czwartek, 29 maja 2014

Kuszenie w SS

Szorowanie basenów w Skrzydle Szpitalnym powinno znaleźć się na liście kar zakazanych. Czy kiedykolwiek byłem tak zmęczony jak teraz po tej harówce, która dopiero otwierała moją niemożliwie wielką karę? Jak ja miałem sobie poradzić z połową łazienek w szkole, kiedy już opadłem z sił, a byłem wilkołakiem? Satysfakcję sprawiał mi za to fakt, że Potter był tylko człowiekiem, a więc musiał być jeszcze bardziej wykończony.
Pani Pomfrey przychodziła co jakiś czas sprawdzać naszą pracę.
- Tu został jeszcze osad z kamienia. - męczyła nas – Tutaj jest przebarwione, szoruj tutaj dokładniej. Co wam w ogóle strzeliło do głowy żeby się okładać pięściami? Sądziłam, że jesteś rozsądniejszy, Remusie. - to zabolało.
- Nie używałem całej siły. - powiedziałem markotnie wpatrując się w czyszczony basen. - A to była męska kłótnia o męskie sprawy. Miałem stracić twarz? Tu szło o honor i zaufanie!
- Męska duma. - prychnęła kobieta. - Czy nawet małym mężczyzną musi tak odbijać na tym punkcie? O co poszło, o dziewczynę?
- Mniej więcej. - powiedziałem nie mniej markotnie i szorowałem dalej. W końcu poszło o babę, chociaż nie w tym sensie, o jakim myślała pielęgniarka.
- Och, to takie nierozsądne i dziecinne. - stwierdziła jakoś tak śpiewnie. - Pamiętam czasy, kiedy to o mnie chłopcy się bili. Byłam na nich tak wściekła, że wybrałam tego rozsądniejszego, który nie próbował swoich sił w tym starciu. - no tak, to wiele tłumaczyło.
- Sądziłem, że kobiety to lubią. Kiedy mężczyźni się o nie biją. - podjąłem, wyczuwając szansę dla siebie.
- Ależ nie, nie! Nie lubią takich przejawów bezmyślnej siły, chociaż patrzą na to żebyście szybciej skończyli się okładać. Taaak, pamiętam tamte czasy. - nagle zaczęła nucić cicho pod nosem wyraźnie ukontentowana - „Znam ze snu twe usta i oczy twoje znam. Jak we śnie tę samą masz postać, nawet uśmiech ten sam.”. Kobiety wolą żeby im śpiewać.
- Pani nie chce słyszeć jak śpiewam romantyczne ballady. - powiedziałem z przekąsem. - W zespole mogłem śpiewać, miałem głupie teksty i przyjaciół, którzy mnie zagłuszali, ale tak solo? Nigdy w życiu.
- Przesadzasz. Moim zdaniem naprawdę dobrze szło ci śpiewanie. Zresztą, możesz pisać wiersze, przynosić kwiaty. Nawet takie małe gesty się liczą.
- „Znam ze snu twe usta i oczy twoje znam. Jak we śnie tę samą masz postać, nawet uśmiech ten sam.” - spróbowałem. I tak już byłem poniżony, więc nic nie traciłem, a mogłem coś zyskać.
- A jednak potrafisz! - zaskrzeczała jak nastolatka i swoim „mmmmmmymmymyyy” zagłuszała moje stosunkowo ciche śpiewanie. - Przyniosę wam coś do wypicia, że też wcześniej o tym nie pomyślałam. - rzuciłem okiem, jak tanecznym krokiem wychodzi i mamrocze pod nosem słowa piosenki. Drzwi za nią zamknęły się, a ja i Potter zostaliśmy sami w wielkiej sali izolatki Skrzydła Szpitalnego.
Obaj myśleliśmy o tym samym, bo kiedy tylko nabraliśmy pewności, że Pomfrey nie wróci od razu, wyjęliśmy różdżki i zaczęliśmy zaklęciami czyścić wszystkie baseny, chociaż nie przenosiliśmy ich by nie zwracać na siebie uwagi. Musieliśmy przecież udawać, że nadal ciężko pracujemy, kiedy kobieta wróci, a że w tym czasie już będziemy tylko paprać magicznie wyszorowane powierzchnie, to już była tylko nasza sprawa.
Który z nas zdołał zrobić więcej zanim szkolna pielęgniarka nie wróciła z rokiem i dwoma szklankami? Nie wiem i nie obchodziło mnie to. Istotne było tylko, że będę miał mniej na głowie i mogłem wziąć wielki łyk czegoś orzeźwiającego zamiast usychać.
- Po drodze spotkałam waszą panią McGonagall. - powiedziała do nas kobieta, kiedy nasze szklanki były już puste, a praca dalej czekała. - Wyjaśniłam jej o co wam poszło i postanowiła złagodzić wam karę. Zamiast sprzątać własnoręcznie wszystkie łazienki, musicie wyczyścić na błysk połowę z nich, a drugie pół możecie potraktować magią.
- Więc baseny...
- Baseny nie podlegają złagodzeniu. Musicie się nauczyć, że nie należy się bić, ale rozwiązywać problemy w jakiś inny sposób.
- Więc myśli pani, że zamiast się bić lepiej zagrać o dziewczynę w karty? - spojrzałem na nią możliwie najbardziej niewinnym wzrokiem, na jaki było mnie stać. Chodząca naiwność i głupek.
- Oczywiście, że nie! - syknęła, jakbym nadepnął jej na odcisk. - To najgorsze co możecie zrobić!
- Więc już lepiej się bić? - dalej grałem, a ona przesunęła dłonią po swoich ułożonych idealnie włosach.
- Tak, to znacznie nie! To znaczy... - gubiła się, co sprawiało mi prawdziwą przyjemność. - Nie wolno wam ani się bić, ani o nią grać. Ona ma prawo wybrać sama. To że was jest dwóch i obaj lubicie tę samą dziewczynę nie daje wam prawa wybierania za nią. Co planowaliście zrobić jeśli ona nie chciałaby tego, który wygra, ale kogoś innego?
- Nie wiem, nie myśleliśmy o tym jeszcze.
- No właśnie! To nie są czasy, kiedy mężczyzna bierze kobietę za włosy i ciągnie do swojej jaskini. Wprawdzie nadal mieszkacie w jaskiniach, ale kobiety są już bardziej samodzielne. - to tłumaczyło dlaczego nie widziałem na jej ręce obrączki. Jeśli kobieta ma mężczyznę za człowieka pierwotnego to ciężko żeby zbudowali jakiś sensowny związek.
- Czy to dlatego żaden nauczyciel poza profesorem Camusem nie jest w związku małżeńskim? - ach ta ciekawość.
- Nie, nie! Oczywiście, że nie! - miałem jednak wrażenie, że nie ma pojęcia dlaczego tak jest. Zresztą ja także nie wiedziałem. Dumbledore był w jakiś związku, ale nikt nie wiedział z kim. Slughorn podkochiwał się w Sprout, ona i McGonagall miały chętkę na Camusa, który był już zajęty oficjalnie. - Sprawdzę co u Jamesa – postanowiła unikać moich trudnych pytań i teraz sterczała nas Potterem i przyglądała się jego pracy. Wyraźnie go to irytowało, ale usiłował to dzielnie znosić, co dodatkowo mnie cieszyło. Im trudniej było Potterowi, tym łatwiej szło mnie. Bez kata nad głową, mogłem szorować to co już magicznie wyszorowałem i teraz praca była o niebo łatwiejsza. Nie musiałem martwić się niczym, a i tak baseny błyszczały. Teraz to dopiero było mi dobrze! Nie podsłuchiwałem jednak rozmowy, jaką Potter prowadził z Pomfrey. To nie był mój interes, to nie była moja kara. Swoją miałem przed sobą.
Zanim zdążyłem rozkręcić się na dobre w oszukiwaniu pracy, do Skrzydła Szpitalnego wpadło dwóch chłopaków z Hufflepuffu. Jeden z nich trzymał na ramionami jakiegoś kudłacza. Wołali pielęgniarkę, która szybkim już pędziła w ich stronę.
- Mamy problem. Wiemy, że pani zajmuje się ludźmi, ale ten maluch został porzucony. Znaleźliśmy go przy bramie w pudełku. Proszę spojrzeć jaki on chudy! - pokazali jej małego szczeniaka o delikatnie brązowej sierści z białymi łatkami. Szczeniak chyba się bał, bo trochę drżał.
- Dawać mi go tutaj, zbadamy go. - powiedziała od razu kobieta i miała już całkowicie w nosie nasze czyszczenie. Zajęła się chudym, malutkim pieskiem. Było mi go trochę żal. Wydawał się taki bezbronny i maleńki, ale przy mnie stałby się tylko drżącą kulką pragnącą wyrwać się z łap wilkołaka, więc nie próbowałem nawet podchodzić.
Żałując, że nie mam możliwości nawet go pogłaskać, wróciłem do udawania, które przyspieszyłem teraz znacznie chcąc już z tym skończyć, ruszyć się z miejsca, działać zamiast bezmyślnie szczotkować miski na ludzkie „pozostałości” po posiłkach i napojach. Tęskniłem za Syriuszem, jego uśmiechem, ciepłymi słowami, łagodnym uśmiechem, cudownymi oczami, w których kryło się tyle uczuć.
Moja wola walki osłabła i przez chwilę myślałem o tym żeby jednak przeprosić Jamesa i McGonagall, a nawet dyrektora za to, że byłem taki nieodpowiedzialny, wręcz głupi i biłem się z przyjacielem o coś głupiego. Ale to wcale nie było głupie! To było ważne.
Nauczycielka transmutacji zjawiła się w pięć minut później, jakby wyczuła, że dzieje się coś ważnego. Pomfrey zaczęła jej tłumaczyć, co robi w SS piesek, który nagle stał się ważniejszy ode mnie i Pottera. Podsłuchiwałem chociaż nie było tak naprawdę nawet czego słuchać. Wiedziałem za to, w której chwili nauczycielka postanowiła do nas podejść i wtedy wymieniłem wyczyszczony basen na taki, na którym widać było wyraźnie kamienny osad od wody, w której był do tej pory czyszczony.
- Dokończycie to jutro. - powiedziała do nas po szybkiej inspekcji. - Teraz możecie wrócić do siebie, ale widzę was tutaj jutro po podwieczorku i posiedzicie do kolacji nad basenami. Skończycie, zabierzecie się za łazienki. Każdemu przypisałam już jedną – wręczyła nam plan rozmieszczenia naszych przydziałów. - Ostrzegam, będę kontrolować wasz szlaban, więc macie się postarać. Tym bardziej, że chyba nie chcecie zostawiać sobie nic na nowy rok szkolny. - była nieugięta, nawet jeśli rzeczywiście zaznaczyła te łazienki, które mogliśmy czyścić magicznie. Cóż, po niej mogłem się tego spodziewać.
- Dziękuję. - powiedziałem z pokorą i wyszedłem szybko z SS żeby móc rozpocząć proces zapominania o upokorzeniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz