niedziela, 25 maja 2014

Zdrajca

11 maja
- Zapomnij! Zrób to, a odgryzę ci język i wiesz, że nikt ci go nie odda! Nawet protezy nie będziesz miał na czym zawiesić! Nie żartuję! - byłem czerwony ze złości i na pewno bliski zrobienia czegoś głupiego, ale jak miałem się powstrzymać, kiedy James wyskoczył z tak głupim pomysłem? Co z tego, że jakimś cudem znowu mieliśmy prąd skoro Potterowi odwaliło?
- Muszę to zrobić, nie rozumiesz?! - irytował się James. - Jestem co do niej pewny, to dziewczyna mojego życia! Nie chcę jej okłamywać.
- A chłopakiem twojego życia też jest?! - piekliłem się zaciskając dłonie w pięści. Mam ci przypomnieć, że lubisz też chłopców?! Nie wolno ci o tym powiedzieć, bo to nie jest twoja tajemnica, jasne?!
- Ona nikomu nie powie! Zrozumie! Co mam jej mówić, kiedy o ciebie pyta, co?!
- Nic, cholera! Nic masz jej nie mówić! Co ją obchodzę ja?! No, sam powiedz! - jeśli mogłem jeszcze bardziej nienawidzić Evans to właśnie do tego doszło. - Ja i moje życie to nie jej zakichany interes, nie rozumiesz?! Co ją w ogóle obchodzi, co jest ze mną „nie tak”?! - głupia debilka właśnie tak zwykła mówić o mnie, jak wygadał się okularnik. Dobrze, że Syriusz i Peter nie mieszali się do tego starcia, bo nie wiem jak mogłoby się to skończyć, a naprawdę nienawidziłem takich dni, jak ten, kiedy coś się psuło.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od niewinnego pytania Jamesa, który chciałby powiedzieć Lily, że jestem wilkołakiem żeby wyjaśnić jej dlaczego jestem spokojny, a jednocześnie rozbrykany, dlaczego czasami nagle znikam, wyglądam na przeciętniaka, a jednak moja kondycja jest zadziwiająco dobra. Co ją to obchodziło?!
- Na twoim miejscu zastanowiłbym się, czy przypadkiem jej nie pociągam skoro się tak mną interesuje. - syknąłem patrząc wojowniczo na chłopaka.
- Wypluj to! Ona nie jest taka!
- A jaka jest?! Nienawidzi nas bo jesteśmy tacy a nie inni! Ja i Syriusz nie przedstawiamy dla niej żadnej wartości bo wie, że jesteśmy razem! Zresztą, ma mnie za dziwkę! Powiedziała to kiedyś wystarczająco wymownie, więc może sądzi, że i ona się załapie do mojego łóżka!
James był coraz bardziej wściekły, czerwony ze złości, a ja czułem się tak, jak on wyglądał.
- Wypluj to! - rozkazał ostatkiem sił trzymając nerwy na wodzy. Czułem to moim wilczym zmysłem, który w takich chwilach nigdy nie zawodził. Ale ja nie planowałem łagodzić sytuacji. James chciał mnie zdradzić, chciał powiedzieć mojemu wrogowi kim jestem. Nie mogłem do tego dopuścić!
- Nie wypluję czegoś co uważam za prawdę. - powiedziałem sykliwie i poczułem uderzenie w pierś, kiedy James rzucił się na mnie z pięściami. Cóż, nie zaprzeczę, że się tego spodziewałem. Syriusz wystartował żeby zabrać ze mnie Pottera, ale zrezygnował, kiedy zauważył, że sam podjąłem walkę. Nie miałem zamiaru dać się okładać bo on musiał się wyżyć za to, że mówiłem prawdę. Oddawałem mu starając się nie robić krzywdy, co doprowadziło do tego, że okładając się po plecach i możliwe celnie po twarzy, tarzaliśmy się po podłodze.
- Cholera jasna, to nie ring do wrestlingu! - Syriusz miał panikę w głosie i doskonale to rozumiałem. Do tej pory tylko się kłóciliśmy, ale nigdy nie okładaliśmy pięściami. Teraz obaj obrywaliśmy i to tylko dlatego, że nie mogłem dać z siebie wszystkiego, nie mogłem sięgać po siłę wilkołaka, jego szybkość i zwinność. J. nie miałby ze mną szans, a ja nie chciałem żeby mi to później wypychał. Wygrana przez wilkołactwo nie byłaby wcale taka chwalebna. Nie w tej chwili, kiedy właśnie o to poszło.
- Uważajcie! - wrzasnął Syri, ale było za późno.
W swoim szaleństwie wypadliśmy przez drzwi na schody i mało brakowało żebyśmy z nich zlecieli. W Pokoju Wspólnym zapanowała cisza, kiedy ja i James okładaliśmy się pięściami rozwalając wargę, łuk brwiowy, podbijając oczy. Ostatecznie byliśmy chyba w opłakanym stanie, kiedy dotarł do nas krzyk McGonagall, a w następnej chwili ostry podmuch wiatru przyszpilił nad do podłogi nie pozwalając dalej walczyć, chociaż próbowaliśmy się wyrwać. Musieliśmy wyglądać zabawnie i głupio, jak przewrócone na plecy karaluchy. Prawdę mówiąc wcale mi to nie przeszkadzało bo adrenalina i wściekłość w moich żyłach zamieniły się w płynny jad sączący się żyłami do wszystkich komórek ciała.
- Co to ma znaczyć?! - nauczycielka była wyraźnie zdenerwowana, kiedy wchodziła po schodach. Trzeba mieć szczęście, żeby bić się z BYŁYM przyjacielem i trafić na moment, kiedy ona pojawiła się w dormitorium. Zresztą, i tak nic to nie zmieniało bo moja przyjaźń z Potterem dobiegła końca. Był zdrajcą! I pozwolił by baba zniszczyła naszą wieloletnią współpracę!
Syri i Peter wypadli przez drzwi najwyraźniej uznając, że ukrywanie się nie miało sensu.
- Chcieliśmy ich powstrzymać, ale rzucili się na siebie jak zwierzęta i nie mogliśmy nic zrobić. - wyjaśnił pospiesznie Peter, który na pewno nie chciał mieć problemów z powodu sprzeczki mojej i Jamesa.
- O co poszło? - zapytała ostro kobieta, ale nikt jej nie powiedział, co wyraźnie ją rozwścieczyło, ale nie naciskała. - W takim razie obaj będziecie czyścić łazienki na wszystkich piętrach zamku! - powiedziała ostro – I nocniki w Skrzydle Szpitalnym! Od dzisiaj! - jej wzrok palił i zamrażał jednocześnie. - Od razu was tam zabiorę. - wiatr krępujący nasze ruchy uspokoił się, ale ledwie to nastąpiło, a znowu mieliśmy zamiar wydrapać sobie oczy, więc kobieta musiała nas unieruchomić całkowicie i kolejnym zaklęciem podnieść z ziemi, jak rzeczy martwe. To było upokarzające. Wszyscy patrzyli na nas, widzieli nasze poniżenie. Dwóch krwawiących, powoli puchnących chłopaków z głupimi wyrazami twarzy frunie w powietrzu w stronę wyjścia z dormitorium. Dwaj przyjaciele, a teraz wrogowie. To było hańbiące. - Wami zajmę się później. - zwróciła się najwyraźniej do Syriusza i Petera, kiedy ja i okularnik byliśmy już przy dziurze za portretem przez, który wylecieliśmy leżąc na brzuchach, o ile to właściwe określenie, kiedy wisi się w powietrzu.
Byłem wściekły, że przez tego osła, śmierdzącego trolla, dostało mi się i jeszcze się dostanie, bo w to nie wątpiłem. Może sprawę załagodzi fakt, że nie dawałem z siebie wszystkiego?
Wylądowaliśmy w Skrzydle Szpitalnym, gdzie natarczywe spojrzenia znajomych z Pokoju Wspólnego oraz ciekawskie mijanych po drodze osób, zamieniły się w jedno zaskoczone spojrzenie pani Pomfrey. Sam nie wiem, co było gorsze.
- A to... - zaczęła.
- Dwaj wojownicy, którzy wyczyszczą baseny i łazienki w całym zamku. Z wrażenia znieruchomieli. Możesz się zając ich ranami? - McGonagall nadal była zła i nie współczuła nam ani trochę. Tym czasem Pomfrey popatrzyła na nas uważniej i wróciła do swojego gabineciku po potrzebne środki. Kiedy się nami zajmowała, nadal byliśmy unieruchomieni. Czułem pieczenie na brwi i ociężałość powieki, która się zamykała póki pielęgniarka nie przycisnęła mi do oka zimnego, paskudnie miękkiego sztucznego mięsa. Paskudztwo śmierdziało środkiem odkażającym, a ona przywiązała do do mojej głowy bandażem i to samo zrobiła z Jamesem. Wyglądał równie debilnie jak ja, czy może bardziej?
- Myślę, że to wszystko. Obaj mogą patrzeć na oko, które jest w lepszym stanie, więc mogą od razu zabrać się za szorowanie basenów. Zaraz wam przyniosę wszystkie 100, które mamy. - ona także odczuwała satysfakcję z powodu naszej kary. Było to po niej widać. McGonagall w tym czasie postawiła mnie w jednym kącie wielkie izolatki, a okularnika w drugim. Dostaliśmy miski z wodą, rękawice, wszystkie niezbędne przybory do szorowania i mieliśmy zakaz mówienia jeśli nie planujemy szczotkować zamku przez następne dwa miesiące. Widać zdaniem nauczycielki powinniśmy być wdzięczni za to, że każdy kibel miał być wyszczotkowany przez nas tylko raz. Osobiście nie zgadzałem się z tym przejawem wielkoduszności, ale nie powiedziałem ani słowa, kiedy już odzyskałem możliwość poruszania się i wysławiania. Nie było sensu kusić losu, jeśli kara nie spadłaby na nas obu, ale tylko na mnie. Lepiej przyjąć upokarzające zadanie teraz, bo nie zamieniło się jeszcze w upokarzającą procesję, która trwałaby do końca roku szkolnego. I tak wiedziałem, że moi rodzice dowiedzą się o wszystkim i tylko miałem nadzieję, że nie dojdzie to do dyrektora. Nie chciałem żeby uznał mnie za brutalnego i niebezpiecznego, a później wyrzucił ze szkoły. Jak to możliwe, że nie pomyślałem o tym wcześniej?! Jeśli mnie wyrzucą... Poczułem silny uściska strachu zamykający moje wnętrzności w kokonie bezlitosnej, zimnej pięści. Umarłbym, gdyby mnie wyrzucili! Nie miałbym żadnej przyszłości i na pewno nie zostałbym detektywem ani nikim innym. Miałem jeszcze większą ochotę zabić Pottera za to do czego mnie doprowadził. Przecież ja nie mogłem nawet powiedzieć nikomu o co nam poszło bo nikt nie wiedział, że odkryli mój sekret! Sytuacja beznadziejna.

1 komentarz:

  1. Post super ciekawe jak się to dalej rozwinie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń