niedziela, 27 kwietnia 2014

Wielkanocne cosie

18 kwiecień
Hogwart kipiał – od ludzi, do radości, śmiechu i pisku dzieci, komentarzy i rozmów. Słońce świeciło jasno, intensywnie, wiatr przyjemnie chłodził, trawa zieleniła się intensywnie, a niebo było cudownie błękitne – idealna sceneria na Wielkanocne zabawy. Zresztą, po zjedzeniu wyśmienitej czekoladki mlecznej z czekoladowym, alkoholowym nadzieniem, która osłodziła mój organizm i cały dzień, musiałem widzieć świat przez czekoladowe okulary, co Syriusz podkreślił już trzy razy od kiedy uległem swojemu uzależnieniu od łakoci.
Muszę przyznać, że byłem trochę zaskoczony tym, jak wiele uczniów naszej szkoły na młodsze rodzeństwo, które dzisiaj nas odwiedziło, a pewnie znalazłyby się i takie bąble, które nie były jeszcze w stanie chodzić, więc zostały w domu z tatusiami lub mamusiami. Nawet siostra Jamesa pojawiła się i przykleiła do brata, jakby to miało jej w jakiś sposób pomóc w zadomowieniu się lub odnalezieniu czekoladowych jajek, kiedy już rozpocznie się pościg za nimi. Biedny J. miał nie lada problem by się jej pozbyć, jako że nie podzielał jej przesadnej miłości i chociaż z głębi serca uwielbiał swoją siostrzyczkę, to jednak starał się nie niańczyć jej by mniej grała mu na nerwy. W końcu nawet rodzina może się sprzykrzyć, kiedy ma się ją ciągle zbyt blisko siebie.
Marcel Camus był w tym wypadku przeciwieństwem Pottera i wielu innych osób, jako że w jego przypadku przebywanie z rodziną było istnym niebem, więc pewnie żałował, że Fillip nie mógł zjawić się w szkole. Nie wiedziałem dlaczego, ale pewnie było to ważne, skoro się na to nie zdecydował. Ich syn, Nathaniel, nie miał chyba nic przeciwko tej chwili wolności, gdyż wtulony w ramiona taty pytał tylko o czekoladowe jajeczka, które już na niego czekały i nawoływały żeby je zjadł. Nie podsłuchiwałem, po prostu to słyszałem, a mały wcale nie szeptał tego na ucho nauczycielowi, ale mówił bardzo głośno by przekrzyczeć gwar rozmów innych bobasów.
Wielkanocna zabawa zaczęła się od krótkiego przemówienia dyrektora, który podziękował wszystkim za przybycie, zachęcił do wzięcia udziału w polowaniu na jajka i innych zabawach z czekoladowymi jajkami związanymi. Uznałem, że nie przepuszczę takiej okazji i zgłosiłem się do rzucania do celu piłkami, w czym nie mogłem być taki zły jako stuprocentowy wilkołak. Miałem siłę w rękach, całkiem niezły wzrok i ogromny apetyt na słodycze.
- Panie Black, idź pan wygrywać dla mnie. - rzuciłem do Syriusza oglądając atrakcje.
- Czy ty mnie próbujesz wykorzystać? - udał nadąsanie.
- Niech pomyślę. Tak. Ponieważ nie ma na to lepszego określenia, jesteś sprawny, nie jesz słodyczy, i tak nie masz co robić. - mam wymieniać dalej, żeby udowodnić, że rzeczywiście próbuję cię wykorzystać jak należy?
- Sądzę, że to mi w pełni wystarczy i wyrażam właśnie swoje oburzenie tym faktem. - musiał mi to powiedzieć, bo nigdy bym się nie domyślił widząc jego uśmiechniętą minę.
- Cieszę się, że zgłaszasz sprzeciw, a teraz idź wygrywać. - powiedziałem rozkazująco. - Hm, powiedzmy, że dziesięć jajek to jeden buziak. Tak, to dobra liczba. Nie ma dziesięciu jajek, nie ma buziaka. Cóż, mówiłem całkiem serio. Nie z powodu mojego łakomstwa, ale dlatego, że tak właśnie wyglądały dzisiaj moje pomysły. Byłem całkowicie słodkolubny, łakocionapalony i czekoladowopomysłowy. Inaczej mówiąc, wszystko kojarzyło mi się z czekoladowymi, nadziewanymi jajkami, które wystarczyło wygrać by móc je jeść i jeść, i jeść, bez płacenia za chociażby jedno, co przy stanie mojego portfela miało ogromne znaczenie.
- Jesteś bezczelny. - skomentował moje rozkazy Syriusz i urażony splótł ramiona na piersi. - Jak tak można wykorzystywać kochanka?
- Darowane mniej tuczy. - wymyśliłem na poczekaniu. - Więc idź wygrywać i przynosić mi po dziesięć jajek za buziaka. Poświęcę się i dam ci buzi za pięć jajek, jeśli nie zdołasz zdobyć więcej. Przecież nie można być dobrym we wszystkim, więc może przesadziłem nakładając na ciebie tak dużo? - taktyczne rozbudzenie w mężczyźnie chęci udowodnienia swojej wartości. To było oczywiste, ale Syri i tak dałby się w to wciągnąć, więc nie miałem nic do stracenia, gdyby mnie nawet zaskoczył swoją reakcją.
Tak jak myślałem, Syriusz podjął wyzwanie od razu i poszedł grać we wszystko byleby zdobyć jak najwięcej jajek dla mnie, co pozwoliłoby jemu dostać buzi. Zresztą, i tak pewnie dałbym mu buziaka, ale lepiej jeszcze się na tym wzbogacić, niż stracić szanse na zapełnienie „słodyczowego żołądka”.
Wraz z rozpoczęciem poszukiwań jajek, na błoniach zrobiło się trochę luźniej, gdyż wszystkie dzieciaczki pognały szukać szczęścia to tu, to tam, to znowu siam i pod samym domkiem gajowego. Nauczyciele stali w miejscach, z których pilnowali malców by nic im się nie dało i by nie oddalali się przesadnie. W końcu zabawa zabawą, ale bezpiecznie musi być.
Zmęczyłem się od samego patrzenia na tę małą bandę, ale nie mogłem poddać się przedwczesnemu rozleniwieniu, więc zabrałem się za zdobywanie pożywienia, jak na dobrego wilkołaka przystało.
Więc się pobawiłem na tyle długo by wygrać trzy jajeczka – takie było maksimum przypadające w jednej grze na jednego ucznia. Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że łapczywie pożarłem wszystko, co zdobyłem, musiałem bawić się dalej, choć w coś innego, a to nie było łatwe. Szachy odpadały, często przegrywałem z Shevą, więc nie miałoby to najmniejszego sensu. Jedzenie burgerów na czas? Odpadało, Peter był w tym niezły, ale nie ja. Więc może coś równie dobrego? Pływanie kajakiem po jeziorze! Brr, mój wilkołak aż się zatrząsł. Nie lubił chłodnej wody, a ta niewątpliwie właśnie taka była.
- Remusie, wstyd. Nadajesz się tylko do rzucania piłek, zaklęć, jedzenia łakoci i czytania. Nie łudź się, nie ma konkursu na czytanie. Może powinieneś zamienić się w dziecko i razem z nimi szukać małego co nieco? Nie umiesz zamieniać się w dziecko, więc zapomnij. - rozmawiałem sam ze sobą. Poniuchałem w powietrzu, które miało cudowny aromat grillowanego mięsa. A więc zaczęły się przygotowania do obiadu! Aż mi ślinka napłynęła do ust i pognałem od razu weselszy w miejsce, gdzie grillowały się kiełbaski, steki, szaszłyki, warzywa. Nie zdziwiło mnie spotkanie z Peterem, który wpatrywał się łapczywie w jeszcze surowe mięso.
- Ja poproszę krwiste. - rzuciłem do Skrzata, który obsługiwał wielki grill i rozsiadłem się przy Peterze na magicznie postawionej w tym miejscu ławeczce. Momentalnie pojawił się przede mną papierowy talerzyk i plastikowe sztućce, jakbym był na jakimś mugolskim pikniku, jak te, o których opowiadał mi kiedyś tata. Było w tym wiele uroku i podejrzewałem, że właśnie to skłaniało Marcela i Fillipa do prostego życia bez przesadnych wygód, czym czasami obaj się chwalili.
- Jak psy. - usłyszałem za sobą skrzekliwy głos znienawidzonego wroga w postaci Lisicy, która wzięła w posiadanie Pottera i teraz przymilając się do jego małej siostry, chodziła za nim wszędzie. Dobrze, że dziecko było teraz zajęte, bo mogłem podjąć walkę z Evans. - Ledwo wyjąć mięso z lodówki, a już się dopraszają.
- Nie chcesz wiedzieć, co wyciąga James żebyś ty się szybko zjawiła. - mruknąłem z satysfakcją patrząc na to, jak dziewczyna się krzywi. - Pewnie wiesz kiedy idzie do łazienki, bo od razu cię ciągnie w te rejony, co? J. odsunie zamek, opuści gacie, a jego dziewczyna już waruje błagalnie. - nigdy nie byłem wulgarny i nie sprawiało mi to przyjemności, ale przy tej idiotce na pewno mi się odmieni, gdyż już teraz czułem przyjemne pulsowanie w piersi. - Wybacz, James, ale zawsze podejrzewałem, że jesteś kiepski w łóżku, a to znaczy, że twoja dziewczyna nie ma wygórowanych wymagań, jak długo jest coś żywego i wymiarowego.
- Dzięki stary, normalnie byle więcej takich kumpli! - prychnął J. i zmarszczył czoło patrząc na mnie wymownie. Musiałem urazić jego dumę i to jeszcze przed dziewczyną, która mu się podobała. Ja tam nie obraziłbym się, gdyby się od niego odczepiła.
- Nie ma sprawy, podejrzewam, że Sheva miałby o wiele więcej do powiedzenia na ten temat. A może ty się wypowiesz, co? Nie staniesz w obronie męskości swojego faceta? - nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale podobało mi się to. Może mój wilkołak znowu wychodził na zewnątrz, jak w czasie mojego pierwszego roku?
- Nie jestem tak niewychowana jak ty. - powiedziała dobitnie, chociaż widziałem po jej drgających lekko kącikach ust, że ma ochotę podjąć wyzwanie i walczyć ze mną na sprośności. Oj, zdziwiłaby się ile mogę mieć do powiedzenia!
- Oczywiście, że nie. Jesteś bardzo dobrze wychowana, ale czy twoje koleżanki wiedzą, że zaliczasz numerki z Jamesem w łazience chłopaków? - trafiłem, była zszokowana, a ja usatysfakcjonowany.
- Nic im nie mówiłem! - James podniósł ręce, kiedy dziewczyna spojrzała na niego wściekle i oskarżycielsko. - Naprawdę!
- Nie mówił, nie musiał. Mam dobrego nosa, a nie trudno rozpoznać na ubraniach Jamesa zapach jego potu i twoich perfum. Tym bardziej, kiedy TYLKO wychodzi do łazienki. - uwielbiałem być wilkołakiem.
- James, idziemy stąd! Nie będę tego dłużej wysłuchiwać! - nie wiedziała co mi odpowiedzieć, wiedziałem to i napawałem się swoją przewagą.
- Stek krwisty! - krzyknął Skrzat, co sprawiło, że straciłem zainteresowanie Evans i skupiłem je na mięsie, które miało zaspokoić moją rządzę krwi.

Harry.Potter.600.991760

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz