niedziela, 22 czerwca 2014

Dalej źle

15 maja
Wczoraj osiągnąłem swój cel i uniknąłem zajęć z Wavele umierając z powodu bólu głowy, który dał mi się we znaki przez dobrych kilka godzin, a ostatecznie uniemożliwił mi skupienie się na lekcjach. Biorąc pod uwagę późniejszą przemianę, na której nie było ze mną nikogo, poszło całkiem nieźle. Pomfrey zaprowadziła mnie do Wrzeszczącej Chaty i obiecała po mnie przyjść, a teraz zostawiła mnie zabandażowanego na korytarzu. Cóż, mój wilkołak był wściekły na wszystko i wszystkich. Wiedział, że coś w moim życiu jest na najgorszej możliwej drodze, może nawet rozumiał, że swoją złość powinien skierować w stronę dwójki moich przyjaciół i dlatego tak się wściekał, dlatego moje ciało było w zadrapaniach i siniakach, a dom zrujnowany od środka. Tak, mój wilkołak był bardzo, bardzo zły, bardzo, bardzo rozżalony. Nie dziwiłem mu się, bo przecież byłem taki sam przez ostatnie dni.
Nie chciałem wracać do pokoju, więc postanowiłem poczekać do otwarcia biblioteki i zaszyć się w niej do śniadania. Byłem naprawdę zdziwiony, kiedy okazało się, że biblioteka jest otwarta, a bibliotekarka zajmuje się już układaniem książek we „właściwszych” miejscach, a przy jednym ze stolików już ktoś siedział. Przeszył mnie dreszcz rozpoznania, kiedy patrzyłem na szczupłą, wysoką sylwetkę. Kiedy kończy się przypadek, a zaczyna przeznaczenie?
- Wybacz, nie wziąłem długopisu, nie spodziewałem się tutaj nikogo o tej porze. - powiedziałem podchodząc od tyłu do chłopaka, który odwrócił się szybko. Chyba go trochę wystraszyłem. Nic dziwnego, na jego miejscu sam byłbym przerażony, oczywiście będąc zwyczajnym czarodziejem, gdyby ktoś zaszedł mnie znienacka i od razu czegoś ode mnie chciał.
- Ah, to ty. - miałem wrażenie, że mu ulżyło. Czyżby on także kogoś unikał? - Przepraszam, to źle zabrzmiało. - zarumienił się całkiem uroczo. - Po prostu... bałem się, że to ktoś inny.
- Doskonale to rozumiem. - przyznałem uśmiechając się do niego zachęcająco, jak sądziłem. - Sam kogoś unikam ostatnimi czasy. Nieporozumienia dają czasami w kość. W moim przypadku właśnie tak było, ale nawet nie chcę się dowiedzieć, o co mogło chodzić. Mogłoby się to skończyć jeszcze gorzej.
- W moim przypadku chodzi o coś, co powiedziałem, a co zostało źle odebrane. Nie miałem złych intencji, ale stało się. Teraz muszę się ukrywać, że tak powiem. - moja szczerość sprawiła, że i on się otworzył, co podniosło mnie na duchu. Bracia w nieszczęściu. Kogoś takiego było mi trzeba. Od razu poczułem się lepiej mając go obok siebie.
- Więc nasze problemy wcale nie są od siebie bardzo oddalone. - starałem się podtrzymać rozmowę.
- Przysiądź się i tak nie idzie mi czytanie. - zamknął książkę, której tytułu nie kojarzyłem nawet, chociaż znaczyło to, że nie należała do moich ulubionych.
- Dziękuję. Tak na pewno będzie nam łatwiej rozmawiać. - znowu się uśmiechałem. Chciałem być możliwie najmilszy żeby między mną, a Christopherem nawiązała się nić koleżeństwa, która pomagałaby nam w poradzeniu sobie z naszymi problemami. - Kiedyś rozmawiałem o wszystkim z przyjacielem, ale przeniósł się do innej szkoły. Teraz trochę cierpię na niedobór spowiednika. To do niego chciałem napisać, kiedy pożyczyłeś mi długopis.
Chłopak skinął głową i bawił się pieszcząc palcami okładkę książki.
- Mój problem dotyczy przyjaciela, więc też raczej nie mogę się mu wygadać. Tak jest, kiedy nie trzyma się gęby na kłódkę. Ale w sumie byłem trochę naćpany lekami, wiesz zresztą o co chodzi. - teraz to ja skinąłem. Ciężko byłoby zapomnieć taką opuchliznę, tak samo jak on nie zapomniał tego, który widział jego upokorzenie. Ale nie ma tego złego, skoro teraz mieliśmy okazję ze sobą rozmawiać. Może właśnie tego obaj potrzebowaliśmy? Niezobowiązującej rozmowy, którą można by porównać do zdrady mającej pozwolić już i tak zdradzonemu kochankowi na odegranie się, na uspokojenie nerwów. Naturalnie nie planowałem nikogo zdradzać, ale chciałem tak o tym myśleć żeby coś osiągnąć w walce z samym sobą. Gdyby tylko było to możliwe.
- Więc może powinniście jednak ze sobą porozmawiać? Przyjaciele wybaczają... Albo i nie. - westchnąłem głośno. - Wybacz, nie jestem osobą, która powinna udzielać ci rad. Niedawno biłem się z jednym z przyjaciół i od tamtego czasu jesteśmy na wojennej ścieżce i życzymy sobie wszystkiego najgorszego. Nie, zdecydowanie nie powinienem udzielać rad. Tym bardziej, że niedługo później miałem kłopoty z drugim, tym, z którym teraz staram się nie spotkać. Jestem beznadziejny, więc nie pomogę.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się już szczerzej. - A te wszystkie bandaże, coś ci się stało? 0 wskazał te na moich rękach, które było doskonale widać z winy koszulki z krótkim rękawem, jaka miałem na sobie.
- To nic takiego. Jestem straszna pokraką i trochę się pokaleczyłem, ale już się wszystko powoli leczy, chociaż to raczej niemożliwe, bo załatwiłem się tak wczoraj wieczorem. - musiałem coś wymyślić na wypadek gdyby pamiętał, że spotykając mnie wczoraj nie zauważył niczego.
- To jeden z tych przyjaciół, z którymi się posprzeczałeś? - zapytał Chris wskazując stojącego w drzwiach biblioteki chłopaka. Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany. Czarne włosy miał w nieładzie, jakby przed chwilą wstał. Tak, to był mój, albo już wcale nie mój, Syriusz. Odwróciłem jednak od niego wzrok ledwie moje spojrzenie spotkało się z jego.
- Tak, to jeden z nich, Ten drugi. Nie chcę z nim rozmawiać, więc nie zwracaj na niego uwagi. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Na przykład o twoich zainteresowaniach. Bardzo mnie to interesuje, bo pozwoli nam poznać się lepiej. Ja na przykład lubię czytać powieści przygodowe, jestem uzależniony od słodyczy i jestem raczej bardzo grzeczny, chociaż ostatnio dużo psocę.
- Interesująca charakterystyka. - rzucił okiem na Syriusza, który nadal stał jak skończony idiota w drzwiach i obserwował nas. Poprosiłem chłopaka by go zignorował, więc ten ciągnął. - Ja czytam, kiedy muszę, tak jak dzisiaj. Jestem tchórzliwy, okropny jeśli chodzi o latanie na miotle, ale lubię zielarstwo. Rośliny to nie ludzie, więc są łatwiejsze w obsłudze. O, i nie lubię zwierząt. Żadnych. - skrzywił się, co wywołało mój śmiech. Wyglądał przy tym jak dziecko, więc nie mogłem się powstrzymać i roześmiałem się kręcąc głową. - Hej, nie śmiej się! - prychnął – Wiem doskonale jakie okropne miny robię, ale to już część mnie.
- To bardzo interesujące. - powiedziałem uspokajająco. - Moja twarz nie jest aż tak plastyczna. To pewnie przydatne czasami. Ale trzeba uważać, kiedy się coś kombinuje, prawda? Łatwo się zdradzić.
Nasza rozmowa ciągnęła się przez dwie godziny, a Black uznał, że jego obecność nie ma żadnego znaczenia dla mnie, ponieważ ignorowałem go całkowicie, a na domiar złego flirtowałem z jakimś obcym chłopakiem. Nie szkodzi, że osobiście wcale bym tego tak nie nazwał. Podejrzewałem jednak, że tak właśnie to wyglądało, więc przyjąłem to za pewnik i nie przeżywałem. Syriusz zasługiwał na to, żeby utrzeć mu nosa. Niech teraz nagadają się z Wavelem o tej sytuacji, ja miałem to w poważaniu! Zranili mnie, nie tylko tamtym dotykiem, co faktem, że nie byłem poinformowany o tak bliskich stosunkach, jakie ich łączyły. Cóż, niech Syriusz widzi, że nie jest jednym mężczyzną, z jakim mogę rozmawiać. Tym bardziej, że Christopher nie był może w moim typie, ale był uroczy. Z Syrim nie mógł się równać, ale i tak był wystarczająco słodki żeby się podobać.
Zastanowiłem się nad moimi możliwościami na najbliższy czas na kontynuowanie fochów i stwierdziłem z powagą, że muszę się tym trochę pobawić. Były chwile, kiedy wszystko mi się udawało i takie, gdzie nic szło po mojej myśli, a wojna ze samym sobą dawała mi popalić. I o tyle w lepszej sytuacji mogły być inne osoby. Były mniej uciążliwe, kiedy ja przekraczałem granice swoich możliwości bycia okropnym. I w imię czego? W imię złości i zazdrości, które irytowały mnie samego, a co dopiero innych, którzy mieli ze mną do czynienia.
Miałem ochotę na słodycze, naprawdę do mnie wróciła, chociaż jeszcze niedawno nie mogłem spoglądać na czekoladę, która kojarzyła mi się z szczęśliwymi chwilami.
Pożegnałem się z nowym kolegą, kiedy uznałem, że nadszedł czas na śniadanie i zachęciłem go żeby nie rezygnował z tej odrobiny przyjemności z winy jakiegoś nieporozumienia. Przecież jedzenie na pewno go odstresuje i pomoże mu zebrać myśli i siły na działanie i powrót do dawnych, dobrych stosunków z przyjacielem, kiedy ten zdecyduje się na współpracę. Przekonywałem go, że i tamtemu chłopakowi musi go brakować, bo to było oczywiste. Przyjaciele nie zapominają o sobie tak łatwo. Nie ważne, kiedy i o co się posprzeczają. Coś o tym wiedziałem, chociaż ja byłem zbyt dumny, żeby wyciągnąć rękę na zgodę.
Wziąłem głęboki oddech, rozmasowałem ramiona i postanowiłem stanąć twarzą w twarz z tym, co czekało na mnie w Wielkiej Sali. Nie przewidziałem tylko zderzenia, jakie nastąpiło, kiedy miałem przekroczyć próg. Remus Lupin, wilkołak, został niemal zmiażdżony ciałem drobniejszego od siebie chłopaka, który powalił go na ziemię i przycisnął swoim ciałem do podłogi. Cóż, widać nawet ja nie byłem niezniszczalny, a ten drobny ktoś strasznie się spieszył skoro teraz leżał na mnie i nie do końca rozumiał, co się dzieje. Zresztą, ja też niewiele widziałem, gdyż burza pachnących słodkim szamponem włosów zasłaniała mi wizję.

2 komentarze:

  1. Robi się coraz ciekawiej i super jest to że Remus nie załamuje się totalnie i choć trochę daje popalić Syruiszowi. Już niecierpliwie się na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje pacyfistyczne poglądy idą się rozmnażać i mam ochotę zrobić Remusowi poważną krzywdę.
    Zachowuje się jak dzieciak.

    OdpowiedzUsuń