niedziela, 13 kwietnia 2014

Pijemy!

Wszystkie moje zmysły były napięte jak postronki i zdawały się poruszać niczym schwytane, dzikie zwierzątko, zaś smak czekolady w ustach wywoływał kontrastujące z tamtym niepokojem, uczucie zadowolenia i ciepła. Nie codziennie dostaje się przecież zaproszenie od dyrektora na wspólne kosztowanie wina, nie codziennie chce się odkryć tajemnicę nazbyt szczęśliwego nauczyciela. Nic więc dziwnego, że przed wyjściem z pokoju zjadłem całą tabliczkę „krówki” - mlecznej czekolady z krówkowym nadzieniem. Zresztą, w szafce czekała kolejna czekolada, tym razem „łaciata” - z mlecznej czekolady, na której powierzchni tu i tam rozkwitały krowie plamy z czekolady białej. Czekolada, czekolada, czekolada – uwielbiałem to słowo, mogłem powtarzać je sobie całymi dniami i już sam dźwięk towarzyszący wypowiadaniu tego słodkiego słóweczka, sprawiał mi przyjemność i nastawiał pozytywnie do życia.
Poprawiłem się szybko, przygładzając ubranie, jakbym miał się zaraz zjawić na jakimś balu, nie zaś na zwykłej, nudnej herbatce u Slughorna, gdzie herbatę miało zastąpić wino. Nie ma nic lepszego niż wino po czekoladzie! Albo wino z czekoladą! Nie, nie miałem pojęcia jak może smakować takie połączenie, ale kogo to właściwie obchodziło? Mnie niespecjalnie.
Syriusz zapukał zanim zdążyłem się przygotować psychicznie do działania, a zanim ochłonąłem po tym, jak się pospieszył, nauczyciel eliksirów już nam otworzył.
- No, nareszcie! Już myślałem, że się nie zjawicie i zaczniemy bez was! - przywitał nas na wstępie i pogonił do środka rozglądając się po korytarzu, czy ktoś nas nie śledził.
- Witam, chłopcy. Dobrze was widzieć, siadajcie, siadajcie. - dyrektor wstał na nasze powitanie i pokazał nam miękkie pufy otaczające szklany stolik, na którym znalazły się już kieliszki i świeżo otwarta butelka wina. Mężczyzna machnął ręką i butelka sama się uniosła dzieląc rumianym płynem.
- Horacy, siadaj, jesteśmy bezpieczni. Napijmy się za wiosnę i powodzenie we wszystkich naszych projektach! - podniósł kieliszek i uśmiechnięty czekał byśmy zrobili to samo.
- Tak, za wiosnę i powodzenie. - przytaknął gruby nauczyciel, więc nie było sensu spowalniać nieuniknionego. W konsekwencji, ja i moi przyjaciele również sięgnęliśmy po swój przydział. Sześć kieliszków stuknęło pośrodku stołu. Mimowolnie powąchałem szkarłatny płyn przed wypiciem. Jego zapach wydawał mi się kwaśny choć słodki, a więc podobny powinien być i smak. Rzeczywiście, tak właśnie było. Przyjemny, chociaż nie w moim stylu. Byłem osobą rozkoszującą się nadmiernie cukrem i gdyby nie moja wcześniejsza dietka czekoladowa, pewnie krzywiłbym się pijąc wino.
- Panowie mają co świętować? - zapytał odważnie Syriusz, kiedy każdy z nas łyknął już po dwa, trzy łyki, zaś Slughorn dolał sobie do pełna. Kruczowłosy szybko zaczął swoje przesłuchania, jak na kogoś wydawał mi się rozsądny. Ale czy zwlekanie nie wydawałoby się bardziej podejrzane?
- Zawsze jest co świętować. - przyznał Dumbledore. - Wiosnę, bliski koniec roku szkolnego, wszystkie odniesione dotąd sukcesy, bliski finał quidditcha. - no tak. Jak to w ogóle możliwe, że zapomniałem o finale, w którym przecież mieliśmy zagrać? Nawet James nie przeżywał tego zbyt entuzjastycznie, nazbyt zajęty swoim romansem z Evans, zaś Syriusz nigdy nie lubił się przechwalać czymś takim. A więc mieliśmy co świętować, ale czy dotyczyło to także dyrektora?
- Prawda, prawda! - przytaknął nauczyciel eliksirów – Nie ma to jak świętowanie każdego, nawet najmniejszego sukcesu. Napijmy się! - polał nam wszystkim i znowu piłem małymi łyczkami słodko-kwaśne wino, które sprawiało, że moje podbrzusze łaskotało, jakby ktoś wypełnił je mrowiskiem.
- Za finał i dobrą grę! - podjął wątek James, który najwidoczniej dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest wśród „swoich” i nie musi ukrywać swojego zainteresowania ulubionym sportem. Evans nieźle go wytresowała, jak na tak krótki czas związku.
- I za bliskie wakacje! - przytaknął rozentuzjazmowany alkoholem Peter. Ten to potrafił szybko się upić. Dwa małe pół-kieliszki i już czuł wirowanie. Nie powiedziałbym, żeby w moich oczach zasługiwał na podziw, ale i tak był w nie najgorszej sytuacji, gdyż my byliśmy przytomni i gotowi wybadać dyrektora. Gdyby ten tylko nam na to pozwolił.
- Tak się zastanawiałem, ma pan dzieci? - James wypił łyk wina i uśmiechnął się niezobowiązująco do dyrektora, któremu zadał pytanie. - Nie wiemy o panu zbyt wiele, a to chyba trochę wstyd, prawda? Zawdzięczamy panu radość nauki w Hogwarcie, a nigdy nic o panu nie wiemy. Poza tym, że lubi pan słodycze.
- Więc to nie wystarczy? Lubie też dobrze przyprawione mięso i pomidory. - mrugnął do nas na poły zalotnie. - ale odpowiem na twoje pytanie, Jamesie. Tak, mam dzieci. Wszyscy nimi jesteście. Każdy uczeń naszej szkoły jest dla mnie dzieckiem, o które się troszczę na swój dyrektorski sposób. - na pewno wiedział, że nie o to nam chodziło, ale nie dał się podejść. Albo to tylko nam się wydawało, że ciąża może być powodem jego radości. Może źle szukaliśmy źródła i chodziło o jakieś osiągnięcie i kolejną nagrodę, jaką miał zdobyć w najbliższym czasie?
- Wypijmy za wszystko to, co może nam pomóc zrewolucjonizować świat. - zaproponowałem niepewnie, a Dumbledore podjął wątek wyraźnie zadowolony.
- Tak, to cudowny pomysł, Remusie! Za rewolucję naszego świata, który może stać się o wiele lepszy dzięki nowym odkryciom! - czy tylko mi się wydawało, że dyrektor i nauczyciel eliksirów spojrzeli na siebie wymownie podczas tego toastu?
Propozycji wypicia było wiele, ale w pewnym momencie Dumbledore podał ciastka i kanapeczki, a nasze kieliszki zniknęły zastąpione szklankami soku, ca sensownie argumentował naszym nieprzyzwyczajeniem do alkoholu. Byłem mu za to wdzięczny, bo czułem, że muszę zajeść to co wypiłem, nawet jeśli nie było tego wiele. Pyszne ciacho w kształcie kwiatka z delikatnym, malinowym nadzieniem to wspaniałe rozwiązanie dla słodkolubnego żołądka.
- Powinniśmy częściej organizować takie wieczorki. - Slighorn odstawił pusty kieliszek na stół i wepchnął do ust całe ciasteczko. - przynajmniej raz w miesiącu powinniśmy zapraszać chłopców na małe świętowanie. Następnym razem to ja poproszę swoich Ślizgonów żeby nam towarzyszyli. Albo mój Klub Ślimaka, będą zachwyceni, jeśli to odpowiednio przyozdobię słowami.
- Tylko nie przesadź, Horacy. Nie chcę rozpijać uczniów, a jedynie pomóc im w odstresowaniu się i nabraniu sił do pracy przed egzaminami. - nie, nie mogło chodzić tylko o to. On coś ukrywał, a ja wiedziałem, że dziś się tego nie dowiemy. Musieliśmy więc dać za wygraną, jeśli nie chcieliśmy żeby ktokolwiek domyślił się, co nam w głowach siedzi.
Ile dokładnie czasu spędziliśmy w gabinecie Slughorna zanim uznaliśmy, że najwyższy czas wrócić do siebie? Nie miałem pojęcia, ale ziewałem już ze zmęczenia, a moje głowa wydawała mi się ciężka. Może nie powinienem pić wina? A może zwyczajnie nie wyspałem się w nocy? Za oknem wcale nie było ciemno, a jednak czułem, że zasnąłbym w pięć minut i nie obudziłaby mnie nawet wojna.
Dyrektor zauważył mój stan i najwidoczniej moi przyjaciele byli w podobnym, gdyż mężczyzna zaproponował koniec imprezy. Zgodziłem się, tym bardziej, że i on planował wrócić do siebie i jeszcze zająć się ostatnimi obowiązkami, które czekały na niego dzisiejszego dnia. Czy na starość nie powinno się być bardziej zmęczonym? Jak to możliwe, że ktoś taki jak on, miał więcej energii niż młody wilkołak? Czyżby powód do radości dodawał mu także sił do pracy? To możliwe, przecież nic tak nie zachęcało do życia jak powodzenia i miłe rzeczy, które nas spotykają. A jednak, nikt nie mógł pobić Dumbledore'a, który nie miał sobie równych w szczęśliwym życiu pełnym uśmiechu i satysfakcji. Stanowisko dyrektora było jego przeznaczeniem, byłem tego pewien ilekroć na niego spoglądałem i widziałem ten jego entuzjazm.
- Kiedy chce się zmienić świat, nie ma czasu na odpadanie z sił. - wyjaśnił mi cicho, najwyraźniej odgadując moje myśli bez trudu. - Siedząc nic się nie osiągnie, narzekając nie zajdzie się zbyt daleko, nie szukając czasu, nawet i na siłę, nie wciśnie się w plan dnia nawet dodatkowego oddechu, nie mówiąc już o diecie, jaką stara się zachować pani Sprout. Sami się przekonajcie. Mogło się nam wszystkim wydawać, że nie ma już czasu na jakieś ćwiczenia, a tu nagle z rana bez problemu znalazło się chwilę na poranną gimnastykę dla zdrowia. Sam czasami się do niej przyłączam, kiedy widzę podobne ćwiczenia.
- A pan planuje? – zapytałem. Chciałem wiedzieć, jak daleko mógł dojść ktoś tak ambitny jak Dubledore.
-Widzisz, Remusie. Ja ciągle coś planuję i to mi się podoba, bo nawet jeśli plan nie wychodzi, ja wiem, że mogę go kiedyś ulepszyć o to, czego do tej pory nie było, a co zdobędę dzięki doświadczeniu. Więc powinieneś nie dać się zepchnąć na margines, ale działać najlepiej jak potrafisz i zawsze dawać z siebie wszystko. Ale teraz odpocznijcie, nie codziennie macie okazje pić tyle wina. - uśmiechnął się do nas i nawet zaproponował swoją asystę, kiedy będziemy opuszczać gabinet. To w sumie było rozsądne, więc przyjąłem pomoc z radością. Zresztą, wolałem mieć obok kogoś starszego, na wypadek gdyby Peter nam zaczął zwracać to co wypił i zjadł.
Zabawa mimo wszystko było świetna, nawet kiedy wziąłem pod uwagę, że nie osiągnęliśmy tym samym nic, a zagadka humoru mężczyzny nadal jest zagadką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz