznałem, w końcu odzyskując siły. - Myślę, że nawet nauczyciele byliby zadowoleni bo mogliby zabrać ze sobą dzieci. Camus na pewno się wtedy zjawi z Nathanielem i może weźmie ze sobą Fillipa. Chociaż raczej sobie to podaruje żeby nie wzbudzać kontrowersji, jeśli pojawi się w jego towarzystwie kolejny już raz. Ale twoja siostra miałaby niezłą radochę. Tym bardziej, że byłyby tutaj jeszcze inne dzieci.
- Zgadzam się. - J. pokiwał głową. - Pójdę do niego zaraz po pikniku, bo nie chcę tracić tego. Hagridzie, idź do siebie i weź co tylko uważasz za stosowne. Zaczynamy od początku i tym razem bez pośpiechu, w piątkę.
Uśmiechnąłem się lekko ściskając dłoń Syriusza. Lubiłem takie chwile i miałem nadzieję, że będzie ich więcej. Tym bardziej, że niedługo nasza edukacja dobiegnie końca, a wtedy będziemy mogli tylko marzyć o podobnym lenistwie i rozkosznym czasie spędzanym wspólnie. Szkoła była najpiękniejszym okresem w życiu, właśnie dzięki przyjaciołom, z którymi nawet nuda wydaje się łatwiejsza do zniesienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz