środa, 23 kwietnia 2014

Już, już prawie

11 kwietnia
Nie byłem zmęczony, byłem padnięty i to bez powodu, bo przecież trwoniłem czas od kiedy tylko otworzyłem oczy! Co dziś robiłem? Wstałem, zjadłem dobrze śniadanie, wypiłem herbatkę z sokiem na osłodzenie poranka i... No właśnie, nie było żadnego „i”. Nie zrobiłem nic szczególnego i nie trudno sobie wyobrazić co to oznacza, kiedy pokusiłem się o wymienienie podniesienia tyłka z łóżka i objadanie się rano. Może się ostatnio przepracowałem? W to sam akurat nie wierzyłem, więc mogłem z powodzeniem porzucić podobne rozmyślania.
„Remusie Lupin, starzejesz się!” kołatało mi w głowie i naprawdę wydawało mi się, że w końcu trafiłem na właściwą odpowiedź na moje pytanie: „Dlaczego nic nie robisz, a czujesz się jakbyś przekopał Hagridowi grządki?!”
„A może za mało czekolady we krwi?” pytał inny głosik.
Pokręciłem głową by oczyścić umysł i ziewnąłem przeciągle. Ileż mogłem leżeć na swoim łóżku i nie robić nic? Czy to było w ogóle rozsądne? Chyba zaczynała boleć mnie głowa.
- Muszę się ruszyć, muszę coś zrobić, bo zaraz padnę trupem, jak Śnieżka! A ja nie lubię Śnieżki! - bredziłem głośno.
- Ja cię pocałuję i wrócisz do żywych. - odezwał się ze swojego łóżka Syriusz. - A skoro jesteśmy w temacie. Którą księżniczkę lubisz?
Prychnąłem raz, później kolejny raz i zastanowiłem się. Lubiłem jakąkolwiek?
- Śpiąca ujdzie. - stwierdziłem. - Lubię Roszpunkę, o! I Kota w butach, chociaż on taki nieksiężniczkowy jest. - słyszałem śmiech Syriusza i cichuteńkie skrzypnięcie jego łóżka, kiedy się podnosił.
- Co powiesz na historię współczesnej dziewczyny, która ma wyjść za księcia? - rzucił będąc zdecydowanie bliżej mnie niż przypuszczałem. - Słuchaj. - usiadł na moim materacu i uśmiechnął się czarująco. - W kraju podobnym do naszej Anglii, ale o wiele bardziej rojalistycznym, młody książę musiał znaleźć sobie kandydatkę na żonę, więc w całym kraju ogłoszono konkurs dla młodych dziewcząt. Relianna była wieś... no dobra, nie była wieśniaczką, ale dziewczyną z gminu.
- Którą rodzice skrzywdzili imieniem. - pozwoliłem sobie zauważyć za co otrzymałem karcące spojrzenie Syriusza.
- Jej siostra miała na imię Jamessa, więc przycisz się i nie krytykuj. - musiałem powstrzymać śmiech. Było oczywiste skąd to bierze i brzmiało to tym głupiej. - No więc, była sobie z gminu, ale też miała prawo ubiegać się o rękę księcia. Coś pomieszałem, ale nie ważne. No i tak się trafiło, że burmistrz jej miasta, wytypował trzy dziewczyny, które miały wziąć udział w konkurach i w tym celu wyjechać do stolicy. Po drodze dziewczyny zostały napadnięte przez bandziorów, którzy chcieli je okraść, uratował je dzielny młodzieniec na motocyklu i...
- I on był tym księciem. - dokończyłem za niego.
- A właśnie, że nie! - oczywiście, że trafiłem, ale teraz musiał zmienić swoją bajkę. - Chłopak szybko zniknął, więc dziewczyny nawet nie wiedziały kim był i dopiero później okazało się, że to... książęcy kucharz i przyjaciel księcia! O! - ale wymyślił. - No i kiedy dziewczyny w końcu dotarły do zamku i zostały ulokowane w swoich pokojach, miały jeszcze dobre trzy dni do zagospodarowania. Więc, ta, jak jej tam było?
- Religia?
- Nie, ale niech będzie Relia. - machnął ręką. - Więc Relia chodziła po mieście i poznawała je, kręciła się chętnie po wielkich ogrodach pałacowych i tam spotkała chłopca uświnionego od czoła po, no, po kolana mąką, bo chłopak się niedawno potknął i rozwalił worek, który niósł. Więc dziewczyna go nie poznała, ale porozmawiali sobie i przypadli sobie do gustu, niestety chłopak wiedział, że jeśli książę zdecyduje się na Relię, to on może o niej zapomnieć.
- A jak miał na imię ten chłopak?
- Yy, a nie mówiłem? - pokręciłem głową. - No to miał na imię Syterius. No, ale... Dziewczyna dowiedziała się kim jest dopiero na balu maskowym, kiedy chłopak zgubił maskę, a został zawołany po imieniu przez księcia. No i w sumie to nie mam pojęcia co dalej.
- Jakoś tak się stało, że Relia była z tym Syteriusem, a książę pobłogosławił ich związek i żyli długo i szczęśliwie gotując dla rodziny królewskiej. - pozwoliłem sobie skończyć by mieć święty spokój.
- Może być, chociaż ja bym to rozwinął. Wiesz, dodał trochę dramatu i tak dalej.
- Jesteś pewny, że dramat to to czego teraz potrzebuję? - spojrzałem na niego z lekką ironią, a on przytaknął mi z miną człowieka, który rozważa wszystkie za i przeciw.
- Masz rację, dramat nam nie jest potrzeby teraz. - przysunął się do mnie i złapał mnie za ręce. - Więc, Relia i Syte, bo nie pamiętam jak mu dalej było, żyli długo i szczęśliwie. Ale! Wcześniej okazało się, że Syte to nieślubne dziecko króla i też musiał dostać jakąś część majątku, więc król dał im duży dworek za miastem, gdzie mogli się wprowadzić i zapraszać gości, a nawet księcia i jego nową żonę, którą została przyjaciółka Relii. No i wtedy żyli sobie długo i szczęśliwie i bogato!
- Może powinieneś zająć się pisaniem romantycznych historii dla nastolatek? - zaproponowałem żartobliwie i pogłaskałem go po policzku opuszkami palców. Roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie mocno. Jego wargi niemal zmiażdżyły moje, kiedy mnie całował.
To było o wiele bardziej interesujące niż bezczynne siedzenie, więc z przyjemnością wtopiłem się w tę słodycz i oddałem całowaniu mojego chłopaka. Co z tego, że przyjaciele byli w pokoju, skoro najprawdopodobniej spali nie reagując wcześniej na bajkę, którą opowiadał Syri. Prawdę mówiąc, podobała mi się, chociaż była wymyślana na poczekaniu i nie do końca rozwinięta. Poniekąd byłem ciekaw jak prezentowałaby się w całości. W końcu ja naprawdę trafiłem na mojego bogatego księcia z bajki, kiedy byłem nikim, a nawet mniej niż nikim bo wilkołakiem. A tu nagle, zdobyłem nie tylko na przyjaciół, ale i kochanka, który mnie akceptował.
- Przemyślę twoją propozycję kariery. - szepnął mu na ucho i specjalnie zaczął je ssać żeby mnie pomęczyć i doprowadzić do szaleństwa. Syriusz potrafił to osiągnąć bez trudu.
- Lub napisz to dla mnie w wolnym czasie. Będę sobie to czytał, kiedy wrócę do domu na wakacje. Przed naszym wyjazdem nad morze. - wygiąłem się odrobinę żeby mógł przywrzeć wargami do mojej szyi. Obdarowywanie się małymi czułościami było bardzo przyjemne.
- Napiszę dla ciebie też coś o syrence. Ale nie martw się, to będzie oryginalne i wyjątkowe. Ani trochę niepodobne do tej starej bajki, którą zna już każdy.
- No, już, już, mój ty niespełniony pisarzu. - pogłaskałem go jak dziecko po tych jego cudownych włosach i wtuliłem się w jego szerokie ramiona. Nie wiem, jak to robił, ale jego ciało było z każdym miesiącem coraz lepiej zbudowane. Nie był już dzieckiem, ale młodym mężczyzną. Nawet James, który przecież ćwiczył ze swoją drużyną quidditcha więcej niż sam Black, nie mógł pochwalić się tym, czym Syri. Może chłopak miał to w genach? Nie wiem, bo i nigdy nie widziałem za dobrze jego rodziców, a teraz już wcale ich nie pamiętałem.
Usiadłem mu na udach i uśmiechnąłem się zawadiacko. Wiem, że musiałem być ciężki, ale Syriusz był tym, który musiał to znosić. Odpowiedział mi swoim uśmiechem, w którym kryła się cała masa uczuć.
To była chwileczka i już całowaliśmy się i jednocześnie przepychaliśmy. To ja byłem na górze, to znowu on leżał na mnie. Ciężko było połączyć ze sobą te dwie czynności, a dodatkowo jeszcze śmialiśmy się nie potrafiąc przestać. To było jakieś inne, lepsze. Całować się, siłować, śmiać.
- Syriuszu, zaraz wybijesz mi zęby swoimi. - byłem zmuszony żeby się odsunąć. Nie chciałem go przypadkiem dziabnąć, gdyby przywarł do mnie wargami, w chwili, kiedy ja zaczynałem mówić. I tak wielokrotnie już ryzykowaliśmy, ale czasami byłem skłonny podjąć to ryzyko, gdyż wiązało się ono zawsze z cudowną zabawą. Ja, Syriusz i śmiech, który podobno przedłuża życie, a już na pewno produkuje więcej pozytywnej energii w każdym ciele. Lubiłem się śmiać, choć mogło to nie pasować do wilkołaka. Ale kogo to obchodziło? Byłem wilkiem innym niż wszystkie. Zbyt łagodnym, zbyt inteligentnym i nazbyt uzależnionym od słodyczy. Tak, zdecydowanie byłem dziwnym wilkołakiem.
- Możemy zrobić sobie mały spacerek po szkole i błoniach. - zaproponował Syriusz. - W ramach rozluźnienia się i zajęcia czasu.
- Tak, jestem tego samego zdania. - zgodziłem się, bo nagle przypomniałem sobie o moim planie „odwiedzin” w Miodowym Królestwie, gdzie czekały na mnie czekoladowe rarytasy. - Zdecydowanie musimy się stąd ruszyć i pooddychać świeżym powietrzem. Zostawimy chłopakom wiadomość.
Tak też zrobiliśmy, kiedy upewniliśmy się, że obaj śpią. Zaczarowałem kartkę papieru by wyśpiewała im, gdzie się udaliśmy i na palcach opuściliśmy pokój. Oczyszczenie myśli było mi niezbędne.

1 komentarz:

  1. Jak Ty to robisz, że od tylu lat Cię uwielbiam do granic możliwości, a i tak z każdym nowym rozdziałem moje uwielbienie do Ciebie i tej historii rośnie? :D

    OdpowiedzUsuń