niedziela, 1 czerwca 2014

Swędząco

W ŚRODĘ NOTKI NIE BĘDZIE!

12 maja
Otworzyłem oczy, ale nic innego nie mogłem zrobić. Byłem wycieńczony po godzinach szorowania basenów, a dziś czekała mnie ta sama rozrywka. Nie potrafiłem się podnieść, nie miałem na tyle sił. Zdołałem poruszyć nogami, były całe. Ale nie mogłem powiedzieć tego o obolałych rękach. Czy naprawdę zawsze miałem tyle nieużywanych mięśni? Teraz bolały mnie wszystkie te, których istnienie pozostawało dla mnie tajemnicą, gdyż nie interesowałem się anatomią. Nie, rękami nie mogłem poruszyć z własnej woli, a każda próba kończyła się jękiem bólu.
- Ha, obolały co? - usłyszałem Syriusza zaraz za kotarami mojego łóżka. Zasłona odsunęła się i ukazała uśmiechniętą twarz mojego chłopaka. - Niecodziennie masz okazję ciężko pracować, więc teraz cierpisz.
- Jaki ty jesteś dla mnie wyrozumiały. - prychnąłem. - Ja nie muszę pracować i nie będę musiał, bo mój facet zajmie się wszystkim. - rzuciłem kąśliwym tonem. - Bo przecież nie pozwoli swojemu kochankowi zamienić się w kurę domową i sprzątaczkę, prawda?
- Więc musisz mieć wyjątkowo dobrego, chłopaka. - Syri uśmiechnął się lekko. - Ale może pojawić się problem jeśli on nie będzie w stanie wykonywać tych wszystkich czynności. Gotowanie, pranie, sprzątanie... Myślisz, że ten twój ideał da sobie z tym radę? Słyszałem, że pochodzi z dobrego domu, gdzie to nie było konieczne bo mieli domowego skrzata.]
- Więc będzie musiał się tego wszystkiego nauczyć. - Uważam, że to bardzo seksowne, kiedy mężczyzna zajmuje się domem i dziećmi, a przy okazji jest wyzywającym, męskim facetem. Nie tyczy się to mnie, ja jestem wilkołakiem, to inna kategoria. - drażniłem się dalej, chociaż mówiłem całkowitą prawdę. Ja naprawdę marzyłem o takim chłopaku. Jasne, miałem Syriusza, kochałem go jak szaleniec, ale nie narzekałbym, gdyby tylko był bardziej chętny do pracy w domu. - Sam powiedz, wyobrażasz sobie coś bardziej podniecającego niż mężczyzna w fartuszku, gotujący obiad i przygotowujący deser, kiedy wraca się z pracy do domu?
- Może powinieneś pomyśleć o kobiecie? - Syri uniósł brew. - To chyba bardziej pasuje do kobiety...
- Nie znasz się! - skarciłem go i spróbowałem się podnieść. - Moje plecy! - jęknąłem. - Moje biedne ramiona. Ważą tonę i zalano je od środka gipsem. Nie zegnę ich! - a jednak próbowałem i udało mi się, chociaż z trudem, bo musiałem pokonać ból. - Potter też umiera? - zapytałem chcąc podnieść się na duchu.
- Nie wiem, nadal śpi. Ale trzeba będzie go obudzić. Gdybyście zajęli się Skrzydłem Szpitalnym teraz, później mielibyście to z głowy i moglibyśmy wyjść wspólnie na błonia.
- Masz rację. Tym bardziej, że odetchnięcie świeżym powietrzem dobrze mi zrobi po wdychaniu środków czyszczących i odkażających. Zresztą, to sposób żeby nie natknąć się na McGonagall, a boję się, że nagle ją oświeci i zrozumie, że mogła mnie pozbawić odznaki prefekta po tym, co zrobiłem.
- Nie ma co gdybać. Nie zrobiła tego, więc ubieraj się, a ja obudzę tego idiotę. - dostałem do niego buziaka na powitanie i mogłem słuchać, jak mój chłopak walczy zaciekle z Potterem, który był w jeszcze gorszym stanie niż ja.
*
Zaledwie pojawiliśmy się z Jamesem w SS, a już mieliśmy na głowie panią Pomfrey, która wręczyła na po kubeczku śmierdzącego eliksiru.
- Nie patrzcie tak jakbym was planowała otruć, tylko pijcie szybko. Mamy w izolatce dwa przypadki wysypki i lepiej żeby wam się nie dostało w prezencie trochę zarazków. Pić, pić, szybko! - przechyliła nasze kubki niemal nas tym dławiąc. - Wspaniale. A teraz natrzyjcie się maścią odkażającą. Wszystkie miejsca odsłonięte, gdzie skóra może złapać zarazki. - wysmarowaliśmy się więc, jak nam kazała i mogłem tylko dziękować Merlinowi, że maść nie cuchnęła tak jak eliksir. - Maseczki, nowe rękawiczki i możemy działać dalej. - zakomenderowała i zmusiła nas tym samym do zajęcia miejsc przy drzwiach, z daleka od dwóch zajętych łóżek. Z tego, co widziałem, na jednym leżał niski, raczej drobny chłopak o włosach ciemnych, skręcających się mocno i sięgających za ramiona. Dostrzegłem, że z jednej strony głowę miał wysoko wygoloną, co sprawiało, że jego włosy układały się bardzo wymyślnie. To niemal nie pasowało do jego słodkiej buźki, która wyrażała niewinność i delikatność. A jednak w jego oczach kryła się złość i kpina, jakby miał już na koncie wiele nieszczęść, którymi wolałby się nie dzielić. Obok niego leżał zdecydowanie wyższy, chociaż chudszy chłopak. Jego włosy były krótko przystrzyżone, jasne, o grzywce sięgającej nasady nosa i zaczesanej na bok. Ten również miał w sobie coś słodkiego, chociaż nie mógł się równać z tamtym chłopcem. Obaj za to mieli ciała pokryte plamkami, siwe kręgi pod oczyma i drapali się, a przynajmniej próbowali, bo opiekunka SS zawiązała na ich rękach rękawice bokserskie, które miały uniemożliwić im drapanie się. Chyba niewiele z tego wyszło bo ocierali się ostro o rękawice i niezadowolonymi pomrukami komentowali taki stan rzeczy. Nie mogłem się im dziwić, bo sam nie chciałbym męczyć się z podobną wysypką. Drażniąca, swędząca i brzydka. Cieszyłem się, że dostałem maseczkę na twarz i natarłem się maścią, a teraz rozlokowany w kąciku koło drzwi, mogłem szorować bezpieczne baseny. One nie miały wysypki.
Razem z Potterem zajęliśmy się swoja pracą, każdy w innym kącie. Co jakiś czas patrzyłem na biednych chłopaków, którzy męczyli się ze swoją wysypką. Byłem trochę ciekaw, jak ją złapali, ale nie odważyłbym się do nich zbliżyć i zapytać. Nie, kiedy widziałem, jak bardzo ich to męczy.
Po jakimś czasie, baseny pochłonęły mnie całkowicie i przestałem zwracać uwagę na tę dwójkę. Nie sądziłem, że ich stan może się pogorszyć, więc wpatrywanie się w nich, nie mogło ani pomóc im, ani tym bardziej mnie. Moją uwagę zwrócił dopiero fakt, że jeden z chłopaków zaczął wołać Pomfrey. Zanim kobieta się zjawiła, wiedziałem już o co chodzi i wielkimi oczyma patrzyłem, jak wysypka się pogarsza i czerwone plamy na twarzy wyższego chłopaka zaczynają puchnąć, co upodobniło go po chwili do ropuchy.
- O, fuj! - jęknąłem i spojrzałem na Jamesa, który wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Musiał wyobrazić sobie siebie na miejscu tego chłopaka, albo nawet epidemię w szkole. - Cóż, obyś to ty się zaraził. - prychnąłem.
- I wzajemnie! - warknął w odpowiedzi. - Może czegoś byś się wtedy nauczył.
- Lekcja przydałaby się tobie. - syknąłem jeszcze zanim Pomfrey wyszła ze swojego pokoiku i szybkim krokiem podeszła do napuchniętego chłopaka. Niosła dla niego jakiś eliksir, cuchnący jeszcze bardziej niż ten, który mieliśmy pić my. Wątpiłem jednak by temu chłopakowi robiło to jakąś różnicę. Wszystko było lepsze od takiego wyglądu!
- Chłopcy, - pielęgniarka odwróciła się w naszą stronę, kiedy opuchnięty chłopak pił eliksir przez rurkę. - dokończcie czyszczenie magią i idźcie dalej. Lepiej żeby żaden z was się nie zaraził bo rozejdzie się na innych, a nie potrzebujemy zapełnionego Skrzydła Szpitalnego.
- A co jeśli już coś złapaliśmy? - głos Jamesa zabrzmiał piskliwie za co pewnie się nienawidził, a co mi dawało przewagę w tym starciu testosteronu, w jaki zamieniła się nasza kłótnia o zdradzanie sekretu Evans.
- Nie, na pewno nic wam nie będzie. Natarliście się, wypiliście co trzeba, zasłoniliście twarze. Będziecie zdrowi, ale lepiej nie kusić losu, skoro to ta gwałtowniejsza odmiana. - nie powiedziała nam nawet, co to za choroba, ale nie chciałem wnikać. Co mnie to interesowało? Ważne, że ja byłem cały i zdrowy. Resztę miałem w nosie!
- Tylko niech pani nie mówi nic profesor McGonagall. - rzuciłem od razu sięgając po różdżkę i pozbywając się brudu z basenów zaklęciami. Nie mogłem czekać w nieskończoność! Lepiej było się pospieszyć, bo jeśli kobieta się rozmyśli, albo ktoś przyjdzie nas skontrolować, wtedy utknę w dodatkowej karze zamiast uporać się z tym, co już miałem na głowie.
- A im nic nie będzie? - James nie wydawał się uspokojony zapewnieniami kobiety, która przewróciła oczyma.
- Potter, pozwól mi wykonywać swoją pracę w spokoju. Chcesz sam ich leczyć? - pytała całkowicie poważnie i nawet J. wyłapał aluzję, więc nie odzywał się więcej. Wrócił do basenów, chociaż był nerwowy, widziałem to w jego ruchach.
- Już zaczynasz czerwienieć, czyżbyś jednak się pochorował? Wysypka przyspieszona? - drażniłem go, co na pewno nie było sposobem na pogodzenie się z nim.
- Niedoczekanie twoje. - warknął na mnie. - Prędzej ty spuchniesz i z wilka zamienisz się w księżyc, niż mnie cokolwiek złapie.
W odpowiedzi mogłem tylko prychnąć. Dobrze wiedział, że nie lubię księżyca, ale sam go prowokowałem, więc nie mogłem się obrazić za coś takiego. Zresztą, moje przytyki były zdecydowanie bardziej wredne, więc musiałbym zgłupieć żeby mieć pretensje do kogokolwiek poza sobą, że temat księżyca został wyciągnięty.
Głupi Remusie, nigdy nie znajdziesz sposobu na pogodzenie się z Jamesem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz