niedziela, 20 kwietnia 2014

Przygotowania do Wielkiego Świętowania

10 kwietnia
To był dziwny sen. W noc pełni zamiast w wilkołaka zamieniłem się w małego, białego króliczka, który był tak puchaty, że przypominał piłeczkę. Syriusz był małym, słodkim szczeniaczkiem, który śmiał się ze mnie, choć sam wyglądał nie lepiej. W moim śnie był także Sheva, który zamiast sowy, przybrał postać kurczaczka. To było zabawne, naprawdę zabawne! Ale nie kończyło zmian, bo nagle Syri nie był już czarnym pieseczkiem, ale białą owieczką i sam się zdziwił, kiedy zauważył swoje kręcone, miękkie loczki na całym drobnym ciałku. Tym razem to ja śmiałem się z niego i z tej niezadowolonej, nadąsanej miny na słodkim pyszczku. Najdziwniejsze było jednak to, że nasza trójka znajdowała się w wielkim, kolorowym koszyku, który niósł Hagrid, a wydrążył go w dyni. Mimo wszystko to był bardzo dobry sen, więc i dzień musiał być podobny.
A tak się złożyło, ze dyrektor przyjął zaproponowany przez nas plan Świąt Wielkanocnych w gronie rodziny na zamku, co oznaczało tyle, że większość uczniów postanowiła zostać w Hogwarcie, a ich rodzice z małymi pociechami – bo taka była główna grupa odbiorców naszych zaproszeń – miała przyjechać na niezobowiązujące zabawy, wyżerkę i trochę relaksu. Naturalnie nie było mowy o zwaleniu przygotowań na nauczycieli, gdyż oni zwalili je na nas i tak miała upłynąć nam dzisiejsza sobota.
Kto wpadł na pomysł żebyśmy zajmowali się małym zwierzyńcem dla najmłodszych?! Dobrze, Syriusz, James i Peter mogli się bawić z milusińskimi przyniesionymi przez Hagrida. Ale ja?! Wilkołak i króliczki?! Dobrze, że chociaż trafiła mi się praca przy zbijaniu zagrody i klatek. Nie musiałem mieć bezpośredniego kontaktu ze zwierzakami, a jednak pracowałem przy nich z kolegami. Chłopcy zajęci byli myciem i czesaniem króliczków, robieniem im fryzur, szorowaniem małych ptaszków, które nie miały jeszcze buntowniczej natury by dziobać i innych zwierząt, które dyrektor uznał za odpowiednie do zabawy dla dzieci. Dodatkowo przewidziano jazdę na wielorożnym jelonku, którego przygarnął przed miesiącem Hagrid i opiekował się nim, gdyż zwierzak miał złamaną nogę. Teraz był już zdrowy i bardzo przywiązany do swojego wielkiego, kudłatego przyjaciela.
Przerzuciłem kartkę planu, który dostałem i posługując się nim oraz magią, składałem właśnie piątą klatkę. Nie przewidziałem tylko tego, że Syri zajdzie mnie od tyłu idąc pod wiatr, przez co go nie wyczułem i nie usłyszałem, a wystraszony podskoczyłem wystarczająco gwałtownie by magicznie sterowany młotek nie uderzył we właściwe miejsce, przez co cała klatka rozsypała się i musiałem zaczynać od nowa.
- Black! - skarciłem go odwracając się w jego stronę w tych ciepłych, silnych ramionach, a teraz także wilgotnych od wody z płynem. - Co ci się stało?! - zaskoczony odsunąłem się odrobinę. Syriusz miał całą głowę mokrą. Z jego długich, czarnych włosków kapała zapieniona woda, ale na twarzy nadal gościł szeroki, cwaniacki uśmiech.
- Wypadek przy pracy. Jedna bestia mi kicnęła w trakcie kąpieli i dostałem w twarz. - pocałował mnie. Jego usta miały smak mydła.
- Fuj, zaraz zacznę puszczać bąbelki. - skrzywiłem się – Powinieneś bardziej uważać. Nie jest jeszcze tak ciepło żebyś mógł się kąpać na zewnątrz.
- Tak, tak, wiem, mój ty zamartwiający się pierniczku. Spokojnie, nic mi nie będzie. Ty mnie ogrzejesz.
- Uważaj, bo się przeliczysz! - pogroziłem mu palcem i odgarnąłem mokre pasmo z czoła. - Musisz się wytrzeć, poczekaj. Skoczę do Hagrida i przyniosę od niego jakiś ręcznik. - Syri przewracał oczyma, ale pozwolił mi na to. Nie miał wyjścia. Pocałowałem jego wyjątkowo niesmaczne, bo gorzkie usta i wykorzystałem swoją wilkołaczą prędkość by pobiec do chatki gajowego.
Miałem szczęście, bo Hagrid właśnie z niej wychodził niosąc kosz marchewek i jabłek. Zagadnąłem go o ręczniki dla chłopaków i aż się zarumienił uzmysławiając sobie, że sam o tym nie pomyślał, a przecież widział w jakim stanie byli, kiedy ich zostawiał sam na sam z baliami wody i zwierzakami. Powiedział mi gdzie mam szukać czystych ręczników, więc nie miałem problemu z ich znalezieniem. Były wielkie, ale w razie naprawdę dużych kłopotów moi przyjaciele mogli się nimi owinąć cali, więc nie sądziłem by był to problem.
Hagrid zaczekał na mnie i chociaż proponował pomoc przy niesieniu, odmówiłem. Wyjaśniłem, że muszę dbać o kondycję i siłę, bo będzie ze mnie kiepski mężczyzna i to zrozumiał. Nie musiał wiedzieć, że mam więcej sił niż na to wygląda.
Po drodze nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ale wystarczyło, że w zasięgu wzroku znalazły się jego zwierzaczki, a rozkręcił się i nie zamykał nawet wtedy, kiedy doszliśmy do chłopaków. Zarzuciłem ręcznik na każdego z nich i zatrzymałem się przy Syriuszu kładąc ręce na jego głowie.
- Nie ruszaj się. - rozkazałem mocno „wcierając” ręcznik w jego głowę. Musiałem wysuszyć te długie strąki by mi się nie rozchorował.
- Auć, to boli bestio jedna! - zaczął narzekać w pewnym momencie. - Chcesz żebym ołysiał?!
- Chcesz się przeziębić? - byłem niewzruszony.
- Sam to zrobię! - odepchnął mnie jak natrętnego robaka i zaczął delikatnie masować swoje włosy. Przypominało mi to głaskanie, więc znowu zaatakowałem. Tym razem to ja odtrąciłem jego ręce.
- Nie potrafisz, sio! - znowu zabrałem się to konkretnego suszenia i tym razem nie dałem się już odsunąć od tego zajęcia. Uparłem się i nie miałem najmniejszego zamiaru pozwolić chłopakowi na wykręcanie się. Im dłużej był mokry, tym większe było prawdopodobieństwo, że zachoruje.
Dopiero usatysfakcjonowany dałem mu spokój i pozwoliłem dalej zajmować się myciem zwierzątek i dumny z tego, że postawiłem na swoim, wróciłem do swoich klatek. Westchnąłem patrząc na ostatnią, niemal skończoną, a teraz rozsypaną i do ponownego zbicia. I pomyśleć, że przez chwilę wcale o tym nie pamiętałem!
Kiedy się z tym uporałem, przeniosłem się w miejsce, gdzie czekała zagroda.
- Słyszałem, że Dumbledore zamówił tysiąc czekoladowych jajeczek z kremem. - zwrócił się od mnie Hagrid. Rzuciłem na niego okiem, wielki, zarośnięty mężczyzna oblizał się z wyrazem rozmarzenia na twarzy. - Będzie je chował po całych błoniach i pozwoli dzieciom ich szukać. Cholibka, może i my się załapiemy, co? Oj, zjadłbym takie jajeczko! Jak byłem w Hogsmeade to słyszałem jak mówili ludziska, że Miodowe Królestwo sprowadziło jakieś nowe jajka. Takie dla dorosłych z alkoholem i dla dzieci z galaretka i pianką.
- Podsłuchałeś? - uściśliłem.
- Usłyszałem! Przypadkiem! - od razu zaczął się bronić. - Nie specjalnie, oj nie! Przypadek, czysty przypadek! Ale i smaczny, nie? Mmm, zjadłbym takich smakołyków. Może się coś nawinie, kiedy psorzy rozrzucą te jajka. Niby zabawa ma być dla dzieciaków, ale nic nie przeszkadza nam szukać, nie?
Powinienem zgrywać twardą sztukę i nie przyznawać się do swojej słabości względem słodkiego, ale kiedy Hagrid tak kusił opowieściami o nowych specjałach, nie mogłem nie zareagować.
- Jestem pewny, że i dla nas coś będzie. Dyrektor nie pozwoli nam głodować. Na pewno kupił wystarczająco dużo jajek dla uczniów, gości i nauczycieli. No i dla ciebie, naturalnie. - przytaknąłem mu, chociaż w myślach słyszałem ten nieznośny głosik szepczący: „dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie wszystko!”.
I nagle przyszło mi do głowy, coś okropnego. Przecież znałem przejście do Miodowego Królestwa, prosto do piwniczki, gdzie trzymano zapasy. To była straszna myśl, gdyż wiązała się z nieuczciwością. Ja naprawdę miałem ochotę zakraść się do sklepu i wziąć sobie po jednym jajku każdego nowego rodzaju. Zostawiłbym pieniądze! Jasne, że bym zostawił! Ale i tak polegało to na zakradaniu się i zabieraniu łakoci zanim ktoś kupi je wszystkie.
- Nieważne, Remusie. I tak to zrobisz. - powiedziałem do siebie. Syriusz nie mógł o tym wiedzieć! W żadnym razie! To było zbyt wstydliwe żebym mógł komukolwiek zdradzić, co przychodziło mi do głowy.
- Coś mówiłeś, Remusie? - Hagrid spojrzał na mnie pytająco układając na trawie wielkie belki, z których miał zrobić wybieg dla jelonka żeby dzieci miały gdzie na nim hasać.
- Nie, nie. Tak coś do siebie mi się wyrwało, ha, ha. - gdyby teraz słyszał mnie Syriusz, albo inny z przyjaciół, byłoby jasne, że coś kombinuję i nie jestem szczery. Na szczęście słyszał mnie tylko Hagrid, a on nie wiedział jaki jestem codziennie, więc nie musiałem się obawiać zdemaskowania. - Coś jeszcze mamy do sklecenia po zagrodzie? - zapytałem by niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi.
- Niech no ja pomyślę. - gajowy podrapał się po kudłatej głowie. - Niech pomyślę, choć pomyślunek u mnie żaden. Nie, na razie nie mamy nic innego. Zrobimy sobie przerwę i poczęstuję cię ciasteczkiem. - chyba zauważył moją przerażoną minę bo dodał od razu. - Kupionym, nie było czasu robić.
- Ah, to chętnie. - uśmiechnąłem się przepraszająco. Nie chciałem go urazić, ale sądząc po jego minie wcale nie poczuł się dotknięty moją reakcją. I za to naprawdę go lubiłem.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie piszesz tego bloga, trzymam za ciebie kciuki !

    OdpowiedzUsuń