środa, 18 czerwca 2014

Szaleństwo

14 maja
Umierałem. Moja głowa zamieniła się w zmaltretowaną przez dzieci piłkę. Mógłbym z nią z powodzeniem podrzucać i nie czułbym żadnej różnicy. Ból był wystarczająco wielki, żeby nie dało się bardziej cierpieć. Pomfrey przebadała mnie całego obawiając się, że może to początek choroby. Powodów mogło być wiele. Pełnia, pogoda, zdenerwowanie z powodu Syriusza. Na szczęście podróż do Skrzydła Szpitalnego sprawiła, że nie musiałem się z nim widzieć. Nadal nie wiedziałem czy jestem na niego zły, czy tylko rozżalony tym, że ma kogoś bliskiego, podczas gdy ja straciłem Shevę.
- Starzejesz się, Remusie. - szkolna pielęgniarka powiedziała dokładnie to, o czym w tamtej chwili myślałem. Zawahałem się nawet, nie będąc pewnym, czy nie czyta mi w myślach. - Pierwsza zmarszczka – dotknęła nasady mojego nosa – Za dużo się marszczysz i już ci została.
- Nie! - naprawdę się przejąłem i zacząłem masować nasadę nosa i czoło – Nie mogę się już zestarzeć! - raczej nikomu w moim wieku nie uśmiechałby się fakt zmarszczki, jakiejkolwiek. A co dopiero wilkołakowi, któremu groziło szybkie zmienienie się z niedorajdy w brzydala?
- Przesadzasz, widzę to po twojej minie.
- Nie przesadzam. Sama pni mówiła, że mam zmarszczkę! To za wcześnie na zmarszczki!
- Zniknie jeśli nie będziesz się tak marszczył. - syknęła karcąco i podała mi tabletki. - Łykaj. - wyciągnęła w druga moją rękę kubeczek i przypilnowała żebym wypił wszystko do dna. - Nie wiem, kiedy zaczną działać na wilkołaka, ale w razie problemów przyjdziesz tutaj znowu i podam ci kolejną dawkę.
- A coś na zmarszczki? - nie dawałem za wygraną.
- W głowę, pasuje? - puknęła mnie w czoło – Daj spokój, Remusie, bo przez ciebie to mi się zrobią zmarszczki. Wtedy będzie dopiero strasznie. - musiała mieć wyjątkowo dobry humor, bo w każdych innych okolicznościach dostałbym od niej bardzo surowe upomnienie.
Nie mogłem dłużej kręcić się po Skrzydle Szpitalnym, więc zabrałem swoją obolałą głowę do jadalni, chociaż wolałbym nadal unikać miejsc, w których mogę natknąć się na Syriusza. Byłem przerażony tym, jak bardzo obawiam się spotkania z moim chłopakiem. To tylko pogarszało mój opłakany stan obolałego wilkołaka. Zupełnie jakbym był kobietą i cierpiał z powodu spóźniającego się okresu. Fuj! Zresztą, mój futrzasty problem i tak był przerażająco podobny do kobiecych dolegliwości każdego miesiąca. Nie chciałem żeby doszły do tego problemy z nerwami, bo już w ogóle wyszedłbym na paskudę rozstrojoną ciążowo. Ble! Remusie Lupin, powinieneś leczyć swoje dolegliwości.
Miałem szczęście. Syriusza nie było w Wielkiej Sali, a i nauczyciela run tam nie zastałem. Obawiałem się jednak zajęć z nim. Może powinienem coś wymyślić, żeby ich uniknąć? Przynajmniej w tym tygodniu. Ten ból głowy był pewnym rozwiązaniem. Jeśli będzie na tyle silny żeby dać mi się na poważnie we znaki, będę mógł spędzić tę godzinę w Skrzydle Szpitalnym. Już od samego myślenia o tym czułem, że jestem na dobrej drodze żeby nie być w stanie iść na runy. Czułem jak skręca się mój żołądek, a wirowanie i ból głowy bliskie są wymuszenia wymiotów. Musiałem się uspokoić żeby móc zjeść śniadanie. Bez niego miałbym spore problemy żeby przetrwać dzień. Byłem wilkołakiem, musiałem jeść! Przemiana wyciśnie ze mnie wszystkie poty! Samotna przemiana. Uświadomiłem sobie to dopiero w tej chwili. Nie chciałem żeby Syriusz pojawił się w Chacie, kiedy będę wilkołakiem. Nie stracę pamięci o tym, co się działo. Już nie. A to oznacza, że będę miał spore problemy z opanowaniem się. Nie chciałem go skrzywdzić, gdyby mnie poniosło, a nie mogłem być pewny swoich zapędów. Czy powinienem wspomnieć o tym Syriuszowi? Nie, jeszcze nie. Może, kiedy będę się już oddalał do mojej samotni? Tak, to byłby najlepszy moment.
Zjadłem możliwie najszybciej, żeby nikt mi się nie zwalił na głowę. Potter nie podejdzie, Syriusz na pewno by się przykleił, Peter przysiadłby się, ale nic nie mówił. Zardi była spostrzegawcza, mogłaby zauważyć, że coś nie gra, a wtedy czułbym potrzebę opowiedzenia jej o wszystkim. Teraz, kiedy Sheva wyjechał, to ona była dla mnie kimś komu mógłbym wyjawić nawet te najbardziej wstydliwe sekrety. Wolałem żeby nie znała ich jak najdłużej. Nie byłem kimś, kto lubi mówić o sobie, o problemach.
Czułem się okropnie, a poczułem jeszcze gorzej, kiedy Syri wszedł do Wielkiej Sali. Dopiłem sok czując nieprzyjemne dreszcze na całym ciele. Po prostu nie mogłem się przełamać. Nie chodziło o nic konkretnego. Coś mnie zwyczajnie krępowało, jakbym działał przeciw sobie za każdym razem, kiedy tylko przyszło mi do głowy, że wypadałoby dać sobie spokój. Nie, nie było mowy. Nie, nie mogłem przejść na tym do porządku dziennego ot tak sobie.
- Remusie....
- Proszę cię, nie. - westchnąłem, a moje ciało coś rozrywało od środka. - Nie wiem kiedy będę przygotowany na rozmowę z tobą, ale nie teraz. Nie dzisiaj. - wstałem z miejsca i spojrzałem na chłopaka, który spoglądał na mnie żałośnie. - Nie, Syriuszu. Nie dzisiaj. Może nawet nie jutro. Nie wiem, kiedy. Nie wiem, ale powiem ci, jeśli się dowiem.
- Remusie, błagam...
- Nie potrafię. Jeszcze nie. Po prostu pozostańmy w zawieszeniu na jakiś czas. - nie mogłem dłużej na niego patrzeć. Musiałem pogodzić się z samym sobą, odnaleźć w sobie odpowiedzi. Bez tego nie zaszedłbym nigdzie.
Wyszedłem z Wielkiej Sali szybko. Nie byłem przybity, ale roztrzęsiony, co tylko potwierdzało powagę całej tej sytuacji. Zupełnie jakby ktoś mną sterował i mówił mi, że nie mogę od razu rzucić się w ramiona Syriusza. Nie chciałem wiedzieć, jaka jest prawda, co łączy Syriusza i nauczyciela run. Przecież sam wysłałem mojego chłopaka by uczył się od Wavele flirtowania. Czym to zakiełkowało?
Postanowiłem napisać do Shevy. Wyznać mu wszystko z mojego punktu widzenia, szukać pomocy, porady. On znał się na ludziach, on mnie rozumiał, więc mógł mi pomóc w zrozumieniu swojego zachowania.
Pomyślałem o planach na wakacje, które teraz wydawały się jeszcze bardziej zagrożone. Najpierw wojna z Jamesem, teraz problemu w moim małym raju. Wszystko się sypało. Może za bardzo przyzwyczaiłem się do tego spokoju, w jakim rozpływałem się do tej pory?
Na schodach minąłem znajomą twarz chłopaka, który niedawno chorował poważnie i puchł w SS. Teraz wyglądał normalniej, chociaż na jego twarzy nadal było widać blizny po rozdrapanej wysypce. On chyba też mnie rozpoznał, bo wgapiał się we mnie, chyba chciał się uśmiechnąć. A jednak minęliśmy się w całkowitym milczeniu, nie odważyliśmy się na żaden gest. Dlaczego? Nie znaliśmy się może, ale przecież nie zaszkodziłoby gdybyśmy się poznali. Jeden uśmiech, krótka rozmowa i już miałbym nowego znajomego. Już mógłbym oderwać myśli od przykrego incydentu, który nie dawał mi spokoju. Jakie w ogóle miałem szanse na poznanie kogoś jeśli do tej pory nie nawiązałem z nim kontaktu?
- Hej, zaczekaj! - usłyszałem za sobą lekko piskliwy i nieśmiały głos. Odwróciłem się i zobaczyłem, że chłopak idzie w moją stronę z wyciągniętym przed siebie długopisem. - Chcesz coś napisać, prawda? Atrament się skończył, więc jeśli nie masz niczego swojego, nie napiszesz listu. Weź. - wręczył mi swój. Z lekkim rozbawieniem zauważyłem, że był dziecinny, z jakimś motywem z kreskówki dla mugoli. Widząc, że się przyglądam, chłopak zarumienił się. - Mojej siostry, pakowałem się na szybkiego i wziąłem go przez przypadek, więc z niego korzystam. - wyjaśnił chyba bardziej sobie niż mnie.
- Jest... interesujący. Dziękuję. - odpowiedziałem uśmiechając się mimowolnie.
- No to ja już pójdę. Oddasz mi go przy okazji. - całkiem szybko się oddalił zanim oprzytomniałem i zawołałem za nim.
- Jak ci w ogóle na imię?! Ja jestem Remus! - scena jak z kiepskiego romansu, z tym tylko, że to nie było romans.
- Christopher! Ale możesz na mnie mówić, jak ci się podoba. Mało kto pamięta moje imię.
- Ja zapamiętam, Christopherze! - zapewniłem i pomachałem jego długopisem. - Jeszcze raz dziękuję. Oddam możliwie najszybciej. - zapewniłem, a on tylko skinął głową i zwyczajnie odszedł, jakby nic się nie wydarzyło, jakby mnie nie zaczepił. Może to normalne zachowanie... Przecież w życiu codziennie spotykało się setki ludzi i nie robiło się z tego takiej afery, jak ja miałem w zwyczaju.
„Remusie Lupinie, zamieniasz się w babę.” powiedziałem do siebie w myślach. „Zaczynasz przeżywać nawet najmniejsze pierdoły. Czas zacisnąć tyłek i zachowywać się jak mężczyzna!” doskonale wiedziałem, że to niemożliwe. Byłem skazany na beznadziejność, bo po prostu byłem beznadziejny.

3 komentarze:

  1. Genialne!

    Uff,wreszcie udało mi się przebrnąć przez wszystkie te niesamowite rozdziały do tych aktualnych...zazdroszczę ci talentu i cieszę się,że wreszcie znalazlam genialne,genialne opowiadanie o Huncach ..no wiesz koooocham Yaoi <3

    Z niecierpliością czekam na kolejny rozdział i taaak wiem,jestem beznadziejna i mój kom też :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozwój wypadków się tu odbywa, mam tylko nadziej że jakoś się to wszystko dobrze rozwiąże.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dawna nie powiedziałam nic tak wprost, ale sytuacja mnie do tego zmusza:
    Ale Remus mnie wkurwia, o ja cie

    OdpowiedzUsuń